Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

C. K. Williams*

Stacja benzynowa


To było jeszcze zanim czytałem Nietzschego. Przed Kantem i Kierkegaardem
nawet przed Whitmanem i Yeatsem
Raczej niewiele miałem wtedy w głowie. Domyślałem się chyba, że kiedyś
będę cierpieć,
przypominam sobie, że mogłem prawie płakać z powodu błahostki, o drobiazg,
o nic ważnego.
Tak pewnie przeżywałem rozpacz, że kończy się moje dzieciństwo, ale tego
nie mogłem wówczas wiedzieć.
Świta. Stacja benzynowa. Droga numer 22. Dokładnie pamiętam: droga
numer 22 zakręcała
i tam właśnie umieszczono pasiastą, betonową wysepkę po czarnej serii
wypadków
Stacja benzynowa? Texaco, Esso - nie wiem. To były wtedy tylko słowa, tylko
nazwy z reklam.
Nie miałem jeszcze nawet bladego pojęcia o tym, co to jest monopol, albo
imperializm, czy też ucisk.
Świta. Jest strasznie późno. Nawet wtedy, gdy nie znałem zmęczenia, ledwie
trzymałem się na nogach.
Oparty o ramię kumpla patrzę na nieuchronną, milczącą zagładę nieba nad
drogą numer 22,
które jakby oklejało mi twarz oleistą powłoką, ani jej zetrzeć, ani wetrzeć
w skórę.
Dlaczego jesteśmy tutaj? Ponieważ jeden z moich przyjaciół, w męskiej toalecie,
me je zbyt pełne.
I teraz musi bić konia. Nie wiem, co znaczy “mieć je pełne”, ani co on teraz
może robić -
zapewne coś ważnego, skoro zatrzymaliśmy się tutaj po tak długiej nocy, lecz
nie pytam.
Zdaje się, że rozpaczliwie próbuję utrzymać pustkę w głowie, najdłużej jak
mogę.
Drugi z moich przyjaciół zasnął. Wygląda okropnie, otwarte usta, zwiotczałe
i wilgotne.
Trzeci - tego już nigdy nie zobaczę potem - patrzy wciąż w okno jakby bał
się czegoś.
Oto nasz wyczyn. Byliśmy na Times Square, jakiś alfons nas zauważył,
zebrał całe stadko i poprowadził gdzieś
w dół, ciemną ulicą, potem drugą, przez ciemne schody, ciemną sień do
ciemnego mieszkania,
gdzie jego kurwa, jego dziewczyna, żona, a może matka, czy ja wiem,
wyrwana ze snu,
unosząc się na łokciu, rzuciła na nas okiem i wyraziła zgodę, żeby za dwa
dolary od każdego, zaopiekować się nami.
Zaopiekować się nami. Pewne słowa zapadają mi w pamięć, jakby się
wczepiały.
Mój przyjaciel, ten w toalecie, każe na siebie czekać. Brudne niebo powinno
teraz zacząć jaśnieć.
To mi zabrało dużo czasu, mnie także, to znaczy, z kobietą. Czy powiedziałem,
że ona, ta kobieta, kurwa, czy matka -
miała okres i jedyne, co nam udostępniła, to były jej usta? Czy to powiedziałem?
Że udostępniła? Że usta
Cóż za radość to była wówczas. Ustami! A następnego dnia, jaka opowieść.
Ona tylko wyraziła zgodę, nic więcej. Była jak maszyna. Kiedy dziś
przywołuję ją we wspomnieniu,
widzę tylko skręcone włosy, ciemną głowę, poruszającą się mechanicznie
w górę i w dół, i teraz
Freud, Marks, Ojcowie, powiedzcie mi czym ja jestem, mówiąc tak o niej
o mnie,
skandując to, betonujac, grawerując, czym jestem, jeśli nie maszyną!
Dlaczego to robię?
Wciąż jeszcze nie czytałem Św. Augustyna. Nie wszystko rozumiem
u Chomsky’ego. Czy to błąd?
Mój przyjaciel w końcu wraca. A może najważniejsze słowa były przez cały czas
tuż obok. Braterstwo. Zachwyt.
Jak czyści byliśmy wówczas, przed Rimbaudem, przed Blakiem. Łasko.
Miłości. Zaopiekujcie się nami. Proszę.

