Marcin Nowak Handel B2B
Temat: Pozdrowienia z Kraju Kimchi
Pozdrowienia z Kraju KimchiAutorka: Natalia Jerzak http://Polska-Azja.pl
Natalia Jerzak, studentka IV roku Marketingu i Zarządzania WSB National Louis University w Nowym Sączu w zeszłym roku akademickim studiowała wramach programu Socrates- Erasmus w Turcji. Właśnie tam niespodziewanie, ·rozpoczęła swoja przygodę z Korea. Jak Koreańczycy czuja sie w Polsce? Jaksmakuje koreańskie jedzenie? Jaka jest Korea i Koreańczycy, o tym wszystkim pisze Natalia Jerzak w relacji ze swojego pierwszego ( i jak podkreśla napewno nie ostatniego) pobytu w Korei.
Moja przygoda z Koreą rozpoczęła się w całkowicie innym miejscu, w Turcji. Wyjechałam na półroczną wymianę Socrates- Erasmus do Istanbulu. Studiowałam, mieszkałam, imprezowałam ze studentami z całego świata. Właśnie w Stambule spotkałam niesamowitych Koreańczyków, którzy mając do wyboru Kanadę, Australię albo Turcję wybrali ostatnia opcję by być bliżej Europy. Wykorzystali ją, jako wspaniałe miejsce wypadowe by zwiedzić jak najwięcej. To tam nawiązaliśmy przyjaźń, która przetrwała próbę czasu. Pod koniec czerwca dwoje moich przyjaciół, Hyun i Haeyoung postanowili odwiedzić Polskę. Nie są typowymi Koreańczykami: otwarci, przyjaźni, niesamowicie ciekawi świata, gdyby mieli możliwość żyć poza swoim krajem, z chęcią by to uczynili. Hyun tłumaczył mi, że nie wie kiedy i czy w ogóle jeszcze nadarzy mu się okazja by móc wyrwać się tak swobodnie z domu nie będąc związanym jeszcze pracą czy rodziną. Haeyoung, z kolei ma niezwykły „dar” – wpadania w tarapaty: potrafi zgubić się, zaspać i spóźnić na samolot etc. Dlatego wieść o tym ze postanowiła wyruszyć w podróż całkowicie sama była dla nas wielkim zaskoczeniem. Haeyoung dotarła między innymi, do Hiszpanii, Grecji, Egiptu, Syrii i Jordanii. Hyun i Haeyoung postanowili odwiedzić też swoich znajomych z wymiany w Polsce po drodze zahaczając jeszcze o inne kraje. Jako że są osobami bardzo ceniącymi swoja samotność, podróżowali, oddzielnie, by, co jakiś czas spotkać się w jakimś kraju i potem znowu wyruszyć, czasami w całkowicie przeciwnym kierunku. Jeśli chodzi o Hyuna to nie zachowuje się on jak typowy Koreańczyk. W swoim życiu zwiedził już kawał świata. Pomagał jako wolontariusz w sierocińcach w Afryce. Mimo że miał tam bezpośrednią styczność z malarią, ciągle chce tam wrócić, być może jako pracownik jakiegoś NGO albo nauczyciel języka angielskiego. Jak twierdzi zamiast spełniać się w jednej z wielu korporacji, woli pomagać i wspierać innych ludzi.Na odkrywanie Polski poświęcili najwięcej czasu, ponad dwa tygodnie, a ich głównym celem było zobaczyć prawdziwe oblicze tego kraju, a nie w wersji dla turysty. Spędzili u mnie pięć dni, rozkochali w sobie cała moją rodzinę. Byli zauroczeni polska kuchnią: od golonki, pierogów po tatar; kolorowymi domami z ogródkami i polskim stylem życia. Już wtedy wspominali że nie mogą się doczekać by kiedyś w przyszłości ugościć nas w Korei. Mieli wielką nadzieję ze może uda się to jeszcze w tym roku w wakacje, zwłaszcza iż w tym czasie jeszcze nie studiują i nie pracują.Pomimo bariery językowej Hyun i Haeyoung porozumiewali się z moim rodzicami doskonale, chwilowa nieśmiałość szybko zniknęła a jej miejsce zajęło głębokie zainteresowanie. Ze mną, jako tłumaczem polsko – angielskim i vice versa potrafiliśmy rozmawiać do samego rana. Po zwiedzaniu południowej części Polski (Krynicy, Nowego Sącza, Jasła i Krosna), Hyun i Haeyoung opuścili nasz dom i pojechali odwiedzić kolejne osoby z wymiany od Koszalina po Łódź. Tymczasem moi rodzice początkowo sceptycznie odnoszący się do mojego wyjazdu do Korei, zaczęli mnie wręcz zachęcać i dopingować abym jeszcze w te wakacje odwiedziła kraj moich przyjaciół. I tak trzy tygodnie później siedziałam wygodnie w samolocie zmierzającym na lotnisko Incheon (dzięki letniej promocji biletów lotniczych linii KLM za jedyne 2 tys. PLN!).Lotnisko znajduje się w mieście o tej samej nazwie, położonym na niewielkiej wyspie, około 30 km od Seulu. Od 2001 roku obsługuje większość lotów na trasach międzynarodowych. Wcześniej tą funkcję pełniło inne lotnisko, Gimpo, które od 2001 roku zajmuje się obsługą tylko niektórych lotów miedzy Koreą a Japonią i Chinami i lotami lokalnymi np. lotami do Pusan czy na popularna wyspę Jeju-do.
