Temat: Duda & Krosno
Potłuczone szkło Krosna sprzątnięto z parkietu
Inwestorzy giełdowi pożegnali w piątek upadłe Krośnieńskie Huty Szkła. To spółka weteran parkietu, która zaczynała blisko 19 lat temu historię warszawskiej giełdy. Mimo upadłości huty produkują i zatrudniają nowych pracowników
Zbite szklanki i kieliszki? Krosno liczy na odwrócenie złego losu.
18 lat na giełdzie
16 kwietnia 1991 r. pierwszy raz odezwał się dzwon warszawskiej giełdy w dawnym budynku KC PZPR. Handlowano akcjami piątki sprywatyzowanych firm: producenta głośników Tonsilu, budowlanego Exbudu, śląskich Kabli, szyjącego płaszcze Próchnika i znanego ze szklanek, z kieliszków i ręcznie robionego szkła - Krosna.
Szklane akcje chciało kupić tamtego dnia sześciu inwestorów, a sprzedać - 17. Właściciela zmieniło 40 akcji. Debiut Krosna wypadł kiepsko - cena spadła z 65 tys. starych złotych (6,5 zł po denominacji) do 59,5 tys. zł (5,95 zł).
W piątek 30 listopada 2009 r. ostatnie akcje Krosna poszły po kilka groszy.
Dlaczego Huty Szkła spotkał taki los?
Sawicki kontra Siwicki, czyli bój o szkło sprzed 10 lat
Przecież przed dekadą Krosno było na rynku tak łakomym kąskiem, że wywiązała się zażarta walka o kontrolę nad firmą. Aby nią zawładnąć, wystarczyło skupić rozproszone akcje.
O szkło walczył potężny fundusz zarządzany przez Enterprise Investors.
- Nasz plan przewidywał agresywną restrukturyzację spółki i skoncentrowanie się na produkcji szkła ręcznego, eksportowanego samodzielnie pod marką Krosno. Pozostałą produkcję (szkło maszynowe, przemysłowe i włókno szklane) chcieliśmy sprzedać, bo nie miała przyszłości - wspomina partner zarządzający funduszami EI Jacek Siwicki, kierujący wówczas projektem przejęcia Krosna.
Siwicki chciał zbudować potężną polską markę eksportową. Mogło się udać, bo szkło z Krosna zdobiło wtedy wystawy najlepszych nowojorskich sklepów na Madison Avenue. Na tym pomyśle fundusze chciały za parę lat dobrze zarobić.
Na przeszkodzie planom EI stanął prywatny inwestor giełdowy Zdzisław Sawicki. Emocji było co niemiara. Fundusz EI kupił 10 proc. akcji od NFI Octava i wezwał pozostałych akcjonariuszy Krosna, by odsprzedali mu akcje, chciał dojść do 50 proc. głosów na walnym. Ale udało się mu skupić jedynie 12,5 proc. akcji. Równolegle skupował akcje Sawicki. Uzbierał aż 32 proc., m.in. kupując wielki pakiet akcji od PZU.
Po takiej wojnie współpraca dwóch udziałowców była niemożliwa, zwłaszcza że Sawickiemu nie podobał się pomysł funduszu.
EI zaproponował, że wycofa się z inwestycji. Sawicki wykupił cały ich pakiet w 2000 r. EI nie mogło narzekać - nie przejęli Krosna, ale w pół roku zarobili 30 proc.
Za mocny złoty, za drogi gaz
Początkowo Krosno pod rządami Sawickiego kwitło. Grało pierwsze skrzypce w konsolidacji branży, przejmując m.in. Hutę Szkła Gospodarczego w Tarnowie. Zyski były solidne. Firma hojnie wypłacała dywidendę, co przyciągało do akcjonariatu renomowane instytucje finansowe (OFE ING, OFE Bankowy, Pekao).
Większość swego szkła Krosno eksportowało do 50 krajów. Roczne kontrakty warte były do 100 mln dol. Na zagranicznych stołach stały chwalone za przejrzystość szkła serwisy, szklanki, kieliszki, ręcznie formowane wazony i karafki. Kluczowym rynkiem było USA, gdzie sprzedawano najdroższe, ręcznie formowane szkło.
I wszystko byłoby pewnie dobrze, gdyby nie sukcesy polskiej gospodarki i umacnianie złotego. Dolar, w którym firma otrzymywała zapłatę, leciał na łeb na szyję. Na początku 2008 r. spółka wpadła w tarapaty. Eksport przestał się opłacać.
I wtedy spółka dostała drugi cios. Cena gazu, którego używała w wielkich ilościach w hutniczych piecach, poszybowała w górę.
Dobiła ją recesja w USA. Amerykanie ograniczyli zakupy luksusowego szkła.
