Temat: Zadania z egzaminu maklerskiego
Wolny rynek dla maklera i doradcy Najpierw komisje. ...później cały system Egzamin to mało Najwyższy czas na zmiany Egzaminy są potrzebne Stanowisko Związku Maklerów i Doradców Rynek wie najlepiej
UKNF chce podnieść
poprzeczkę członkom
komisji egzaminacyjnych.
To początek liberalizacji
rynku doradców i maklerów.
Zapowiadają się rewolucyjne zmiany w egzaminach na maklerów papierów wartościowych, maklerów giełd towarowych, a szczególnie doradców inwestycyjnych,. Urząd Komisji Nadzoru Finansowego (UKNF) zrobił już pierwszy krok. - Rozpoczął się proces zmian związany z systemem egzaminowania maklerów i doradców - potwierdza Piotr Radziwonka, zastępca dyrektora departamentu pośredników finansowych i radca prawny w UKNF. Najpierw komisje.
Stanisław Kluza, przewodniczący KNF, podniósł w niedawnym zarządzeniu (nr 27/2010 z 29 kwietnia wraz z załącznikiem) oczekiwania wobec kandydatów na członków komisji egzaminacyjnych. To oni układają pytania na sprawdziany dla maklerów i doradców. Obecnie w skład komisji wchodzą pracownicy UKNF, naukowcy i praktycy rynkowi. Teraz ta ostatnia grupa nie powinna już znaleźć się w komisjach egzaminacyjnych. Pozostali powinni dodatkowo legitymować się nieposzlakowaną opinią i brakiem konfliktów interesów. W komisjach nie będzie już miejsca dla członków organizacji zawodowych (np. Związku Maklerów i Doradców - ZMiD) oraz osób prowadzących odpłatne prelekcje i wykłady dla kandydatów na doradców i maklerów w ostatnich trzech latach. Na odpłatnych kursach zorganizowanych przez ZMiD wykładali tymczasem członkowie władz związku, którzy zasiadali później w komisjach. Co z nimi? - Proszę zwrócić uwagę, że użyto sformułowania "powinien spełniać warunki" oraz "może być odwołany". Nie oznacza to więc, że automatycznie zostanie zmieniony skład dotychczasowych komisji egzaminacyjnych - zastrzega Piotr Radziwonka. Sygnał dla rynku jest jednak wyraźny. ...później cały system
Ważniejsze zmiany dopiero przed nami. - Na rynku bankowym nie ma egzaminów państwowych, np. wobec zarządzających ryzykiem - mówi Piotr Radziwonka. - Na rynkach rozwiniętych, w tym w krajach "starej" Unii, nie ma ustawowego pojęcia "makler" czy "doradca inwestycyjny". Nie ma też wymogu zatrudniania przez instytucje rynku kapitałowego określonej liczby takich osób. Czy polski rynek nie jest rynkiem rozwiniętym? Obecne rozwiązania pochodzą sprzed 20 lat. Wiele się już zmieniło - dodaje Andrzej Krawczyk, dyrektor departamentu pośredników finansowych UKNF. Argumentuje on, że na europejskim rynku finansowym funkcjonuje licencja dla firm inwestycyjnych, które ponoszą odpowiedzialność za jakość pracy swoich pracowników. Tymczasem w Polsce istnieje dualizm - KNF nadzoruje zarówno firmy inwestycyjne, jak i ich pracowników. - W Polsce w ciągu 18 lat wydano około 300 licencji. To efekt licencjonowania doradców i bardzo trudnego egzaminu. Podmioty rynku finansowego mają obowiązek zatrudnienia doradcy. Bywa więc, że fikcyjnie zatrudnia się osobę z licencją w celu wypełnienia obowiązku ustawowego. To klasyczny przykład, jak reglamentacja dostępu do zawodu ogranicza konkurencję, obniżając jakość usług - przekonuje Andrzej Krawczyk. Przeprowadzenie zmian ustawowych to jednak dość odległa przyszłość, która wymaga konsultacji ze środowiskiem. UKNF jest na nie otwarty. Co zatem z najbliższymi, jesiennymi egzaminami? Bez modyfikacji testów nie można przecież liczyć na realne zmiany. - To domena komisji egzaminacyjnej - ucina Andrzej Krawczyk. Egzamin to mało
Problemem jest również to, że egzaminy licencyjne nie zwiększają trwale kompetencji osób uzyskujących licencje. - Badany jest stan wiedzy w chwili uzyskania licencji. W świecie szybko zmieniającego się rynku finansowego, ze względu na konieczność ochrony klientów, taka sytuacja jest nie do zaakceptowania. Lepszym rozwiązaniem jest pozostawienie firmom inwestycyjnym możliwości wyboru pracowników, a zarazem wyposażenie nadzoru w możliwość przeprowadzenia egzaminu interwencyjnego w celu zweryfikowania, czy podmiot wypełnia obowiązek zatrudnienia osób z odpowiednią wiedzą - ocenia Andrzej Krawczyk. Żaden system nie da jednak klientom pewności zysków. - Jakikolwiek tytuł, w tym doradcy inwestycyjnego, CFA czy CIIA, nie gwarantuje ciągłego sukcesu w inwestycjach. Ważny jest charakter konkretnej osoby, jej umiejętności w reagowaniu na zmiany sytuacji rynkowej, dobre przeczucie, właściwy osąd sytuacji, pokora wobec rynku i odpowiedzialność za pieniądze klientów. Tego nie zbada żaden egzamin - mówi nam jeden z rynkowych ekspertów.
