Wypowiedzi
-
Marta Z.:
Piotr K.:
Zaintrygował mnie problem tego wątku i z ciekawości zapytałem swojego prawnika.
Otóż z tego co mówi mecenas, pies w świetle prawa traktowany jest jako składnik majątku rzeczowego. Jeżeli małżonkowie nie są w stanie sami podzielić się majątkiem, sąd dokona podziału przedmiotów na podstawie ich wartości w oparciu o Kodeks Cywilny. Jako, że jest to majątek wspólny uzyskany w trakcie wspólnoty małżeńskiej, nie ma znaczenia na kogo pies jest "zapisany". Sąd ponoć ustala, która strona będzie lepsza dla dobra psa i drugiej stronie zrównoważy majątek innym przedmiotem. (np. telewizor)
Ciekawe ???
Jednak psy traktowane są gorzej niż dzieci :P
według ZK jest to pies żony, ważne jest to co jest napisane w rodowodzie, właścicielka była z psem zerejestrowana i ona opłacała składki
Tylko ZK to po prostu organizacja kynologiczna, ona nie stanowi o własności jako takiej. Ja tez mogę założyć taką organizację - Związek Psów Dominiki, nie będzie ona wiodąca (bo taka może być tylko jedna), ale nie będę mogła stanowić "prawa" poza Związkiem Psów Dominiki. Więc cokolwiek napiszę o psach, które do mnie przyjdą, liczy się u mnie tylko i u tych, którzy mój związek szanują :-)
Kodeks cywilny, umowy cywilno-prawne będą ważniejsze.Dominika Kołodziej edytował(a) ten post dnia 12.03.12 o godzinie 19:36 -
Piotr K.:
Dominika Kołodziej:
Iza ma rację, ZK wydaje rodowód na podstawie metryki i deklaracji zgłaszającego. Ich nie interesuje "kto kupił".
W rodowodzie wpisany jest właściciel psa (i również hodowca), w związku z tym, chyba nie tylko na podstawie deklaracji? Jeśli na podstawie deklaracji, to sprawa jest prosta - pies jest własnością tego, kto go kupił.
Notabene, tyle razy kupowałem psa z hodowli i nigdy nie dostałem żadnej umowy, aktu własności, czy nawet dowodu zapłaty, paragonu. Hodowca daje metryczkę, metryczka ma zgadzać się z tatuażem ... a reszta z rączki do rączki :)))
Mnie hodowca, właśnie do ZK specjalnie dał umowę, bo mogą wymagać.
Co zresztą jest logiczne.
Jak pisałam - jeśli na podstawie deklaracji, to fakt rejestracji w ZK, wpisu w rodowodzie nie ma wpływu na własność. Szczególnie, jeśli jest umowa kupna-sprzedaży dla męża.
A jak jest z podziałem "majątku", jak się wtedy traktuje psa to już chyba jakaś grubsza sprawa dla prawnika ;-) -
Iza D.:
Dominika Kołodziej:
v
Iza D.:
Dominika Kołodziej:
Do Związku zapisuje się "osoba". Rejestruje się psa posiadającego metryczkę, na której widnieje imie i nazwisko hodowcy a nie osoby, która psa kupiła. Nie wymagane jest przedstawienie umowy kupna.
Zaraz, ale na jakiej podstawie wpisano w rodowód żonę, skoro pies jest męża?
Przecież, z tego co wiem, w ZK jest potrzebna umowa do zmiany właściciela.
Na takiej właśnie zasadzie wydawany jest rodowód.
W rodowodzie wpisany jest właściciel psa (i również hodowca), w związku z tym, chyba nie tylko na podstawie deklaracji? Jeśli na podstawie deklaracji, to sprawa jest prosta - pies jest własnością tego, kto go kupił.
I nie mówimy o byciu zarejestrowanym w Związku, tylko o byciu właścicielem psa.
Chyba nie przeczytałaś ze zrozumieniem tego co napisałam....
Nooo, to teraz jest już o wiele jaśniej.
I grzecznie niezmiernie ;-) -
Beata K.:
Dlatego tak ważne jest by wiedzieć o cechach ras i o ewentualnych cechach osobniczych.
niestety wiele osób nawet nie pofatyguje się by pomysleć zanim kupią psa: huskyego do bloków, dobermana do dzieci itd
To są błędy ludzi, zwierzęta nie są winne
Błędem człowieka jest również przyklejanie określonych łatek do ras. Oczekiwanie od nich spełaniania filmowych i bajkowych funkcji ("do dzieci", "do obrony przed złymi").