W kwietniu huta zgłosiła w urzędzie pracy, że musi zwolnić 1,2 tys. pracowników - co trzeciego zatrudnionego! Aby zapłacić rachunki za gaz, spółka opóźniła część wypłat dla załogi. Dla 50-tysięcznego miasta to był szok.
Bo Krosno budowało swą przyszłość na szkle. Miasto planowało nawet utworzenie w szkołach klas kształcących przyszłych pracowników huty.
Ale najgorsze miało dopiero nadejść, gdy okazało się, że huta padła ofiarą mody finansowej, jednej z tych, które zachwiały gospodarką świata.
Upadłość przez opcje
W styczniu 2009 r. spółka ujawniła, że stała się niewypłacalna z powodu 37 mln zł strat na opcjach walutowych. Wśród jej wierzycieli były: BPH, Citibank Handlowy, Pekao SA, PKO BP, Millennium i Fortis Bank Polska. Miała też długi wobec dostawców gazu, prądu, surowców, ZUS i urzędu skarbowego. Pracownikom zalegała z wypłatą od kilku miesięcy.
Opcje służą firmom, głównie eksporterom, jako sposób zabezpieczenia przed ryzykiem kursowym (tzw. opcje put). Ale wiele firm, by uniknąć zapłaty bankowej prowizji za takie opcje, decydowało się na ryzykowne posunięcie. Ufając sile złotówki, wystawiały bankom opcje tzw. call, ryzykując straty, gdyby nasza waluta osłabła. Czasem robiły to w wielu bankach, na kilkakrotnie wyższe nominały niż opcje put - co faktycznie oznaczało spekulacje walutowe.
Zarząd Krosna pod ciężarem tych opcyjnych długów złożył wniosek o upadłość z możliwością zawarcia układu z wierzycielami. Chciał dogadać się, by zmniejszyli dług i rozłożyli jego spłatę na raty.
Ale sąd nie zgodził się na to i pod koniec marca ogłosił, że spółka zostanie zlikwidowana.
Sąd oparł się na opinii biegłego, że stan spółki nie pozwala na zawarcie układu ani restrukturyzację firmy. Każdy dzień działalności przynosił 2 mln zł strat.
Jacek Siwicki żałuje, że spółka upadła. Wraca do swojej wizji sprzed lat: - Krosno miało wyjątkowy potencjał na zbudowanie marki na świecie. Proszę zauważyć, że "Krosno" czyta się tak samo we wszystkich językach. Pamiętam, jak z dumą pokazywałem amerykańskim kolegom kącik z kieliszkami "exclusively made by Krosno" w dobrym kalifornijskim sklepie.
Powstanie jak feniks z popiołów?
Gdy sąd ogłosił upadłość, miasto żyło w strachu, że do ponad tysiąca zwolnionych dołączą kolejne dwa tysiące. Na szczęście huty za zgodą sądu nie przerwały produkcji. Udało się zdobyć zamówienia na szkło ręcznie formowane.
- Najpierw uruchomiliśmy jedną wannę, teraz pracują już dwie. Przyjęliśmy z powrotem część hutników, którzy zostali wcześniej zwolnieni - mówi syndyk spółki Marek Leszczak.
W krośnieńskich Hutach pracuje dziś 2240 osób, o 260 więcej niż przed upadłością. Wszyscy na czas określony.
Po przejęciu firmy przez syndyka pracownicy dostali wypowiedzenia, dzięki czemu można im było wypłacić zaległe pobory, odprawy i odszkodowania. Nowe umowy podpisano z większością pracowników z bezpośredniej produkcji.
Huty nadal produkują szkło gospodarcze i użytkowe.
- Odbiorców mamy w 60 krajach. Wróciliśmy na rynek amerykański. Sprzedajemy do dużych europejskich sieci handlowych, mamy kontrakty z kompaniami piwowarskimi - informuje syndyk.
Huty podpisały m.in. umowę z Ikeą.
Ciągle nie wiadomo, ile wart jest majątek Krosna, bo nie skończyła się inwentaryzacja, ale syndyk obawia się, że długi, które przekroczyły ponad 300 mln zł, mogą przewyższyć jego wartość.
- Kolejni wierzyciele wciąż się zgłaszają - mówi Leszczak.
W inwentaryzacji liczy się nie tylko wartość majątku trwałego, ale także wartość kontraktów i wartość samej marki.
- W pierwszej kolejności na sprzedaż pójdzie część majątku, która nie jest bezpośrednio związana z produkcją. Część produkcyjna Hut zostanie wystawiona jako całość, jako firma w ruchu - mówi Leszczak.
Syndyk ma sygnały, że są zainteresowani kupnem majątku.
- Ale póki nie zakończy się wycena, nie ma mowy o konkretnych rozmowach - zastrzega.
Źródło: Gazeta Wyborcza