Temat: CIEKAWOSTKI Z RYNKU I GOSPODARKI
Włochy epicentrum kryzysu
W zeszłym tygodniu Mario Monti, były doradca amerykańskiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs, a od miesiąca premier Włoch znakomitą większością głosów uzyskał wotum zaufania włoskiego parlamentu. Otwarto drogę legislacyjną do przeprowadzenia cięć budżetowych i podwyżek podatków na kwotę 30 miliardów euro i w konsekwencji pożądanego zrównoważenia budżetu już w 2013 roku. Cięcia mają objąć niemal wszystkie grupy społeczne od emerytów i rencistów (w tym podwyższenie wieku emerytalnego) po pracowników budżetówki. Dotyczyć będą systemu opieki społecznej i ubezpieczeń zdrowotnych. Uporządkowany zostanie system podatków od nieruchomości z uwzględnieniem nie zarejestrowanych samowoli budowlanych. By chronić banki, ograniczone zostaną jednorazowe wypłaty z indywidualnych kont do kwoty 3 tysięcy euro. Każda transakcja handlowa powyżej 1000 euro wg przyszłego prawa będzie mogła być przeprowadzona tylko za pośrednictwem banku. Czy jakiekolwiek społeczeństwo przyjęłoby te „reformy” bez zmrużenia oka? Z całą pewnością nie. Włoskie związki zawodowe zapowiadają strajk generalny. Oliwy do ognia dodają informację prasowe o fali samobójstw wśród drobnych przedsiębiorców doprowadzonych do bankructwa. Politycy przestrzegają przed nawrotem terroryzmu.
W takiej oto oprawie w ubiegły czwartek (15 grudnia) odbyło się w Rzymie Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy Banku Unicredit (właściciel większościowy Banku Pekao SA), w którym reprezentowałem poza Stowarzyszenie Przejrzysty Rynek (Association for Transparent Markets) również grupę drobnych włoskich akcjonariuszy, właścicieli tzw. „savings shares”. W Walnym wziął udział Pan Michel Marbot, który w swoim wystąpieniu nawiązał do działań Unicredit wymierzonych przeciwko polskiemu producentowi makaronów, Grupie Malma.
Burzliwe obrady
Obrady dalekie były od forum otwartej dyskusji. Dochodziło do emocjonalnych wystąpień włoskich akcjonariuszy, epitetów, wzajemnego przekrzykiwania. Akcjonariusze zarzucali zarządowi brak strategii i znaczących zmian w sposobie zarządzaniu bankiem. Jak bumerang wracała afera Projektu Chopin w Polsce (oddanie przez Pekao SA na rzecz włoskiego dewelopera Pirelli praw majątkowych do hipotek klientów banku, zatajone przed rynkiem publicznym), podniesieniem kapitału z pomocą derywat tzn. cashes dwa lata temu na podstawie wciąż nie znanej umowy, czy sprawa nadużyć podatkowych badanych obecnie przez prokuraturę włoską. Zarząd ukrywał się za technikaliami i wymówkami prawnymi. Głośnym, acz wątpliwym bohaterem Zgromadzenia okazał się były prezes Unicredit, Pan Alessandro Profumo, obecnie członek zarządu rosyjskiego Sberbanku. Jego to obwiniano za stan finansów Unicredit, a pośrednio niewesołą sytuację Włoch. Pytano wprost: „Czy Unicredit wciąż obciążony jest obsesją współpracy z Pirelli na rynku nieruchomości jaką narzucał Profumo”. Wracano do bodaj największej afery w ostatnich dziesięcioleciach we Włoszech, gdy niegdyś największa i najzasobniejsza włoska spółka Telecom Italia wydrenowana została z nieruchomości o wartości 30 miliardów euro i jednocześnie zadłużona na kolejne 30 miliardów w rekordowym czasie sześciu lat.
