Temat: Dokumentacja elektroniczna a poświadczenie zapoznania się...
Marek P.:
Zbigniew B.:
Marek P.:
Powyższe podejście (podejście typu "sam się zapoznaj z dokumentacją") to prawdę mówiąc pójście na skróty.
Właśnie o to chodzi Marku. Pójście na skróty gwarantuje, że jesteś u celu szybciej i taniej od konkurencji :-) Tylko trzeba umieć dobre skróty wybierać.
Podejście typowe dla wielu szefów systemów. Sam to przeżyłem. "Ja im dałem dokumenty" czyli zrobiłem wszystko co miałem zrobić i więcej ode mnie nie oczekujcie.
Nikt tu tak nie twierdzi. Wręcz przeciwnie, dobrą praktyką jest napisanie w procedurach, i to pogrubioną czcionką, kogo należy pytać w razie niejasności i zgłaszać w razie pojawienia się sytuacji nieopisanych w procedurze. Oraz powtórzyć przed i po.
Teraz radźcie sobie chłopaki, reszta mnie nie obchodzi. I jeszcze pretensje, że nie docenili głębi i piękna dokumentów, które zostały im dostarczone.
Wykraczasz poza temat wątku, w którym chodzi tylko o kwestię rejestracji potwierdzenia zapoznania się z obowiązującymi standardami.
Skoro uważasz, że kierownik musi sam osobiście wszystkich przeszkolić, bo sami nie raczą, to po co komu w ogóle pisemne procedury?
Rzetelne podejście obejmowałoby przeszkolenie/zapoznanie pracownika (choćby i pobieżne) w zakresie nowej instrukcji czy zmian w instrukcji i ocena skuteczności tego co w głowie pracownika osiągnięto w wyniku takich działań. Wersja jeszcze bardziej pogłębiona obejmowała by jeszcze walidację/audit (np. audit warstwowy) skuteczności wdrożenia nowej instrukcji czy zmian w instrukcji.
Dwustopniowa 100% kontrola? I kto za to zapłaci?
Tu nie ma żadnej 100%owej kontroli.
Jak nie sto to ile? Chcesz sprawdzać statystycznie czy wszyscy przyswoili wymaganą wiedzę?
Jest sprawdzenie co naprawdę dzieje się na hali produkcyjnej, zamiast ignorowania rzeczywistości
Nikt tutaj nie twierdzi, że nie należy tego robić. Zrozumienie wymagań to jedno, a przestrzeganie ich to drugie.
i opieprzania ludzi za to, że nie robią tego o czym nie wiedzą..
Jeśli wiedzieli że mają wiedzieć, co mają wiedzieć, oraz jak i na kiedy się mają dowiedzieć, i nie zgłosili przedtem żadnych przeszkód ku temu, i jeszcze potwierdzili że wiedzą, i nie wiedzą albo wiedzą ale nie robią, to opieprzanie jest jak najbardziej uzasadnione.
Ja wcale nie szukam tu robienia bizancjum (piszę co MOŻNA rozważyć, a nie co MUSI być zrobione)
Ale w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko to co zostało zrobione, a nie to co rozważaliśmy.
choć w branży motoryzacyjnej powyższe rozwiązania są bardzo często stosowane. Firma musi sama się zastanowić jaka jest skuteczność wdrażania zmian. Wiele firm wyciągnęło wnioski z porażek z wdrażaniem zmian i rozważały powyższe rozwiązania.
Ale to nie znaczy, że zrozumiały przyczyny tych porażek.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 28.03.14 o godzinie 02:31