To te oczekiwania, brak pracy i pomyślunku prowadzą do nieszczęścia. I nie ma nic złego w dobrze utrzymanym psie w bloku - kwestia wygody, czasu itp.
Większym problemem jest pozostawianie psów samych sobie na wiele godzin i brak koniecznej aktywności jeśli jest z nami.
A "ewentualne" cechy osobnicze to bankowe cechy osobnicze.
Psy w jednej rasie mogą się od siebie różnić diametralnie!
Rasa wskazuje nam tylko bardziej prawdopodobne zachowania z łańcucha łowieckiego, "zamiłowania" i tendencje do pewnych czynności - kopanie dziur, nabieganie, obieganie, zaganianie dzieci ;-), gryzienie, szarpanie, tropienie zwierzyny, noszenie w pysku, reaktywność (jako skłonność do reagowania na bodźce), ścisłość współpracy z człowiekiem, większa "samodzielność" itp. itd.
TYLKO i AŻ tyle. -
Iza D.:
Dominika Kołodziej:
Do Związku zapisuje się "osoba". Rejestruje się psa posiadającego metryczkę, na której widnieje imie i nazwisko hodowcy a nie osoby, która psa kupiła. Nie wymagane jest przedstawienie umowy kupna.
Zaraz, ale na jakiej podstawie wpisano w rodowód żonę, skoro pies jest męża?
Przecież, z tego co wiem, w ZK jest potrzebna umowa do zmiany właściciela.
Na takiej właśnie zasadzie wydawany jest rodowód.
W rodowodzie wpisany jest właściciel psa (i również hodowca), w związku z tym, chyba nie tylko na podstawie deklaracji? Jeśli na podstawie deklaracji, to sprawa jest prosta - pies jest własnością tego, kto go kupił.
I nie mówimy o byciu zarejestrowanym w Związku, tylko o byciu właścicielem psa. -
Możliwości pracy z psem, którego się nie chce, nie ufa się mu i już de facto nie lubi są niewielkie.
W takich warunkach rozsądne jest znalezienie psu domu, który będzie gotowy na pracę i będzie miał świadomość, że to tylko pies.
Opcją drugą jest zabicie psa. I też brałabym ją pod uwagę - z całą odpowiedzialnością, że to ja nie podołałam i płaci za to pies.
Niestety, nie widzę specjalnie opcji nr 3. -
Zaraz, ale na jakiej podstawie wpisano w rodowód żonę, skoro pies jest męża?
Przecież, z tego co wiem, w ZK jest potrzebna umowa do zmiany właściciela. -
Taaa.
A psy nie ginęły pod kołami samochodów, nie chorowały i w ogóle.
Nigdy też nie gryzły.
Zapominacie tylko o jednym - warunki życia psów w miastach były zupełnie inne - cały dzień ktoś z nimi siedział w domu (zazwyczaj), do weterynarza chodziły z rzadka i to na szczepienie, jak pies komuś zginął, to brał od znajomego kolejnego itp., jak się pies w domu nie sprawdzał/znudził, to się wywoziło "na wieś".
Psy łańcuchowe gryzły i to niejednokrotnie, a w konsekwencji tego były przypinane do budy na stałe.
Było strasznie normalnie.
Przemocy domowej też nie było.
Nie przesadzajmy z tą pochwałą i idealizowaniem tamtego świata, bo może się okazać, że po prostu nie wiedzieliśmy na co patrzeć itp.
Warunki się zmieniają szybko, ludzie nie potrafią się do tych zmian dobrze przystosować, zwierzęta również mają z tym problemy. Trochę jak z psychologami/terapeutami - kiedyś nikt nie chodził i było "dobrze", a teraz nagle jest potrzeba, żeby sobie układać w głowie/sprzątać w życiu. Wyimaginowana jest ta potrzeba? -
Arkadiusz W.:
Zaskoczę Cię, dla mnie moje obserwacje i doświadczenia (nawet nie będąc specjalistą w danej dziedzinie) są najważniejsze i stanowią bardzo wiele.
A po takim tekście uważam, że dalsza dyskusja nie ma sensu.
Uła. Ego.
