Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Zbigniew Herbert

Dedal i Ikar


Mówi Dedal:

Idź synku naprzód a pamiętaj że idziesz a nie latasz
skrzydła są tylko ozdobą a ty stąpasz po łące
ten podmuch ciepły to parna ziemia lata
a tamten zimny to strumień
niebo jest takie pełne liści i małych zwierząt

Mówi Ikar:

Oczy jak dwa kamienie wracają prosto do ziemi
i widzą rolnika który odwala tłuste skiby
robaka który wije się w bruździe
zły robak który przecina związek rośliny z ziemią

Mówi Dedal:

Synku to nie jest prawda Wszechświat jest tylko światłem
a ziemia jest misą cieni Patrz tutaj grają kolory
pył się unosi znad morza dymy idą ku niebu
z najszlachetniejszych atomów układa się teraz tęcza

Mówi Ikar:

Ramiona bolą ojcze od tego bicia w próżnię
nogi drętwieją i tęsknią do kolców i ostrych kamieni
nie mogę patrzeć się w słońce tak jak ty patrzysz się ojcze
ja zatopiony cały w ciemnych promieniach ziemi

Opis katastrofy

Teraz Ikar głową w dół upada
ostatni obraz po nim to widok dziecinnie małej pięty
którą połyka żarłoczne morze
W górze ojciec wykrzykuje imię
które nie należy ani do szyi ani do głowy
tylko do wspomnienia

Komentarz

Był taki młody nie rozumiał że skrzydła są tylko przenośnią
trochę wosku i piór i pogarda dla praw grawitacji
nie mogę utrzymać ciała na wysokości wielu stóp
Istota rzeczy jest w tym aby nasze serca
które toczy ciężka krew
napełniły się powietrzem
i tego właśnie Ikar nie chciał przyjąć

módlmy się

Stanisław Grochowiak

Ikar


Julianowi Przybosiowi

I pomyśleć:
Ilu tu słów by znowu trzeba,
By zapach szumiał w porcelanowych nozdrzach,
By język-niegdyś wilgotny-przestał być rzeźbą w soli,
Oczy-dwojgiem różowych świateł,
Co zdobią,
Nie-widzą!...

Co nas bowiem przeklina? (Przeklina znaczy: oddala,
Bezradnych jak na lodowisku tańczące koszule...)
Ta prawda, co jest ciemna, lecz ziarnista jak stal,
Czy skrzydła
Z ptasich pęcherzy, rozpiętych na promykach?

Oto Ikar wzlatuje. Kobieta nad balią zanurza ręce.
Oto Ikar upada. Kobieta nad balią napręża kark.
Oto Ikar wzlatuje. Kobieta czuje kręgosłup jak łunę.
Oto Ikar upada. W kobiecie jest ból i spoczynek.

Jej śpiew jest ochrypły, twarz kobiety jak pole
Usiane chrustem gonitwy, ptasich tropów-zakosów,
Tu zbliż się z pędzelkiem do jaskółczenia brwi,
Tu-proszę, spróbuj-ptaszka uwieść na promieniu...

Piękno? Podobno w napowietrznych pokojach,
Ależ jaka chmura udźwignie balię,
Ależ-w imię piękna-wykląć rzeczy ciężkie,
Stół do odpoczynku łokci-krzesło do straży przy chorym!

Brueghel malował wołu-ten był w pierwszym planie,
Wykląć Brueghla, bo w drugim dopiero Ikar jak mucha
Wzbijał się?
Spadał?
Omiatał nieboskłon
Cukrzaną chmurką na lepkim patyku!

Obrazek
Pieter Brueghel Starszy „Pejzaż z upadkiem Ikara“, ok 1558Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.01.12 o godzinie 16:44
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Wisława Szymborska

Dwie małpy Breugela


Tak wygląda mój wielki maturalny sen:
siedzą w oknie dwie małpy przykute łańcuchem,
za oknem fruwa niebo
i kąpie się morze.

Zdaję z historii ludzi.
Jąkam się i brnę.

Małpa, wpatrzona we mnie, ironicznie słucha,
druga niby to drzemie -
a kiedy po pytaniu nastaje milczenie,
podpowiada mi
cichym brząkaniem łańcucha.

z tomu „Wołanie do Yeti”, 1957


Obrazek
Pieter Bruegel Starszy „Dwie małpy”, 1562Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.01.12 o godzinie 16:45
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Guillaume Apollinaire

* * *


Mój malutki moja najdroższa Lou kocham cię
Moja miła rozgwiazdko drgająca kocham cię
Ciało rozkosznie giętkie kocham cię
Pochwo ściskająca się jak dziadek do orzechów kocham cię
Piersi lewa taka różowa i bezczelna kocham cię
Piersi prawa czule różowiejąca kocham cię
Sutko prawa koloru nie spienionego szampana kocham cię
Sutko lewa podobna do guza na czółku cielątka ledwie urodzonego kocham cię
Wargi nabrzmiałe od tego że je często drażnisz kocham was
Pośladki wspaniale ruchliwe cofające się z podrzutu kocham was
Pępku podobny do wklęsłego i mrocznego księżyca kocham cię
Runo jasne jak zimowy las kocham cię
Pachy puchate jak łabędziątko wykluwające się kocham was
Spadku ramion cudownie czysty kocham cię
Udo zarysowane estetycznie jak kolumna antycznej świątyni kocham cię
Uszy z obrąbkiem jak meksykańskie klejnociki kocham was
Włosy mokre od krwi miłosnej kocham was
Stopy uczone stopy co się prężycie kocham was
Biodra dosiadające biodra mocne kocham was
Talio co nie znałaś gorsetu giętka talio kocham cię
Plecy uroczo ukształtowane co wyginałyście się dla mnie kocham was
Usta o rozkoszy o mój nektarze kocham was
Spojrzenie jedyne spojrzenie gwiezdne kocham cię
Ręce których ruchy uwielbiam kocham was
Nosku przedziwnie arystokratyczny kocham cię
Chodzie falisty i taneczny kocham cię
Kocham cię malutki Lou kocham cię kocham cię

tłum.z francuskiego Robert Stiller

Obrazek
Marc Chagall „Narzeczeni z Wieżą Eiffla”

Max Jacob

Nokturn


Wejdź do stodoły, bogini,
Spójrz na swe pyszne kłosy
Twój krok hałasu nie czyni
I snu rolników nie płoszy

Kwiaty szeptają przy ziemi
Za zmarłych księżyc da odzew
Wykrywając promieniem
Cztery domostwa i modrzew

Słyszę jak dźwięczy w obłokach
Sen co piosenką wionie
Kobieta – och! – całkiem goła
W stodole jak na balkonie

Węże usnęły tworząc splot mych inicjałów
Milkła kapela zwierząt
Każde źdźbło trawy było cząstką szału
A w głębi stały drzewa o pięknie swym nie wiedząc

tłum. z francuskiego Adam Ważyk

Obrazek
Marc Chagall „Kochankowie w świetle księżyca”

Josif Brodski

* * *


Kiedyś powrócisz do kraju - no właśnie
Zobacz, czy jesteś tu potrzebny komuś,
czy ktoś się może z tobą zaprzyjaźnić.
Kup na kolację wracając do domu

byle jakiego czerwonego wina,
usiądź przy oknie, zastanów się chwilę:
wszystko to twoja, tylko twoja wina -
i chwała Bogu, świetnie - tylko tyle.

