Paweł Jan K.

Paweł Jan K. Specjalista
Technolog

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Witam,
moje pytanie dotyczy elektronicznego dostępu pracowników produkcji do niektórych dokumentów (instrukcje, metodyki badań). Jeśli są one udostępniane elektronicznie na serwerze (bez uprawnień do edycji i wydruku), to w jaki sposób mogę udokumentować, że każdy z pracowników korzystających z tego papieru zapoznał się i zna dokument i jednocześnie mieć dowód w przypadku, gdyby się tego wypierał? Czy jedyne wyjście to mimo wszystko papierowy rozdzielnik, który jak dla mnie trochę kłóci się z ideą elektronicznej dystrybucji dokumentów. Z kolei z komputerów dostępnych na halach korzysta po kilka osób, więc odpada jakiekolwiek personalne logowanie i w ten sposób potwierdzanie otwierania/zapoznawania się z dokumentacją.
Łukasz Niedbała

Łukasz Niedbała Quality Manager

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

witam,

tak wymyślone na szybkości:
1. Zeskanować rozdzielnik z podpisami i umieścić na sieci (wersje papierową zniszczyć)
2. Przygotować i zatwierdzić listę z wzorami ręcznymi podpisów pracowników, zeskanować je i po zapoznaniu się z daną instrukcją/procedurą w rozdzielniku elektronicznym, przy nazwisku pracownika wkleić zatwierdzony wzór podpisu jako dowód potwierdzający zapoznanie się.

pozdrawiam,
Łukasz
Andrzej Kowalski

Andrzej Kowalski Specjalista ds.
pomiarów / metrolog,
Hutchinson Poland
Sp...

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Łukasz N.:
witam,

tak wymyślone na szybkości:
1. Zeskanować rozdzielnik z podpisami i umieścić na sieci (wersje papierową zniszczyć)
2. Przygotować i zatwierdzić listę z wzorami ręcznymi podpisów pracowników, zeskanować je i po zapoznaniu się z daną instrukcją/procedurą w rozdzielniku elektronicznym, przy nazwisku pracownika wkleić zatwierdzony wzór podpisu jako dowód potwierdzający zapoznanie się.

pozdrawiam,
Łukasz

Pomysł ze skanowaniem i wklejaniem podpisów nie jest dobry:
skoro każdy (kto ma wzory) może wkleić podpis bez wiedzy pracownika, to ten może i tak się wyprzeć.

Może trzeba zainwestować w elektroniczne urządzenie z pisakiem (Pen-Pad), w jakim potwierdza się odbiór przesyłki u niektórych kurierów?
Grzegorz Skowyra

Grzegorz Skowyra inzynier produkcji,
technolog

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

A czy jest zapisane gdzieś, że pracownicy mają znać na pamięć dokumenty? Czy nie jest tak, że po to tworzy się dokumentację np. w postaci elektronicznej, procedury czy instrukcje pracy, aby do nich zajrzeć? Z moich informacji wynika, że pracownicy z miejsca pracy muszą mieć łatwy sposób dostępu do dokumentów, ponieważ mogą czegoś zapomnieć, a nie ma wymogu pamiętania wszystkiego.
Jerzy Brańka

Jerzy Brańka inż.mechanik

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

A czy sama świadomość przestała już funkcjonować i obowiązywać ? ? ?.
Będziemy kwitować i udowadniać, że żyjemy - Homo Sapiens ?
Gdzie ma być jakość ?, gdzie SZJ ? , czy każdy sobie jakość skrobie ?