Jest to największa wyspa Korei (1 845 km2) znajdująca się w odległości 100km od południowo-wschodniego wybrzeża. Słynnie z niesamowitych form wulkanicznych, między innymi najwyższego szczytu Korei Płd. wulkanu Halla-san mierzącego 1 950 metrów, ciekawej tropikalnej przyrody, wioski zamienionej na skansen wielu romantycznych miejsc i … z erotycznego parku Love Land, gdzie można podziwiać modernistyczne spojrzenie na erotykę. Wyspa Jeju była mekką dla młodych koreańskich małżeństw, ale obecnie jest to też wspaniałe miejsce na leniwy letni wypoczynek.Wylądowałam na lotnisku Incheon, które według firmy Skytrax zajmującej się badaniem opinii pasażerów, w 2008roku zajęło trzecie miejsce w rankingu najlepszych lotnisk świata ustępując jedynie lotniskom w Hongkongu i Singapurze. Pierwsze, co uderzyło mnie po wyjściu z samolotu to niesamowita wilgotność i spotęgowany przez nią upał. Mój pobyt wypadł w na przełomie lipca i sierpnia - jednego z najgorętszych okresów lata. W Korei występują cztery pory roku, przy czym wiosna i jesień są raczej krótkie. Lata są gorące i wilgotne natomiast zimą jest dokładnie odwrotnie zimno i sucho z przelotnymi opadami śniegu w górach. Sierpień jest najgorętszym miesiącem roku, temperatury wahają się od 19 °C do 27 °C. Dla porównania w najzimniejszym miesiącu, styczniu temperatura sięga od -8 °C do 7 °C. Jeżeli chodzi o turystykę, to najbardziej polecaną porą do zwiedzania jest jesień nie tylko ze względu na przejrzyste niebo, ale także na wiele ludowych festiwali związanych ze żniwami, które są niesamowitą atrakcją turystyczną. Jest to ulubiona pora większości Koreańczyków. Haeyoung przestrzegała mnie przed przyjazdem z początkiem wiosny, a wszystko za sprawą ‘żółtego pyłu’ gryzącego piasku, przybywającego z północnych pustyń Chin który utrudnia oddychanie i poruszanie się po Seulu. W tym czasie część mieszkańców stolicy przenosi się na wieś do swoich rodzin by tam przeczekać ten nieprzyjazny okres piaskowych burz. A ja pojawiłam się właśnie w tym najgorętszym letnim okresie. Dużym ułatwieniem jest to, że większość budynków jest klimatyzowana dodatkowo także wszystkie środki transportu od taksówek, przez autobusy i pociągi, po sklepy i prywatne domy. Korea Płd. to w 70% góry, być może dlatego powyżej 85% wszystkich mieszkańców mieszka w dużych miastach. Intensywnym procesom industrializacji w latach 60, 70 i 80-tych, towarzyszyła równie intensywna migracja ludności z terenów wiejskich do dużych miast, w szczególności do Seulu, co zapoczątkowało tak duży rozrost stolicy kraju i tak duża dysproporcję miedzy miastem a wsią. W ciągu kilku ostatnich lat obserwuję się narastający trend - rosnącą ilość mieszkańców Seulu uciekającą wręcz ze stolicy i przenoszących się na tereny podmiejskie. Populacja Korei Płd. wynosi 49 milionów osób. Odwiedziłam dwa największe miasta Seul (10, 3 milionów mieszkańców) i 2-gie, co do wielkości portowe miasto, Pusan (3, 63 mln mieszkańców). Metropolia Seulska składająca się ze stolicy, portowego miasta Incheon, oraz sąsiadujących miast w prowincji Gyeonggi-do liczy 23 miliony mieszkańców. Jest 2-ga największa metropolia światowa (przypada średnio 4, 048 osób na km2) ustępująca jedynie Tokyo.I pomimo swego ogromu: mieszka w niej ponad 40% wszystkich Koreańczyków, jest miastem bardzo dobrze zorganizowanym. Podróżowanie bardzo ułatwia gęsta sieć metra, łącząca nawet najodleglejsze zakątki tej metropolii od Seulu przez Incheon, prowincje Gyeonggi-do i północną część prowincji Chungnam. Ta gęsta sieć to osiem linii metra oraz dwu linii Bundang i Jungang, które są obsługiwane