Wypowiedzi
-
Jeszcze jedna uwaga: warto, żeby przed wysłaniem Twoją próbkę przeczytał ktoś doświadczony.Dominika Cieśla-Szymańska edytował(a) ten post dnia 03.04.11 o godzinie 10:14
-
mariola dyl:
Wysyłam maile do wydawnictw z prośbą o próbki, ale odzew jest zerowy niestety. Pójście samemu to chyba dobry pomysł - w twarz ciężej odmówić ;) Trzeba tylko znaleźć wydawnictwo w Częstochowie:)
A może sama przygotuj próbkę? Wymaga to trochę zachodu, ale
wtedy wykażesz się zaangażowaniem i może wzbudzisz zainteresowanie wydawcy.
Spróbuj znaleźć książkę, która nie została jeszcze wydana w Polsce, a która wydaje Ci się interesująca i miałabyś ochotę ją przetłumaczyć. Można sprawdzić w katalogu Biblioteki Narodowej oraz w księgarniach internetowych (bo BN trochę za wolno wpisuje do katalogu nowości), czy już ktoś jej w Polsce nie wydał. Oryginał najlepiej oczywiście sobie kupić, ale czasem można też znaleźć fragmenty w księgarni Amazon albo na stronie wydawcy/autora.
Przygotuj kilkustronicową próbkę przekładu oraz interesującą informację o książce: jakie ma walory, dlaczego warto wydać ją w Polsce i dla jakiego czytelnika. Następnie trzeba znaleźć wydawców, którzy mają w profilu tego rodzaju literaturę, i wysłać im próbkę wraz z kawałkiem oryginału oraz informacją o książce, plus liścik o sobie. Jeśli nie masz dorobku, napisz o swoich zainteresowaniach literackich i o tym, co robiłaś dotychczas związanego z tłumaczeniem. Ofertę najlepiej wysłać do konkretnej osoby.
Oczywiście idealnie byłoby sprawdzić u zagranicznego wydawcy książki, albo w agencji literackiej, która reprezentuje go w Polsce, czy prawa na polskie wydanie są wolne, tzn. czy ktoś już nie kupił licencji, ale z tym możesz mieć kłopot. Wydawca sam to sobie sprawdzi dużo łatwiej.
Może się zdarzyć, że wydawcę zainteresuje tytuł, który proponujesz, ale znajdzie sobie innego tłumacza. Ale może się też zdarzyć, że zamiast książki zaciekawisz go Ty i zaproponuje Ci zrobienie próbki zupełnie innego tytułu - co może być początkiem współpracy :) A nawet jeśli nic z całej tej zabawy nie wyjdzie - myślę, że to może być bardzo dobre translatorskie ćwiczenie. -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Tłumacze
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Tłumacze
-
Tego jest całe mnóstwo. Trzy skandaliczne przykłady, które w tej chwili przychodzą mi do głowy: "Lektor" Bernarda Schlinka, gdzie składnia jest niemiecka, a w całym tekście stosowana jest pisownia "sfastyka" (ale to pierwsze wydanie, które się ukazało w 2001 roku, późniejsze jest w innym przekładzie).
Drugi przykład to "Historia ojców i ojcostwa" pod red. Delumeau, w której, jeśli dobrze pamiętam, "francuscy naukowcy już od dawna starają się oświetlić całą rodzinę, matkę, dziecko, w tym również ojca".
A trzeci smutny przypadek wydawniczej masakry sprzed kilku lat to "Miasto śniących książek" Waltera Moersa, gdzie zaraz na początku smok ma "trójpalczasty pazur", czcionki to "ołowiane litery drukarskie", kadencja to "wysokość upadku", ekslibris - "naklejka z nazwiskiem właściciela", książki są w "katakumbach skażonych insektami", i pewnie dlatego oczy bohatera "zwężały do wąskich szczelinek" i "trwał pogrążony w panice", a dalej jest tylko gorzej.
Ten ostatni przypadek wkurza mnie szczególnie, bo Moers to (w oryginale) dobra literatura dla dzieci, i jeszcze wydano tę książkę w twardej oprawie, z pięknymi ilustracjami, a poza tym, na miłość boską, ta powieść jest o namiętności do książek i czytania! Co mnie najbardziej zdumiewa, w polskiej prasie ten wytwór miał znakomite recenzje.
