Temat: My Life - Plan Systematycznego Oszczedzania - Open Finance
Tomasz Kręciewski:
Opłaty w UL-ach są po prostu za duże, firmy ubezpieczeniowe wiedzą doskonale, że większość klientów nie jest świadomymi inwestorami i że gdyby nie było opłat likwidacyjnych to po prostu by im się to odwidziało, tak samo jak większość traci bezpośrednio na giełdach i w końcu sobie daje z tym spokój. Nas jako klientów nie powinno interesować jak to jest, że muszą naliczać takie wysokie opłaty, proces produkcji śrubokręta też można rozłożyć na czynniki pierwsze i pewnie znalazłoby się tam parę ogniw o których wielu z nas nie ma najmniejszego pojęcia. Jakieś opłaty byłyby zawsze, bo przecież firma musi się zabezpieczyć przed tym, że klienci zmienialiby polisy zbyt często, narażając ich na koszty, ale przecież nawet te 30% w pierwszym roku blokowałoby świadomego inwestora, a nie ma co ukrywać UL-e są przeznaczone jako produkt masowy, który ma być sprzedawany przez armię sprzedawców jak pasty do zębów Amwaya.
Tomek … :-(
Przypomnij sobie sytuację, przed 2008/2009 rokiem. W wielu UL, już wtedy dostępnych na rynku - nie było opłat likwidacyjnych. Przykład?
Plan Systematycznego Oszczędzania Nordea Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie SA, dystrybuowany głównie poprzez sieć Placówek Bankowych Nordea Bank Polska SA.
1/ Przed: minimalna składka 100 pln, zero opłat za wyście w dowolnym czasie trwania polisy, ochrona podatkowa i prawno materialna w sytuacjach „ostatecznych”, brak opłaty za rachunek dodatkowy, taka sama ilość funduszy co na rachunku składki podstawowej;
2/ Pod: minimalna składka 200 pln, zero opłat za wyście po 9 tym roku trwania polisy, ochrona podatkowa i prawno materialna w sytuacjach „ostatecznych”, brak opłaty za rachunek dodatkowy, taka sama ilość funduszy co na rachunku składki podstawowej;
I teraz pytanie za 100 punktów. Czy:
firmy ubezpieczeniowe wiedzą doskonale, że większość klientów nie jest świadomymi inwestorami i że gdyby nie było opłat likwidacyjnych to po prostu by im się to odwidziało, tak samo jak większość traci bezpośrednio na giełdach i w końcu sobie daje z tym spokój.
NIE
Czemu? I jak to się stało?
Inicjatorem zmian był w tym momencie głównie kanał dystrybucji. Dziwne? Wcale.
Większość UL, sprzedawana była przez Oddziały Banków, do procesu włączyli się pośrednicy lokalni i sieciowi. Jeżeli nie wierzysz, albo nie pamiętasz – to sięgnij do źródeł z tamtego okresu zamiast błąkać się we mgle teorii na ten temat i tworzyć na nowo historię. 90% procent Banków stanęło przed dylematem – czym wypełnić lukę, która powstała po pierwszej fali kryzysu finansowego. Dla Naszych Banków – odbiło się to tym (w wielkim łopatologicznym skrócie), że w dużej części musiały ograniczyć akcję kredytową w FX. Żeby pożyczać w PLN, i zarabiać przy tym tyle samo ile wyniosła strata w braku dochodu z fxów – trzeba było kosztowniej pozyskiwać złotówkę i koło się zamyka.
Skądś ten dochód trzeba było wygenerować, a odkurzenie i odświeżenie oferty związanej z funduszami, mającej jeszcze tę mocną podstawę, że duża część środków Klientów ulokowana była na depozytach terminowych i avista – i stosunkowo łatwo można było je konwertować. Łatwo można było wdrożyć do sprzedaży usługę, którą najpierw jako dochód trzeba było jeszcze tylko zabezpieczyć opłatami.