wspólnie przez trzech przewoźników: Korali – koreańskiej kolei, Metro Seulskie i spółkę SMRT - Seoul Metropolitan Rapid Transit Corporation.Prekursorem metra był Korail, który stworzył pierwszą linię w 1974, obecnie trwają prace nad nową linią numer, 9 która ma być ukończona do końca roku oraz całkowitą przebudową linii Bundang, która ma zakończyć się w 2010. Dodatkowo wiele linii jest w trakcie rozszerzania. Informacje w języku angielskim niewątpliwie bardzo pomagają obcokrajowcom w swobodnym przemieszczaniu się po mieście. Poza ‘zwykłymi’ tablicami informacyjnymi, pomocne są zapowiedzi każdej zbliżającej się stacji, wyjściach i możliwych transferach między liniami. Zresztą sami Koreańczycy widząc zagubionego obcokrajowca zazwyczaj starają się mu pomóc, nawet, jeśli nie potrafią powiedzieć jednego słowa po angielsku. W metrze można bez problemu zaopatrzyć się w mapki, także w specjalną kartę, którą możemy załadować na każdej stacji bądź w automacie. Karta ta oferuje znaczne zniżki np. przy zmianie linii metra, cena jednego przejazdu wynosi niecały 1 USD. Ciekawostką jest to, że można spotkać taksówki szczycące się napisem “free interpretation”. Korzystają one z on-linowego serwisu translacyjnego, czyli specjalnej infolinii dostępnej min. w języku angielskim, chińskim bądź japońskim, która w razie jakiś problemów pomoże zamówić taksówkę i porozumieć się z taksówkarzem. Seul to miasto, w którym mimo tłoku, każdy metr kwadratowy jest dobrze wykorzystany. Poruszając się po mieście, przez cały czas odnosiłam wrażenie, że wszystko zostało już dobrze przemyślane i szczegółowo zaplanowane, a każdy najdrobniejszy element znajdował się w odpowiednim miejscu. Zwróciłam także uwagę na mieszające się ze sobą i tworzące harmonijną całość tradycję i nowoczesność. Seul to jedno z nielicznych miejsc na Świecie gdzie futurystyczne wieżowce sąsiadują z tradycyjnymi bramami na tle stylizowanych na bonsai drzew w tak naturalny i oczywisty sposób. Doskonałym przykładem sztuki łączenia różnych elementów jest płynący przez sam środek Seulu na odcinku sześciu km pośród strzelistych wieżowców, otoczony pasem zieleni, wspaniale oświetlony strumień Cheonggyecheon. Jeszcze 6 lat temu była to wielka i hałaśliwa autostrada, która zagrażała środowisku ( strumień w tym czasie prawie wysechł. )
Były burmistrz stolicy a obecny prezydent Korei Lee Myung Bak postanowił radykalnie odmienić wizerunek centrum miasta. To za jego rządów rozpoczęła się ‘zielona inwestycja’, która kosztowała bagatela 900 milionów USD. Budowa rozpoczęła się w 2002 i trwała około 3 lata, we wrześniu 2005 roku nastąpiło wielkie otwarcie. Inwestycja miała bardzo wielu przeciwników, którzy protestowali nie tylko ze względu na koszty jej budowy, ale także na to, że wysiedlono z tych miejsc wielu ludzi, którzy pod autostradą mieli swoje sklepy, biura, warsztaty, restauracje i domy mieszkalne. Dodatkowo trzeba było dopompować olbrzymią ilość wody w strumień, by przywrócić go do życia. Najciekawszym jest to, że Lee Myung Bak w latach 60-tych była osobą odpowiedzialną za zabetonowanie strumienia i budowę autostrady. Lee miał wtedy przydomek ‘Buldożer’. Wielu przeciwników zapamiętało ten fakt z jego przeszłości i oskarżało go, iż strumień w centrum miasta to jedynie pokazowa akcja, która ma go wypromować w walce o prezydencki stołek. Mimo tych politycznych kontrowersji obecnie jest to jedno z ulubionych miejsc mieszkańców miasta, gdzie mogą oni odetchnąć po ciężkim dniu pracy, pobawić się z dziećmi lub pomoczyć stopy w czystej źródlanej wodzie w samym centrum miasta! A koreańskie jedzenie?