Dobrze, że nigdy w czas mrocznej zamieci
nie prowadziła cię ręka pomocna
i jak to dobrze samemu na świecie
wędrować pieszo z szumiącego dworca.

Dobrze, że nie masz tu kogo obwiniać,
dobrze, że z nikim nie masz żadnych więzi,
że nie ma kogoś, kto ciebie jedynie
musiałby kochać aż do samej śmierci.

tłum. z rosyjskiego Katarzyna Krzyżewska

Obrazek
Marc Chagall „Samotność”, 1933Ten post został edytowany przez Autora dnia 27.10.13 o godzinie 01:04
Jolanta Chrostowska-Sufa

Jolanta Chrostowska-Sufa Redakcja, korekta,
adiustacja, kampanie
internetowe, zlec...

Temat: Poezja i malarstwo

Jacek Kaczmarski

KRZYK


Dlaczego wszyscy ludzie mają zimne twarze?
Dlaczego drążą w świetle ciemne korytarze?
Dlaczego ciągle muszę biec nad samym skrajem?
Dlaczego z mego głosu mało tak zostaje?
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! Zatykam uszy swe!
Smugi w powietrzu i mój bieg
Jak prądy niewidzialnych rzek
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie!
A! Zatykam uszy swe!
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie!

Kim jest ten człowiek, który ciągle za mną idzie?
Zamknięte oczy ma i wszystko nimi widzi!
Wiem, że on wie, że ja się strasznie jego boję,
Wiem, że coś mówi, lecz zatkałam uszy swoje!
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! czy ktoś zrozumie to?
Nie kończy się ten straszny most
I nic się nie tłumaczy wprost
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno!
A! czy ktoś zrozumie to?
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno!

Mowicie o mnie, że szalona, że szalona!
Mówicie o mnie, ja to samo krzyczę o nas!
I swoim krzykiem przez powietrze drążę drogę,
Po ktorej wszyscy inni iść w milczeniu mogą...
Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! Ktoś chwyta, woła - stój!
Lecz wiem, że już nadchodzi czas
Gdy będzie musiał każdy z nas
Uznać ten krzyk, ten krzyk, ten krzyk z mych niemych ust
Za swój!!!

Edward Munch "Krzyk"Jolanta Chrostowska-Sufa edytował(a) ten post dnia 01.02.09 o godzinie 11:19
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Jacek Kaczmarski

Autoportret Witkacego


Patrzę na świat z nawyku.
Więc to nie od narkotyków
Mam czerwone oczy doświadczalnych królików

Wstałem właśnie od stołu
Więc to nie z mozołu
Mam zaciśnięte wargi zgłodniałych Mongołów

Słucham nie słów lecz dźwięków
Więc nie z myśli fermentu
Mam odstające uszy naiwnych konfidentów

Wszędzie węszę bandytów
Więc nie dla kolorytu
Mam typowy cień nosa skrzywdzonych Semitów
Widzę kształt rzeczy w ich sensie istotnym
I to mnie czyni wielkim oraz jednokrotnym
W odróżnieniu od was, którzy, państwo wybaczą
Jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu
Dosyć sztywną mam szyję
I dlatego wciąż żyję
Że polityka dla mnie to w krysztale pomyje

Umysł mam twardy jak łokcie
Więc mnie za to nie kopcie
Że rewolucja dla mnie to czerwone paznokcie

Wrażliwym jest jak membrana
Zatem w wieczór i z rana
Trzęsę się jak śledziona z węgorza wyrwana

Zagłady świata się boję
Więc dla poprawy nastroju
Wrzeszczę jak dziecko w ciemnym zamknięte pokoju
Ja bardziej niż wy jeszcze krztuszę się i duszę
Ja częściej niż wy jeszcze żyć nie chcę a muszę
Ale tknąć się nikomu nie dam i dlatego
Gdy trzeba będzie sam odbiorę światu Witkacego

http://www.youtube.com/watch?v=QTIJeROtF48Ten post został edytowany przez Autora dnia 18.09.14 o godzinie 08:56

Temat: Poezja i malarstwo

"Upadek Ikara"
(wg obrazu P. Breughla st.)

Pług rozgryza grudy bure
Karnie dźwiga brzemię wół
Szumne drzewa rosną w górę
Szumne rzeki płyną w dół
Tłustą ziemią oracz kroczy
Płytki w niej odciska ślad
Całym światem jego oczu
Ociężały wołu zad.
Odurzone nieba skalą
Morze marszczy się beztrosko
Z migotliwą tańczy falą
Białe piórko z kroplą wosku.

Wodzi kręty szlak wędrowca
Wąwozami w cieniu wzgórz
Wodzi pasterz bierne owce
Pod nożyce i pod nóż
W płynnym świetle oddalenia
Drży niepewny siebie cel
Miasto blasku, port wytchnienia
Szmaragd, błękit, róż i biel.
Odurzone nieba skalą
Morze marszczy się beztrosko
Z migotliwą tańczy falą
Białe piórko z kroplą wosku.

Mrówczy ruch na wantach statku
W słońce godzi masztu grot
Nie rozmyśla o upadku
Kto na rychły liczy wzlot
Lśnienie płaszczyzn nie zna granic
Dla bezliku dróg i miejsc
Nie zagląda w głąb otchłani
Kogo żagiel niesie w rejs.
Odurzone nieba skalą
Morze marszczy się beztrosko
Z migotliwą tańczy falą
Białe piórko z kroplą wosku.