tłum. Maja Wodecka

*notka o autorze, inne jego wiersze i linki w temacie Poezja anglojęzyczna

wiersz jest też w temacie Homo automobilus...
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.11.11 o godzinie 17:31
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

Julian Tuwim

Wspomnienie


Mimozami jesień się zaczyna,
złotawa, krucha i miła,
To ty, to ty jesteś ta dziewczyna,
która do mnie na ulicę wychodziła.

Od twoich listów pachniało w sieni,
gdym wracał zdyszany ze szkoły,
a po ulicach w lekkiej jesieni
fruwały za mną jasne anioły.

Mimozami zwiędłość przypomina
nieśmiertelnik żółty - październik.
To ty, to ty, moja jedyna,
przychodziłaś wieczorem do cukierni.

Z przemodlenia, z przeomdlenia senny,
w parku płakałem szeptanymi słowy.
Księżyc z chmurek prześwitywał jesienny,
od mimozy złotej majowy.

Ach czułymi, przemiłymi snami
zasypiałem z nim gasnącym o poranku,
w snach dawnymi bawiąc się wiosnami,
jak ta złota, jak ta wonna wiązanka.

http://www.youtube.com/watch?v=IjiAR3eVuYk

Wspomnienie - słowa Julian Tuwim, muzyka i wykonanie Czesław NiemenTen post został edytowany przez Autora dnia 08.01.14 o godzinie 05:08
Jadwiga Z.

Jadwiga Z. Bardzo długoletni
dyrektor
przedszkola,
nauczyciel dyplom...

Temat: Wspomnienia

Jadwiga Zgliszewska

WSPOMNIENIE NABOŻEŃSTW MAJOWYCH Z LAT MOJEGO DZIECIŃSTWA


Pamiętam,
jak dziecięce nóżki małe
niestrudzenie po łąkach biegały,
aby pęki niezapominajek,
rumianków i stokrotek
tak ogromne,
że wypadały z drobnych rączek -
do kapliczki przynosić.
Bo to i na bukiety
(takie w słoikach zwykłych,
lecz koniecznie po obu stronach,
żeby było symetrycznie);
inne na wianek - koronę
dla Maryi,
aby jej było ślicznie
i do twarzy
według dziecięcych marzeń...

A gipsowa figurka wypłowiała
w kapliczce przydrożnej
wdzięcznie dary przyjmowała
dziękując uśmiechem pogodnym
bo z czystego serca
i niewinnych rąk kwiatki
podobały się Maryi - Matce.

Tu codziennie gromadził się tłumek,
by Ją wielbić modlitwą
i śpiewem - jak umiał.

A gdy pieśń donośnie huknęli
"Gdy wieczorne wzejdą zorze..." -
mój Boże! -
ten hymn wieśniaczy się rozlegał
aż w wioskach okolicznych,
a niósł - wprost do nieba!
Kołysał serce, duszę zalewał
i drżące płomyki świec niemal gasił.
W takim śpiewie i zjednoczeniu
wszyscy trwali:
bezzębni starcy,
kobiety poczciwe
i my - mali...
I niestraszne było
komarów kąsanie,
których całe chmary
przylatywały,
i niestraszny chłód
czasem bliski mrozu
(dygotał, kto się dobrze nie odział).

Klęczały nóżki małe
na gołej ziemi...
Wprawdzie nie zawsze
całkiem rozmodleni,
bo były i chichoty,
i gorliwych matek szturchańce,
i groźne miny dewotek.