Jak tak dalej pójdzie to zarządzający jakością powinien być gotowym na wdrażanie SZJ za pomocą "Kałasznikowa".Ten post został edytowany przez Autora dnia 26.03.14 o godzinie 01:39
Łukasz Niedbała

Łukasz Niedbała Quality Manager

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Andrzej K.:
Łukasz N.:
witam,

tak wymyślone na szybkości:
1. Zeskanować rozdzielnik z podpisami i umieścić na sieci (wersje papierową zniszczyć)
2. Przygotować i zatwierdzić listę z wzorami ręcznymi podpisów pracowników, zeskanować je i po zapoznaniu się z daną instrukcją/procedurą w rozdzielniku elektronicznym, przy nazwisku pracownika wkleić zatwierdzony wzór podpisu jako dowód potwierdzający zapoznanie się.

pozdrawiam,
Łukasz

Pomysł ze skanowaniem i wklejaniem podpisów nie jest dobry:
skoro każdy (kto ma wzory) może wkleić podpis bez wiedzy pracownika, to ten może i tak się wyprzeć.

Może trzeba zainwestować w elektroniczne urządzenie z pisakiem (Pen-Pad), w jakim potwierdza się odbiór przesyłki u niektórych kurierów?


potwierdzenie - potwierdzeniem, a to czy pracownik się zapoznał itd. to inna sprawa,
myślę że jak w każdym przypadku trzeba zachować przede wszystkim zdrowy rozsądek :)
poza tym jak zostało to już napisane nikt nie wymaga znajomości instrukcji i procedur na pamięć, w razie wątpliwości potrzebne dokumenty powinny być dostępne i łatwe do odszukania
Marek Piotrowski

Marek Piotrowski Właściciel, Petersen
Consulting

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Paweł Jan K.:
moje pytanie dotyczy elektronicznego dostępu pracowników produkcji do niektórych dokumentów (instrukcje, metodyki badań). Jeśli są one udostępniane elektronicznie na serwerze (bez uprawnień do edycji i wydruku), to w jaki sposób mogę udokumentować, że każdy z pracowników korzystających z tego papieru zapoznał się i zna dokument i jednocześnie mieć dowód w przypadku, gdyby się tego wypierał?

Powyższe podejście (podejście typu "sam się zapoznaj z dokumentacją") to prawdę mówiąc pójście na skróty. Rzetelne podejście obejmowałoby przeszkolenie/zapoznanie pracownika (choćby i pobieżne) w zakresie nowej instrukcji czy zmian w instrukcji i ocena skuteczności tego co w głowie pracownika osiągnięto w wyniku takich działań. Wersja jeszcze bardziej pogłębiona obejmowała by jeszcze walidację/audit (np. audit warstwowy) skuteczności wdrożenia nowej instrukcji czy zmian w instrukcji. Podpis to w tym przypadku najmniejszy problem...
Paweł Jan K.

Paweł Jan K. Specjalista
Technolog

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Na podstawie m.in. powyższych wypowiedzi widzę jak różnorodne jest podejście do kwestii dokumentacji i zapoznawania się z nią oraz poświadczania tego, a szerzej: do założeń SZJ. Osobiście, obserwując w trakcie mojej pracy zawodowej ewolucję systemów zarządzania odnoszę wrażenie, iż stają się one sztuką dla sztuki, tworzeniem papierków do papierków, stosów dokumentacji, którą oprócz bieżącego nadzorowania trzeba jeszcze archiwizować. I jak poniżej stwierdzono, niedługo dojdzie do sytuacji, kiedy będę musiał udowadniać, że ja to ja. W konsekwencji prowadzi to do wielu absurdów, a w rezultacie, przy braku zrozumienia ze strony pracowników (a bądźmy szczerzy, z motywacją różnie bywa, bo ludzie to jednak ludzie i ulegają wielu czynnikom) do sytuacji, kiedy skupiamy się na rzeczach pobocznych, zatracając cel. Co więcej, dla jednego auditora proponowane rozwiązania będą wystarczające, dla innego nie do przyjęcia zależnie od subiektywnej interpretacji. Czy to nie wprowadza zamieszania?
Dziękuję za sugestie i odpowiedzi, chętnie poczytam też nowe jeśli się pojawią.
Grzegorz Wojcieszczyk