Najwyższy czas na zmiany
Wiesław Rozłucki były prezes GPW, obecnie doradza m.in. bankowi inwestycyjnemu Rothschild Polska Tworząc rynek od zera, trzeba było zbudować na nim pewne kwalifikacje. Tak powstała licencja dla maklerów. Od początku jednak miałem zastrzeżenia do licencji doradcy inwestycyjnego, gdyż firmy inwestycyjne nie mogły prowadzić działalności bez zatrudniania osób z tą licencją. Do tego makler nie mógł dawać inwestorom żadnych porad. To zostało zarezerwowane dla doradców. Tymczasem w 1993 r. było ich zaledwie dwóch na całą Polskę. Niemy makler nic nie znaczy, więc wymyśliłem dla niego nazwę maklomat. Teraz jego pracę z powodzeniem zastępują komputery. Najważniejsza w poradach jest przecież znajomość klienta, a nie branży czy modeli. Nie ma egzaminów z psychologii klienta. Tu bardziej liczy się praktyka. Polskie bardzo ostrożne podejście i licencjonowanie doradztwa odbiega od praktyki na Zachodzie. Czas na zmiany. Najszybciej można zmienić treść egzaminów. Przyklasnąłbym idei, by sprawdziany były trochę łatwiejsze, ale zorientowane na praktyczną wiedzę, a nie jak obecnie na zagadnienia prawne. Wszelkie certyfikaty poświadczające wiedzę są potrzebne, ale nie mogą być warunkiem wykonywania danej działalności. Status doradcy inwestycyjnego tworzy w społeczeństwie błędne i groźne wrażenie, że ta osoba trafnie przewidzi przyszłość. Tymczasem wraz z licencją nikt nie dostaje kryształowej kuli. Z mojego doświadczenia wynika, że istnieje bardzo mała korelacja między udokumentowaną wiedzą a trafnością prognoz. Do powierzania pieniędzy w zarządzanie zewnętrznym podmiotom, bez względu na certyfikaty zarządzających, trzeba podchodzić bardzo ostrożnie.
Egzaminy są potrzebne
Jacek Socha przewodniczący KPWiG (dawna KNF) w latach 1994-2004, wiceprezes PricewaterhouseCoopers w Polsce Nie wiem, czemu miałyby przyświecać zmiany w egzaminach na maklerów i doradców. Egzaminy zostały wprowadzone od początku funkcjonowania rynku jako kopia rozwiązań z rynków bardziej rozwiniętych. Mam tu na myśli ekwiwalentny egzamin w USA oraz uznawany na świecie certyfikat CFA. Kształcenie i egzaminowanie jest lepsze niż tylko kształcenie. Inaczej wygląda przecież przygotowanie do egzaminu, a inaczej tylko czytanie książek czy ustaw. Egzaminy na doradców inwestycyjnych i maklerów są więc dobre. Tych pierwszych specjalistów przed laty było za mało, ale obecnie są. Biegli rewidenci czy aktuariusze również mają egzaminy, co gwarantuje odpowiednią jakość ich usług. Istotna jest też możliwość zrzeszenia w samorządach, jakim jest na przykład Związek Maklerów i Doradców [Jacek Socha jest honorowym członkiem ZMiD - red.]. Ma to wpływ na zasady wykonywania zawodu, samodoskonalenie, kontakt ze środowiskiem. Głęboko zastanowiłbym się, czy warto tu coś zmieniać. Można oczywiście wziąć pod uwagę, czy powinny być to egzaminy państwowe, czy może organizatorami powinna być GPW i Izba Domów Maklerskich. Nie można jednak porównywać pracy doradcy inwestycyjnego czy maklera z pracą bankowca odpowiedzialnego za ryzyko. W pierwszym przypadku jest przecież możliwość oddziaływania na świadomość osoby fizycznej, jest kontakt z klientem.