Śpiewa pasterz, beczy owca,
Klaszczą żagle, stęka wół.
Fala dźwiga tors żaglowca,
Drzewa - w górę, rzeki - w dół.
Nad urwiskiem gnie się gałąź,
Znieruchomiał na niej ptak:
Ptasim wzrokiem objął całość
Lecz - nie pojął jej i tak.
Porażone nieba skalą
Morze cierpnie gęsią skórką...
Z migotliwą znika falą
Z kroplą wosku martwe piórko.

*Jacek Kaczmarski*
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Stanisław Grochowiak

Płonąca żyrafa


Tak
To jest coś
Biedna konstrukcja człowieczego lęku
Żyrafa kopcąca się pomaleńku
Tak
To jest coś

Coś z tamtej ściany z aspiryny i potu
Ta mordka podobna do roztrzaskanego kulomiotu
Tak
To jest coś

Czemu próchniejecie od brody do skroni
Jaki wam ząbek w pustej czaszce dzwoni
Tak
To jest coś

Coś co nas czeka
Użyteczne i groźne
Jak noga
Jak serce
Jak brzuch i pogrzebacz

Ciemna mogiła człowieczego nieba
Tak
To jest coś

O wiersz ja ten piszę
Sobie a osłom
Dwom zreumatyzowanym
Jednemu z bólem zęba
Oni go pojmą
Tak
To jest coś

Bo życie
Znaczy:

Kupować mięso Ćwiartować mięso
Zabijać mięso Uwielbiać mięso
Zapładniać mięso Przeklinać mięso
Nauczać mięso i grzebać mięso

I robić z mięsa I myśleć z mięsem
I w imię mięsa Na przekór mięsu
Dla jutra mięsa Dla zguby mięsa
Szczególnie szczególnie w obronie mięsa

A ONO SIĘ PALI

Nie trwa
Nie stygnie
Nie przetrwa i w soli
Opada
I gnije
Odpada
I boli

Tak
To jest coś


Obrazek
Salvador Dahli "Płonąca żyrafa"Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 09.12.12 o godzinie 11:58

Temat: Poezja i malarstwo

U Kaczmarskiego jest wiele ekfraz i wierszy inspirowanych malarstwem. To jeden z moich ulubionych:

"Ambasadorowie"

Jeszcze pod ręką globus - z taką mapą świata,
Na jaką stać strategię, plany i marzenia.
Jeszcze insygnia władzy, sobolowa szata,
Gęsty, trefiony włos i ręki gest bez drżenia.
Jeszcze w zasięgu dłoni zegar - jeszcze wcześnie,
Pewności siebie ruch wskazówki nie odbiera.
Wzrok - lustro duszy - widzi wszystko nawet we śnie,
Któremu spokój niesie Cyfra i Litera.

Tyle zrobili już, jak na swe młode lata,
Ulega dziejów wosk ich nieomylnym śladom -
To George de Selve - obiecujący dyplomata
I Jean de Dinteville - francuski ambasador.

Dyskretny przepych - tylko echem dostojeństwa,
Turecki dywan, włoska lutnia - znak obycia.
W milczących ustach bezwzględnego smak zwycięstwa,
W postawach - wielkość - osiągnięta już za życia.
Ciężka kotara obu wspiera tym - co kryje.
Patrzą przed siebie śmiało, pewni swoich racji,
Wszak dyplomacja włada wszystkim dziś - co żyje,
A oni - kwiat szesnastowiecznej dyplomacji!

Nie wiedzą, co to ból, co dżuma, albo katar.
Zachciankom wielkich - świat uczyni zawsze zadość!
To George de Selve - obiecujący dyplomata
I Jean de Dinteville - francuski ambasador.

Lecz w nastrojonej lutni nagle struna pęka
I żółkną brzegi kart w otwartej wiedzy księdze...
Za krucyfiksem błądzi mimowolnie ręka
Strzałka zegara iść zaczyna coraz prędzej!
Straszliwy kształt przed nimi zjawia się w pół kroku
I niszczy spokój - czy artysta się wygłupia?
Nie, to nie żart! Na kształt ten trzeba spojrzeć z boku!
Żeby zobaczyć jasno, że to czaszka trupia!

Byli - i nie ma ich, ach - cóż za wielka strata!
Jak nazywali się? Któż dzisiaj tego świadom?
Ach! George de Selve! Obiecujący dyplomata...
Ach! Jean de Dinteville, francuski ambasador...

Jacek Kaczmarski


Obrazek


Hans Holbein młodszy

(niestety nie umiem dodawać obrazków...)Aleksandra Duda edytował(a) ten post dnia 31.07.08 o godzinie 16:51
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Jacek Kaczmarski

Rublow


Na ziemi, co zawsze pod wodą, lub śniegiem
Są drogi, po których nikt prawie nie chodzi.
Tam wariat się czasem przesunie po niebie
Do ludzi na łodzi
Wołając, że leci,
A oni chwytają go w sieci.

Wśród pól i rozlewisk tam białe są miasta,
Gdzie końmi handlują, jedwabiem i siarką.
Nad targiem wyrasta przejasny monastyr,
Chorały i charkot,
Ikona i koń,
Wędzidło i złota dłoń.

Na ścianach gospody łańcuchy i sierpy,
Wesołek po udach się klepie i śpiewa
O ludzie, co żyje radością, choć cierpi;
I ktoś się zaśmiewa,
Ktoś wódką go raczy,
Nim inny ktoś wezwie siepaczy.

Z wyrwanym językiem niech skacze do woli,
Jak przygłup, co słowa nie może wykrztusić.
Bo Książę z krużganków, o wzroku sokolim
Dziedziny strzec musi
Od ognia i zła,
By poczuł lud, że ktoś oń dba.

A Książę - mecenas za sztuką przepada,
Więc ściany pałacu malować mi każe.
Czeladnik już farby i pędzle rozkłada,
A w drzwiach stają straże
I Księcia brzmi głos:
- Za pracę twą miecz, albo trzos.

Architekt, co dla mnie budował ten pałac
Już nic piękniejszego nikomu nie wzniesie.
Gdy skończył - przygoda go przykra spotkała:
Na zbirów się w lesie
Jak raz napatoczył,
A on wykłuli mu oczy.

I zaśmiał się Książę, aż sala zagrzmiała
I grzmiała, gdy odszedł, podobny do pawia.
I stałem przed ścianą, co była tak biała
Jak tego, co stawiał ją
Twarz oślepiona,
Od łez nim się stała czerwona.