Grzegorz Wojcieszczyk Pełnomocnik ds
Jakości

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Witam
Marek P.:
ciach

Powyższe podejście (podejście typu "sam się zapoznaj z dokumentacją") to prawdę mówiąc pójście na skróty. Rzetelne podejście obejmowałoby przeszkolenie/zapoznanie pracownika (choćby i pobieżne) w zakresie nowej instrukcji czy zmian w instrukcji i ocena skuteczności tego co w głowie pracownika osiągnięto w wyniku takich działań. Wersja jeszcze bardziej pogłębiona obejmowała by jeszcze walidację/audit (np. audit warstwowy) skuteczności wdrożenia nowej instrukcji czy zmian w instrukcji. Podpis to w tym przypadku najmniejszy problem...

Wydaje mi się, że gdzieś uleciał ten ogólny cel po co się cokolwiek pisze w formie instrukcji - wyprodukować coś bez "wpadek".

Standardowy tok postępowania ma na celu, oczywiście tylko moim zdaniem, sprawdzenie:
1) czy pracownik potrafi czytać,
2) czy potrafi czytać i rozumie co czyta,
3) i uważam za najważniejsze - czy instrukcja jest napisana na odpowiednim poziomie - rozumiała (!) dla pracownika,
- inaczej nie ma sensu sama "instrukcja" - bo trzeba napisać instrukcje jak powinno się rozumieć "instrukcję".....

Późniejsze audity mogą jedynie potwierdzić czy za pomocą narzędzia jakim jest "instrukcja" da się, lub nie, wyprodukować coś co (slogan) "spełnia wymagania".

A jest możliwość odwrócenia problemu ? - pamiętając, że zawsze i wszystko zależy od specyfiki produkcji.

Np. tak: dokumentuje się użycie konkretnej instrukcji w procesie, tak jak dokumentowane jest np użycie maszyny czy jakiegoś innego "młotka" - czyli pracownik potwierdza, że skorzystał z odpowiedniej instrukcji do jakiejś operacji. - odpowiedzialność użycia (a bez zrozumienia instrukcji się teoretycznie nie da poprawnie użyć) leży po stronie wykonawcy lub jego brygadzisty/lidera ? Niestety wymaga to od pracowników odrobiny myślenia.

Pozdrawiam
Zbigniew Banaśkiewicz

Zbigniew Banaśkiewicz Quality, H&S and
Security Manager

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Paweł Jan K.:
Witam,
moje pytanie dotyczy elektronicznego dostępu pracowników produkcji do niektórych dokumentów (instrukcje, metodyki badań). Jeśli są one udostępniane elektronicznie na serwerze (bez uprawnień do edycji i wydruku), to w jaki sposób mogę udokumentować, że każdy z pracowników korzystających z tego papieru zapoznał się i zna dokument

Załóż arkusz na sieci, albo coś bardziej wyrafinowanego jak się da, z dostępem dla liderów zmian, brygad, czy kogo tam masz na pierwszej linii zarządzania, i niech wpisują kogo kiedy przeszkolili. Z jakimś nieprzekraczalnym terminem oczywiście.
i jednocześnie mieć dowód w przypadku, gdyby się tego wypierał?

Za rżnięcie głupa proponuję podwójny wymiar kary ;-)
Czy jedyne wyjście to mimo wszystko papierowy rozdzielnik, który jak dla mnie trochę kłóci się z ideą elektronicznej dystrybucji dokumentów. Z kolei z komputerów dostępnych na halach korzysta po kilka osób, więc odpada jakiekolwiek personalne logowanie i w ten sposób potwierdzanie otwierania/zapoznawania się z dokumentacją.

