Dostać podwyżkę bywa trudno, a jednak niektórym się udaje. Co trzeba zrobić, żeby przekonać przełożonych, że zasługujemy na więcej?
– Podwyżka? A co to takiego? – zażartowała moja znajoma, kiedy zacząłem pytać o doświadczenia związane z podniesieniem zarobków. Odpowiedziałem, że to coś jak redukcja pensji, tylko na odwrót. – Aha, teraz rozumiem – zaśmiała się.
Niestety wielu z nas pamięta momenty, w których pensja została obcięta, bo kryzys wepchnął firmę w tarapaty. Wspomnienia o podwyżkach giną gdzieś w mrokach pamięci. Być może dlatego, że pozytywny, motywujący efekt podwyżki działa co najwyżej przez trzy miesiące. Po tym czasie przyzwyczajamy się do nowej stawki i traktujemy ją jako normę. Z kolei nieprzyjemne wspomnienia o zabranych pieniądzach zostają w pamięci znacznie dłużej. Co zatem zrobić, żeby zamienić je na coś pozytywnego? Strategii na uzyskanie podwyżki nie brakuje.
Uwierz w siebie
– Kilka razy w życiu prosiłam o podwyżkę i udawało się wtedy, kiedy byłam przekonana, że praca, którą wykonuję, jest naprawdę dobra, i że ja sama jestem dobrym pracownikiem – wspomina pani Aneta z Warszawy. – Pamiętam, jak raz powiedziałam szefowi: jeśli nie wiesz, czy zasługuję na podwyżkę, to zadzwoń do moich współpracowników i zapytaj o opinię. To zadziałało. Co prawda wcale do nich nie dzwonił, ale ja wcale nie bałam się, że to zrobi. Wiedziałam, że moi koledzy i koleżanki wystawią mi dobrą opinię – dodaje.
To, czy wywalczymy większe pieniądze, zależy od nastawienia, z którym pójdziemy na rozmowę. Dlatego warto się do niej bardzo dobrze przygotować. Trzeba mieć gotową dobrą argumentację. Powołać się na wyniki swojej pracy, sukcesy, osiągnięcia. Jeśli udało nam się podnieść kwalifikacje, to również nie możemy tego pominąć. Pamiętajmy jednak, że lepiej nie porównywać się do innych, nie mówić np. że Kowalski na tym samym stanowisku zarabia więcej – radzi Marek Wróbel z firmy rekrutacyjnej Hays Poland.
Przede wszystkim trzeba zastanowić się, w jakiej kondycji jest firma. Jeśli bite są rekordy sprzedaży, to doskonały moment na podwyżkę, ale jeśli przetacza się przez nią fala zwolnień i redukcji pensji, lepiej nie wychylać się z żądaniem dodatkowych pieniędzy.
Do spotkania z szefem warto się przygotować także psychicznie. – Istotne jest to, żeby w trakcie tej rozmowy być spójnym, ażeby to osiągnąć, trzeba przeprowadzić wewnętrzny dialog i sprawdzić, czy ja sam uważam, że ta podwyżka mi się należy. Jeśli tak nie jest, to będę nieprzekonywający, a moje wątpliwości będą widoczne dla szefa, chociażby poprzez niepewny ton głosu czy proszącą postawę ciała – mówi Zbigniew Miłuński, dyplomowany psychoterapeuta.
Podobne wnioski można wyciągnąć z historii pani Moniki, która pracowała w jednej z krakowskich agencji reklamowych. – To była moja pierwsza praca po studiach i zanim poszłam na tę rozmowę, musiałam naprawdę zebrać się w sobie. Trochę pomógł mi mąż, który wiercił mi dziurę w brzuchu, mówiąc, że powinnam upomnieć się o wyższą pensję. A potem jeszcze potrzebna była determinacja, bo szef o podwyżce rozmawiał ze mną codziennie przez tydzień i miałam wrażenie, że chciał mnie w tym czasie rozmiękczyć – wspomina pani Monika. Ostatecznie jej się udało, i pensja wzrosła o jedną czwartą.
Zaplanuj swoje zarobki
W dużych firmach polityka wynagrodzeń rządzi się często szczegółowymi zasadami. Wiadomo, kiedy przyznawane są podwyżki, często funkcjonuje system ocen, które decydują o jej wysokości. W budżetach zapisuje się okresowe waloryzacje. To daje możliwość zaplanowania kariery, a co za tym idzie – wynagrodzeń. Czasami wręcz okazuje się, że nie trzeba nic robić, tak jak w przypadku pana Krzysztofa, który pracuje na dyrektorskim stanowisku w dużej korporacji finansowej. – Nigdy w życiu nie zwróciłem się z prośbą o podwyżkę, tylko je dostawałem. Po prostu doceniano moje starania w pracy, a ja wyróżniałem się na tle innych pracowników. Co prawda jest to też związane ze specyfiką mojej pracy, bo zajmuję się podatkami, a to wymaga dużej specjalizacji. W działach, gdzie ludzi jest łatwiej zastąpić, o podwyżki jest już dużo trudniej – mówi pan Krzysztof.
Wbrew pozorom takie sytuacje wcale nie należą w korporacjach do rzadkości, bo często dbają one o to, żeby nie stracić kluczowych pracowników. W dużych firmach działy HR starają się dopasować stawki wynagrodzeń do rynkowych po to, żeby pracownicy nie szukali lepszych zarobków gdzie indziej.