Klęczałem przed bielą, nad Pismem schylony,
Gdy przyszła ta dziewka niespełna rozumu.
Czytała ruchami rąk moje ikony
I śmiała się z tłumów,
Płakała nad Bogiem
I piekieł przerażał ją ogień.

I wstały płomienie ze wszystkich stron naraz,
Ku niebu podniosły się dymu kolumny,
W drzwiach koński pysk widzę i uśmiech Tatara,
Co Księcia łbem dumnym
Za włosy potrząsa,
A Księciu krew spływa po wąsach.

Dziewczyna w krzyk straszny, więc on w śmiech wesoły
I szaty cerkiewne pod nogi jej ciska,
A ona je wdziewa, obraca się w koło
I łza już jej wyschła,
Więc tańczy w podzięce
Przy siodle, przy głowie książęcej.

Kto walczy, ten złotym pojony ukropem
Blach z kopuł cerkiewnych, z ksiąg ogniem topionych,
Zapada pomiędzy kopyta i stopy
Ze wzrokiem wlepionym
W zasnutą twarz Boga
I pyta - jak kochać ma wroga.

Znów ciała chowaliśmy do wspólnych dołów,
Znów drogi krzyżowe bez Krzyża i Chusty -
Po burzy, o zmroku, nad rzeką popiołów
Pogańskie odpusty;
Śmiech krwi i ciał gra.
Płomyki się łączą po dwa.

Z tej ziemi, co żywym nie skąpi pogardy
Najlepsza jest glina do formy na dzwony.
W ich dźwięku z tej ziemi ucieram dziś farby
Do mojej ikony.
Na suchej deszczułce
Jest miejsce na świat i na Stwórcę.

Przemokły, jak drzewo stojące na deszczu
Koń schyla się, woda po sierści mu spływa;
Zbutwiałe zielenie i złoto na desce,
Co płacze jak żywa -
To Stwórcy Korona.
Czekają nań
Koń i Ikona.

http://www.youtube.com/watch?v=ZVCo28AAHkU


Obrazek
Andriej Rublow „Złożenie do grobu”, 1425-1427Ten post został edytowany przez Autora dnia 11.12.13 o godzinie 23:00
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Jonasz Kofta

Renoir


Na imię mi Gabriela
Jestem troszeczkę za duża
Pan mówi, gdy mnie rozbiera
Że jestem jesienna róża
Pan jest zepsuty
Pan jest artysta
Pana nic we mnie
Nie onieśmieli
Lecz Gabriela na tym skorzysta
Wejdzie do grona anielic

Będę dla pana dobra
Kochany monsieur Renoir
Podoba się panu linia
Moich dolinek i wzgórków

Pan mówi, że jestem brzoskwinia
A pan ma oczy, jak turkus
Gdyby nie tyle ciepła
Co każe być pana bliżej

Pewnie bym i uciekła
Bo odrobinę się wstydzę
A pan ma taki czar
Kochany monsieur Reoir

Milczę i patrzę na pana
A pan mnie nie zauważa
Zamienił się pan w tyrana
Albo w wielkiego malarza

Cień jest błękitny
A dzień jest złoty
Kolor mi pana
Znowu zabiera
Czy pan w tej chwili
Pamięta o tym
Na imię mi Gabriela

To będzie piękny obraz
Kochany monsieur Renoir
Pan lubi moje biodra
Kochany monsieur Renoir

Musiał pan kiedyś przeżyć
Chłodne, samotne piekła
Więc teraz pana cieszy
Że jestem duża i ciepła

I taka już pozostanę
W tych pana słynnych półtonach
Na wieki trochę zaspana
Na wieki trochę znudzona

Obrazek
Auguste Renoir „Gabriela z różą”, 1911Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.11.11 o godzinie 17:53
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Krzysztof Kamil Baczyński

Sur le pont d'Avignon


Ten wiersz jest żyłką słoneczną na ścianie
jak fotografia wszystkich wiosen.
Kantyczki deszczu wam przyniosę -
wyblakłe nutki w nieba dzwon
jak wody wiatrem oddychanie.
Tańczą panowie niewidzialni
"na moście w Awinion".
Zielone, staroświeckie granie
jak anemiczne pączki ciszy.
Odetchnij drzewem, to usłyszysz
jak promień - naprężony ton,
jak na najcieńszej wiatru gamie
tańczą liściaste suknie panien
"na moście w Awinion".
W drzewach, w zielonych okien ramie
przez widma miast - srebrzysty gotyk.
Wirują ptaki płowozłote
jak lutnie, co uciekły z rąk.
W lasach zielonych - białe łanie
uchodzą w coraz cichszy taniec.
Tańczą panowie, tańczą panie
"na moście w Awinion".

szpital, kwiecień 1941

Obrazek
Pablo Picasso "Panny z Awignon", 1907


Obrazek
Krzysztof Kamil Baczyński „Tańczące dziewice"

http://www.youtube.com/watch?v=DaP282-sUjM"Sur le pont d'Avignon" – słowa Krzysztof Kamil Baczyński, muzyka Andrzej Zarycki,
śpiewa Ewa Demarczyk, z albumu "Ewa Demarczyk", 1974


Inne wykonanie tego utworu, Krzysztofa Cugowskiego z Budką Suflera,
w temacie Poezja i taniec.

Wiersz jest też w temacie Mosty w poezji
.Ten post został edytowany przez Autora dnia 18.01.14 o godzinie 03:34
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Poezja i malarstwo

Wacław Oszajca

Syn Marnotrawny - Rembrandt


szedłeś okrężną drogą i
przyszedłeś za późno
kiedy ojciec twój wypatrzył
za tobą oczy i ogłuchł od ciszy
teraz usiłuje cię zobaczyć opuszkami
na próżno
palce zdrętwiały od różańców
za ciebie

Wiersz znajduje się rónież w temacie Przypowieść - M.M.


Obrazek

Rembrandt Harmenszoon van Rijn, "Powrót syna marnotrawnego", 1662Michał M. edytował(a) ten post dnia 15.11.09 o godzinie 18:23
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Biblijna przypowieść o synu marnotrawnym jest częstym motywem w sztuce, zarówno dawnej, jak i współczesnej. Myślę, że warto też w tym miejscu przypomnieć poetycką interpretację Tadeusza Różewicza znanego obrazu Hieronima Boscha.

