Jarosław
Muszyński
prezes zarządu BMGE
sp. z o.o.
Temat: Biogazownia rolnicza
Witambardzo mi się podoba dialog pomiędzy Pania Darią Walter a Panem Maciejem Maleńczukiem.
Dobrze, że nie można napić się wirtualnie czegoś mocniejszego bo dyskusja byłaby jeszcze ciekawsza. :) A może szkoda :(
Osobiście przyznaję rację Pani Walter w tej dyspucie ponieważ biogazownia a kotłownia na biomasę to dwie różne bajki jeśli chodzi o procesy technologiczne.
Wprawdzie tu i tu efektem końcowym jest ciepło i energia elektryczna przy czym biogazownia to dodatkowo procesy biologiczne, które często są pomijane w rozmowach handlowych z potencjalnymi inwestorami.
W elektrociepłowni zawodowej w kotle można spalić wszystko i to jest tylko kwestia jaka będzie jednostka kotłowa. Pomijam tutaj efekt środowiskowy czyli emisje i żywotność samego kotła.
To jest inny temat ale jeżeli ktoś ma ochotę mogę się wymienić doświadczeniami w tej materii również.
W biogazowni nie możemy wrzucić wszystkiego jak leci bo tu mamy żywe organizmy, które tak jak my ludzie jeżeli dostaną złe jedzenie nie będą tego jadły i poumierają- wyginą. Musimy przygotować dokładną mieszankę jak dla dziecka żeby dobrze puszczały "wiatry" i wtedy możemy mieć gwarancję, że biznes - biogazownia będzie pracowała na odpowiednich parametrach.
Gwarancja produkcji biogazu na wysokich parametrach to jest to czego powinniśmy oczekiwać od technologii.
Według mojej oceny, zresztą takie same odczucie jak czytam ma Pani Walter, na rynku polskim jest bardzo dużo firm, które z chęci szybkiego zysku oferują technologie słabej jakości, żle dobrane wielkości zbiorników, skrócone linie technologiczne itp. Brak profesjonalizmu w zakresie inżynierii a dobre umiejętności handlowe powoduję, że inwestor - rolnik kupuje fatalna instalacje.
W Polsce liczy się cena. W jednym przypadku wybudowali biogazownie 1MW i nie dali instalacji do oczyszczania gazu, zbiornik betonowy się przechylił bo zapomnieli o badaniach geologicznych.
Silniki wymienili po 14mc. Inwestycja kosztowała nie całe 10mln zł, inwestor już dołożył prawie drugie tyle. Firma, która dostarczała i budowała - generalny ogłosił upadłość.
Podobne projekty są w fazie budowy i na 100% będą miały kłopoty no ale co zrobić czasami trzeba uczyć się na błędach lub korzystać z tak zwanych "załatwiaczy" pana Ryska co wie gdzie i od kogo kupić, swój chłop.
Nie chcę to obrażać Ryśka bo Ryśki to fajne chłopaki:)
Chociaż muszę powiedzieć, że nawet jeden z pracowników dużego banku finansującego tego typu inwestycje wyznaje politykę kupowania tanich instalacji nawet jeżeli po 4 latach klient będzie musiał wymienić 50% urządzeń. Twierdzi, że ratę będzie miał niższą a po 4 latach kupi sobie nowe urządzenia. Ciekawa polityka banku.
Kluczowy element dla inwestora to własne substraty lub ewentualnie dobre relacje ze środowiskiem rolniczym aczkolwiek tu występuje spore ryzyko. Rolnik jest mało stabilny i nikomu nie ufa a na pewno nie ufa temu co lepiej zarabia. Jak dostanie więcej od innego odbiorcy np kukurydzy to sprzeda bez wahania.
Jeśli chodzi o przygotowanie inwestycji od strony papierkowej pozwolenia itp to troszkę jest lepiej niż 5 lat do tyłu. Trzeba wszystko robić krok po kroku i postępować rzetelnie. Opracowania muszą być robione pod konkretna lokalizację a nie kopiuj wklej. Są firmy, które za jedno opracowanie zapłaciły i zmieniają tylko tytuł lokalizacji. W jednej z gmin ludzie się zorientowali i zablokowali inwestycje a burmistrza chcieli wyrzucić.
Trochę się rozpisałem.
Jak macie pytania chętnie pomogę, w granicach przyzwoitości. Nauka kosztuje:)
Pozdrawiam
Jarosław Muszyński