Temat: Investor Gold
Wojciech Kurzyński:
Wydaje mi się, że nie chodzi tutaj o rolę Autorytetów i o zaufanie którym je darzymy. Raczej o to, że korzystne jest samodzielne sprawdzenie tego, co przekazują nam inni. I nadal mówimy o inwestowaniu ;)
No to raczej nie podlega żadnej dyskusji :). Ja raczej mówiłem o rzeczach, które nie jesteśmy w stanie sprawdzić (tzn. w prosty sposób obliczeniowo) ani udowodnić, która strona ma rację, a jedynie dostosować pewne koncepcje do swoich możliwości, potrzeb, właśnie pewnej intuicji. Coś jak klasyczny spór między analizą techniczną a fundamentalną.
Przyjmowanie na wiarę koncepcji inwestowania od innych, nawet jeśli ci inni odnieśli sukces, jest moim zdaniem niewskazane. To nie znaczy, że dokonania czy zdanie innych nie powinny nas inspirować do przemyśleń. Ja także mam kilka osób, które wycisnęły bardzo głębokie piętno na tym jak inwestuję. Jestem im wdzięczy, korzystam z ich pomysłów, ale sprawdzam, czy w moim przypadku także one działają.
Powiem nawet więcej, ocenianie kogoś wyłącznie po sukcesie jaki odniósł to klasyczny outcome bias, błąd bardzo niebezpieczny dla inwestorów polegający na ocenianiu jakiejś decyzji po jej wyniku a nie przesłankach w chwili podejmowania. Jest to zwykłe ślepe zachłyśnięcie się sukcesem kogoś kto po prostu mógł mieć szczęście, znowu używając słów Taleba "fooled by randomness". Nie mogę się powstrzymać żeby nie przytoczyć podanego także przez niego przykładu :). Gość, który jest milionerem podziwianym przez wszystkich za brawurę, bo wygrał fortunę grając w rosyjską ruletkę dalej jest kretynem, mimo że w 5 alternatywnych światach ma kasę, to w jednym z około 16% prawdopodobieństwem jest martwy.
Działa to także w drugą stronę. Osobiście bardzo cenię sobie książkę "Droga Żółwia" Curtisa Faitha i uważam, że wiele zawartych tam wskazówek odpowiada właśnie mojemu podejściu do inwestowania. Wcale nie przeszkadza mi w tym świadomość, że Faith po sukcesie eksperymentu Żółwii nie powtórzył już tak spektakularnych wyników, a sam Richard Dennis, co tu dużo gadać, zakończył karierę spektakularnym bankructwem :). Nie oznacza to wcale, że przyczynił się do tego sposób inwestowania przedstawiony po latach w książce, oni też są ludźmi i mogli zwyczajnie odstąpić od swoich zasad, zresztą mogło być wiele innych powodów. (Ale podkreślam, że tu ważna jest właśnie analiza przyczyn tego konkretnego przypadku. Jeśli chodzi np. o kolesi z LTCM to oni zbankrutowali właśnie przez kurczowe trzymanie się swoich oderwanych od rzeczywistości modeli.)
Na człowieka wpływa bardzo wiele czynników. Bardzo łatwo jest wpaść w "pułapki poznawcze" zwłaszcza wtedy gdy działają duże emocje. Warto więc kontrolować innych, ale przede wszystkim siebie. Bo ten "brak zaufania" powinien, moim zdaniem, także dotyczyć tego co mnie się wydaje słuszne.
Myślę, że tak naprawdę zgadzamy się w większości punktów. Sprawdzać trzeba w miarę swoich możliwości zawsze, nie jest przecież tajemnicą, że inwestorzy w ciągu swojej kariery często zmieniają różne (także kluczowe) poglądy o 180 stopni, nie chodzi o to żeby się zacietrzewić. Nie mniej uważam, że wiele rzeczy musi podpowiedzieć nam intuicja i sukces inwestora zależy właśnie od tego czy natrafi na ten swój prawidłowy szlak i w miarę pogłębiania umiejętności będzie się następnie trzymał swoich zasad.
Bardzo cenię G.Zalewskiego i jego robotę popularyzatorską w dziedzinie inwestycji, ale czasami ma on tendencję do zarzucenia takiego truizmu w rodzaju "nie ufaj nikomu, sam wszystko sprawdzaj". To trochę jak powiedzenie "pamiętaj, sprzedawaj, gdy wszyscy kupują i kupuj, gdy wszyscy sprzedają". Wiadomo, każdy powie "no facet mądrze gada", tylko kto to wykorzysta w praktyce? W ostatnim akapicie dokonałem oczywiście trochę ordynarnego uproszczenia, generalnie bardzo cenię zasadę ograniczonego zaufania (choćby w stosunku do DI, analityków itd.), ale uważam, że duży poziom zaufania do pewnych osób jest w praktyce niezbędny.