Tadeusz Różewicz

Syn marnotrawny

(z obrazu Hieronima Boscha)


Między zamknięciem
i otwarciem drzwi
w gospodzie
„Pod Białym Łabędziem"
między otwarciem
i zamknięciem drzwi
co się stało
tyle wiosen
zim tyle jesieni odleciało

między zamknięciem
i otwarciem drzwi
ujrzałem życie
z wilczą szczęką
ryj świński
pod kapturem
mnicha
otwarty brzuch świata
widziałem wojnę
na ziemi i niebie
ludzi na krzyżach
którzy nie zbawiali
berło i jabłko
które zgniło w dłoni

widziałem koniec
i początek świata
między zamknięciem
i otwarciem drzwi
w gospodzie
„Pod Białym Łabędziem"
widziałem ziemię
co przez deszcz
łez i krwi
świeciła
trupim światłem
stygnącego ciała

wypiłem kufel piwa
„Pod Białym Łabędziem"
marne tu piwo
letnia popłuczyna
rzuciłem ostatnią
wytartą monetę
długo się dziewka
przyglądała
czy nie fałszywa
i mojej twarzy
pilnie się przyjrzała
wyszedłem
nikt mnie nie poznał
nikt moich rysów
zatartych
nie przejrzał
ten chłop za rogiem karczmy
tyłem odwrócony
to mój przyjaciel

w tym wielkim koszu
nie niosę gościńca
skórka mi kocia
szczęścia nie przyniosła
nikt mnie nie wita
i nikt nie poznaje

świat ten
dookoła
jest pełen beze mnie
drzwi za mną zamknęła
Małgosia
biała jak owoc otwarty
otwarła starka
szpetna i obwisła

nikt nie wie
że wróciłem
jeszcze czas
ucieknę
nikt nie będzie wiedział
że byłem tu i nie byłem

ten ptak w klatce
nad drzwiami
tak jak sztuczny śpiewa
ja tam w świecie
noce przepłakałem
myślałem
każdy dom
wyciągnie ramiona
gałązka każda
ptak kamień
wyjdą na powitanie

nie wejdę
do tego domu
wszystko to stare
brudne małe
starsze brudniejsze
i mniejsze ode mnie
a ja myślałem
że wracam do gniazda
do gwiazdy
to była moja
najjaśniejsza gwiazda
w wędrówce przez noc
popiół
ogień świata
zemknąć zniknąć
póki mnie nie pozna
ta stara wiedźma
co przez okno patrzy
„Pod Białym Łabędziem"

myślałem że moje miejsce
tu na mnie czekało
teraz widzę
nie miałem miejsca
myślałem puste miejsce
po mnie tu zostało
ale życie
jak woda
już je wypełniło
jestem jak kamień
ciśnięty w głębinę
jestem na dnie
tak jestem
jakby mnie nie było

którzy
przezornie
na miejscu zostali
i wkoło siebie
zabiegali skrzętnie
myślą
że przy tym stole
są niezastąpieni
myślą
że nawet słońce
kiedy wschodzi
pyta o nich

to ja odszedłem
a oni zostali
tu w tej oberży
„Pod Białym Łabędziem"
już ich nie widzę
oni mnie nie widzą
ja idę szybciej
i dalej i dalej

wracać nie trzeba

1955

Obrazek

Hieronim Bosch „Wędrowiec (Syn marnotrawny)”, ok. 1510 r.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.06.09 o godzinie 19:11
Jadwiga Z.

Jadwiga Z. Bardzo długoletni
dyrektor
przedszkola,
nauczyciel dyplom...

Temat: Poezja i malarstwo

Próbuję być malarzem
stoję przed płótnem
tabula rasa

pragnę dobrać kolory
by namalować
własny obraz

wezmę farbę zieloną -
pewnie!
będzie wiosenniej
żółtą naznaczę słońce
niechaj wreszcie rozbłyśnie
na moim horyzoncie

czerwienią
ogień serca rozpalę
...i wyleją się żale
troski strapienia
miłość -
spowił mrok zapomnienia

a może wszystko
błękitem rozjaśnię?
właśnie!
jasności trzeba codziennie
umysłu
sumienia
i... zapomnienia
o czerni

ale artystą nie jestem
a i spokojem nie grzeszę
więc rozmazuję wszystko niebawem

i co się objawia?
szarość!!!
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Marek Grechuta

ŚPIEWAJĄCE OBRAZY

Patrz już wszyscy poszli


Hej Vincent
patrz już wszyscy poszli
poszedł już ten pijany Jacques
siądź na chwilę, no chodź odpocznij
nie męcz się w kółko jak możesz tak
w butli jest kolor słowo daję
chodź tutaj i pędzel w nim zamocz
on pachnie dziś prawdziwym rajem
złap to i w oczy prosto w oczy
bzyczy nad szklanką senna pszczoła
ta się mnie jeszcze tutaj czepia
ale się kręci po tych na stołach
do mego winka się przylepia
spróbuj ją taką namalować
mały portrecik tej muzyczki
śpi prawie pędzlem poprowadź i w oczy słodkiej publiczki
ma takie same złote pręgi
i cięta jest tak samo jak ty
na twoje krechy, twoje cięgi
bo też zbiera niewidoczne łzy wiesz co najbardziej lubię w twych obrazkach
to że widać
że stół stoi trochę twardziej
i jeszcze się przy tym kiwa
tobie tak się to wszystko rusza
nawet ten koci łeb podskoczy
to żyje!
to potrafi wzruszać do życia
w oczy, smutne oczy

Obrazek
Vincent van Gogh „Nocna kawiarnia’, 1888

Patrz, już wszyscy poszli – słowa, muzyka i wykonanie Marek Grechuta

Cisza oddechu trawy

Grande Jatte to odludna wyspa na której las kołysze
nieznaną na kontynentach nad naturalną ciszę
na codzień tylko słowiki i mrówek długie szeregi
wyspę tę niepokoju wypełniona po brzegi
ciszą oddechu trawy, ciszą odległych żagli
ciszą której nie słychać, wszędzie tam gdzie czas nagli
dlatego tak uroczyście Grande Jatte się zaludnia
ludźmi wystrojonymi na niedziel popołudnia
rodziny, dzieci, zwierzęta domowe i oswojone
z hukiem, warkotem i stukiem płyną na ciszy stronę
płyną w dni wolne od pracy na łodziach wynajętych
na wyspę odludnych myśli bo jej teren jest święty
ciszą oddechu trawy, ciszą odległych żagli .........
i nikt tutaj nie dojedzie, autem ani rowerem
las gęsty broni tej wyspy przed żółtym helikopterem
można na niej lądować tylko na spadochronie
opadnie bezszelestnie w to miejsce które wionie

