Największy polski pracodawca, Poczta Polska, organizuje dla swoich pracowników dni adaptacyjne. Dzięki nim pracownicy biurowi mogą sprawdzić, jak wygląda praca w placówce pocztowej, zostać na jeden dzień listonoszem i przekonać się, na czym polega ekspedycja. O swoich doświadczeniach z 3-dniowej adaptacji opowiada Marcin Kępa, Specjalista ds. rekrutacji i badań kompetencji & Employer Brandingu w Poczcie Polskiej.
Pierwszy dzień Adaptacji w Placówce Poczty Polskiej
Dzień powitał mnie nocą. Pobudka o 5:30 rano, aby o 6:30 pojawić się na placówce pocztowej w Sochaczewie. Na dworze zimno – 2 stopnie, noc, cisza i spokój, w czasie podróży nie spotkałem prawie nikogo. Nie dotyczy to Poczty – tu niektórzy pracownicy zaczynają pracę już od 5:30. Po dotarciu do mojego tymczasowego miejsca pracy krótka rozmowa z naczelnikiem, oprowadzenie szybkim tempem po placówce – tak, żebym wiedział co gdzie się znajduje – oraz na końcu okienko uniwersalne, czyli moje stanowisko pracy.
Pani, która na tej zmianie pracowała przy „moim” okienku nr 4 była moim buddym na czas adaptacji. Dowiedziałem się od niej, na czym polega praca przy okienku uniwersalnym, co musimy sobie przygotować do pracy i jakich rzeczy będziemy potrzebowali w trakcie naszego dyżuru. Jest tego naprawdę sporo. Po prawej stronie stemple, po lewej druczki, na dole na półce koperty – najbardziej popularne, z tyłu listy posegregowane według dat i nazwisk, w magazynku większe pakunki wcześniej ułożone według numerów. Wszystko rozplanowane i zagospodarowane tak, aby działało jak w szwajcarskim zegarku. Punkt 8:00 otwieramy placówkę Poczty Polskiej, a 8:05 już mamy pierwszych klientów.
Może się wydawać, że przy otwartych 3 okienkach uniwersalnych niemożliwe jest, aby w 45-tysięcznej miejscowości były kolejki przy okienku. A jednak – mimo bardzo szybkiej obsługi 27 osób na 1 godzinę, kolejki się pojawiały. Najczęstszą przyczyną takich chwilowych zastojów w płynnej obsłudze klientów były sytuacje spowodowane złym zaadresowaniem koperty, brakiem decyzji dotyczącej opcji wysyłki listu – priorytet czy polecony – czy po prostu chęcią porozmawiania. Panie obsługujące klientów szybko „wychodziły na prostą”, ale za chwilę znowu zrobiło się gorąco. Pracownicy Poczty mówią o tej prawidłowości: fale.
Klienci prócz standardowych usług takich jak wysyłka paczki czy listu, opłacali rachunki, wypłacali pieniądze z kont bankowych, opłacali składki ZUS oraz kupowali książki i książeczki dla dzieci. Do godziny 12:00 nie było ani chwili przerwy, cały czas ktoś nowy się pojawiał. Nie zdawałem sobie sprawy, że na Poczcie może być taki ruch.
Po pierwszej krótkiej przerwie moja koleżanka zmieniała stanowisko pracy z okienka uniwersalnego na magazynek i jej zadaniem było m.in. przygotowanie rzeczy na jutro do pracy. Mnie też czekała zmiana – tym razem miałem stawić się w filii Poczty Polskiej oddalonej o 2 km od centrum miasta. Po 6h pracy w dużej placówce, którą w tym czasie odwiedziło ponad 500 klientów, czekało mnie stanowisko w jednoosobowym okienku uniwersalnym w filii placówki pocztowej. Tu miałem być od 12:30 do 16:30.
W placówce pracowało ponad 100 osób, w filii – 1 osoba. Pracy było tyle samo co w dużej placówce, ale była ona przyjemniejsza. Każda osoba była znana pani w okienku z imienia i nazwiska, a przy okazji chętnie opowiadała, co u niej słychać. Zupełnie inna atmosfera niż w dużym mieście pełnym anonimowych osób. Tu usługi dodatkowe – książki, puzzle, kalendarze czy usługi ubezpieczeniowe były dobrze dopasowane do potrzeb klientów.
Po całym dniu adaptacji uświadomiłem sobie, że nie zdawałem sobie sprawy z tego, że praca przy okienku uniwersalnym może być tak ciężka i wymagająca. Dzięki dobrej organizacji pracy oraz planowaniu była to także praca wdzięczna i przyjemna. Dowodem na to niech będzie fakt, że zgodnie z tym, co mówiły panie pracujące przy okienkach uniwersalnych, przyszły do pracy tylko na chwilę a zostały na bardzo długo. Niektóre z nich miały nawet 30-letni staż pracy.
Drugi dzień w placówce Poczty Polskiej
Kolejny dzień adaptacji w placówce pocztowej. Tym razem miałem być pomocnikiem listonosza.