Nigdzie nie jest powiedziane że zapisy to muszą być osobiste podpisy. Chyba że chodzi o szkolenia wymagane przez prawo, ale wtedy bez papierowych dokumentów się nie obędziesz.
Zbigniew Banaśkiewicz

Zbigniew Banaśkiewicz Quality, H&S and
Security Manager

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Marek P.:
Powyższe podejście (podejście typu "sam się zapoznaj z dokumentacją") to prawdę mówiąc pójście na skróty.

Właśnie o to chodzi Marku. Pójście na skróty gwarantuje, że jesteś u celu szybciej i taniej od konkurencji :-) Tylko trzeba umieć dobre skróty wybierać.

Rzetelne podejście obejmowałoby przeszkolenie/zapoznanie pracownika (choćby i pobieżne) w zakresie nowej instrukcji czy zmian w instrukcji i ocena skuteczności tego co w głowie pracownika osiągnięto w wyniku takich działań. Wersja jeszcze bardziej pogłębiona obejmowała by jeszcze walidację/audit (np. audit warstwowy) skuteczności wdrożenia nowej instrukcji czy zmian w instrukcji.

Dwustopniowa 100% kontrola? I kto za to zapłaci?
Jerzy Brańka

Jerzy Brańka inż.mechanik

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Moje subiektywne zdanie w tym temacie to takie, że jeżeli połączymy (wskażemy) na związek Systemu z zakresem umów cywilno-prawnych (w Kadrach firmy), to nie widzę żadnej potrzeby podpisywania czegokolwiek pod jednym warunkiem, że umowy o zatrudnieniu formułowane będą z pominięciem dotychczas obowiązującego standardu w prawie wszystkich firmach (jeżeli są takie umowy z pracownikiem?).
W momencie wejścia w życie normy ISO 9001-2000 w pewnym stopniu, chociaż z zachowaniem należnego dystansu do wszelakich nowości - póki nie znajdą one praktycznego przełożenia na realną rzeczywistość i przydatność – podchodziłem do tej normy, a zwłaszcza jej zamiaru ograniczenia przerostu biurokratycznego sytemu jakości w sposób wyrozumiały z dużą ochotą szybkiego wdrożenia w firmie obok już istniejącego Systemu zapewnienia jakości.
Od tego czasu do nowej terminologii w wszedł moduł słów „procesowe zarządzanie” ( w każdym przejawie działania - dla mnie już „mityczny”). Nadanie nieograniczonego znaczenie dla tej nomenklatury zrobiło we wszystkich rodzajach i typach systemów związanych ze standardem tej normy wielką karierę - chociaż nie dla wszystkich ten mechanizm opisywania zdarzeń jest zrozumiałym.
Takie przegięcie i rozbujanie się terminologii „procesu zarządzania” zdominowało wg mnie, a może już całkiem doprowadza do zaniku pojęcia JAKOŚĆ co często mi się zdarza powtarzać.
Nie jestem pewien czy akurat FORUM jest tym miejscem gdzie można by rozwinąć w pełni ten temat (miejsce lapidarnej formy).
Mimo wszystko zachęcam do studiowania nowinek w tym temacie. Nie chcąc być upie.....ym i aby dyskusja trwała to poniższy tekst za f-mą MALON Group zaznaczyłbym cały na czerwono i poddał krytyce nową normę.
Na koniec NIE MA DOKUMENTÓW (Procedur) – NIE MA PROBLEMU.

Obrazek
Ten post został edytowany przez Autora dnia 27.03.14 o godzinie 02:33
Marek Piotrowski

Marek Piotrowski Właściciel, Petersen
Consulting

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Zbigniew B.:
Marek P.:
Powyższe podejście (podejście typu "sam się zapoznaj z dokumentacją") to prawdę mówiąc pójście na skróty.

Właśnie o to chodzi Marku. Pójście na skróty gwarantuje, że jesteś u celu szybciej i taniej od konkurencji :-) Tylko trzeba umieć dobre skróty wybierać.