A jednak, obserwacje własne, szczególnie jeśli nie jest się specjalistą w danej dziedzinie, w porównaniu do badań, to będzie niewiele. W ogólnej dyskusji nad "zasadami rządzącymi psim światem", bo opieranie się jedynie na własnym przykładzie jest obarczone zbyt dużym błędem.
Oczywiście, że się liczą, ale już w tym temacie wspominałam - ważne jest, żeby patrzeć, trzeba umieć niektóre rzeczy dostrzegać, a potem je jeszcze nazwać, wyciągnąć, im mniejsza jest nasza wiedza i doświadczenie w jakimś temacie, tym bardziej możemy się pomylić.
Przykładów daleko szukać nie trzeba - tradycyjny ukłon psa, nazwany nawet "ukłonem zabawowym" może mieć w określonych kontekstach znaczenie zupełnie inne niż "zaproszenie do zabawy" i może mieć znamiona zachowania agresywnego nawet. Więc nawet jeśli znamy sygnał wysyłane przez psy, to umiejętność ich zinterpretowania jest już zupełnie czymś innym i wymaga szerszego spojrzenia.
Ograniczenie wszystkiego do relacji podporządkowany-przewodnik spłyca nam psa. Po prostu. A jeśli czegoś nie dostrzegamy, to nie bierzemy pod uwagę i możemy działać nieadekwatnie do sytuacji. -
Arkadiusz W.:
>
Dominika Kołodziej:
No właśnie, a jeśli się na wskazaną przez Ciebie postać stada nie zgodzimy?
A na jakiej podstawie?
Bo z moich obserwacji stado psów biegających dziko po polach zawsze ma przywódcę/lidera za którym reszta biegnie i nie wierzę, że jest on ustalany tylko dlatego, że ma ładne oczy ...
Obserwacje własne, to chyba niewiele, prawda?
Odsyłam do Mecha, Bradshawa, Abrantesa.
To, że ktoś biegnie pierwszy niczego nie oznacza.
Michele Minunno obserwował psy dziko żyjące.
Coppinger pisał o grupach rodzinnych village dogów.
Literatury jest wiele, ale już chyba nikt (poza Cezarem ;-)) nie mówi o przemocowej i krwawej dominacji.
Znamiennym przykładem jest tutaj Fisher, który w obu książkach (dostępnych na polskim rynku) przekonywał do uzyskiwania pozycji lidera, hierarchii itp., żeby pod koniec swojego życia powiedzieć coś w stylu "robiłem dobrze, ale ze zlych powodódw" - psy potrzebują reguł, bezpieczeństwa, rytuałów, ale nie w kontekście "bycia podporządkowanym"/przewodnika stada.
Czyli pies bez reguł może być niegrzeczny i nieszczęśliwy, rozpuszczony, ale nie sądzę, żeby każdej nocy obmyślał plan zdobycia świata, władzy itp. Trochę to abstrakcyjne.
http://www.zaklinaczpsow.pl/czy-znasz-potrzeby-swojego...
mnie to w dużej mierze przekonuje, nie wszystko, ale pokrywa się z tym co widzę na co dzień.
Sorry, ale Cezar to już naprawdę żenada - koleś, który bije, szarpie, kopie, The Dogkicker - nawet ma ksywkę :-)
Te wszystkie jego zagrania w stylu "podduszenie" i uzyskanie podporządkowania, to właśnie bajki dla ludzi, którzy nie ogarniają tematu, szukają łatwego wytłumaczenia i szybkiego rozwiązania.Dominika Kołodziej edytował(a) ten post dnia 29.02.12 o godzinie 20:29 -
Grzegorz W.:
Dominika Kołodziej:
Agnieszka Krzemińska ( Piotrowska ):
Grzegorz W.:
Agnieszka Krzemińska ( Piotrowska ):
Narażę się tu pewnie wszelkim pozytywistom ale w razie przejawu agresji mój pies momentalnie dostałby ode mnie w łeb.
To akurat dla mnie osobiście jest najprostsza i najprymitywniejsza z metod. W XXI wieku od człowieka wymaga się żeby ruszał głową a nie używał przemocy...
Tu nawet nie chodzi o to czy to prymitywne, czy nie.
Nie doceniamy roli wszelkich zachowań agresywnych, one są normalne, zaatakowany osobnik musi mieć prawo się bronić i tyle. Problem tylko w tym, jak nauczymy naszego psa świata i co będzie dla niego atakiem, czymś co agresję wywoła, a co nie.