Niektórzy listonosze zaczynają swoją pracę już od 7:00. Ja przyszedłem na zbiórkę o 8:00. Szybka odprawa, przypomnienie o bezpieczeństwie pracy i zaczynamy działać. Moim opiekunem – listonoszem był Mirek, pracownik Poczty Polskiej z 20-letnim stażem. Mój rejon na dzień adaptacji to ponad 5 km płaskiego terenu, 1160 lokali i dwie torby listów. Pierwsze zadanie to segregacja listów, czyli ułożenie ich w torbie według wcześniej zatwierdzonego planu rejonu. Największym przyjacielem listonoszy są gumki recepturki, którą spinają listy według bloków/ulic.
O 9 z minutami wyruszamy w teren. W swoim rejonie Mirek jest rozpoznawalny na każdym kroku – 20 lat pracy na tym samym terenie robi swoje. Zna go każdy i on zna każdego, do takiego stopnia, że wiedział nawet, gdzie znajdzie panią spod nr. 6 – na rynku, podczas zakupów. Byliśmy we dwóch, więc szybko uporaliśmy się z pracą. Po 12:00 byliśmy z powrotem w placówce. Zazwyczaj listonosze zjeżdżają albo schodzą się do placówki po 16:00.
Wchodząc do każdej klatki i dostarczając przekazy do drzwi zrobiliśmy w sumie 12000 kroków, a więc około 9 km. Prawda jest taka, że praca listonosza jest wymagająca i odpowiedzialna, ale także satysfakcjonująca. Świadczyć może o tym fakt średnio 15 lat stażu pracy listonoszy w mojej placówce. „Świeżakiem” jest listonosz z 4 letnim stażem.
Kolejne godziny spędziłem przechodząc płynnie ze stanowiska listonosza na stanowisko ds. rozliczenia listonoszy. Dobre relacje z listonoszami skutkują sprawną kontrolą rozliczenia. Każdy z listonoszy po powrocie z rejonu w specjalnym blankiecie wpisuje ile zostawił awizo, ile przekazów zrealizował, czego nie doręczył. Osoba na stanowisku ds. rozliczenia listonoszy wprowadza dane do systemu i sprawdza czy stan przed i po się zgadza. Pracę kończę z ostatnim listonoszem, który składa raport dnia około godziny 16:30. Mimo ciężkiej pracy listonosza i ponad 12 000 kroków jestem zadowolony – szacunek i poważanie jakim cieszy się listonosz naprawdę ułatwiają nawet ciężką pracę.
Trzeci dzień w placówce Poczty Polskiej
Ostatni, trzeci piątek adaptacji w placówce pocztowej zaczynam najwcześniej, bo już o 6:00 rano jestem gotowy do pracy w ekspedycji. Tutaj segreguje się listy dla listonoszy i rozdziela paczki i przesyłki.
„Szafa”, czyli samochód dostawczy z przesyłkami przyjeżdża na czas. Naprawdę nie widziałem, że nawet w tak małym mieście jak moje (45 tys. mieszkańców) jest tyle listów i paczek do rozdysponowania. Każdą paczkę trzeba „wbić” w system, podzielić według priorytetów i rejonów a następnie przekazać listonoszom. Zapakowane i zeskanowane paczki i listy pojadą z kolejną szafą do rozdzielni.
Harmonogram jest ułożony tak, że akurat kończymy pracę z zapakowaniem listów i paczek do boksów, gdy zjawia się kolejna wymiana. Automatyzacja niektórych procesów ułatwia i niweluje błędy, a dobrze dopasowana infrastruktura przyspiesza pracę.
Ciekawostki z pracy w eksploatacji to niestandardowe kształty paczek, dwie żywe kury i dwa gołębie ozdobne.
Po porannych ćwiczeniach w eksploatacji czekała mnie praca bardziej umysłowa kasa główna. Praca na tym stanowisku, jak sama nazwa wskazuje, to odpowiedzialność za gotówkę w placówce i rozliczanie kasowe. W mniejszym stopniu to także odpowiedzialność za asortyment w placówce (ponad 1000 SKU!). Codziennie asortyment jest sprawdzany pod względem zgodności ze stanem rzeczywistym. W ostatnim czasie dużą popularnością cieszył się kalendarz z przepisami kucharskimi siostry Anastazji. Tylko jednego dnia sprzedało się ponad 4000 egzemplarzy.
Dzięki tym trzem piątkom adaptacji w placówce, mogę śmiało powiedzieć, że wiem, jak wygląda praca u największego pracodawcy w Polsce. Na własnym ramieniu poczułem ciężar torby listonosza, przyjmowałem klientów i odbierałem „szafę” z paczkami, które chwilę później znalazły się w rękach odbiorców.
Praca w placówce pocztowej jest wymagająca, chwilami ciężka ale życzliwość klientów jest bezcenna. Za resztę zapłacisz przy okienku uniwersalnym w placówce :) Serdecznie Was do niego zapraszam.