Potem,
jak już zarządzono pacierze -
ustawialiśmy się
w bojowym szeregu
na wyścigi, kto pierwszy,
by pogasić świeczki.
Rywalizacja była prawie sportowa;
wygrywał najszybszy,
a nazajutrz wieczorem
to samo od nowa,
bo liderów było kilkoro.

A tę pieśń
"Chwalcie łąki umajone..."
kocham do dziś tak samo,
bo w dzieciństwie
tyle kwiatów na tych łąkach
dla Maryi zbierałam
jak ktoś czule zakochany.

Dziś stoją w kościołach
kwiaty w kryształowych wazonach,
drogie i przepyszne kwiaty.
Nie ma już ofiary małych serc,
szybkich nóg i drobnych rączek...
Matko - co Ty na to?Jadwiga Z. edytował(a) ten post dnia 01.05.09 o godzinie 07:14
Zofia Szydzik

Zofia Szydzik wolna jak wiatr -
emerytura

Temat: Wspomnienia


Dziś stoją w kościołach
kwiaty w kryształowych wazonach,
drogie i przepyszne kwiaty.
Nie ma już ofiary małych serc,
szybkich nóg i drobnych rączek...
Matko - co Ty na to?Jadwiga Z. edytował(a) ten post dnia 01.05.09 o godzinie 07:14

Jadziu, piękne wspomnienia, przyłączam się do Twoich wątpliwości, które cytuję powyżej, świat zmienił się bardzo, dla młodego pokolenie wiele świętości uległo degradacji, hołdują innym wartościom i nie wiem, czy idziemy w dobrym kierunku. Dziękuję Ci Jadziu za miłe majowe chwile z dawnych lat, przeczytałam z zainteresowaniem, pozdrawiam Z.,
Jadwiga Z.

Jadwiga Z. Bardzo długoletni
dyrektor
przedszkola,
nauczyciel dyplom...

Temat: Wspomnienia

Zofia Szydzik:

Jadziu, piękne wspomnienia, przyłączam się do Twoich wątpliwości, które cytuję powyżej, świat zmienił się bardzo, dla młodego pokolenie wiele świętości uległo degradacji, hołdują innym wartościom i nie wiem, czy idziemy w dobrym kierunku. Dziękuję Ci Jadziu za miłe majowe chwile z dawnych lat, przeczytałam z zainteresowaniem, pozdrawiam Z.,


Ja Ci również dziękuję, Zosiu!
Za "współbrzmienie"...Jadwiga Z. edytował(a) ten post dnia 01.05.09 o godzinie 10:33
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

Yves Bonnefoy

Rodzinny dom
(fragm.)

VII

I przypominam sobie, był poranek, lato,
Okno wpółuchylone, podszedłem
I zobaczyłem ojca; stał w głębi ogrodu.
Wyprostowany, nieruchomy, patrzył,
Na co? Na kogo? Nie wiedziałem, gdzieś bardzo daleko,
Już przygarbiony, lecz wznosząc spojrzenie
Ku temu, co niemożliwe, albo niespełnione.
Położył na ziemi rydel i motykę,
Powietrze było rześkie w ten poranek świata,
Lecz świeżość jest niepojęta i okrutne
Jest wspomnienie poranków dzieciństwa.
Kim był, jakim był wtedy w świetle,
Ja nie wiedziałem, i do dzisiaj nie wiem.
Ale widzę go także, jak idzie powoli
Po bulwarze, ach, ileż zmęczenia
Spowalniało jego niegdysiejsze kroki,
Wracał do pracy, gdy ja się włóczyłem
Z kilkoma chłopakami z klasy
Wczesnym popołudniem, jeszcze niespełnionym.
Tym jego krokom, widzianym z daleka
Poświęcam te słowa, które nic nie mówią.

