Temat: Żydzi, judaizm i kultura żydowska w poezji
Jehuda Amichaj (1924-2000) – poeta żydowski, urodził się w Niemczech,
w 1935 roku wyjechał do Palestyny, brał udział w II wojnie światowej i wojnie izraelsko-arabskiej 1948-1949. Pisał wiersze, dramaty, utwory prozatorskie i książki dla dzieci. Uważany za jednego z najwybitniejszych poetów żydowskich XX wieku. Jego twórczość tłumaczono na przeszło 30 języków. Po polsku ukazał się wybór poezji:
Koniec sezonu pomarańczy. Wyd. Świat Literacki, Warszawa 2000.
Żydzi
Żydzi są jak zdjęcia wystawione w witrynie
wszyscy razem jednego wzrostu żywi i martwi
narzeczeni i panny młode, chłopcy w wieku bar micwy z niemowlętami.
Wyretuszowane odbitki z pożółkłych zdjęć.
Czasami przychodzą wybić okno
i palą zdjęcia. Wtedy zaczynają
robić nowe zdjęcia i na nowo wywoływać
i znów ich wystawiać cierpiących i uśmiechniętych.
Rembrandt malował ich w tureckich
fezach dyskretnie złotoustych
Chagall malował ich szybujących w powietrzu
a ja maluję ich tak jak mój ojciec i matka.
Żydzi są rezerwatem pierwotnej puszczy
w której drzewa stoją blisko siebie, i nawet umierając
nie mogą się położyć. Wspierają się, przy życiu, upierają się
i nie można ich rozróżnić. Tylko ogień
spali umarłych szybciej.
A co w sprawie Boga? Bóg został
jak zapach perfum po pięknej kobiecie która przeszła niegdyś
koło nich i nie zobaczyli jej twarzy,
lecz pozostał jej zapach, różne zapachy,
twórca różnych zapachów.
Żyd pamięta szałas w domu dziadka.
A szałas pamięta zamiast niego
wędrówkę po pustyni, która pamięta
łaskę młodości i kamienne Tablice Przymierza
i złoto Złotego Cielca i pragnienie i głód
które pamiętają Egipt.
A co w sprawie Boga? Według umowy
po rozwodzie z Rajem i ze Świątynią
Bóg widzi swoich synów tylko raz
do roku, w Jom Kippur.
Żydzi nie są narodem historycznym
ani nawet archeologicznym, Żydzi
są narodem geologicznym z załamaniami
i urwiskami i warstwami rozżarzonej lawy.
Ich historię trzeba mierzyć
według innej skali.
Żydzi opiłowani cierpieniem i oszlifowanymi mękami,
jak kamyki na morskim brzegu.
Wyższość Żydów objawia się tylko przez śmierć
jak wyższość kamyków nad resztą kamieni:
kiedy silna ręka nimi rzuca,
podskakują dwa lub trzy razy
nad powierzchnią wody zanim zatoną.
Niedawno temu spotkałem ładną kobietę,
której dziadek dokonał na mnie obrzezania
na długo zanim się urodziła. Powiedziałem jej,
nie znasz mnie a ja nie znam ciebie,
ale jesteśmy narodem żydowskim,
twój zmarły dziadek, ja obrzezany przez niego i ty jego ładna wnuczka
o jasnych włosach: jesteśmy narodem żydowskim.
A co w sprawie Boga? Kiedyś śpiewaliśmy
"Nie ma jak nasz Bóg", a dzisiaj śpiewamy, "Nie ma naszego Boga"
ale śpiewamy, ciągle śpiewamy.
(Także pięść była kiedyś otwartą dłonią)
Czego nauczyłem się na wojnach
Czego nauczyłem się na wojnach:
maszerować równym krokiem wymachiwać rękami i nogami
jak pompy pompujące z pustej studni.
Maszerować w wojskowym szyku i być samemu wewnątrz,
okopać się poduszkami i pierzynami i ciałem ukochanej kobiety,
krzyczeć "mamo", gdy ona nie może usłyszeć
i krzyczeć "Boże", bez wiary w Niego
ale nawet gdybym wierzył
nie opowiadałbym Jemu o wojnie
tak jak nie opowiada się dziecku o nikczemnościach dorosłych.
Czego nauczyłem się jeszcze. Nauczyłem się pilnować drogi odwrotu;
za granicą wynajmować pokój w hotelu
niedaleko lotniska lub stacji kolejowej.
Nawet w salach wesela lub radości
zawsze mieć na oku małe drzwi
nad którymi napisano czerwonymi literami "wyjście"
i bitwa zaczyna się tak
jak takt bębnów zaczyna taniec i kończy się
"odwrotem o świcie". Zabroniona miłość
i bitwa, czasami, obie tak się kończą.
Ale przede wszystkim nauczyłem się kamuflażu,
nie rzucać się w oczy, żeby nie rozpoznali,
żeby nie dostrzegli różnicy między mną a otoczeniem
nawet między mną a moją miłością,
niech pomyślą, że jestem krzewem lub owcą,
że jestem drzewem, że jestem drzewa cieniem
że jestem wątpliwością, wątpliwości cieniem,
że jestem żywopłotem, martwym głazem
domem, rogiem domu.
Gdybym był prorokiem stłumiłbym blask wizji
zaciemniłbym moją wiarę czarnym papierem
zakryłbym misterium stworzenia siecią.
Gdy nadejdzie czas wdzieję szaty kamuflażu mego końca:
biel obłoków i dużo błękitu nieba
i gwiazd nie mających końca.
(Także pięść była kiedyś otwartą dłonią)
przeł. Marek Pelc
Inne wiersze Jehudy Amichaja w tematach:
Urodziny, imieniny i inne ważne dni..., Motyw ojca, PięknoMarta K. edytował(a) ten post dnia 29.12.11 o godzinie 10:17