Gdyby do tego nie doszło - sytuacja odbiłaby się na wszystkich. Ograniczenie akcji kredytowej ma wpływ na gospodarkę w każdej dziedzinie: od zakupu mieszkań, po kredyty inwestycyjne dla firm, przez spadek zatrudnienia, mniejsze wpływy do budżetu i wzrost kosztów – do bezrobotnych wszyscy po trochu się przecież dokładamy. Państwo „opiekuńcze” nas kosztuje.
Z drugiej strony propozycja nowelizacji Konstytucji zawierająca klauzule przewidziane na wycofanie złotówki, rozwiązanie zaproponowane w 2008 RPP, ect. – na szczęście nigdy nie doszło nawet to projektu zmiany w tym obszarze.
Próba Wprowadzenia kolejnego podatku „bankowego” jest była jednym z bardziej kuriozalnych rozwiązań. Zapłaciliby go głównie Ci, którzy mądrze zarządzali ryzykiem i nie musieli powstrzymać się od udzielania kredytów w fx, bo mieli na ten cel przygotowane rezerwy walutowe, tudzież odpowiednio wcześnie zabezpieczyli tanie linie fx, a Ci, którzy przysłowiowo: nie odrobili lekcji przed kryzysem i „dostali po uszach” nie byli by nim, aż tak obarczeni. Ciekawe podejście. Na szczęście bubel, też trafił do kosza.
Ale wracając już do Banków – bo to tam zaszły zmiany, a nie w świadomości inwestorów, czy pomyśle TFI (a to ci dobre … )
Należy zadać sobie pytanie: Skąd wzięło się to, że Euro wyrosło na rynku na walutę pierwszego wyboru w czasie zmian na rynkach finansowych w Polsce, pomimo tego, że jeszcze 2 lata wcześniej we wszystkich Bankach królowała konfiguracja (denominowane, albo indeksowane) CHFPLN? Czy nie było tak, dlatego, że 98% Banków wycofało CHFPLN z oferty, a konkurowanie rodzimą walutą z kredytem denominowanym to był przyczynek do wypadnięcia z rynku w tym segmencie? A na to nikt nie mógł sobie pozwolić.
Jest to o tyle zastanawiające, choćby przez wzgląd na to, że jeżeli 3 lata wcześniej od tej zmiany każdy doradca finansowy bez względu na to szyld jakiej firmy reprezentował – jako najlepsze i najtańsze rozwiązanie na 30 lat do przodu proponował kredyt denominowany lub indeksowany do CHF, to czemu w momencie kiedy jego instytucja nie ma CHF w Ofercie – proponował EUR jako najlepsze rozwiązanie?
I to przy kursie CHFPLN – jak w 2008 roku.
http://stooq.pl/q/?s=chfpln&d=20120217&c=5y&t=l&a=lg&b...
Przy kursie CHF/pln 2,00- na 300 k PLN wychodziło 150 000 CHF
Przy kursie CHF/pln 2,50 - na 300 k PLN wychodziło 120 000 CHF
Przy kursie CHF/pln 3,00 - na 300 k PLN wychodziło 100 000 CHF
(ale jak chf przebił na długo tę 3 barierę, to nagle przestało się udzielać w nim kredytów?)
Zastanawiające, czy zatrważające?
Albo zmieniła się optyka, albo „ktoś” się pomylił i tym kimś przeważnie nie jest Klient, który ufa doradcy finansowemu, który całe życie dorastał do tego, żeby być najbardziej doświadczonym finansistą w kraju, albo co gorsze – Klient otrzymuje jako najlepsze rozwiązanie to, które było aktualnie w ofercie. Bez względu na to gdzie by się nie udał. Zawsze towar najbardziej dochodowy – jest eksponowany. Tak jak wcześniej akcja kredytowa.
Proste.
I jeszcze jedno pozostaje faktem. Zmiany w UL, miały miejsce wtedy, kiedy zaczęto je tak na dobrą sprawę w ogóle sprzedawać – kiedy dystrybutorzy zaczęli obawiać się, że prowizje z firm ubezpieczeniowych trzeba będzie zwracać, przy sytuacji, że nie do końca było jak zachowa się rynek (nawet pracy, więc i dochodów potencjalnych Klientów).