Przecież piszę tu nie o sytuacji obrony a tego, ze moj pies wykazałby agresję...
Ale czym spowodowaną agresję?
Bo jak go walniesz, to przyczyna nie zniknie. -
Arkadiusz W.:
Piotrze, no i tu właśnie jest to niezrozumienie, o którym piszę w kilku postach, choć też nie jestem psychologiem i nie zajmuję się szkoleniem psów zawodowo.
Moja logika mówi, że pies to nie człowiek, pies chce żyć w stadzie, a stado ma przewodnka, taka jego natura.
No właśnie, a jeśli się na wskazaną przez Ciebie postać stada nie zgodzimy?
Jeśli przyjmiesz, że zwierzęta socjalne, żyjące w grupach inaczej regulują swoje struktury, że nie ma kogoś kto rządzi, ale są tacy, którzy się na czym znają, których warto słuchać, ale nie mam do czynienia z liniowym układem hierarchicznym, jaki Ci się marzy?
I to, czy pies Ci ufa, czy nie ufa i robi tak, jak mu pokazujesz nie ma nic wspólnego z tym, ile razy wymusiłeś na nim wykonanie jakiejś czynności?
I że przewodnik to niekoniecznie ten, który coś egzekwuje, a ten za którym zwierzę podąża samo?
Więc to poniżej, to tylko wniosek z błędnego założenia?
Jeśli się z tym zgodzimy to dalsza część jest taka, jeśli żyjesz w stadzie to chcesz się podporządkować przewodnikowi, głównie dlatego że mu ufasz, albo musisz ufać bo stoczyłes walkę i był silniejszy (też zgodnie z naturą), a jeśli chcesz się podporządkować to nie ma dla ciebie problemu, że w danej sytacji przewodnik oczekuje od ciebie konkretnego zachowania - robisz to co chce zgodnie z naturą stada.
Tylko, że naukowcy badają, jaka jest natura "stada", a Ty już wiesz?
Jaka jest natura psiego stada? Czy psy tworzą stada?
W tej konkretnej sytuacji, nie uważam żeby psu działa się jakaś niewyobrażalna krzywda, owszem dyskomfort, ale bez przesady, a nagroda (choćby smakołyk) za odpowiednie zachowanie powoduje, że dyskomfort znika i pies zaczyna chcieć się tak zachowywać.
Nieco upraszczasz ideę kontrwarunkowania instrumentalnego ;-), jeśli już się mądrzymy. -
Agnieszka Krzemińska ( Piotrowska ):
Grzegorz W.:
Agnieszka Krzemińska ( Piotrowska ):
Narażę się tu pewnie wszelkim pozytywistom ale w razie przejawu agresji mój pies momentalnie dostałby ode mnie w łeb.
To akurat dla mnie osobiście jest najprostsza i najprymitywniejsza z metod. W XXI wieku od człowieka wymaga się żeby ruszał głową a nie używał przemocy...
Tu nawet nie chodzi o to czy to prymitywne, czy nie.
Nie doceniamy roli wszelkich zachowań agresywnych, one są normalne, zaatakowany osobnik musi mieć prawo się bronić i tyle. Problem tylko w tym, jak nauczymy naszego psa świata i co będzie dla niego atakiem, czymś co agresję wywoła, a co nie. -
Arkadiusz W.:
No właśnie ... brak kontroli nad sytuacją, a od kiedy to pies ma kontrolować sytuację, a nie przewodnik stada?
Może źle się poniżej wyraziłem, powinno być potencjalnie "dominującemu/agresywnemu pupilowi", jesli pies się ekscytuje to było by to zbyt mocne, natomiast jesli pies jest agresywny, to w dużym skrócie pokazujemy mu w ten sposób, że ma być uległy.
Stres jest większy jeśli dochodzi do walki, niż dyskomfort jaki pies ma w wyniku okazania swojej uległości.
Pies musi mieć albo zaufanie do przewodnika ("wiem, co robisz, jestem przy Tobie bezpieczny"), albo być pewnym siebie, czyli umieć sobie radzić (bez "walki") z trudnymi sytuacjami - co wprost sprowadza się do dobrej komunikacji.
Zmuszenie psa do zajęcia pozycji nie poprawia ani zaufania, ani pewności siebie psa.