W sposób mechaniczny, olbrzymią większością głosów podjęto uchwały o podwyżce kapitału Banku wysokości do 7,5 miliarda euro. Zgromadzenie w praktyce dało zarządowi Banku wolną rękę za jaką cenę, kiedy i jak dokona podwyżki. Czyżby więc było aż tylu chętnych? Przeciwnie, problem tkwi w braku inwestorów skłonnych zaufać bankowi w sytuacji, gdy kapitały własne Unicredit nikną z roku na rok niczym kamfora na wietrze. Dość powiedzieć, że wartość Unicredit spadła na giełdzie w Mediolanie do 13 miliardów euro, podczas gdy Pekao SA wyceniane jest w Warszawie na ponad 8 miliardów euro. Czyżby więc cała Grupa Unicredit warta była mniej bez Pekao SA (tylko 4% portfela kredytów Unicredit przypada na Polskę) , niż samo Pekao SA?! Liczba akcji po kolejnych podwyżkach kapitałowych wzrosła z ponad 13 miliardów do ponad 19 miliardów (nie licząc ostatniej podwyżki, będącej przedmiotem Zgromadzenia), wpłacono ponad 3 miliardy euro gotówki na poczet kapitałów własnych, podczas gdy wartość jednej akcji spadła z 6,5 do 0,68 euro w tym samym czasie. Co oznacza, że akcjonariusze Unicredit stracili dotychczas 93% z zaangażowanego kapitału. Po co więc całe to Zgromadzenie, skoro nie ma chętnych na inwestycje, która przynoszą wyłącznie straty? Odpowiedź jest prosta. Unicredit został zobowiązany przez włoski bank centralny i nadzór finansowy, by przed końcem roku przedstawić plan podniesienia kapitału, a do czerwca 2012 taki kapitał pozyskać. To nic innego jak ultimatum. Dodajmy, że włoskie władze wypełniają jedynie postanowienia podjęte wspólnie przez kraje członkowskie euro strefy. Banki najpierw mają podjąć próbę pozyskania kapitału od inwestorów prywatnych z rynków finansowych, w drugim kroku powinny zwrócić się o pomoc do państw macierzystych, by w ostateczności aplikować do tworzonego właśnie w ramach Unii Funduszu Stabilności Finansowej.
Szef Rady Nadzorczej Unicredit, Niemiec, Dieter Rampl w bezpośredniej rozmowie przed Zgromadzeniem z przekonaniem argumentował o przetrwaniu Euro. Podobnie prezes Unicredit Federico Ghizzoni przerwę obrad poświęcił na rozmowę z przybyszami z Polski. Nawet nie dopuszcza myśli, że podniesienie kapitału mogłoby się nie powieść. Podkreślił, że Unicredit pozbywa się swojego ramienia inwestycyjnego w Londynie i pozycjonuje się teraz jako bank komercyjny.
Co czeka Unicredit? Co czeka Włochy?
Można posłużyć się analogią do francusko-belgijskiego Banku Dexia, którego nacjonalizację ogłoszono przed niespełna dwoma miesiącami. Wydane przez Belgów na ratowanie banku 4 miliardów euro gotówki wraz z rządowymi gwarancjami na kwotę 54,5 miliarda euro, spowodowały kolejne obniżki ratingów wiarygodność kredytowej i kłopoty finansowe całego kraju. Włochy przy zadłużeniu sięgającym 120% PKB z całą pewnością nie pozwolą sobie na ratowanie hojną ręką banków. Zwłaszcza, że już w pierwszym kwartale przyszłego roku czeka ich rolowanie ponad 150 miliardów euro zadłużenia, a rentowność dziesięcioletnich włoskich obligacji ociera się już teraz o niebezpieczną granicę 7%, poza którą jest tylko przepaść.
Tak, oto los Republiki Włoskiej ściśle związany jest ze złą kondycją włoskiego sektora bankowego. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że żadną miarą nie starczy pieniędzy na ratowanie finansów państwa i jednocześnie sektora bankowego, a w tym przede wszystkim Unicredit. Co więcej, Włochy w mojej ocenie już w najbliższych miesiącach wystąpią ze strefy euro, a Unicredit, po Lehman Brothers, okaże się instytucją „zbyt dużą by upaść”, która na przekór tego co twierdzą bankowcy, jednak ogłosi niewypłacalność. Przy kosztach rolowania obligacji Unicredit na poziomie 8% - śmieciowym zdaje się to jedynie kwestią czasu. Rynki finansowe wydały już wyrok!