Stanowisko Związku Maklerów i Doradców
Egzaminy umożliwiają dostęp do pracy na rynku kapitałowym młodym osobom, które dzięki nim mogą się wykazać szeroką wiedzą i zwrócić na siebie uwagę pracodawcy. Wysoki poziom egzaminów nie stanowi bariery w dostępie do zawodu. Osobiście znamy i współpracujemy z wybitnymi osobami, które nie posiadają licencji, a są zatrudnione na stanowiskach związanych z zarządzaniem aktywami w TFI i OFE, czy pracują w domach maklerskich. Osobom posiadającym wysokie kompetencje brak licencji nie przeszkadza w rozwijaniu kariery. Najmniej korzystnym rozwiązaniem w opinii ZMiD byłoby uproszczenie egzaminów - istotnymi jego elementami są szeroki, a jednocześnie wyspecjalizowany zakres oraz utrzymanie stałego, wysokiego poziomu egzaminu. To od decyzji zarządzających funduszami zależy przecież m.in. wysokość przyszłych emerytur pomnażanych w OFE. Uważamy także za wskazane, by w przygotowaniu pytań egzaminacyjnych uczestniczyły, jako członkowie komisji egzaminacyjnych, osoby pracujące na rynku kapitałowym, znające codzienne wymagania stawiane maklerom lub doradcom w pracy zawodowej. Z pewnym niepokojem przyjęliśmy więc zarządzenie KNF nr 27/2010, zgodnie z którym uczestnictwo praktyków rynku w komisjach egzaminacyjnych zostanie prawdopodobnie znacząco ograniczone. W opinii ZMiD obecne kryteria dostępu do zawodu są w pełni transparentne i sprawiedliwe. ZMiD jest zaskoczony sytuacją, w której KNF postanawia przeprowadzić tak duże zmiany bez konsultacji z rynkiem. ZMiD 24 marca 2010 r. wysłał do UKNF list z prośbą o spotkanie w sprawie egzaminów. Pomimo wystosowania prośby, UKNF nie wyznaczył do tej pory terminu spotkania, a jedynie koresponduje ze ZMiD. Zarząd Związku Maklerów i Doradców
Rynek wie najlepiej
Jacek Rachel członek zarządu Izby Domów Maklerskich, prezes Beskidzkiego DM Przeszedłem przez egzaminy na doradcę inwestycyjnego [licencja nr 41 - red.] i na maklera [licencja nr 661 - red.], choć rynek był wtedy oczywiście w innej fazie rozwoju. Była to połowa lat 90. Zakres egzaminów był wtedy zrównoważony, podczas gdy teraz akcent poszedł w kierunku prawa. Niekoniecznie jest to dla wszystkich najważniejsza wiedza. Mimo wszystko jestem jednak zwolennikiem licencjonowania, choć nie powinno być sztywnych reguł, ile osób z konkretną licencją powinien zatrudniać określony typ instytucji rynku finansowego. Poprzeczki powinny być tu ustawiane wewnętrznie. Za swą działalność powinna bowiem odpowiadać firma inwestycyjna, skoro wykonuje działalność licencjonowaną. Dobrze byłoby, gdyby stopnie wtajemniczenia zawodowego pochodziły od środowiska. Były już na ten temat dyskusje na forum IDM. To przecież domy maklerskie, TFI i OFE są w stanie najlepiej oszacować popyt na pracowników z określonymi kompetencjami i przygotować odpowiednie egzaminy. Jestem więc za tym, by kierunkiem zmian było przekazanie tych kwestii z gestii nadzoru rynkowego do środowiska firm inwestycyjnych.
Co na to powie drogie towarzystwo ? :D