Podejście typowe dla wielu szefów systemów. Sam to przeżyłem. "Ja im dałem dokumenty" czyli zrobiłem wszystko co miałem zrobić i więcej ode mnie nie oczekujcie. Teraz radźcie sobie chłopaki, reszta mnie nie obchodzi. I jeszcze pretensje, że nie docenili głębi i piękna dokumentów, które zostały im dostarczone.
Rzetelne podejście obejmowałoby przeszkolenie/zapoznanie pracownika (choćby i pobieżne) w zakresie nowej instrukcji czy zmian w instrukcji i ocena skuteczności tego co w głowie pracownika osiągnięto w wyniku takich działań. Wersja jeszcze bardziej pogłębiona obejmowała by jeszcze walidację/audit (np. audit warstwowy) skuteczności wdrożenia nowej instrukcji czy zmian w instrukcji.

Dwustopniowa 100% kontrola? I kto za to zapłaci?

Tu nie ma żadnej 100%owej kontroli. Jest sprawdzenie co naprawdę dzieje się na hali produkcyjnej, zamiast ignorowania rzeczywistości i opieprzania ludzi za to, że nie robią tego o czym nie wiedzą..

Ja wcale nie szukam tu robienia bizancjum (piszę co MOŻNA rozważyć, a nie co MUSI być zrobione) choć w branży motoryzacyjnej powyższe rozwiązania są bardzo często stosowane. Firma musi sama się zastanowić jaka jest skuteczność wdrażania zmian. Wiele firm wyciągnęło wnioski z porażek z wdrażaniem zmian i rozważały powyższe rozwiązania.
Zbigniew Banaśkiewicz

Zbigniew Banaśkiewicz Quality, H&S and
Security Manager

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Marek P.:
Zbigniew B.:
Marek P.:
Powyższe podejście (podejście typu "sam się zapoznaj z dokumentacją") to prawdę mówiąc pójście na skróty.

Właśnie o to chodzi Marku. Pójście na skróty gwarantuje, że jesteś u celu szybciej i taniej od konkurencji :-) Tylko trzeba umieć dobre skróty wybierać.

Podejście typowe dla wielu szefów systemów. Sam to przeżyłem. "Ja im dałem dokumenty" czyli zrobiłem wszystko co miałem zrobić i więcej ode mnie nie oczekujcie.
Nikt tu tak nie twierdzi. Wręcz przeciwnie, dobrą praktyką jest napisanie w procedurach, i to pogrubioną czcionką, kogo należy pytać w razie niejasności i zgłaszać w razie pojawienia się sytuacji nieopisanych w procedurze. Oraz powtórzyć przed i po.
Teraz radźcie sobie chłopaki, reszta mnie nie obchodzi. I jeszcze pretensje, że nie docenili głębi i piękna dokumentów, które zostały im dostarczone.
Wykraczasz poza temat wątku, w którym chodzi tylko o kwestię rejestracji potwierdzenia zapoznania się z obowiązującymi standardami.

Skoro uważasz, że kierownik musi sam osobiście wszystkich przeszkolić, bo sami nie raczą, to po co komu w ogóle pisemne procedury?
Rzetelne podejście obejmowałoby przeszkolenie/zapoznanie pracownika (choćby i pobieżne) w zakresie nowej instrukcji czy zmian w instrukcji i ocena skuteczności tego co w głowie pracownika osiągnięto w wyniku takich działań. Wersja jeszcze bardziej pogłębiona obejmowała by jeszcze walidację/audit (np. audit warstwowy) skuteczności wdrożenia nowej instrukcji czy zmian w instrukcji.

Dwustopniowa 100% kontrola? I kto za to zapłaci?

Tu nie ma żadnej 100%owej kontroli.
Jak nie sto to ile? Chcesz sprawdzać statystycznie czy wszyscy przyswoili wymaganą wiedzę?
Jest sprawdzenie co naprawdę dzieje się na hali produkcyjnej, zamiast ignorowania rzeczywistości
Nikt tutaj nie twierdzi, że nie należy tego robić. Zrozumienie wymagań to jedno, a przestrzeganie ich to drugie.
i opieprzania ludzi za to, że nie robią tego o czym nie wiedzą..

