Jak to się dzieje, że są osoby, które skutecznie realizują wcześniej wytyczone przez siebie cele, a już inne nie są w stanie doprowadzić do końca najprostszej rzeczy? Każde nasze działanie ma początek w zmianie postrzegania swojej sytuacji. Coś zaczyna nam się nie podobać, coś nie wygląda tak, jak sobie zakładaliśmy, coś uwiera.
Każdy człowiek może rozpocząć zmianę, musi tylko zrozumieć, że jest w stanie to zrobić. Może pokonać niepokój, który go paraliżuje przed zrobieniem pierwszego kroku ku nowej sytuacji, następnie oszacować wysiłek i konsekwencje planowanej zmiany i zastanowić się, czy jest w stanie je zaakceptować.
Każda trudna, życiowa sytuacja, w której czujemy się niekomfortowo powoduje dwojaką reakcję: albo tkwimy w niej dalej, narzekając na sytuację i osoby, które są jej przyczyną, albo robimy właśnie ten pierwszy krok, od którego się wszystko zaczyna. Od którego zaczyna się ZMIANA.
Takich niekomfortowych sytuacji jest całe mnóstwo wokół nas: narzekamy, że pensja za mała, szef się czepia, awans opóźnia, mamy zbyt wiele obowiązków, znowu odłożyliśmy na później realizację pasji i ciężko nam się zmobilizować do samokształcenia. I to właśnie sytuacje, w których warto rozważyć wykonanie TEGO PIERWSZEGO KROKU.
Stephen Covey w swojej książce „7 Nawyków skutecznego działania” nazywa ten pierwszy krok proaktywnością (ang. proactivity). To pierwszy, bardzo ważny nawyk – kluczowy dla powodzenia wszystkich podejmowanych przez nas działań i wysiłków. Mówi o tym, że każdy z nas odpowiada za samego siebie i swoje wybory. Stare, polskie przysłowie mówi: Jesteś kowalem swojego losu. To właśnie kwintesencja tego nawyku. Ci, którzy zrozumieją to przysłowie i zaczną je stosować w życiu są właśnie proaktywni. Rozumieją, że mają w każdej życiowej sytuacji, także tej trudnej możliwość dokonania wyboru swojej reakcji na nią. Odwrotnością proaktywności jest reaktywność – bierne poddawanie się sytuacji, uleganie jej – uzależnienie od różnych zależności.
A zależnym można być od wszystkiego:
✔od ludzi („nie mogę skończyć tego raportu, ciągle ktoś czegoś ode mnie chce”)
✔od własnych stanów emocjonalnych („wszystko mnie denerwuje, wszyscy mnie wkurzają”)
✔od rzeczy („to przez tą drukarkę dałam plamę na spotkaniu, nie mogłam wydrukować na czas raportu”).
Jednym słowem to nie ja stanowię o moich wyborach, jestem cały czas uzależniona od wszystkich i wszystkiego dookoła. Skupiam się na tym jak wszystko i wszyscy przeszkadzają mi w realizacji moich świetnych planów, które nie wypalają tylko dlatego, że …. no właśnie. Myślę o tym zamiast zastanowić się, co mogę zrobić JA, aby wyjść z niekomfortowej lub niekorzystnej dla mnie sytuacji.
Dlaczego tak się dzieje?
Ponieważ tak jest łatwiej. Próba wzięcia sprawy w swoje ręce wymaga od nas zaryzykowania, że może się nie udać. Czasem po prostu nie wierzymy we własne siły lub nie dostrzegamy, że jesteśmy w stanie to zrobić, że to leży w granicach naszych możliwości.
Jak zmienić to reaktywne nastawienie w pełne panowanie nad sytuacjami, w których przyszło nam funkcjonować? Warto zacząć od małych kroków i rozwijać swoją proaktywność:
- Pamiętajmy, że zawsze jest jakieś drugie wyjście. To pewnik! Zawsze jest jakaś inna opcja. Chociażby przyjęcie do wiadomości, że na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Czasem inne spojrzenie na coś daje mi zupełnie inne samopoczucie. Nie nakręcamy się niepotrzebnie, nie denerwujemy sytuacją, koncentrujemy energię na tym, co można zmienić.
- Zadawajmy sobie pytanie: jak inaczej mogę się zachować? Uruchommy wyobraźnię. Ona podpowie nowe pomysły.
- Odpowiedzmy sobie na pytanie: czy akceptujemy konsekwencje swojego działania? Czy dobrze się z nimi czujemy? Jeśli nie, wróćmy do punktów wyżej.
- Zacznijmy odbierać trudne sytuacje w życiu jako poligon do ćwiczeń proaktywności. W ten sposób łatwiej przez nie przejdziemy i wykształcimy w sobie taką kompetencję społeczną. Można zacząć wszędzie. Na przykład w trakcie trudnej konfrontacji na cotygodniowym spotkaniu. Obserwujmy świadomie swoje zachowanie, a gdy opadną emocje zastanówmy się, co najbardziej nas zdenerwowało i dlaczego. Z czasem takich sytuacji będzie coraz mniej.
- Nie przejmujmy się niepowodzeniami. Wyciągajmy wnioski z niepowodzeń. Analizujmy, jak zachowalibyśmy się w sytuacji podobnej lub identycznej. Co było trudne? Co nas prowokowało do zachowania, którego wolelibyśmy unikać?
- Mówmy językiem proaktywności. Słuchajmy siebie, swojego codziennego języka. Czy jest to język sprawczy: Mogę, zrobię to, wybieram, chcę? Czy raczej język reaktywny: muszę, kazali mi, oczekują ode mnie, mam to zrobić. Pamiętajmy, że używany język zmienia odbiór naszej osoby przez innych, a to bardzo wpływa na postrzeganie samego siebie.
- Szukajmy własnych sposobów na budowanie swojej mocy i wpływu. Największa różnica, jaką postrzegam pomiędzy tak zwanymi osobami sukcesu a tymi, którym „jakoś nie wychodzi” to właśnie postrzeganie samego siebie, swoich możliwości. Oczywiście nie chodzi tu o mierzalne kompetencje i prawdziwą wiedzę. Chodzi o zrozumienie, a właściwie wiarę, w jaki sposób możemy to wykorzystać.