Temat: spready
Panie Mariuszu, porusza Pan szereg różnych ciekawych wątków, ale niestety z wieloma Pana stwierdzeniami się nie zgadzam.
Po pierwsze CHF to waluta, która należy do tzw. save haven - jak to Pan Jacek określił "kryzysowe inwestycje". Jak Pan dobrze pamięta, to w 2008 roku świat przeżył załamanie gospodarcze, które było największe od kilkudziesięciu lat, jak nie w całej historii gospodarki światowej i do tej pory liżemy rany (np. monetyzacja długu w USA - QE3). Nic więc dziwnego, że inwestorzy podejmowali decyzje, żeby inwestować w najbardziej bezpieczne, ich zdaniem, aktywa, tj. złoto, czy frank szwajcarski i nasi ministrowie, czy też nawet nasi kredytobiorcy nie mieli praktycznie żadnego wpływu na wzrost wartości franka. Czymś naturalnym jest również utrata wartości walut krajów wschodzących, do których Polska również się zalicza i też nie doszukiwałbym się tutaj spiskowej teorii dziejów.
Innym efektem, który ma wpływ na umocnienie CHF, czy JPY jest zaciąganie kredytu w walutach, które mają najniższe oprocentowanie i inwestowanie uzyskanych środków w walutach o wyższym oprocentowaniu - tzw. carry trade. Jest to coś zupełnie naturalnego na świecie i nie ma co na siłę doszukiwać się w tym jakiś sił nadprzyrodzonych. Może nie będzie popularne to co teraz napiszę, ale nikt nikogo nie zmusza do zaciągania kredytu w walucie, w której nie ma przychodu.
Co do zysków instytucji finansowych - nie będę ich bronił, ale ich rola sprowadza się do pośrednika i proszę mi wierzyć, że po wejściu ustawy antyspreadowej straciły gigantyczne źródło dodatkowego dochodu. Po pierwsze muszą teraz obracać gotówką szwajcarską, co jest dość kosztowne, po drugie straciły co najmniej 5% dodatkowego zysku na całym obrocie we frankach, czy euro. Pisząc, że teraz mają tanią walutę i mogą ją sprzedawać importerom, po prostu Pan ironizuje. Po pierwsze nie ma w Polsce aż tak wielu importerów, którzy sprowadzają towar ze Szwajcarii (proszę zerknąć na udział tego kraju w naszym bilansie handlowym), po drugie CHF/PLN jest na tyle płynną walutą, że banki mogą ją kupić na rynku międzybankowym bez najmniejszego problemu. Proszę tylko nie pisać o bid-offer spreadzie, który dla banków wynosi mniej niż 30 pipsów, a jeśli bank będzie market traderem, to dodatkowo kupi na rynku jeszcze po lepszym kursie.
I jeszcze jeden mit - napisał Pan, że banki były świadome, że kurs pójdzie w górę i dlatego tak chętnie udzielały kredytów we frankach.
Teoretycznie dla banku nie ma najmniejszego znaczenia jaki jest kurs waluty, w której Klient bierze kredyt. Dlaczego? Wykonuje transakcję odwrotną na rynku dokładnie w dniu podpisania kredytu i ryzyko kursowe na całej transakcji bierze tak naprawdę na siebie. W praktyce, gdy kurs drastycznie rośnie, a Klient przestaje spłacać kredyt, to bank zostaje z otwartą pozycją terminową po kursie historycznym i strata może być znacznie wyższa od wartości nieruchomości, która jest zabezpieczeniem takiego kredytu. Wpuszczanie Klienta na minę nie miałoby najmniejszego sensu i proszę mi wierzyć, że każdy bank chciałby udzielić kredytu po najwyższym możliwym kursie, a później przez 30 lat spać spokojnie. Nie mają jednak kryształowej kuli :) Próba ratowania sytuacji przez polityków jest czystym populizmem. 1 mln potencjalnych dodatkowych wyborców. Równie dobrze mogą znieść akcyzę, opłaty OC i naprawę samochodów na koszt państwa, efekt będzie jeszcze lepszy.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 30.10.13 o godzinie 12:15