Temat: Good news
Będzie co porównywać za kilka miesięcy kto lepiej na tym wyjdzie,choć i tak nikt do błędów się nie przyzna.
Na kolejne pocieszenie coś takiego :
Wolny rynek jest martwy. Zabiła go najpierw rewolucja bolszewicka, potem faszystowski centralizm, następnie keynesizm, Wielki Kryzys, reglamentacja gospodarki podczas II wojny, zwycięstwo laburzystów w 1945 r., znów keynesizm, arabskie embargo naftowe, "trzecia droga" Anthony’ego Giddensa.
Wolny rynek zdychał co najmniej 10 razy w trakcie minionego stulecia. Ilekroć to się działo, ludzie chcieli wiedzieć, co by na to powiedział Adam Smith. To coś takiego, jakby zawołać: "Panie Boże, co z moim ateizmem?".
Adam Smith śmiałby się tak mocno, że nie byłby w stanie nic odpowiedzieć. Smith dostrzegł z precyzją przyczynę naszych gospodarczych tarapatów nie tuż przedtem, zanim nastąpiły, ale 232 lata wcześniej – to zapewne rekord jeśli chodzi o przenikliwość.
"Dom mieszkalny jako taki nie przyczynia się w żadnym stopniu do dochodów jego mieszkańca" – pisał Smith w "Bogactwie narodów". "Jeśli zostaje wynajęty za czynsz, to z powodu tego, że dom nie może niczego sam wytworzyć, najemca musi zdobyć środki na czynsz z innych źródeł dochodu". Smith konkludował, że chociaż dom może dać zarobić właścicielowi w razie wynajmu, "to w żaden sposób nie powiększa to dochodów ogółu ludzkości".
Smithowi znane było zjawisko drapieżnej spekulacji, którą oględnie nazywał "przesadnym obrotem".
Trzy lata przed jego narodzinami, w 1720 r., doszło do spekulacyjnego załamania kursu akcji francuskiej Kompanii Indii Wschodnich (tzw. Mississippi Company) i brytyjskiej Kompanii Mórz Południowych. W 1772 r., w trakcie pisania "Bogactwa narodów", w Szkocji nastąpiło załamanie bankowe – przeżyły tylko 2 spośród 30 edynburskich banków. Reakcja ze strony spekulantów na wynikłe z tego zamrożenie kredytu wydaje się nam dziwnie znajoma: "Banki, jak im się wydawało, miały honorową powinność uzupełnić ich braki finansowe i zapewnić kapitał w dowolnie żądanej ilości" – pisał Smith.
Zjawisko spekulacyjnych ekscesów ma mniej wspólnego z wolnym rynkiem niż z wysokimi zyskami. "Kiedy zyski z obrotu stają się wyższe od przeciętnych, spekulacja staje się powszechną bolączką". A stopa zysku, twierdził Smith, jest "zawsze najwyższa w krajach, które są najbliższe ruiny".
Bańka spekulacyjna na akcjach Kompanii Mórz Południowych była wynikiem zgubnych machinacji kanclerza skarbu korony brytyjskiej Roberta Harleya, który starał się znaleźć sposób sfinansowania długu państwa. Kompanię Mississippi stworzył francuski regent Filip Orleański z chwilą przekazania kontroli nad królewskim bankiem szkockiemu finansiście Johnowi Law, który był swego rodzaju XVIII-wiecznym Bernardem Madoffem.
Szkoccy rodacy Lawa – mający cieplejszy stosunek do swobód rynkowych niż Anglicy, o Francuzach nie wspominając – już wcześniej poznali jego plan "powołania banku, który, jak się wydaje wedle jego zamysłu miał emitować akcje na sumę równą wartości wszystkich gruntów w kraju". Szkocki parlament, jak zauważa Smith "nie uznał za stosowne go zaakceptować".
Jedna prosta idea może sprawić, że gorączka giełdowa zamienia się w spekulacyjny kataklizm – czy to chodzi o handel oceaniczny, grunty w Luizjanie, akcje, obligacje, cebulki tulipanów czy hipoteki. Jest to idea, że nieograniczona ekspansja kredytu może stworzyć nieograniczony dobrobyt.
Taki nieokiełznany szał pożyczania można uruchomić tylko na tym, co Smith nazywał "dedalowymi skrzydłami papierowego pieniądza". Wydrukowanie wystarczającej ilości pieniądza wymaga istnienia rządu czy też czegoś równie potężnego jak rządy – na przykład współczesnych banków handlowych. Smith zauważał: "Rządy towarzystwa kupców to zapewne najgorsza forma rządów".
"Bogactwo narodów" proponuje bardziej złożoną koncepcję tworzenia bogactwa. Bierze ona pod uwagę niesamowicie złożone konsekwencje ludzkiej wolności. Smith proponował, by każdy był wolny od ucisku prawnego, politycznego i ekonomicznego (zasada "własnego interesu"), wolny w wyborze zatrudnienia (zasada "podziału pracy") i wolny w posiadaniu i wymianie owoców tej pracy ("wolny handel"). "Niewiele więcej trzeba, by poddźwignąć państwo do najwyższego stopnia obfitości, poza pokojem, niskimi podatkami i znośnie działającym wymiarem sprawiedliwości" – mówił Smith w wykładzie dla Edynburskiego towarzystwa naukowego, a my możemy się domyślać, ile sarkazmu było w jego słowach.
Co Adam Smith zrobiłby, żeby naprawić obecny stan? Przykro mi, ale on już został naprawiony. Reakcją na spadek wartości spekulacyjnych aktywów jest płacenie za nie mniej. Tak się zaś stało.
Możemy wpompować w banki całość naszego narodowego majątku. Ale Smith przestrzegał: "Próba powiększenia bogactwa kraju przez ściągnięcie i przetrzymywanie niekoniecznej ilości złota i srebra jest równie absurdalna jak pomysł, by zwiększyć dobry nastrój rodziny poprzez zmuszenie jej, by trzymała w domu nadmierną ilość sprzętów kuchennych".
Możemy wezwać ekspertów, by zarządzali operacją ratowania firm. Smith oceniał: "Nigdy nie widziałem, by wiele dobra czynili ludzie, którzy twierdzą, że prowadzą obrót dla publicznego pożytku".
Możemy też znacjonalizować naszą gospodarkę. Smith na to: "Państwo nie będzie się miewać dobrze, jeśli jego suweren zechce zająć się robotą kupca win czy aptekarza". Albo – dodajmy – prezesa General Motors.
Autor: P.J.O'Rourke
Autor jest współpracownikiem amerykańskiego tygodnika "The Weekly Standard".