Jeśli wiedzieli że mają wiedzieć, co mają wiedzieć, oraz jak i na kiedy się mają dowiedzieć, i nie zgłosili przedtem żadnych przeszkód ku temu, i jeszcze potwierdzili że wiedzą, i nie wiedzą albo wiedzą ale nie robią, to opieprzanie jest jak najbardziej uzasadnione.

Ja wcale nie szukam tu robienia bizancjum (piszę co MOŻNA rozważyć, a nie co MUSI być zrobione)

Ale w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko to co zostało zrobione, a nie to co rozważaliśmy.
choć w branży motoryzacyjnej powyższe rozwiązania są bardzo często stosowane. Firma musi sama się zastanowić jaka jest skuteczność wdrażania zmian. Wiele firm wyciągnęło wnioski z porażek z wdrażaniem zmian i rozważały powyższe rozwiązania.

Ale to nie znaczy, że zrozumiały przyczyny tych porażek.Ten post został edytowany przez Autora dnia 28.03.14 o godzinie 02:31
Marek Piotrowski

Marek Piotrowski Właściciel, Petersen
Consulting

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Zbigniew B.:
Ja wcale nie szukam tu robienia bizancjum (piszę co MOŻNA rozważyć, a nie co MUSI być zrobione)

Ale w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko to co zostało zrobione, a nie to co rozważaliśmy.
No to ciekawe co powiesz o analizach ryzyka takich jak FMEA.
Zbigniew Banaśkiewicz

Zbigniew Banaśkiewicz Quality, H&S and
Security Manager

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Marek P.:
Zbigniew B.:
Ja wcale nie szukam tu robienia bizancjum (piszę co MOŻNA rozważyć, a nie co MUSI być zrobione)

Ale w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko to co zostało zrobione, a nie to co rozważaliśmy.
No to ciekawe co powiesz o analizach ryzyka takich jak FMEA.

Pomijając to, że niewiele mają wspólnego za zapoznawaniem pracowników z obowiązującymi standardami, powiem dokładnie to samo. FMEA jest warta tyle na ile są skuteczne działania wdrożone w wyniku jej przeprowadzenia. Sama analiza ryzyka bez wdrożenia zmian pozostaje tylko kawałkiem papieru, czy raczej arkusza kalkulacyjnego.
Marek Piotrowski

Marek Piotrowski Właściciel, Petersen
Consulting

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Zbigniew B.:
Marek P.:
Zbigniew B.:
Ja wcale nie szukam tu robienia bizancjum (piszę co MOŻNA rozważyć, a nie co MUSI być zrobione)

Ale w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko to co zostało zrobione, a nie to co rozważaliśmy.
No to ciekawe co powiesz o analizach ryzyka takich jak FMEA.

Pomijając to, że niewiele mają wspólnego za zapoznawaniem pracowników z obowiązującymi standardami, powiem dokładnie to samo. FMEA jest warta tyle na ile są skuteczne działania wdrożone w wyniku jej przeprowadzenia. Sama analiza ryzyka bez wdrożenia zmian pozostaje tylko kawałkiem papieru, czy raczej arkusza kalkulacyjnego.
Nie w tym rzecz.
Najpierw się analizuje sytuację, a potem podejmuje się decyzje na podstawie dostępnych danych. Więc zebranie danych i analiza sytuacji jest nie mniej ważne niż podjęcie decyzji. Dlatego nie pisz, że nie jest ważne co rozważaliśmy skoro decyzja jest zawsze pochodną analizowanych danych.
Na tym polega cała idea benchmarkingu, że analizuje się rozwiązania stosowane przez innych i rozważa ich przydatność dla firmy. Zasada "ktoś miał już taki problem i następująco go rozwiązał" zawsze poszerza horyzont decyzji i spektrum rozważanych opcji.Ten post został edytowany przez Autora dnia 28.03.14 o godzinie 22:46
Zbigniew Banaśkiewicz

