Temat: Kolizja - najechanie w tył - czyja wina?
Sytuacja wygląda następująco.Ja poruszający się droga główną zbliżam się do skrzyżowania w kształcie litery "T". Z drogi podporządkowanej wyjeżdża bus z lawetą w moją stronę, skręcając w lewo. Równocześnie z końcem lawety wyjeżdża osobówka skręcając w prawo. Osobówka po przejechaniu ok. 30 m zatrzymuje się, chcąc skręcić w lewo w leśną drogą (bez włączenia kierunkowskazu). Kierującym jest starszy Pan.
(zdarzenie poza obszarem zabudowanym, droga szosowa)
Ja wiedząc, że nie wyhamuję chcę początkowo wyprzedzać lewym pasem, ale widzę, że gość chce skręcić w lewo, odbijam w prawo. On zatrzymuje auto na środku drogi i walę mu w prawy narożnik. Na drodze ślady hamowania.
Świadkowa zeznaje, że pędziłem wyprzedzając ją wcześniej i 2 inne auta. Miejsce miało zdarzenie w dozwolonym obszarze na linii przerywanej.
Policja kieruje sprawę do sądu, lecz sugeruje głośno, że to ja jestem winien i zabierając przy tym prawo jazdy.
Jak to widzicie? Z mojej perspektywy gość wyjeżdżający z drogi podporządkowanej jest winny. Zatrzymujący auto po przejechaniu kilku metrów blokuje dwa pasy, nie dość, że wymusił pierwszeństwo.
Policja tłumaczy się zasadą ograniczonego zaufania, ale co to za ograniczene zaufanie, skoro gość ma STOP i wyjeżdża. Po co w takim razie są znaki drogowe?
Wiem, najlepsza w tym przypadku kamerka, ale takowej niestety nie było.