Obrazek
Georges Seurat „Niedzielne popołudnie na Grande Jatte”, 1864-1866

Cisza oddechu trawy – słowa, muzyka i wykonanie Marek Grechuta

Ach, gdyby był taki aparat

Gasną mi powieki i szarzeją ręce
Długo tego jeszcze?
Nie kręć się!
Nie kręcę
Uśmiech mi już więdnie
Nie będę się zmuszać
Dość tego, nie mogę
Nie ruszaj!
Nie ruszam
A gdy by był taki aparat co zrobi w mik
wspaniały obraz mego ciała
spowitego w te marne szaty
taki pstryk, co zrobi z tego cos pięknego
Dłonie mi grabieją, zamarzły mi stopy
Maluj sobie kwiatki albo antylopy
Palce mam jak sople, a oczy jak szparki
Słuchaj, ja naprawdę wolę już te garnki
A gdy by był taki aparat co pstryk zrobi
I już masz obraz mojej twarzy ulubiony
Słuchaj Modi, ale to chyba kosztowałoby miliony?
A tak co mi z tego że płótno smarujesz
Czasami ktoś powie że ładnie malujesz
I pójdzie on z Tobą
Ja zaś muszę wyjść
Słuchaj dosyć tego
No dosyć na dziś
A gdy by był taki aparat co zrobi w mik
Wspaniały obraz twego ciała
Spowitego w te marne szaty
Taki pstryk co w jedną chwilę zrobi z tego coś pięknego
Pokaż, to ja ?To chyba twoje przewidzenie
To powleczony światłem oczu snu aksamit
Ty ciągle śnisz
To nie jest śnienie, to jesteś Ty
Ja się nazywam Modigliani

Obrazek
Amadeo Modigliani „Portret Luni Czechowskiej”

Ach, gdyby był taki aparat – słowa i muzyka Marek Grechuta,
śpiewają Marek Grechuta i Urszula Kiebzak
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 28.04.10 o godzinie 23:51
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Marek Grechuta

ŚPIEWAJĄCE OBRAZY II

Piruet na polnej drodze


Weź, zabierz mnie tam,
tam, gdzie niebo wisi jak białe runo,
jak angora.
Ach, jak bardzo jestem,
ach, skóra jak mak,
taka słaba jak koteczek i blada,
chyba chora, bardzo chora.
Nie, nic mi nie brak,
mam parasol, buty, futro i suknię,
i podomkę,
zimno mi jest, ale dreszcz,
dreszcze jak prąd, gdy pomyślę, że się drapię w jeżynach
po malinkę, po poziomkę.
Czas, na mnie już czas,
kino, teatr, radio i telewizja
niech pamięta,
że ja patrzę dzisiaj tam, gdzie sypie piach,
polną drogą, siano gryzie, lecz pachnie
tam rumianek, a tam mięta.
Ach, potańczyć tam,
w ciepły piasek się mocno wkręcić szybkim
piruetem,
potem zrobić lekki skok, niski skłon
i nazbierać w tańcu kwiatów naręcze,
by ukłonić się już z bukietem.
Ej, panie Degas,
pan mi każe się kłaniać do portretu
scenicznego,
lecz już skoro muszę stać, tak długo trwać
w tym ukłonie, jedźmy dalej się ukłonić
drzewom lasku bulońskiego.
Tak, tak wolno ci,
tak uśmiechać się głupio
na te słowa,
ach, zobaczysz jak
któregoś rana, gdy ukroisz chleb, te trociny,
a z chleba wypada list,
żyję sobie wśród kołaczy.
Tam, gdzie biały dom,
tam, gdzie niebo wisi jak białe runo,
jak angora
ach, jak bardzo jestem,
ach, skóra jak mak,
taka słaba jak koteczek i blada,
chyba chora, bardzo chora.
Weź, zabierz mnie tam,
tam, gdzie niebo wisi jak białe runo,
jak angora.
Ach, jak bardzo jestem,
ach, skóra jak mak,
taka słaba jak koteczek i blada,
chyba chora, bardzo chora.
Weź, zabierz mnie tam,
tam, gdzie niebo wisi jak białe runo,
jak angora.
Ach, jak bardzo jestem,
ach, skóra jak mak,
taka słaba jak koteczek i blada,
chyba chora, bardzo chora.

Obrazek
Edgar Degas „Tańcząca z bukietem”, ok. 1878

Piruet na polnej drodze – słowa i muzyka Marek Grechuta,
śpiewa Dorota Pomykała


Szary gołąb na ramieniu

Ja kocham cyrk, ja kocham cyrk
na przykład wtedy - kiedy był gołąbek
nagle nie ma - znikł , po prostu znikł
jak w jednej chwili zastrzelony
zamieniony w szare nic
Wszyscy biją brawa , wszyscy klaszczą w dłonie
ale jest wspaniały ten prawdziwy cyrk
a we wszystkich oczach znów wesoły płomień
znowu fruwa w górze siada szary gołąb na ramieniu
aż go pan zamieni w muchę albo nic
Ja kocham cyrk , ja kocham cyrk
bo tylko popatrz co on robi
wsadza głowę w paszczę lwa
orkiestra gra
a lew z otwartą gębą słucha
i apetyt tylko ma na muzykę
Wszyscy biją brawa...
Ja kocham lwa , ja kocham psa
że do muzyki do tanecznych figur
tak się pchają słoń i biały koń
a przede wszystkim za to że po chwili
znów już sobą są
Wszyscy bija brawa...
Nie boję się bo śmieję się
kiedy wysoko hen wysoko pod kopułą
tnie , powietrze tnie
w esy floresy swoim ciałem akrobata na trapezie
Wszyscy bija brawa...
Ja kocham cyrk , ja kocham cyrk
za to że świat zamienia
w małą kulę pod stopami
patrz jaki jest krzyk
kiedy się toczy a ja na niej równowagę łapię w mig
Wszyscy bija brawa...