(Jadalnia, letnie popołudnie w niedzielę,
Zamknięte okiennice bronią przed upałem,
Gdy stół już sprzątnięty
Proponuje mi karty, bo w rodzinnym domu
Nie ma innych obrazów, aby zaspokoić
Głód marzeń, a potem wstaje i wychodzi.
Dziecko zgarnia nieporadnie karty)
Zamienia na inne, wzięte z innej talii,
Te , które wygrywają. I czeka
W napięciu, aż gra się rozpocznie od nowa,
I ten, który stracił, wygra i to tak chwalebnie
Że stanie się to znakiem, i będzie nim żywić,
Już samo nie wie, jak wielką nadzieję.
Potem drogi się rozdzielają, jedna
Prawie natychmiast się gubi, i to jest
Niepamięć, mimo wszystko, żarłoczna niepamięć.

Przekreśliłbym sto razy
Te słowa, wszędzie, w wierszu, prozie
Lecz nie mogę sprawić
Aby nie wypływały na powierzchnię mowy.

VIII

Otwieram oczy i to jest mój rodzinny dom,
Taki, jakim naprawdę był, nic więcej.
Ta sama skromna jadalnia, z oknem
Wychodzącym na sad śliwkowy, ciągle taki sam.
W okiennej wnęce mężczyzna i kobieta,
Siedzą twarzą w twarz, rozmawiają wreszcie
Dziecko widzi ich z głębi ogrodu,
Patrzy na nich, wie
Że takie słowa mają moc narodzin.
W głębi pokoju, za rodzicami, rozpełza się mrok.
Mężczyzna wrócił właśnie z pracy. Zmęczenie,
Jedyna aureola spowolniałych ruchów,
Jaką jego synowi dane było dostrzec
Już go oddala od tego wybrzeża.

IX

I oto wreszcie nadszedł taki dzień
Gdy usłyszałem tę strofę niezwykłą
Keatsa, wizję Ruth: „when, sick for home,
She stood in tears amid the alien corn”.

I wcale nie musiałem
Zgłębiać znaczenia tych słów
Bo od dzieciństwa nosiłem je w sobie,
Mogłem je tylko odnaleźć i kochać,
Gdy powracały z głębi mego życia.

Bo cóż mogłem zatrzymać
Z niknącej obecności matczynej,
Prócz odczucia wygnania i łez
Które mąciły obraz, każąc mi dostrzegać
We wszystkim wokół miejsce utracone?

X

A zatem życie; i to był znowu
Rodzinny dom. Wokół nas
Strych nad nawą kościoła w ruinie,
Gra lekkich cieni, we mgłach, o poranku
A w nas ów zapach ździebeł suchej słomy
Który tu czekał, jak nam się zdawało,
Z ostatnim wniesionym workiem pszenicy lub żyta,
W to niegdyś, niekończących się, świetlistych lat
Przesianych przez szpary w gorących dachówkach.
Już przeczuwałem ten dzień, który wstanie,
Budziłem się i ciągle jeszcze się odwracam,
Ku tej, która śniła u mojego boku
W utraconym domu. Jej milczeniu
Niech będą poświęcone w godzinie wieczoru
Słowa, co zdają się mówić całkiem inne rzeczy.

(Budziłem się,
Kochałem te dni nasze, bezpieczne,
Jak wolno płynąca rzeka, choć już pochwycona
W głuche głosy morskiego sklepienia.
Nadchodziły w majestacie rzeczy zwykłych,
Wielkie żagle tego, co jest, pragnęły przygarnąć
Niepewne, ludzkie życie na statek
Gdy dookoła piętrzyły się góry.
O, wspomnienie,
I wypełniały biczowaniem ciszy
Szum wody po głazach naszych ludzkich głosów,
Przed którymi biegnie, oczywiście, śmierć
Choć w mlecznym kolorze owych skrawków plaż
Wieczorem, gdy dzieci czując pod nogami grunt,
Brodząc daleko w wodzie, bawią się i śmieją).

