Temat: Wrocław - najciekawsze miasto w Polsce.
cytujac za gazeta.pl
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,3996501.html
"W przypadku Warszawy filmowy wizerunek jest niemal całkowicie sprzeczny z wizerunkiem, jaki politycy chcieli wykreować w ostatnich latach. Film "Bezmiar sprawiedliwości" nie nawiązuje ani do multikulturowości Wrocławia, ani do jego boomu gospodarczego, ale na razie obraz miasta, jaki film pokazuje, nie gryzie się z wizerunkiem, jaki lansują władze miasta, media i mieszkańcy.
Podróżnika, który zna stolicę jedynie z telewizji i kina, po wyjściu z pociągu i z dworca centralnego czeka szok. Nie zobaczy tam wielkomiejskiego blichtru, błyszczących fasad, drapaczy chmur, nowoczesnych budowli stalowo-metalowo-szklanych, wielkich limuzyn i całego wizerunku "Manhattanu nad Wisłą", jaki kreują seriale kryminalne w telewizji i seriale w rodzaju "Magdy M.". Zamiast tego styka się z błotem, brudnymi ulicami i przejściami dla pieszych, odpadającymi fasadami kamienic, bezdomnymi i żebrakami kierującymi ruchem, z dziurami w jezdni.
Jako wieloletni mieszkaniec Warszawy mam często wrażenie, że istnieją dwie Warszawy: Warszawa, którą znam od lat, w której mieszkałem, i druga - wirtualna Warszawa, która pojawia się tylko na ekranie telewizji i kina. Jedna Warszawa jest realna - wygląda tak jak w "Placu Zbawiciela" czy w filmach Kieślowskiego, druga to Warszawa z marzeń warszawiaków - miasto, które się składa z gigantycznych galerii handlowych, drapaczy chmur i nowoczesnych biurowców, z podziemnych parkingów, miasto, które nigdy nie śpi, wielki moloch, w którym się dzieje wszystko, co jest ważne dla Polski. Może jest to w stosunku do realnego wyglądu Warszawy i do lansowanego od lat martyrologicznego wizerunku stolicy jedna wielka przesada, ale faktem jest, że dzięki temu Warszawa ma, jako chyba jedyne polskie miasto, rozpoznawalny, klarowny obraz w filmach. Jeśli akcja jakiegoś filmu rozgrywa się gdzie indziej, reżyser przeważnie musi to zaznaczyć w podtytule albo pokazać jakiś znany symbol, jak Wawel, zamek lubelski albo katowicki Spodek. Kiedy akcja rozgrywa się w Warszawie, widz rozpoznaje to już po dwóch minutach trwania filmu.
Od niedawna jest jeszcze jedno miasto, które może się szczycić swoim rozpoznawalnym w filmie wizerunkiem - Wrocław. Dzieje się tak dzięki filmowi "Bezmiar sprawiedliwości", w którym, o ile pamiętam, ani razu nie pada słowo "Wrocław", ale po dwóch minutach już jest jasne, że akcja rozgrywa się właśnie tam. Atmosfera też jest zupełnie inna: stare tramwaje, poniemieckie mosty, kamienice, które mogłyby stać w Wiedniu lub Krakowie. Jesienne parki, Podwale, sceny na dziedzińcu Ossolineum, stare kościoły - wszystko to tworzy bardzo ciepły klimat. Tam, gdzie w filmach o Warszawie budynki bankowe, biurowce, szkło, beton i metal sugerują nowoczesność, postęp i rozwój, tam w "Bezmiarze sprawiedliwości" przemykają tradycja, historia, zakorzenienie, refleksja. To wszystko, mimo że ani jedna scena filmu nie rozgrywa się na wrocławskim Rynku.
"Bezmiar sprawiedliwości" to dopiero początek. Ciekawe, jak kreowanie wizerunku Wrocławia w filmie dalej będzie się rozwijać. W przypadku Warszawy filmowy wizerunek jest niemal całkowicie sprzeczny z wizerunkiem, jaki politycy chcieli wykreować w ostatnich latach. "Bezmiar sprawiedliwości" nie nawiązuje ani do multikulturowości, ani do wrocławskiego boomu gospodarczego, ale na razie obraz miasta, jaki film pokazuje, nie gryzie się z wizerunkiem, jaki lansują władze miasta, media i mieszkańcy naszego grodu."