Obrazek
Pablo Picasso „Akrobatka na piłce”

Szary gołąb na ramieniu – słowa i muzyka Marek Grechuta,
śpiewają Marek Grechuta i Urszula Kiebzak


Inna kuchnia, inna moda

Odpowiedz mi przyjacielu
ciekawi mnie niesłychanie
skąd to śniadanie na trawie
takie zamiłowanie
mrówka się pcha do kanapki
źdźbło trawy w szczypiorek plącze
nie szkodzi
popatrz co Francois zbiera na łące
Ślimaki prosto spod liści
żabki jeszcze kumkające
przecież taki lubi świeżutkie
śniadanie zdrowiem pachnące
Dziękuję ci przyjacielu
za te przysmaki świeżutkie
wybacz jednak że wzgardzę
ślimakiem i żabim udkiem
słyszałem o tych potrawach
lecz wolę je najpierw w karcie
nie szkodzi
patrz na Marie, jak się cieszy nieodparcie
Na gościa z dalekiej Polski
co słyszał wiele o modzie
francuskiej a wie niewiele
o ich modelek urodzie
To rzeczywiście niezwykłe
uroczyć się na śniadanie
kuchnią i modą francuską
przez naturalne wydanie
powiem ci jednak że przez to
nie ma wśród nas różnicy
"dlatego mój drogi
chciałem abyś na to liczył
Że w kraju o innych słowach
innej kuchni , innej modzie
pomysły nam wciąż podsuwa
ten sam natury dobrodziej".

Obrazek
Édouard Manet „Śniadanie na trawie”, 1862-1863

Inna kuchnia, inna moda - słowa i muzyka Marek Grechuta,
śpiewają Marek Grechuta i Urszula Kiebzak
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 28.04.10 o godzinie 23:51
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Marek Grechuta

ŚPIEWAJĄCE OBRAZY III

Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy


Skąd przychodzimy, kim jesteśmy dokąd idziemy
przecież my wiemy że nie bardzo pasujemy
do takich pytań i do braku odpowiedzi
sąsiedzi słońca, wody, nieba, ziemi sąsiedzi
Tak nas zostawił na kształt znaków zapytania
ten kto przyjechał i nie pytał lecz się kłaniał
tak układamy ręce jak je kiedyś on ułożył
które poznamy, wiele piękna w słońcu dożył
Tu było wiele spraw, tysiące
taka moc, jaka moc? jaka moc?
że przegadamy dzień
nie starczy ani noc
ani dzień ani noc
a jak zamilczeć w słońcu
do księżyca grać i robić to po prostu
na co nas nie stać
Tak uczył nas ten malarz który odkrył nam
jaki nas bawi kształtów, błysków, wielki kram
można wypełnić nimi wiele pustych scen
gdzie nie ma słów i wisi tylko barwny len
Wśród pięknych krzeseł i portretów białych dam
uderza w ścianę mocne serce nasz tam-tam
wstawcie go w ramę w której zimna cisza lśni
niech go zobaczy, tamten, ten ty i ty
Pozwoli przyjrzeć się jak się zachowujemy
skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy
skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy
skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy

Obrazek
Paul Gauguin „Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?”, 1897-1898

Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy – słowa i muzyka
Marek Grechuta, śpiewają Marek Grechuta i Dorota Pomykała


Tajemniczy uśmiech

W każdym starszym mieście znajdziesz takie domy,
Które stoją kilka wieków niewzruszone.
Zapatrzy się w okno cichy nieznajomy.
I ujrzy jak ktoś też patrzy w jego stronę.
Kobieta ubrana z tamtych lat żywotnych,
Lekko się uśmiecha, niepewna przybysza.
Wykrzykujesz nagle imię jej gwałtownie-
Gioconda! Lecz w oknie pustka, wokół cisza.
Gioconda to ona przemyka,
Po pięknych krużgankach, przestronnych komnatach,
Tam gdzie łuk odcieni, tam gdzie bazylika.
Gdzie zdobne portale arkadów kantata.

To jej, to jej uśmiech zyskał sobie sławę.
Dzisiaj znam plakaty z uśmiechem pełniejszym.
Reklamują pastę, papierosy, kawę,
Sukienki, obuwie o kształcie piękniejszym.
I jeszcze do tego samochód na trawie,
Samolot w obłokach, rakietę na księżyc.
Jak na Leonarda Da Vincii wystawie,
Pomysłów dawniejszych.
Gioconda jej uśmiech na twarzy.
Świat cudów techniki nieśmiało nam wieszczy,
O którym od wieków człowiek ciągle marzy.
Byleby to nie był jednak świat złowieszczy.

Idziesz przez te bramy które znają wieki,
Patrzysz na podwórka, balkony zmurszałe.
Widzisz jak przepływa tędy czas kaleki
I jak dawne piękno staje się niestałe.
A kiedy zupełnie rozpadnie się w nicość,
Ten świat starych murów, bo był przestarzały,
Przypomni się wtedy smutne, blade lico.
I uśmiech już wtedy bardziej zrozumiały.
Gioconda to ona przemyka,
Po pięknych krużgankach, przestronnych komnatach,
Tam gdzie łuk odcieni, tam gdzie bazylika.
Gdzie zdobne portale arkadów kantata.


Obrazek
Leonardo da Vinci „Mona Liza”, 1503 -1505

Tajemniczy uśmiech - słowa, muzyka i wykonanie Marek Grechuta

Mieć taki deszcz gdy świeci słońce

Idzie deszcz i wszyscy w koło
już rozpinają kwiaty gromu
a pani ma odkryte czoło
parasol pewnie został w domu?
parasol noszę przy pogodzie
i lubię wtedy go otwierać
gdy pana wzrok mojej urodzie
jak skwar jak burza doskwiera
proszę uważać na fryzurę
już pierwsze krople spadły na nią
parasol noszę widząc chmurę
a na deszcz czekam tuż za panią
czekałam, bardzo , bardzo długo
na pierwszy deszczyk ten majowy
a wszyscy mylą go z szarugą
i pod parasol kryją głowy
może być burza i ulewa
może być wielka zawierucha
proszę się za to na mnie gniewać
ale też proszę mnie posłuchać
lubię się pod parasol schować
i słuchać szeptów kropelkowych
musi być wdzięczna ta rozmowa
ponad wszystkie inne rozmowy
tak, parasole to altanki
w których się kryje słowa dal
wokoło wiszą deszczu firanki
i wtedy słońca nawet nie żal
a mnie go żal
a ja bym chciała taki deszcz
gdy świeci słońce
i stąd tajemnica cała że mój parasol
został w kącie
ja zaś tak chciałbym ujrzeć słońce
gdy deszcz zaczyna szaro mżyć
stąd życzenie me gorące
pod mój parasol
chciej się skryć

Obrazek
Auguste Renoir „Parasolki”, ok. 1881 -1886

Mieć taki deszcz gdy świeci słońce - słowa i muzyka Marek Grechuta,
śpiewają Marek Grechuta i Dorota Pomykała
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 23.04.13 o godzinie 05:51
Jolanta Chrostowska-Sufa

Jolanta Chrostowska-Sufa Redakcja, korekta,
adiustacja, kampanie
internetowe, zlec...