Inne znane przykłady: przekłady Szekspira w wykonaniu Słomczyńskiego (słynna recenzja Anny Staniewskiej), niektóre przekłady Freuda. -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Tłumacze
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Tłumacze
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Tłumacze
-
Olga Martyniak:
Pamiętam, że dwa razy konsultowano ze mną tytuły przekładów.
Ja zwykle nie mam zapisu w umowie i zwykle ustalam tytuł wspólnie z wydawcą. Zdarzyło się, że gdzieś na ostatnim etapie zostałam pominięta i o ostatecznym brzmieniu tytułu dowiedziałam się z katalogu - ale takich sytuacji nie zostawiam bez jakiejś reakcji.
Jasne, jeśli nie zależy nam na książce, to nie ma po co się kłócić. Ale jeśli zależy, to warto - żywot nawet banalnego czytadła bywa dłuższy, niż nam się wydaje, i nawet czytadło to część naszego dorobku.Dominika Cieśla-Szymańska edytował(a) ten post dnia 26.03.11 o godzinie 22:32 -
Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy: gdyby tłumacz miał w umowie rozsądne tantiemy, albo w ogóle tantiemy, to jego interesy byłyby bardziej zbieżne z interesami wydawcy i może chętniej przyjmowałby propozycje działu promocji, a nawet sam wymyślał chwytliwe tytuły do wyboru :) Ba, może nawet tekst reklamowy by napisał, pod sześcioma nickami polecał książkę na forach i tak dalej. Ale jeśli dostaje gołe honorarium i sprzedaż go nie obchodzi, to będzie pilnował wyłącznie tzw interesów twórczych.
-
Dalszy ciąg argumentacji tego samego wydawcy: "Decyzja w sprawie tytułu należy do wydawcy, jeśli tytuł jest kiepski marketingowo, nie możemy się zgodzić na tytuł proponowany przez tłumacza. Żadne wydawnictwo nie zgodzi się na to, żeby tłumacz decydował o tytule, bo to ryzykowne finansowo".
Więc gdyby ten wydawca uznał, że "Wściekłe rodzynki" handlowo lepsze niż "Grona gniewu", bo rodzynki lepiej się kojarzą, a w ogóle całość przypomina tytuł wesołego filmu "Wściekłe gacie", to nawet Steinbeck (ani jego tłumacz) nie miałby nic do gadania :))
Na szczęście są wydawcy, którzy potrafią uszanować prawo tłumacza do decyzji o własnym tekście, a w przypadku konfliktu w sposób cywilizowany dochodzić do porozumienia. Zapis w umowie o tym, że to wydawca decyduje o tytule, jest IMHO żenującym wyjątkiem, nie regułą.
A co robić, gdy do wydawcy nic nie dociera? Zawsze można szukać lepszego wydawnictwa. Albo domagać się zapisu w umowie, że na stronie redakcyjnej książki znajdzie się informacja: "O tytule przekładu zadecydował wydawca". Wtedy przynajmniej nie będziemy się wstydzić tych wściekłych rodzynek. -
Mój znajomy tłumacz nie chce się zgodzić na zapis w umowie, że to wydawca decyduje o tytule dzieła. Jego zdaniem tytuł powinno się uzgadniać wspólnie, ale głos decydujący ma tłumacz, jako autor przekładu (a poza tym zagraniczny właściciel praw, który może nie wyrazić zgody, jeśli tytuł polski bardzo odbiega od tytułu oryginalnego). Na protesty mojego znajomego wydawca odpowiedział, uwaga, że tytuł nie jest objęty ochroną prawa autorskiego, bo zazwyczaj nie jest twórczością, w sensie, że nie ma cech indywidualnych. (hm??)
Moim zdaniem są tu mylone dwie zupełnie różne sprawy, problem plagiatu oraz problem nienaruszalności dzieła, czyli osobistych praw autorskich. Tytuły są faktycznie słabo chronione przed plagiatem i tu prawo autorskie nie jest jednoznaczne. Mówi się o tzw. tytułach słabych (kiedy książka ma tytuł np. Lato albo Wielka miłość), oraz mocnych, czyli oryginalnych, jak np. Kubuś Puchatek albo Władca pierścieni. Jeśli ktoś zatytułuje swoją książkę Lato, a taki tytuł już był, to raczej nic mu nie grozi, ale jeśli ją nazwie Jądro ciemności, to może mieć kłopoty jako plagiator.