Zbigniew Banaśkiewicz Quality, H&S and
Security Manager

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Marek P.:
Zbigniew B.:
Marek P.:
Zbigniew B.:
Ja wcale nie szukam tu robienia bizancjum (piszę co MOŻNA rozważyć, a nie co MUSI być zrobione)

Ale w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko to co zostało zrobione, a nie to co rozważaliśmy.
No to ciekawe co powiesz o analizach ryzyka takich jak FMEA.

Pomijając to, że niewiele mają wspólnego za zapoznawaniem pracowników z obowiązującymi standardami, powiem dokładnie to samo. FMEA jest warta tyle na ile są skuteczne działania wdrożone w wyniku jej przeprowadzenia. Sama analiza ryzyka bez wdrożenia zmian pozostaje tylko kawałkiem papieru, czy raczej arkusza kalkulacyjnego.
Nie w tym rzecz.
Najpierw się analizuje sytuację, a potem podejmuje się decyzje na podstawie dostępnych danych. Więc zebranie danych i analiza sytuacji jest nie mniej ważne niż podjęcie decyzji. Dlatego nie pisz, że nie jest ważne co rozważaliśmy skoro decyzja jest zawsze pochodną analizowanych danych.

Nic takiego nie pisałem. Pisałem że same rozważania nie są nic warte jeśli nie następuje po nich działanie.
Na tym polega cała idea benchmarkingu, że analizuje się rozwiązania stosowane przez innych i rozważa ich przydatność dla firmy. Zasada "ktoś miał już taki problem i następująco go rozwiązał" zawsze poszerza horyzont decyzji i spektrum rozważanych opcji.

Pytanie czy to jest na pewno dobre. Przykładowo, jak będziesz sobie chciał kupić buty i w tym celu odwiedzisz wszystkie możliwe sklepy w Warszawie i okolicach, to może się okazać że łączny koszt i czas realizacji były większe niż gdybyś prostym krokiem udał się do najdroższego szewca w mieście celem wykonania ich na zamówienie.

I co najpierw FMEA a teraz benchmarking mają do tematu wątku?
Marek Piotrowski

Marek Piotrowski Właściciel, Petersen
Consulting

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Zbigniew B.:
Marek P.:
Zbigniew B.:
Marek P.:
Zbigniew B.:
Ja wcale nie szukam tu robienia bizancjum (piszę co MOŻNA rozważyć, a nie co MUSI być zrobione)

Ale w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko to co zostało zrobione, a nie to co rozważaliśmy.
No to ciekawe co powiesz o analizach ryzyka takich jak FMEA.

Pomijając to, że niewiele mają wspólnego za zapoznawaniem pracowników z obowiązującymi standardami, powiem dokładnie to samo. FMEA jest warta tyle na ile są skuteczne działania wdrożone w wyniku jej przeprowadzenia. Sama analiza ryzyka bez wdrożenia zmian pozostaje tylko kawałkiem papieru, czy raczej arkusza kalkulacyjnego.
Nie w tym rzecz.
Najpierw się analizuje sytuację, a potem podejmuje się decyzje na podstawie dostępnych danych. Więc zebranie danych i analiza sytuacji jest nie mniej ważne niż podjęcie decyzji. Dlatego nie pisz, że nie jest ważne co rozważaliśmy skoro decyzja jest zawsze pochodną analizowanych danych.

Nic takiego nie pisałem. Pisałem że same rozważania nie są nic warte jeśli nie następuje po nich działanie.