Ludzie mają świra na punkcie kontroli, zapominając jednocześnie, że mamy do czynienia z żywą istotą, która zwyczajnie ma emocje i my musimy je również uszanować. W całej tej kontroli...
Stres w walce nie jest porównywalny z bezsilnością w obliczu trudnej dla psa sytuacji. To zupełnie inne emocje.
Jeszcze raz podkreślę - położenie się na komendę nie ma nic wspólnego z okazaniem uległości (i niby przed kim?), nie ma tu komunikacji, jest wiele emocji.Dominika Kołodziej edytował(a) ten post dnia 28.02.12 o godzinie 12:37 -
Arkadiusz W.:)
A wracając do tematu, w kwestii zachowania psa wg mnie odpowiedzialny jest właściciel, który powinien być przywódcą stada i który reaguje ... w tym momencie ja bym zastosował (w sumie kontrowersyjną jak czytalem) metodę Milana, jak inny pies podchodzi to każemy się naszemu potencjalnie dominującemu/podekscytowanemu pupilowi położyć i pozwalamy innemu psu go powąchać, tak aby mu pokazać gdzie widzimy jego miejsce w grupie i czego od niego oczekujemy.
1. Nie rozumiem, co dokładnie pies miałby z tego wywnioskować.
2. Sztuczna zmiana pozycji u psa uniemożliwia mu komunikowanie się z tym drugim, co w efekcie prowadzi do nieporozumień i właśnie np. konfliktu.
3. Stres, który pojawia się u naszego zwierzęcia w związku z brakiem kontroli nad sytuacją, byciem zmuszonym do określonego zachowania jest tu dość duży, co tworzy również nieprzyjemne skojarzenia z sytuacją spotykania psów, co również na przyszłość może być niepożądane.
4. Pies zestresowany zachowuje się często "dziwnie" jest pobudzony, podekscytowany, wycofany, wystraszony, agresywny, zbyt pasywny itp.
Zamykałabym swojego psa w "poleceniu" (wykonywaniu czynności, o którą proszę) jedynie w przypadku gaszenia pożaru i tylko wtedy, kiedy mam pewność, że tamten pies nie napadnie mojego (czyli np. wtedy, kiedy mam wątpliwość, czy mój nie napadnie), ale wtedy też moim celem byłoby wycofanie się z sytuacji, a nie interakcja psów - interakcja psów w tym momencie, w taki sposób nie będzie korzystna/przyjemna dla żadnego z nich. -
Adam Pawliczek:
Dominika Kołodziej:
Zwracam uwagę na ton wypowiedzi - którym wyrokuje Pani że czyjś pies jest agresywny.
Brak możliwości gdybania (bo Pan mi zabrania), implikuje brak możliwości wypowiadania się. Czy Pan mi próbuje zabronić wypowiadać się w jakimś temacie?
Z wypowiedzi, którą Pan zacytował wcześniej wnioskuje Pan, że ja wyrokuję? Proszę ją w takim razie ponownie przeczytać.
Jeśli zaś chodzi o dominację, to poprosiłabym o źródła do Pańskich twierdzeń. Pan twierdzi, że muszą ustalić hierarchię, ja zgodnie z obecną wiedzą, twierdzę że układy hierarchiczne (czyli coś stałego!) nie występują w takiej formie u psów
Moje źródła wiedzy (książkowe, rozmowy z hodowcami i trenerami oraz własne obserwacje) wskazują że hierarchia jest.
Jw. proszę o podanie tych źródeł, zawsze chętnie się z nimi zapoznaję. -
Piotr L.:
Dodam od siebie, że opisane zachowania zachodzą wg mojego doświadczenia tylko między nieznajomymi sobie psami. Wtedy właśnie w jednego z nich "wstępuje demon" - podobnie jak w niektórych kierowców na drogach.
A - żeby nie było że mam agresora - jeśli pies jest odpowiednio odporny psychicznie (duży, pewny siebie) to suka albo się go boi i popiskuje albo po prostu się z nim bawi. Więc jakaś forma "dominacji" lub jej psiego odpowiednika musi tu występować.
Myślę, że nikt nie przeczy istnieniu dominacji jako takiej, ale rozumienie pojęcia jest różne.
http://rogerabrantes.wordpress.com/2011/12/11/dominanc...
