Marek Mareksy
Szewczyk
creative & art
direction, branding,
advertising, graphic
...
Temat: Microsoft przerabia prawo, ogranicza moje swobody za...
Temat z pograniczu brandingu, namingu, copywritingu, reklamy i wizerunku (przedsiębiorcy), prawa i polityki nawet.Oto Microsoft pozwala sobie nazwać swoją akcję marketingową tak: "Nie przerabiam, nie kradnę".
Wszystko byłoby w porządku, gdyby Microsoft uściślił, że chodzi mu o przerabianie mające na celu "stuningowanie" tylko software, do którego ma prawa autorskie, a który jest chroniony prawem szczególnym autorskim.
Ale tego nie zrobił.
Wynika więc z tej nazwy, że naklejenie naklejki, przemalowanie obudowy czy wykręcenie paru śrubek z obudowy konsoli MS nie skończy się tylko utratą praw gwarancyjnych, a zaprowadzi nas do sądu, bo naruszamy jakieś prawa producenta.
Zauważcie, że wymieniony katalog czynności jak najbardziej mieści się w terminie "przerabianie", a tu wynika z przyjętego przez MS stanowiska, że każdy z taką naklejką np. naklejką na konsoli jest złodziejem! (sic!)
To ciekawy marketingowo kejs.
Mamy tu spotkanie kilku niefortunnych okoliczności.
Oto niedorobiony copywriter wymyśla hasło, które potencjalnie może obrazić większą grupę społeczną, na dodatek niezwiązaną z producentem i niezainteresowaną tematem (nie mam konsoli).
Firma nie dostrzega tego faktu albo dostrzega i bagatelizuje wierząc w swoją siłę i przez swoją niefrasobliwość na etapie planowania strategii z goniącej króliczka stała się króliczkiem wystawionym na ostrzał praktycznie z każdej strony.
Firma, która wdrożyła tak nazwaną kampanię chyba nie za bardzo sobie zdaje sprawę, że za chwilę ta kampania może się skończyć w Brukseli przed komisjami zajmującymi się prawami obywateli , a na pewno w kraju o większych tradycjach ochrony praw obywateli i konsumentów tak by się skończyła.
Jak Wy widzicie sprawę?
Jak to się dalej potoczy?
Czy to nie czas, by zaprotestować, zwłaszcza, że Microsoftowi udało się chyba jednak zastraszyć protestujących w akcji (zmiana jej nazwy, "zagubienie" meritum itd.), zapoznajcie się z końcówką tego artykułu w części "moim zdaniem" Dominika Błaszczykiewicza: http://www.idg.pl/news/355129/Microsoft.ma.30.dni.na.w...
Czy faktycznie Microsoft tworzy mniej lub bardziej świadomie przedpole do zmiany prawa autorskiego w Polsce?
Czy próbuje za pomocą nieudanej i koślawej kampanii rozciągnąć przepisy prawa autorskiego na przedmioty nim nieobjęte?
Czy za naklejki na naszych autach w stylu: "Jeśli to widzisz, jesteś za blisko" przyjdzie nam kiedyś stawać przed sądem, ale nie za obrazę dobrych obyczajów, lecz za naruszenie praw autorskich producenta auta?! ;)
Czy źle nazwana akcja marketingowa może spowodować aż taką lawinę konsekwencji, zwłaszcza, że nie jesteśmy wybitnie wykształconym społeczeństwem chroniącym swoje prawa?
Gdyby nie przewidywalne możliwe konsekwencje tej sprawy, o których mowa wyżej, napisałbym w tym miejscu coś w stylu "A gdzie był Bóg gdy oni to..." ;), ale szczerze mówiąc, mnie ta kampania nie śmieszy i zauważcie, że wcale nie wspomniałem tutaj o takich pobocznych wątkach, jak niedotrzymywanie zawartej umowy z konsumentem czy traktowanie polskich obywateli jak pariasów Unijnej Europy i świata...