Jeśli jednak wypłacane wynagrodzenie nie jest satysfakcjonujące, można postarać się o podwyżkę. Na przykład zwracając się do przełożonego z pytaniem, jakie widzi dla nas możliwości awansu i czy wiązałoby się to z wyższym wynagrodzeniem. – Kiedyś, gdy nie miałam przekonania, że zasługuję na podwyżkę, zapytałam szefa, co mam zrobić, żeby za rok mi ją przyznał – mówi pani Aneta. To dobra strategia. Jeśli udowodnimy, że poprawiliśmy wszystkie wskazane przez przełożonego obszary, trudno będzie mu odmówić podniesienia pensji. Tadeusz pracujący w dużym koncernie medialnym opowiada, jak przez rok starał się poprawić jakość swojej pracy: – Wiedziałem, że jeśli mi się to uda, przy okazji rocznej oceny będę miał argumenty przemawiające za podniesieniem mojej pensji. I kilka miesięcy ciężkiej pracy się opłaciło, bo dostałem 10 proc. więcej.
Konkurencja przychodzi z odsieczą
Można się starać, spełniać wymagania, ale powszechnie wiadomo, że najpewniejszym sposobem na podniesienie zarobków jest zmiana pracodawcy. Najczęściej możemy wtedy dostać od 20 do 50 proc. więcej. Z drugiej strony bardzo często pracownicy, którzy otrzymują ofertę od konkurencji, mogą liczyć na kontrpropozycję. Dostają podwyżkę w dotychczasowej firmie i zostają. Niektórzy wręcz starają się taką sytuację wykorzystać i używają oferty konkurencji jako argumentu w rozmowy z szefem. – Jestem informatykiem i inna firma z branży odezwała się do mnie, proponując większe zarobki. Nie paliło mi się do zmiany pracy, ale z drugiej strony nie mogłem się u siebie doprosić o podwyżkę. Postanowiłem, że pójdę z tym do szefa. Była szansa, że tym razem się zgodzi, a jeśli nie, to miałem gotowy plan B – mówi pan Marek. Okazało się, że takie postawienie sprawy poskutkowało i dostał niemal tyle samo pieniędzy, ile proponowano mu w nowej firmie.
Jednak eksperci ostrzegają, że taka strategia może mieć krótkie nogi. – Gdy pracownik przychodzi i mówi, że ma inną ofertę, a pracodawca boi się, że odejdzie z dnia na dzień, oczywiście zatrzymuje go, ale od razu zaczyna szukać kogoś nowego na jego miejsce – mówi dr Marzena Mazur, psycholog biznesu. I dodaje, że takie stawianie sprawy, to po prostu szantaż.
Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach. Taka rozmowa wcale nie musi mieć charakteru szantażu. – Myślę, że sprytnie to rozegrałam. Poszłam do mojego kierownika i powiedziałam mu, że dostałam pewną propozycję, ale chciałam być fair wobec firmy, więc jeszcze nie zaczęłam rozmów. Zanim zacznę tam negocjować, chciałam się zapytać o szansę na podwyżkę. Zadziałało i w końcu mam pensję, która przysługiwała na moim stanowisku, czyli o połowę więcej – opowiada pani Maria, księgowa z Torunia.
Krok dalej poszedł Łukasz. – Zagrałem va banque. Zablefowałem, że chce mnie przejąć konkurencja, i dostałem o jedną piątą więcej. Miałem szczęście, bo to był moment, kiedy faktycznie oni podkupywali od nas ludzi. Szef zapytał mnie, kto mi oferuje pracę, chwilę się krygowałem, po czym rzuciłem nazwą konkurencji. Zapieklił się, mówiąc, że oni to mu na pewno kolejnego pracownika nie wyrwą. I od następnego miesiąca miałem więcej – opowiada.
Konkretne argumenty
– Moja żona poważnie się rozchorowała. Potrzebowałem samochodu, ale bałem się, że ze swojej pensji nie dam rady go utrzymać. Trochę się wahałem, ale w końcu poszedłem z tym do szefa. I dostałem służbowy samochód – opowiada pan Waldemar pracujący w firmie budowlanej. To właśnie jedna z sytuacji, która daje pretekst do rozmowy o podwyżce. – Jeśli coś zmieniło się w twoim życiu, ktoś bliski ciężko zachorował, urodziło się dziecko, twoja sytuacja pogorszyła się na skutek wydarzeń losowych, możesz iść i prosić o pomoc – mówi dr Marzena Mazur. Może nie będzie to podwyżka na stałe, ale niektóre firmy mogą zaoferować pracownikowi choć czasowe wsparcie.
Po podwyżkę warto iść również, jeśli zmienia się twoja sytuacja w firmie – np. otrzymujesz nowy zakres obowiązków, bo koleżanka poszła na macierzyński. To dobry pretekst do rozmowy o wynagrodzeniu. Firma się rozwija i pracy przybywa? – Możemy iść do przełożonego i zaproponować, by zamiast zatrudniać dodatkowe osoby, dołożył nam obowiązków w zamian za lepsze wynagrodzenie – mówi Marek Wróbel z Hays Poland.
Psychoterapeuta Zbigniew Miłuński radzi pomyśleć o mitycznej bądź literackiej postaci mającej te cechy, które przydałby się nam w trakcie takiej rozmowy . – Możemy na chwilę stać się tą postacią i sprawdzić, jak ona przeprowadziłaby rozmowę. A potem tuż przed spotkaniem przypomnieć ją sobie i przeprowadzić negocjacje z tej pozycji, a nie z miejsca petenta – radzi Zbigniew Miłuński. Takie dodatkowe wsparcie na pewno się przyda, bo przecież czasami rozmowa o podwyżce jawi się nam jak trzynasta praca Herkulesa.