Ale układy hierarchiczne w grupie to już zupełnie inna bajka. -
Adam Pawliczek:
Dominika Kołodziej:
Mój pies jest "dominujący" - cokolwiek to znaczy. Tzn. bardzo często spotkane psy sobie podporządkowuje.
Cokolwiek to znaczy.
Wysoki poziom agresywności.
Niski poziom pewności siebie.
I masz psa, który reaguje nieadekwatnie, nadmiernie. Szerszy temat i tylko gdybanie bez obejrzenia.
Dominacja a agresja spowodowana strachem to 2 różne sprawy. Psy MUSZĄ sobie ustalić hierarchię między sobą, to jest naturalne i przebiega albo mrugnięciem oka albo poprzez krwawe potyczki, które są czasem nie do uniknięcia. Psy północy są tutaj specyficzne, bo to rasy pierwotne żyjące w stadzie - jest więc ustalanie hierarchii, walka o zasoby i przywileje. Proszę więc właśnie nie "gdybać" o agresji, pewności siebie czy nieadekwatnym zachowaniu, skoro Pani nie widziała co to za pies i jak się zachowywał.
To forum, mogę gdybać tylko i wyłącznie, bo wszelkie opisy są naznaczone opinią obserwatora. Brak możliwości gdybania (bo Pan mi zabrania), implikuje brak możliwości wypowiadania się. Czy Pan mi próbuje zabronić wypowiadać się w jakimś temacie?
Jeśli zaś chodzi o dominację, to poprosiłabym o źródła do Pańskich twierdzeń. Pan twierdzi, że muszą ustalić hierarchię, ja zgodnie z obecną wiedzą, twierdzę że układy hierarchiczne (czyli coś stałego!) nie występują w takiej formie u psów, co nie znaczy, że nie ma relacji dominant-podporządkowany, ale odnosi się ona jedynie do konkretnego zasobu w konkretnej sytuacji. Dominacja nie jest agresją, więc pies, który zachowuje się agresywnie (próbując zranić innego) jest po prostu agresywny.
Z Pańską definicją stada i ustalania hierarchii (wśród ras pierwotnych, u których stosuje Pan analogię do wilków, choć nie tylko rasy pierwotne żyły/żyją w grupach) nie zgodziłby się zapewne David Mech.
Jeśli mówimy o konkurencji o zasoby (w postaci człowieka, jedzenie, rzeczy, przestrzeni), to skala zachowań psa, sposób uzyskiwania przez niego dostępu do zasobów, będzie się wiązała z jego pewnością siebie, umiejętnościami komunikacyjnymi, agresywnością (pewnego rodzaju skłonnością do prezentowania zachowań agresywnych).Dominika Kołodziej edytował(a) ten post dnia 28.02.12 o godzinie 07:42 -
Piotr L.:
Dominika Kołodziej:
- właściciel psa na smyczy ma dramat w oczach ew. rzuca bluzgi
A powinien poluźnić smycz, dać psom się porozumieć, a w razie trafienia na psa niefajnego (zaczepiającego i nie mającego zamiaru odejść) rzucić bluzgi (;-)) do właściciela drugiego psa.
Warto (i zawsze to robię na swoich zajęciach) nauczyć psa sygnału podążania za przewodnikiem i nauczyć psa odchodzić razem z nami od psów/ludzi/obiektów. To b. przydatne.
Wiele konfliktów bierze się tu ze smyczy - szarpania, napinania, prób przestawiania psa itp.
Mój pies jest "dominujący" - cokolwiek to znaczy. Tzn. bardzo często spotkane psy sobie podporządkowuje.
Cokolwiek to znaczy.
Wysoki poziom agresywności.
Niski poziom pewności siebie.
I masz psa, który reaguje nieadekwatnie, nadmiernie. Szerszy temat i tylko gdybanie bez obejrzenia.
Może to brakwychowania, a może właśnie wychowanie bezstresowe, ale suka (husky) potrafiła podporządkować sobie nawet bernardyna.
Nie o rozmiar tu chodzi.
I nie o wychowanie bezstresowe itp. ale o niespecjalny dobór kolegów, tendencje, moment kończenia interakcji, sposób w jaki jej wolno podchodzić itp. W każdym razie, wiele północniaków jest niespecjalnie grzecznych w stosunku do innych psów.
