Temat: Czy 10 marca 2011 r. mieliśmy szczyt na WIG?
Osobiście jestem zwolennikiem wszelkich poszukiwań wyjasniania zachowań szeregów czasowych tworzonych przez ludzi, a takimi są notowania giełdowe. Cenię sobie takie koncepcje, które rozpowszechnia Pan Jacek vel Dieter, bazujące na liczbch Leonarda z Pizy i wszelkich pochodznych interpretacji jak Roberta Fishera, a na tej bazują wyliczenia Pana Jacka. Jednocześnie sądzę jednak, że gdyby byłoby to takie proste, a wydaje się po wyliczeniach, że jest, to rynek jako abstract badań dawno przestałby działać i byliby obecni sami kupujący lub sami sprzedający, a giełdy trzeba by było zamknąć. Ich obrót zapewnia niepewność "co dalej" i błędne oceny rynku. Nie oznacza to równocześnie, że "rządzi tutaj chaos".
Odnośnie krytyki tego rodzaju podejścia należy moim zdaniem wspomnieć, że pod uwagę bierzemy zawsze w naszych rozważaniach rynki efektywne, a sama definicja rynku efektywnego wyklucza istnienie takich prostych rozwiązań. Pojawianie się szczytów w okolicach 10 marca przypisywałbym raczej sezonowości [ zbieranie pieniążków na podatki na koniec kwietnia ], niż liczbom odpowiedzialnym za złoty podział, ponieważ wyliczenia są obarczone błędami wyników końcowych a ich pomijanie oznaczałoby, że ich kumulacja w czasie jest równa zeru. Skoro tak by było, oznaczałoby to, że nie mają znaczenia, a tak z kolei nie jest, więc jednak błąd oznacza brak trafienia w samej koncepcji.
Jeśli natomiast chodzi o dużych graczy, którzy odegrali tutaj krótką rolę w dyskusji, to każdy z nich posiada swoje instrumentarium, czego dowodem są ich różne osiągnięcia na rynkach finansowych.
Sankt Graal jest więc dalej poszukiwany. Tylko jego istnienie i rozpowszechnienie zakończy istnienie rynków finansowych jako centrów standaryzowanej wymiany.
edit>errors
Marcin Żak edytował(a) ten post dnia 17.03.11 o godzinie 12:24