XI

I znów ruszam w drogę
Która pnie się pod górę, skręca; wrzosowiska, wydmy
Nad nieuchwytnym jeszcze szelestem, niekiedy
Z ulotnym skarbem ostu modrego na piaskach.
Tu czas zapada w otchłań, i oto
Wieczna woda, która faluje wśród pian,
Gdy ja dotykam już stopą wybrzeża.
I widzę statek, co czeka na redzie,
Czarny, jak świecznik o wielu ramionach,
Ogarniętych płomieniem i dymem.
Co robić?, zewsząd dobiegają krzyki
Czy wspomóc tych, którzy błagają,
Pragną się dostać na ląd? Tak, krzycz głośno, cieniu
I widzę tych, którzy nocą
Spieszą wpław ku statkowi, trzymając
W rękach wzniesionych nad wzburzoną falą
Lampy z długimi, barwnymi wstęgami,
Prawdziwe piękno, w swym miejscu narodzin,
Kiedy jest jeszcze najprawdziwszą prawdą.

XII

Pięknem i prawdą, lecz te strome fale
I krzyki, które trwają. Jak zachować
Wśród tego zgiełku słyszalną nadzieję,
Jak sprawić, aby schyłek stał się odrodzeniem,
Aby dom się otworzył od środka
I aby śmierć nie odpędzała
Od drzwi tego, co prosił o miejsce narodzin?

Teraz rozumiem, że ta, która nocą
Zastukała do moich drzwi, szukając schronienia
To była Ceres i nagle
Na dworze, cała jej piękność, jej światło
A także jej pragnienie, potrzeba
Picia z czary nadziei, zachłannie, aż do dna,
Ponieważ gdzieś zbłądziło, lecz jeszcze
Można było przecież odnaleźć to dziecko,
Którego nie umiała, choć boska i bogata sobą,
Unieść w płomieniu młodych pędów zboża,
Aby się śmiało, w pewności, która darzy życiem
Nim upomną się o nie bogowie umarłych.

I litości dla Ceres, nie grymas szyderczy,
Spotkanie na rozstajach wśród głębokiej nocy,
Krzyk wezwań ukryty w słowach, nawet bez odzewu,
Słowo, choć ciemne, ale które może
Pokochać wreszcie Ceres, co cierpi i szuka.

z tomu „Les planches courbes", 2001

tłum. Adam Wodnicki


Pierwsza część poematu, I-VI, w temacie Co się poetom śni...?Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.05.09 o godzinie 02:23
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Wspomnienia

Krzysztof Karasek

Sérénité



Gałązka bzu w ciemności
rozświetla mój umysł.
To moje dzieciństwo anielskie,
zielsko diabelskie.
Warkot werbli nocy
i rój pszczół unoszący się nad zdeptanym rżyskiem,
piękno i groza, o których myślał zapewne
Breton, gdy pisał te słowa:
"piękno będzie straszne
albo nie będzie go wcale",
domagają się elegii.
Motyl unosił się nad wrzosowiskiem
tego wieczoru
dźwigając na sobie pył światła,
i sztukasy nurkujące nad drogą,
którą uciekaliśmy na Wschód
a potem znowu na Zachód,
napełniały moje uszy tętentem
jeźdźców Apokalipsy.

Jest jasny wieczór, prawie noc,
stoję na balkonie mojego mieszkania w Warszawie,
ciemny wieczór majowy,
wpatruję się w wygasające światła wieżowców
i przypominam sobie gdy było tu pole
i widziałem samolot, który się rozbił za chwilę,
przed trzydziestu laty,
i twarze w lukach
wpatrzone we mnie
do granic zdumienia.

Szukam znów znaków dzieciństwa
i przypominam sobie zorze polarną
na Mazowszu,
jeszcze trzydzieści lat wcześniej,
falujące zasłony nieba,
seledyn i róż.
W powietrzu unosi się zapach nieobecności,
mówi do mnie: już nigdy,
a ja mu odpowiadam: nie trać nadziei.