Zupełnie inną kwestią jest nienaruszalność treści i formy utworu - o tym mówi art. 16 ustawy o prawie autorskim. Wynika z niego, że pisarz, tłumacz i w ogóle każdy autor ma prawo do decyzji o kształcie swojego dzieła i nienaruszalności jego treści i formy. Tytuł jest IMHO tego dzieła integralną częścią, jak samo jak śródtytuły, dedykacje, motta (które są przecież cytatem, więc można by uznać, że nie są "twórczością"!) i każdy inny element. To, czy tytuł jest mocny czy słaby, czy jest kalką oryginału, czy tworem tłumacza, nie ma tu nic do rzeczy. Pisarzowi wydawca nie powie, że sam wymyśli tytuł jego powieści, bo lepiej się zna, prawda? Albo że mu doda motta, bo tak mu się podoba? Decyzja o tytule to element osobistych praw autorskich - dlatego też wydawca zwykle musi uzgadniać z zagranicznym właścicielem praw polski tytuł, jeśli bardzo odbiega od oryginału.
Podsumowując: wydawca może sobie zastrzec w umowie, że tytuł będzie ustalany na drodze wzajemnych uzgodnień, ale nie może sobie zastrzec samodzielnej decyzji i działać bez wiedzy i zgody tłumacza. To tłumacz, tak jak pisarz, jest tu najwyższą instancją, bo to on bierze odpowiedzialność za całość, to on się będzie wstydził albo jego będą chwalić czytelnicy i krytycy. -
Warto zajrzeć, na stronie Wydawnictwa Literackiego wywiad m.in. z Agnieszką Pokojską, tłumaczką Rachel Cusk, Agnieszką Kuc, tłumaczką Alice Munro, oraz Beatą Walczak-Larsson, tłumaczką Asty Larsson.
Wszystko bardzo fajnie, WL najwyraźniej docenia tłumaczy, przy opisach książek są ich nazwiska. Ale jest i łyżka dziegciu w tej beczce miodu: niestety, korzystając z wyszukiwarki dostępnej na stronie wydawnictwa, nie znajdę np. innych książek tłumaczonych przez panią Kuc, bo wyszukiwarka tłumaczy nie uwzględnia... -
Magdalena Domaradzka:
Tak, dowolnej, ale sądziłam, że zamieściłaś tutaj tę informację w celu zachęcenia potencjalnych chętnych do wzięcia udziału w konkursie.
No tak, ale chyba bywają tu także studenci? Ok, będę się starać o większą precyzję :)) -
Jak hurtem, to hurtem :)) Wklejam, bo dotyczy nie tylko tłumaczy książek naukowych, ale też historycznych i literatury faktu. Nie jestem pewna, gdzie należy nadsyłać zgłoszenia, ale chyba na taki sam adres, jak zgłoszenia do nagrody im. Kuryłowiczów, bo jury to samo, tzn:
Magazyn Literacki KSIĄŻKI
ul. Mazowiecka 2/4 pok. 110
00 - 048 Warszawa
Można się upewnić w Stowarzyszeniu Tłumaczy Polskich, którego członkowie są w jury.
Stypendium im. Piotra Amsterdamskiego
Jury Nagrody im. Jerzego i Hanny Kuryłowiczów postanowiło rozszerzyć działania promujące sztukę translatorską i wspierające młodych tłumaczy literatury naukowej i popularnonaukowej oraz książek historycznych i literatury faktu. W tym celu został utworzony fundusz stypendialny im. Piotra Amsterdamskiego, zmarłego tragicznie w 2008 roku pierwszego laureata Nagrody im. Jerzego Kuryłowicza z roku 2003.
Pierwsza edycja stypendium im. Piotra Amsterdamskiego odbyła się w 2009 roku. Jury przyznało je Annie Trojan, która przełożyła pracę „Projektowanie stron internetowych. Przewodnik dla początkujących webmasterów po (X) HTML, CSS i grafice”. W ubiegłym roku uhonorowano Annę Wilbik za przekład publikacji „Eksploracja zasobów internetowych. Analiza struktury, zawartości i użytkowania sieci WWW” Zdravka Markova i Daniela T. Larose.