Wypadałoby zacząć od rzeczy podstawowej. Wielkie zaskoczenie wzbudziły we mnie koreańskie pałeczki. Bez większych problemów posługiwałam się nimi przed przyjazdem do Korei. Problem w tym, że zawsze używałam drewnianych. Koreańczycy, chyba jako jedni z nielicznych lubują się w posługiwaniu się metalowymi pałeczkami w swoich domach, restauracjach nawet w przydrożnych barach. Co do drewnianych pałeczek, to były one przeważnie dodawane jedynie do dań na wynos. W czasie gorących upalnych dni, największym problemem było utrzymanie samej ślizgającej się między palcami pałeczki. Dużym ułatwieniem jest to, że koniec pałeczki jest lekko spłaszczony, co umożliwia w miarę zręczne jedzenie. Opanowanie tej sztuki kosztowało mnie trochę wysiłku, ale sprawiło za to wyjątkową satysfakcje, bo jak sądzę jest coś magicznego i dystyngowanego w posługiwaniu się cienkimi metalowymi pałeczkami. A zwyczaj ten wywodzi się podobno z przezorności. Na cesarskich dworach zawsze posługiwano się pałeczkami srebrnymi, bądź pokrytymi specjalnymi emaliami. Zmieniały bowiem kolor w styczności z trucizną.Hyun wielokrotnie przestrzegał mnie przed jedzeniem ostrych koreańskich potraw. Tłumaczył, iż Koreańczycy mają całkowicie inną ‘skalę ostrości’. To, co dla nas jest ostre dla nich jest normalne, to, co dla nich jest ostre może być całkowicie niejadalne dla nieprzywykłych do tego obcokrajowców. Sztuką było powolne przyzwyczajanie się do coraz to ostrzejszych potraw. Muszę się pochwalić, że udało mi się zjeść praktycznie wszystko. Moja kulinarna otwartość wzbudziła ogólne zaskoczenie, a zwłaszcza wtedy, gdy zjadłam typowo koreański przysmak: małą larwę robaka (ang. Pupae). Robaczek był lekko chrzęszczący i smakował jak pieczony kasztan, wiec nie było tak źle. Trochę więcej czasu zajęło mi przekonanie się do niezwykłych walorów smakowych sztandarowej koreańskiej potrawy, a dokładniej typowej przystawki – kimchi. Nie wiem czy ktoś kiedyś próbował zliczyć ile jest tak naprawdę rodzajów tego specjału.Kimchi to sfermentowana i ukiszona potrawa. Najczęściej stosowanymi składnikami są: rzodkiew japońska, różne rodzaje kapust przeważnie pekińska, kabaczek, czosnek i wiele innych. Oczywiście by osiągnąć najlepszą jakość i smak powinny fermentować w specjalnej zalewie – wywarze z krewetek z dużą ilością papryczki chili. Fermentacja wraz z tym krewetkowym aromatem nadaje potrawie bardzo intensywny i specyficzny zapach. Nawet we współczesnej Korei w XXI wieku większość dachów jest wciąż zastawiona wielkimi glinianymi naczyniami, przeznaczonymi do przechowywania tych koreańskich „pikli”. Mimo to tradycja jednak coraz częściej ustępuje miejsca nowoczesności. W wielu domach stosuje się już specjalne lodówki do przechowywania narodowego przysmaku. Z reguły mają one niższe temperatury zapobiegające psuciu się kimchi, niekiedy różne strefy zimna, dla różnych rodzajów kimchi, sprzyjające dalszej delikatnej fermentacji bądź ją całkowicie zatrzymujące. Moim ulubionym kimchi jest Baechu, biała rzodkiew japońska, typowy składnik również moich ulubionych lodowych nuddli- Dongchimi guksu, letniego koreańskiego przysmaku