Ten sam zapach przywołuje echa
majowych nocy młodości,
kiedy plecak pod głową
i kilka złotych w kieszeni
stanowiły o sensie
osypującego się w sen świata.

Tak, pamiętam o tobie ciemny wieczorze,
tak, pamiętam o tobie jasna nocy.
Wieczorze, kiedy serce wyrywa się ku miłości,
nocy, która pustoszysz obietnicę dnia.
Widziałeś jak zanurzam ręce w twoich wodach
i jak usiłuję pochwycić rybę
płynącą wolno, oniemiałą jak ptak
w twoim nurcie.

Poznaję cię jasna nocy,
poznaję cię ciemny wieczorze.

Prawie dotykam.

1.05.2005
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

Laura Riding*

Ja na później


Wzięłam kolejny dzień,
Wyjechałam do innego miasta,
Otworzyłam dla mnie nowe drzwi.
Potem znowu przyszła ostatnia noc.
Łóżko mówi: Do snu i z powrotem?
Ja: Jedźmy tym razem przed siebie.

Przybywam, przybywam, wcale nie, wcale nie,
Ja jednak nadal przybywam, aż spotkamy się.
Albowiem jakież byłoby jej rozczarowanie
Spóźnieniem („Mogła jeszcze poczekać”).
Ja czekam. Spotykam matkę.
Taki zbieg okoliczności.
Uśmiecha się: dużo później.
Dąsam się: dużo wcześniej.
Mam sześć lat.
Sześcioletnie dziewczynki zakochane w ojcach.
On bierze mnie na ręce.
Patrz. Czy to ja?
Czy to ja myślę
Na wszystkie różne sposoby do dwudziestki.
W wieku dwudziestu lat mówię Ona.
Jej twarz jest jak kwiat.
W mieście nie znamy nazw kwiatów, wybacz.
Lecz imiona kwiatów nie są nam potrzebne
W dzienniku tożsamości.

z tomu „Collected Poems”, 1938

tłum. Julia Fiedorczuk

*notka o autorce, inne jej wiersze w wersji oryginalnej i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 11.03.12 o godzinie 11:06
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

Roberto Juarroz

* * *


Tyle rzeczy kochaliśmy razem
że bardzo trudno kochać je osobno.
To tak jakby znalazły się nagle daleko
albo miłość zmieniła się w mrówkę
wspinającą się po zboczach nieba.

Wskakiwaliśmy razem do tylu przepaści
że wszystko bez ciebie wydaje się samą powierzchnią,
napięciem bez rozpięcia przestrzeni,
czujnością ciał nieobecnych.

Schodziliśmy tyle światów zostając na miejscu
że podróże teraz spadają z wieszaków
jak niepotrzebne ubrania.
Ruch i spokój skłóciły się z sobą
jak stopnie dwóch różnych temperatur.

Straciliśmy razem tak dużo z niczego
że został nawyk który wciąż powraca
i teraz wszystko zarabia na nicość.
Czas staje się antyczasem
bo ty już o nim nie myślisz.

Zmilczeliśmy i przegadaliśmy tyle rzeczy wspólnie
że milczenie i gadanie stało się zdradzieckie:
dwie substancje nieusprawiedliwione,
dwa substytuty.

Przeszukaliśmy razem wszystko,
Znaleźliśmy wszystko,
Od wszystkiego odeszli.
Nie dano nam tylko czasu
by spotkać się oko w oko z twoją śmiercią,
chociażby także nam przyszło
z tego miejsca odejść.

tłum. Krystyna Rodowska

wersja oryginalna pt. „***[ Hemos amado juntos tantas cosas] ...”
w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 27.02.11 o godzinie 13:08
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

Rainer Maria Rilke

Wspomnienie


A ty czekasz, wciąż czekasz na jedno,
co twe życie bezmiernie wzbogaci;
na wielkość, na coś niezwykłego,
że nawet kamienie się zbiegną,
że otchłań się w tobie zatraci.