Beneficjentami Funduszu są tłumacze z dowolnego języka na język polski, którzy przedstawią aplikacje o przyznanie stypendium. Wiek beneficjantów Funduszu nie powinien przekraczać 30 lat.
W zgłoszeniu należy podać:
- imię i nazwisko kandydata
- datę urodzenia
- życiorys z przebiegiem kariery zawodowej
- plany zawodowe
Zgłoszenia kandydatów do uzyskania Stypendium im. Piotra Amsterdamskiego będą przyjmowane do 2 kwietnia 2010 roku.
Założycielami Stypendium im. Piotra Amsterdamskiego i jego pierwszymi donatorami są: Andrzej Findeisen, właściciel wydawnictwa AMF Group, Andrzej Kuryłowicz, właściciel wydawnictwa Albatros/Andrzej Kuryłowicz, Anna Amsterdamska i Barbara Jóźwiak, prezes Wydawnictwa Naukowego PWN. -
Może ktoś miałby zainteresowanego licealistę:
Jak to się stało, że przekład - przez wielu i przez lata traktowany zaledwie jako kopia, imitacja, duplikat lub naśladownictwo - służy dziś humanistyce jako cenne narzędzie badania politycznego, religijnego czy też płciowego wymiaru kultury? Jaka jest dzisiaj jego społeczna rola i ranga? Wspólnie spróbujemy poszukać odpowiedzi na te pytania.
Prowadzący: Dr Tomasz Bilczewski
Termin: 6 kwietnia 2011 (środa), godz. 16:00
Więcej informacji: http://www.festiwalblonskiego.pl/warsztaty -
Magdalena Domaradzka:
Dominiko, to jest konkurs dla studentów slawistyki :-).
Hm, ale w czym to przeszkadza? Zresztą nie tylko slawistyki UJ, dowolnej slawistyki. -
Koło Naukowe Slawistów UJ serdecznie zaprasza do udziału w konkursie przekładowym pod hasłem:
W celi z ponurym drabem, czyli czarny humor w przekładzie
Przedmiotem konkursu jest przekład z języka bułgarskiegio, chorwackiego, czeskiego, serbskiego lub słowackiego na język polski utworu (lub jego fragmentu), utrzymanego w konwencji czarnego humoru.
Prace prosimy nadsyłać na adres: przeklad2011 (at) gmail.com do dnia 30 kwietnia 2011 roku.
Więcej informacji:
http://www.filg.uj.edu.pl/ifs/Aktualnosci.htmlDominika Cieśla-Szymańska edytował(a) ten post dnia 18.03.11 o godzinie 10:05 -
Zakład Teorii i Praktyki Przekładu przy Instytucie Anglistyki Uniwersytetu Łódzkiego organizuje 29.10.2011 konferencję "Nauczanie Przekładu Pisemnego i Ustnego 3"
Konferencja kontynuuje tradycje dwóch pierwszych spotkań z serii Nauczanie Przekładu Pisemnego i Ustnego (kwiecień 2008 i 2009), podczas których określone zostało zapotrzebowanie na warsztaty poświęcone teoretycznym i praktycznym aspektom nauczania przekładu i szkolenia tłumaczy.
Tematyka konferencji obejmuje:
Nauczanie przekładu, w tym przekładu ustnego i audiowizualnego
Programy specjalności tłumaczeniowych
Tłumaczenia jako element kursów uniwersyteckich
Sporo czasu na referat :) -
Zatem w tym prostym modelu karę
umowną można zastrzec wyłącznie na wypadek gdybyś to Ty nie wykonała zobowiązania (dzieła). Natomiast na wypadek nie wykonania przeze mnie świadczenia pieniężnego (zapłaty za dzieło) kary umownej zastrzec nie można, za to będę zobowiązany do zapłaty Ci odsetek (art. 481 par. 1 k.c.).
Zatem przy prostej umowie o dzieło kar umownych nie można zastrzec "symetrycznie", bo jest to wykluczone samą istotą tej umowy.
Bardzo dziękuję za szczegółową odpowiedź. Rozumiem, że w takim przypadku wszystko zależy od negocjacji. Umowa mogłaby być symetryczna, gdyby kary umowne przewidziane dla mnie były takie same, jak odsetki ustawowe przewidziane dla zleceniodawcy. Ale niestety kary umowne (np. do 1% honorarium za dzień zwłoki) zwykle są wyższe niż odsetki ustawowe (13% w skali rocznej).