Temat: Poezja i malarstwo

Jacek Kaczmarski

Encore, jeszcze raz
(wg obrazu P. Fiedotowa)

Mam wszystko, czego może chcieć uczciwy człowiek -
Światopogląd, wykształcenie, młodość, zdrowie,
Rodzinę, która kocha mnie, dwie, trzy kobiety,
Gitarę, psa i oficerskie epolety!
To wszystko miało cel, i otom jest u celu.
Na straży pól bezkresnych strażnik (jeden z wielu).
Przy lampie leżę, drzwi zamknięte, płomień drga,
A ja przez szpadę uczę skakać swego psa!

Na drzwi się nie oglądaj, nasienie sobacze,
Gdzie w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas.
Skacz, jak ci każę, będę patrzył jak skaczesz!
Encore, encore, jeszcze raz!

Za oknem posterunku nic nie dzieje się,
Czego bym umiał dopilnować, albo nie.
Dali tu stertę starych futer i człowieka,
Ażeby był i nie wiadomo na co czekał!
Więc przypuszczenia snuję, liczę sęki w ścianach,
Czasem przekłuję końcem szpady karakana,
W oku mam błysk! (Od knota co się w lampie żarzy)
Czerwony odcisk dłoni na podpartej twarzy!

Na drzwi się nie oglądaj, nasienie sobacze,
Gdzie w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas.
Skacz, jak ci każę, będę patrzył jak skaczesz!
Encore, encore, jeszcze raz!

Tak, jest gdzieś świat, obce języki, lecz nie tu.
Tu z ust dobywam głos, by rzucić rozkaz psu!
Są konstelacje gwiazd i nieprzebyte drogi,
Ja krokiem izbę mierzę, gdy zdrętwieją nogi!
I wtedy szczeka pies na ostróg moich brzęk,
Ze ściany rezonuje mu gitary dźwięk...
Ze wspomnień pieśni, które znam, tka wątek wróżb,
Jak gdybym kiedyś swoje życie przeżył już...

Na drzwi się nie oglądaj, nasienie sobacze,
Gdzie w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas.
Skacz, jak ci każę, będę patrzył jak skaczesz!
Encore, encore, jeszcze raz!

Więc jem i śpię, pies śledzi wszystkie moje ruchy.
Gdy piję, powiem czasem coś, on wtedy słucha.
I widzę w oknie, zamiast zimy, lampę, psa
I oficera, który pije tak jak ja!
Nic nie ma za tą ścianą z wielkich, ciemnych belek,
Nad stropem nazbyt niskim, by skorzystać z szelek!
Nic we mnie, prócz do świata żalu dziecięcego,
Tu nikt nie widzi, więc się wstydzić nie mam czego!

Oczami za mną nie wódź, nasienie sobacze!
Gdy piję w towarzystwie alkoholowych zmor!
I nie liż mnie po rękach, gdy biję cię i - płaczę!
Jeszcze raz! Jeszcze raz! Encore!
Jacek Kaczmarski
1977


Obrazek

Pawieł Andriejewicz Fiedotow Encore, jeszcze, encore!

Jacek Kaczmarski – Encore, jeszcze razJolanta Chrostowska-Sufa edytował(a) ten post dnia 10.08.08 o godzinie 23:13
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Stanisław Grochowiak

Bellini „Pieta”


"Co ci, mój synu?" - mówi stara, strapiona kobieta
Podtrzymując wyrozumiałe zwłoki, które ledwo zdjęto z krzyża
"Wyglądasz tak dziwnie blado, Jakbyś dziś nie wziął do szkoły śniadania
Albo znowu się pobił tornistrami z tym łobuzem Judaszem,
Już ja jego matce zrobię gwałt!"

Dla zmęczonej, strapionej kobiety
Wizja kłótni z matką Judasza
Nie jest łatwa
Zwłaszcza po całodziennym praniu
Krwawego całunu
I chusty Weroniki

Jan, nieśmiały przyjaciel ukrzyżowanego
Odwraca zwilgotniałe oczy w puste stronice świata
"On już nie jest chłopcem, Matko, on już jest Bogiem"
"Mój Boże - co ty wygadujesz, chłopcze?"
Roześmiała się przez łzy (to zmęczenie wzroku oparami mydła i ługu)
Matka Boska

Obrazek

Giovanni Bellini „Opłakiwanie” (La Pietà), 1472

Lekcja anatomii (Rembrandta)

Panowie człowiek ten
Ozdobny barwą rzeczy
Dostojny niby owoc odjęty delikatnie
Uprzejmie
Poda wam
Świecenie swego wnętrza

Więc wpierw odrzućmy to
Co napęczniało na nim
Niech pan z prawicy
Zechce
Łagodnie zsupłać maskę

Ta maska jest jedwabna
Panowie spojrzą
Śmielej
Za miesiąc dwa lub rok
Stwardniałaby na kamień

Kto z panów ją obmyje

Najlepiej płukać octem
A pocałunki zdjąć
Ligniną
Jałowioną

Panowie siatka krzywd
Obleka nawet stopy
Panowie spojrzą
Śmielej
Grubości pajęczyny

O
Proszę ją nawijać bez trwogi Nie zerwiemy
Odważnie
Pan z prawicy
Niech cofa się stopniowo

Ten zabieg znany panom
Zapewne z prac domowych
Przy wełny nawijaniu

Panowie
Nic ponadto
I pora już spóźniona
Zapada zmierzch
Jest szaro
Za chwilę śnieg upadnie

Obrazek

Rembrandt Harmenszoon van Rijn „Lekcja anatomii doktora Tulpa”, 1632Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.06.09 o godzinie 20:07
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Poezja i malarstwo

Stanisław Grochowiak

Zioła żałobne


Trawa wzięła się w zapasy z trawą,
oset nie daruje pokrzywie –
Gielniak umarł.
Zaniosły się płaczem przyziemne badyle,
A mlecze – jak wdowy – rozpuściły swe siwe włosy,
Gielniak umarł.
O, jak tkliwie go przyjmują, jak cienko,
jakby sam to rytował
przezroczystą ręką,
Gielniak – który umarł.

I zostanie w listku, w zapachu, w łopianie,
jak nikt nie zostanie.

Obrazek

Józef Gielniak „Sanatorium IV (Saint Hilaire)”, 1958Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.06.09 o godzinie 20:08

Następna dyskusja:

Góry, poezja i my




Wyślij zaproszenie do