Ciemnieją rzędem w regale
książki w brązie i złocie;
wspominasz zwiedzane kraje,
obrazy, stroje wspaniałe
twych utraconych kobiet.

I wiesz w jednej chwili: to było.
Wstajesz, przed tobą się zjawia
Trwogą, postacią, modlitwą
Rok, co się w przeszłość obraca.

tłum. z niemieckiego Andrzej Lam

Wiersz ten w oryginale pt. "Erinnerung" oraz innym tłumaczeniu,
Mieczysława Jastruna, pt. "Przypomnienie", w temacie A może w języku Goethego?
Ten post został edytowany przez Autora dnia 08.01.14 o godzinie 05:11
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

Paul Muldoon

Anseo


Gdy wychowawca sprawdzał listę
W szkole podstawowej w Collegelands
Trzeba było odpowiedzieć Anseo
I podnieść rękę
Kiedy padało nazwisko.
Anseo, czyli obecny, u i teraz,
Przytomny i na miejscu,
To było moje pierwsze słowo po irlandzku.
Ostatni na liście
Był Joseph Mary Plunkett Ward
I po nim zazwyczaj
Zapadała cisza, znaczące spojrzenia,
Spuszczanie głów, mrugnięcia, i wychowawca pytał
„Gdzież to się podział nasz mały Ward – sierota?”

Pamiętam, jak wrócił pierwszy raz,
Wysłany przez wychowawcę
W szpaler żywopłotów
By sobie wybrał wyciął
Kij, którym miał dostać.
Po jakimś czasie przyjmowano to bez słowa;
Wracał najczęściej
Z rózgą z jesionu, wikliny
Albo, na koniec, z leszczynową
Która zestrugiwał do cienkości bicza,
Szlifując i polerując
Czerwono – żółte nierówności,
I w ogóle robota była tak misterna
Że grawerował na niej swoje inicjały.

Ostatni raz widziałem Josepha Mary Plunketta Warda
W pubie po drugiej stronie granicy.
Mieszkał na świeżym powietrzu,
W ukrytym obozie
Z drugiej strony wzgórza.
Walczył o Irlandię,
Robiąc ruch w interesie.
I Joe Ward opowiedział mi
Jak wspinał się po szczeblach
Do kwatermistrza, komendanta,
I jak co rano podczas musztry
Jego ochotnicy odpowiadali Anseo
I podnosili ręce
Kiedy padały ich nazwiska.

tłum. Piotr Sommer
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

Ovtavio Paz

Stary poemat


Pod eskortą natrętnych wspomnień wspinam się
wielkimi krokami po stopniach muzyki.
W górze, na kryształowych szczytach,
światło zrzuca swe szaty. U wejścia
dwie strugi wodne prostują się,
pozdrawiają mnie, skłaniają swe
rozgadane pióropusze, gasną w
przyzwalającym pomruku.
Obłudne okazałości. Wewnątrz, w pokojach
z portretami, ktoś znany mi stawia
pasjansa zaczętego w 1870, ktoś,
kto zapomniał o mnie, pisze list do przyjaciela,
co się jeszcze nie naradził. Drzwi,
uśmiechy, ciche kroki, szepty, korytarze,
którymi maszeruje krew przy łoskocie
bębnów okrytych żałobą. W głębi, w
ostatnim pokoju, płomyk naftowej lampy.
Płomyk rozprawia, poucza, debatuje z samym sobą.
Powiada mi, że nikt nie przyjdzie,
żebym wygasił oczekiwanie, bo pora już
położyć krzyżyk na wszystkim i położyć się spać.
Daremnie kartkuję me życie. Moja twarz
odrywa się od mej twarzy i zapada się
we mnie jak cichy, zepsuty owoc.
Żadnego odgłosu, żadnego och. I nagle
niepewna w świetle starożytna wieża
rozniesiona między wczoraj i dziś, strzelistość
między dwiema otchłaniami. Znam, poznaję
schody, wytarte stopnie, mdłości i zawroty głowy.
Tutaj płakałem, tutaj śpiewałem.
Zbudowałem cię z tych kamieni, wieżę ze słów
płonących i zawiłych, stos liter rozsypanych.
Nie. Zostań, jeśli chcesz rozmyślać nad tym,
który odszedł. Wyruszam na spotkanie tego,
którym jestem, którym się właśnie staję,
mego następcy i przodka, ojca i syna, obcego bliźniego.
Człowiek tam się zaczyna, gdzie umiera.
Idę ku moim narodzinom.