z dużą ilością kruszonego lodu. Dużym kulinarnym zaskoczeniem były też wszechobecne ricecooker-y. Specjalne urządzenia zajmujące się odpowiednim ugotowaniem określonego gatunku ryżu oraz podtrzymywaniu go w wysokiej temperaturze (tak by był ciepły i w każdej chwili gotowy do zjedzenia) nawet przez parę dni. Podczas mojego pobytu spróbowałam tylu różnych ryżowych przekąsek, słodyczy, napojów, wywarów i alkoholi, że ciągle jestem pod wielkim wrażeniem mnogości zastosowań ryżu. Haeyoung czekała na okazję by móc się ‘zrewanżować’ i pokazać mi ile tak naprawdę mamy wspólnego, jeżeli chodzi o kuchnię. Żartowaliśmy wspólnie, że nasze kuchnie różnią się jedynie ostrością. Gdy przyjechałam do Korei, Hyun i Haeyoung z dumą pokazywali mi odpowiedniki naszych polskich specjałów. I dzięki temu zjadłam ‘koreańskie wersje’ pierogów, golonki, kaszanki, flaczków, rosołu, placków ziemniaczanych. Naprawdę polecam każdemu smakoszowi taką kulinarną przygodę! A jacy są sami Koreańczycy?
Są narodem niezwykle pracowitym. Moja znajoma opowiadała mi, że idąc na urlop często źle się z tym czują, a wiele osób dobrowolnie rezygnuję z wolnego. Będąc w Korei spotkałam się także z niesamowitą życzliwością i skromnością. Wielu ludzi na początku nieśmiałych, gdy się ich poznawało bliżej zaskakiwali swoją serdecznością i ciepłem. Zauważyłam też, że Koreańczycy są bardzo dumni ze swojej kultury. Uwielbiają tłumaczyć i objaśniać, wprowadzać w jej krąg przybysza z dalekiego kraju. Zaimponowali mi swoją punktualnością, na umówione spotkanie potrafią przyjść nawet 40 minut przed czasem żeby mieć pewność, że żadne niespodziewane okoliczności nie spowodują spóźnienia. Oczywiście są też wyjątki od tej reguły, ale jeżeli chodzi o gościnność to wręcz „zarzucają” swoich gości mnogością tradycyjnie przygotowanych potraw i nie dowierzając, że naprawdę mogą one smakować obcokrajowcom. Była to moja pierwsza wizyta w Korei, ale jestem pewna ze to dopiero początek mojej przygody z kulturą Azji. Ciągle jestem pod olbrzymim wpływem tego magicznego kraju. Czasami mój pobyt jawi mi się jak jakiś niesamowity sen. Wspominam z uśmiechem wszystkie ostrzeżenia i niepokój Hyuna, a także jego wielkie zaskoczenie tym, że jedzenie może mi naprawdę smakować i że mogę być zachwycona Koreą.Haeyoung gdy była w Polsce, zamieniła się w azjatyckiego paparazzi. Niemalże na każdym kroku pstrykała zdjęcia łąkom, kolorowym domostwom , studzienkom, ogrodom czy nawet naszym poczciwym maluchom. Czasami trzeba było czekać na Haeyoung ponieważ dobierała odpowiednią perspektywę, odległość bądź ustawiała ludzi w kadrze. Natomiast ja będąc w Korei nie mogłam przejść obojętnie wobec świątyni, urokliwie przyciętych drzewek, tradycyjnych ubrań, kolorowych dachów, ciekawych potraw czy uśmiechniętego Buddy. Wielokrotnie wywoływało to uśmiech na twarzach Hyuna i Haeyoung. Sama stałam się polskim paparazzi. Poza odkrywaniem kraju kimchi i jego mieszkańców, najbardziej pasjonującą rzeczą było zobaczenie samego siebie, a także spojrzenie na własny kraj z całkowicie innej perspektywy.
Autor:
E-mail: admin@polskaazja.pl
Strona http://polska-azja.pl