O ile państwo włoskie czekają ciężkie czasy i silne trendy odśrodkowe, to sami Włosi należą do najbogatszych obywateli świata. Jak podaje ostatnio Bloomberg i Associated Press za Bank of Italy: „Włoskie gospodarstwa domowe należą do najbogatszych i najmniej zadłużonych na świecie – wynika z najnowszego raportu Bank of Italy. Ich całkowity majątek wart jest (dane z końca 2010 r.) 9,53 biliona euro (9530 mld euro). Na statystyczną włoską rodzinę wypada 400 tys. euro, czyli 1,8 mln zł, przy czym dwie trzecie majątku to nieruchomości. Włosi zgromadzili najwięcej majątku w stosunku do swoich dochodów. W 2009 r. ich majątek netto (po odjęciu długów) był 8,3 raza większy, niż roczne rozporządzalne dochody. Dla porównania w Wielkiej Brytanii było to nieznacznie ponad 8 razy, we Francji 7,5 raza, w Japonii 7 razy, w Kanadzie 5,5 raza a w USA 4,9 raza. Włochy, jako państwo, są po Grecji najbardziej zadłużone w UE. Tymczasem dług włoskich gospodarstw domowych należy do najniższych. W 2009 r. wyniósł 82 proc. rozporządzalnych dochodów. Dla porównania we Francji i Niemczech to ponad 100 proc., w USA 130 proc. a w Wielkiej Brytanii i Japonii 170 proc. Tylko 5 proc. majątku włoskie gospodarstwa domowe zainwestowały w obligacje włoskiego rządu.”
W strefie euro czy poza nią „rzymski lud” z całą pewnością świetnie sobie poradzi, bo należy do najzaradniejszych na świecie. Jak uczy historia rozliczy też bez zahamowań winnych obecnej zapaści w sektorze publicznym i finansowym. Włosi są niezwykle sceptyczni wobec rządzącej klasy politycznej. Kilkakrotnie pytani o zdanie na temat nowego premiera Mario Monti odpowiadali niezależnie, acz niemal identycznie: „ten premier nie jest i nigdy będzie moim premierem!”.
Lekcja dla Polski
Kilkakrotnie w trakcie mojego pobytu we Włoszech wspominałem w rozmowach o pożyczce jaką ma udzielić Polska Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu z przeznaczeniem na ratowanie krajów euro strefy. Moi rozmówcy doprawdy ubawieni byli naiwnością polskiego rządu i NBP, przy czym wykazywali dużą znajomość tematu. A jako, że w większości byli to finansiści wskazywali, że sytuacji Polski wcale nie jest lepsza od sytuacji Włoch, o czym świadczą wysoka cena jaką płacimy za własny dług publiczny (6% w stosunku do 7% dla dziesięciolatek odpowiednio polskich i włoskich), wysoki koszt ubezpieczenia (tzw CDS) na wypadek niewypłacalności kraju, czy w końcu słabość polskie waluty i rosnące lawinowo zadłużenie zagraniczne. Pieniądze, którymi miałby dysponował MFW z całą pewnością nie trafią do obywateli włoskich, a przeznaczone zostaną na ratowanie sektora bankowego we Francji i Niemczech, bowiem oba te kraje poprzez własne instytucje finansowe prześcigały się wykupywaniu suwerennych obligacji włoskich i teraz będą musiały ponieść wysokie straty. Przyszła dewaluacja polskiej złotówki będzie w ocenie moich rozmówców tym większa im więcej dorzucimy do przepastnego koszyka… Merkozy. Zaznaczali oni, że Włochy w związku z trudną sytuacją finansów publicznych nie dorzucają „ani grosza” do europejskiej zrzutki na francuskie i niemieckie banki. Włosi w pełni świadomi są swej zamożności. Podstawa ich bogactwa, nieruchomości na Półwyspie Apenińskim, jak udowadniają wieki pozostaną w cenie. Z widocznym zakłopotaniem i zdziwieniem mówili o nieoczekiwanej pomocy z Polski, kraju z poza strefy euro.
Jerzy Bielewicz Dla Nasz Dziennik
Postscriptum
Już tylko formalnie pozostaje przekazać jak głosowałem w imieniu Stowarzyszenia i drobnych włoskich akcjonariuszy. Byłem przeciwko podwyżce kapitałowej w formie zaproponowanej przez zarząd i radę dyrektorów Unicredit. Rekomendowałem by drobni akcjonariusze włoskiego banku nie uczestniczyli w podwyżce kapitału z prostej przyczyny, że ich interes zostanie zapomniany wobec trudności fiskalnych Włoch, rozpaczliwej sytuacji samego Unicredit, jak i wielce prawdopodobnego rozpadu euro zony.
Więcej na: Unicreditshareholders.com
Zachęcam do udziału w dyskusji:
http://jerzybielewicz.salon24.pl/375594,wlochy-epicent...