Napisałeś
"Ale w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko to co zostało zrobione, a nie to co rozważaliśmy."
A ja napisałem, że ta teza jest tezą chybioną bo ignoruje cały proces decyzyjny i w pewnym sensie postponuje analizy ryzyka takie jak FMEA.
Zaś do nadzorowania dokumentów ma się ta teza trochę jak pięść do nosa...
Na tym polega cała idea benchmarkingu, że analizuje się rozwiązania stosowane przez innych i rozważa ich przydatność dla firmy. Zasada "ktoś miał już taki problem i następująco go rozwiązał" zawsze poszerza horyzont decyzji i spektrum rozważanych opcji.

Pytanie czy to jest na pewno dobre. Przykładowo, jak będziesz sobie chciał kupić buty i w tym celu odwiedzisz wszystkie możliwe sklepy w Warszawie i okolicach, to może się okazać że łączny koszt i czas realizacji były większe niż gdybyś prostym krokiem udał się do najdroższego szewca w mieście celem wykonania ich na zamówienie.

1.I to gwarantuje brak porażki?
2.Widzisz jakieś dobre powiązanie benchmarkingu z operacją nabycia butów?
I co najpierw FMEA a teraz benchmarking mają do tematu wątku?

W tym to ja już Ci nie pomogę :)Ten post został edytowany przez Autora dnia 30.03.14 o godzinie 13:06
Zbigniew Banaśkiewicz

Zbigniew Banaśkiewicz Quality, H&S and
Security Manager

Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...

Marek P.:
Napisałeś
"Ale w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko to co zostało zrobione, a nie to co rozważaliśmy."
A ja napisałem, że ta teza jest tezą chybioną bo ignoruje cały proces decyzyjny
OMG. Napiszę jeszcze raz, tym razem zaznaczając kontekst dużymi literami:
"ALE W OSTATECZNYM ROZRACHUNKU liczy się tylko to co zostało zrobione, a nie to co rozważaliśmy."
Gdzie tu jest ignorowanie procesu decyzyjnego, doprawdy nie wiem. EOT z mojej strony, w tej kwestii.
i w pewnym sensie postponuje analizy ryzyka takie jak FMEA.
To się w ogóle nie odnosiło do FMEA, ale skoro już uparcie wyciągamy je na wierzch, to nie postponuje a co najwyżej sprowadza na ziemię po chwilowym bujaniu w obłokach ;-)
Zaś do nadzorowania dokumentów ma się ta teza trochę jak pięść do nosa...
...czasem żeby było skutecznie musi być brutalnie :-)

Na tym polega cała idea benchmarkingu, że analizuje się rozwiązania stosowane przez innych i rozważa ich przydatność dla firmy. Zasada "ktoś miał już taki problem i następująco go rozwiązał" zawsze poszerza horyzont decyzji i spektrum rozważanych opcji.

Pytanie czy to jest na pewno dobre. Przykładowo, jak będziesz sobie chciał kupić buty i w tym celu odwiedzisz wszystkie możliwe sklepy w Warszawie i okolicach, to może się okazać że łączny koszt i czas realizacji były większe niż gdybyś prostym krokiem udał się do najdroższego szewca w mieście celem wykonania ich na zamówienie.

1.I to gwarantuje brak porażki?

Nic nie gwarantuje braku porażki (niektórzy myślą że nic nie robienie gwarantuje, ale to też nieprawda)
2.Widzisz jakieś dobre powiązanie benchmarkingu z operacją nabycia butów?

A wiesz skąd się wziął termin benchmarking :-) ?
http://science.dodlive.mil/2011/04/13/from-shoes-to-so...

Ale bynajmniej nie dlatego użyłem butów jako przykładu. Mogło chodzić o dowolny produkt. To był pierwszy z brzegu luźny przykład wskazujący na konieczność doboru takiej strategii, aby zużyte zasoby nie przekroczyły wartości osiągniętego celu, co jest genezą naszej dyskusji w tym wątku.

Następna dyskusja:

Weresja elektroniczna normy...




Wyślij zaproszenie do