Wkurza mnie, że wielu właścicieli gasi kontakty między psami właśnie ze względu na swoje widzi-misie zamiast najpierw poobserwować jak się psy zachowają - tzn. od razu zaczynają dramatyzować machać rękami i smyczą, chociaż pies bez smyczy po prostu tego drugiego przewraca i obwąchuje.
Myślę, że obok patrzenia ważne jest też widzenie pewnych rzeczy, ich ocena - podoba mi się, nie podoba, w którą stronę się rozwija itp. Gdybym miała psa, który tak traktuje inne, poważniej zaczęłabym myśleć nad aranzowaniem mu przyjemnych kontaktów - czyli takich, w których nie ma przewracania innego psa i stania nad nim w oczekiwaniu na ruch. Trochę bym inaczej do tego podeszła może.
Histeria właściciela nigdy nie pomoże, to na pewno. -
Piotr L.:
Sytuacja jest następująca:
- spotykają się dwie pary 2x (pies i właściciel)
- jeden z psów jest na smyczy
- drugi biega swobodnie
Pytanie brzmi:
- jakie są zwykle u Was efekty takich spotkań
Bo ja się spotkałem tylko z jednym:
- pies wolny "robi podjazdy" do psa na smyczy w różny sposób - skacze na niego, kładzie pysk na szyi, podgryza, szczeka...
Zdecydowanie są psy, które tak robią i nie jest to przyjemna sytuacja dla tego psa na smyczy. Zwyczajnie jest drażniony przez drugiego - jeśli chce się bawić, nie może bo smycz, jeśli nie ma ochoty na kontakt najczęściej nie może odejść, bo smycz. I tak, i tak niedobrze. Sytuacja jest często b. nerwowa dla smyczowca.
Ale są też sytuacje zupełnie inne - pies się wita i spokojnie możemy odejść (jeśli tylko damy się psom komunikować, nie psując tego wszystkiego, co one do siebie mówią napięciami smyczy, szarpaniem, zbędnym gadaniem)
Z czym się niestety również spotkałam - zdarzają się psy napadające inne, być może "for fun", być może ze względu na wyuczony schemat zachowań - nieważne.
Jestem więc zwolenniczką kontrolowania swojego psa, niezależnie od tego, czy jest na smyczy czy nie. I nie mam tu na myśli braku możliwości kontaktów między psami - wręcz przeciwnie. Jest jednak warunek - muszę wiedzieć, co robię, obserwować i w razie konieczności przerwać zachowanie swojego psa (zabierając go i odchodząc itp.).
- właściciel psa na smyczy ma dramat w oczach ew. rzuca bluzgi
A powinien poluźnić smycz, dać psom się porozumieć, a w razie trafienia na psa niefajnego (zaczepiającego i nie mającego zamiaru odejść) rzucić bluzgi (;-)) do właściciela drugiego psa.
Warto (i zawsze to robię na swoich zajęciach) nauczyć psa sygnału podążania za przewodnikiem i nauczyć psa odchodzić razem z nami od psów/ludzi/obiektów. To b. przydatne.
Wiele konfliktów bierze się tu ze smyczy - szarpania, napinania, prób przestawiania psa itp.
Uwaga: po spuszczeniu drugiego psa ze smyczy sytuacja się normuje.
Bo się mogą komunikować. Powiedzieć sobie kim są, jacy są i czego chcą/nie chcą.
Czy pies biegający swobodnie który tak się zachowuje jest agresywny czy też to normalka?
Moim zdaniem, jeśli pies nie respektuje odmowy i dalej napiera na psa, to jest to zachowanie agresywne. Nie oceniam, na ile groźne, nie uważam agresji za coś złego, ale niewątpliwie - najważniejsze w komunikacji jest odbieranie i adekwatne odpowiadanie na komunikaty z drugiej strony.
Btw. nie cierpię właścicieli, którzy wyprowadzają swojego psa w trybie "niech sobie pobiega, popodbiega do wszystkich, mój jest nieagresywny" itp. Po pierwsze, zbyt wiele takich "nieagresywnych" psów widziałam, po drugie, nie rozumiem sytuacji, w której ktoś mnie do czegoś zmusza. Mój pies może nie lubić innych psów (i nie jest to powód do tego, żebym się z nim zamykała w domu, ma prawo do spokojnych spacerów), być starym, chorym albo młodym, przestraszonym zwierzęciem (w różnych konfiguracjach ;-)) i nie potrzeba mu kontaktów z psem 'korzystającym' z wolności.