Prawdopodobnie, gdyby nie to, że banki musiały wprowadzić korektę polityki funkcjonowania na rynku – UL, byłyby prawdopodobnie tak samo niszowe jak IKE. Masz IKE?
Jakieś opłaty byłyby zawsze, bo przecież firma musi się zabezpieczyć przed tym, że klienci zmienialiby polisy zbyt często, narażając ich na koszty
No właśnie to: „jakieś” – jest nie tyle co mało precyzyjne, co mocno oderwane od rzeczywistości.
przecież nawet te 30% w pierwszym roku blokowałoby świadomego inwestora,
Nawet 5% by wystarczyło. Uwierz mi, że człowieka, który liczy swoje pieniądze – 5% oszczędności skutecznie odstraszy (tak samo jak 1% różnicy w wysokości odsetek od depozytu może mieć wpływ, na podjęcie decyzji przez Klienta). Z drugiej strony, człowieka, na którego spadła nagła sytuacja losowa, nawet 50% nie odstraszy. Nie jest głupi. Nie kupił pasty od sprzedawcy bezmyślnie. W pierwszej kolejności przestanie oszczędzać, w drugiej pozbędzie się majątku (i oszczędności), w trzeciej przestanie regulować zobowiązania w terminie. Taki jest schemat.
a nie ma co ukrywać UL-e są przeznaczone jako produkt masowy, który ma być sprzedawany przez armię sprzedawców jak pasty do zębów Amwaya.
UL – to nie produkt tylko usługa, to raz, a dwa, że jest stworzona w dużej mierze o potencjalne korzyści, które może jako swoje – utożsamić Klient. Kwestie podatkowe, materialno prawne, ect.
Do czego odnosisz Amway w tym przypadku? Po raz kolejny mam wrażenie, że o czymś słyszałeś z opowieści …
Ilość Klientów, którzy posiadają tę usługę?
Ilość osób, która ją proponuje?
Jej dostępność?
Powszechność?
Brak kwalifikacji związanych z inwestycjami, dla osób odpowiedzialnych za dystrybucję?
Jeżeli założyć, że tak samo powszechne byłoby posiadanie żywych akcji, i pierwsze cztery cechy UL, odpowiadałoby posiadaczom akcji i kanałowi dystrybucji, czyli tak hipotetycznie odwrócić sytuację, to wtedy samodzielne inwestowanie byłoby żywcem przeniesione z kanonu sky is the limit?
Ilość osób, która posiada w Polsce kurs maklera, inwestycyjny, ect., zamyka się w kilku tysiącach sztuk … A czy nie wstyd, jak się czyta wypowiedzi, człowieka zajmującego się zawodowo inwestowaniem i analizowaniem rynku (wiem, cholera powtórzę się, bo cytowałem to już z 5 razy, ale co tam) – ta analiza była opublikowana na kilka dni/tygodni/miesięcy przed słupem CHFPLN na 2,8. Najbardziej tragiczne jest to, że wiele ludzi czytając tego typu rzeczy wyrobiło sobie na ten temat opinię i wprowadziło ją w życie z tragicznymi w skutkach konsekwencjami. Ci sami xxx radzili, aby zamiast mając 50 000 PLN nadpłacać kredyt denominowany – nabywać walory na giełdzie…
http://www.money.pl/banki/poradniki/artykul/masz;kredy...
Jeżeli zarabiając, jako analityk nie jest się w stanie przewidzieć kryzysu i na chwilę przed upadkiem kilku Banków w największej gospodarce świata stawianej przed kryzysem na ślepo bez względu na negatywne sygnały z rynku za wzór - mówi się, że waluta xxx będzie spadać, a giełda poszybuje do nieba jak gołąb – to trochę jakby wróżka stwierdziła, że jest w stanie prognozować po ilu godzinach zmarznie i przeziębi się golas leżący na torach, ale nie jest w stanie przewidzieć, że prawdopodobnie zanim zmarznie … – rozjedzie go jadący tą trasą pociąg …
Łukasz S. edytował(a) ten post dnia 19.02.12 o godzinie 00:49