Alexander Sikora

Alexander Sikora właściciel,
METAMORPHOSIS Brand
Communications

Temat: Przetargi dotyczące marek teryt. w Polsce

Chciałbym zwrócić uwagę Państwa na fatalną praktykę, która odbywa się coraz częściej wokół organizowanych przetargów na strategię marki miejsc. Moja agencja działa już na tym rynku od ponad 5 lat i widzę zmiany, jakie tu następują. Jeszcze kilka lat temu cały proces wyboru agencji był w rękach ludzi z wydziałów / referatów promocji, można więc było przedstawiać merytoryczne rozwiązania i oferty (było z tym wiele problemów, ale dawało się je rozstrzygać, był bowiem kompetentny partner, bezpośrednio zainteresowany jakością oferty).
Obecnie, górę wzięli urzędnicy z wydziałów / biur / referatów zamówień publicznych. Organizują oni przetargi, w których dorobek agencji w zakresie brandingu terytorialnego jest na dalekiej pozycji w hierarchii ich oczekiwań. Wiodącą rolę pełnią zaś wymogi najbliższe im, czyli czysto biurokratyczne. Przede wszystkim ich zainteresowanie odnosi sie głównie do ogromnej ilości załączników, podpisów, formularzy itp., przy czym jeden nie tak złożony podpis, czy też brak jednego z formularzy - eliminują z udziału w przetargu (doświadczyłem tego ostatnio). Absurdem jest też stawianie ogromnych wymagań co do kwot, za które zrealizowało się już strategie, przy czym znam kilka przykładów, w których kwoty te były wyższe, niż zakładany przez dane miasto / województwo budżet. Innym przypadkiem jest stawianie wymagań co do ilości zrealizowanych strategii, jest to szczególnie rażące w przypadku województw. Znam przykład, w którym województwo musiało unieważnić przetarg, bo nikt nie spełniał ich warunków, co do ilości marek zbudowanych dla innych województw. Urzędy okazuje się spełniają także funkcje kontroli skarbowej i ubezpieczeniowej, żądając przedkładania zaświadczeń z ZUS i US, często w terminach niemożliwych do zrealizowania w tych instytucjach. Przykłady biurokratycznego podejścia można tu mnożyć.
Wszystko to razem sprawia, że w przetargach wygrywają agencje, którym się akurat udało spełnić niebotyczne warunki lub te, które, często dzięki budowie konsorcjów, spełniają wyśrubowane wymagania urzędników. W rezultacie, rynek nasz stał się niesamowicie hermetyczny, w obiegu krąży max. 10 agencji, a inne mają potężną barierę wejścia na rynek.
Urzędnicy nie rozumieją przy tym, iż summa summarum obraca się to przeciwko nim, bo 1. mają ograniczony wybór możliwości, muszą więc pracować z agencjami, które na raz pracują nad wieloma strategiami (często metodą: copy@paste) 2. wygrywają bardzo często agencje wcale nie najlepsze, tylko te, które spełniły akurat formalne wymogi.. W rezultacie całym rynkiem rządzi chaos i przypadek.

Ciekawy jestem, czy inne agencje mają podobne doświadczenia? Może podyskutujemy? Może warto by jakoś sensownie unormować rynek w tym zakresie - np. przez porozumienie między agencjami co do zasad organizowania przetargów?