tłum. Rajmund KalickiRyszard M. edytował(a) ten post dnia 05.06.09 o godzinie 10:33
Elżbieta Maria Janicka

Elżbieta Maria Janicka "Z wiekiem człowiek
staje się sam dla
siebie coraz
bardzi...

Temat: Wspomnienia

Zdzisław Pruss

studniówka

zobacz-- mówi Ewa
pamiętasz--
to nasza studniówka

Szymańska od angielskiego
Dziuba od chemii
ten fizyk narwany
co specjalnie przekręcał
nazwiska

a to ja

a to Jurek w którym się
kochałam

nie wiesz gdzie on teraz
co robi czy żyje

Luba Szymanderska
jaki ładny profil

ostatni raz ją widziałam
krótko po maturze

a tu tańczę z Witkiem
podobno się roztył rozpił
a potem przed alimentami
uciekł do Australii

kto by pomyślał
taki był nieśmiały

a to nasi rodzice
przy złączonych stołach

byli wtedy młodsi
niż my teraz

rozumiesz
--o 20 lat młodsi

a myśmy na nich mówili
wapniaki

zobacz jacy poważni

pomyślał by kto że
naprawdę pija oranżadę

pamiętam że chciałam sprawdzić

ale mój cwany tatuś
z miejsca poprosił mnie
do tańca

były czasy co--

Ewa wydaje westchnienie sceniczne
i teatralnym gestem zatrzaskuje
skórzane podwoje
starego albumu

a po chwili

już na klęczkach

naszą biedną młodość
co tu w dalekim New Jersey
na kwadrans ożyła

na powrót upycha w dolnej
szufladzie
sypialnianej szafy
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

Michael Ondaatje

Elżbieta


Łap, krzyknął wuj Jack
i, och, złapałam to wielgachne jabłko,
rumiane jak tyłek pani Kelly.

Rumiane jak tyłek pani Kelly, powiedziałam,
i usłyszałam ryk taty,
a on podniósł mnie, dysząc, na wysokość brzucha.
Potem ukryłam jabłko w pokoju,
aż pomarszczyło się jak twarz,
rodząc oczy i żeberka zębów.

Wtedy tato zabrał mnie do zoo,
bo znał tam pewnego człowieka,
nałożyli mi węża na szyję,
a gad zsunął się przodem po mojej sukni.
Czułam, jak jego śmigły język
pływa po mnie niczym strumień deszczu.
Tato zaśmiał się i powiedział „Bystry z niego wężyk”,
a towarzysząca nam pani Kelly spojrzała spode łba.

W stawie trzymali złote rybki,
razem z Filipem rozbiliśmy lód łopatą
i próbowaliśmy złowić je harpunem,
upolowaliśmy jedną, którą Filip zaraz zjadł,
a potem mnie pocałował,
w ustach miał jeszcze rybę, surową i nieosoloną.

Moja siostra Mary miała chore zęby,
powiedziała, że mam szczęście, a potem powiedziała,
że mam duże zęby, ale Filip powiedział, że jestem urocza.
Miał duże, cuchnące dłonie.

Często, śmiejąc się cichutko, rozmawiałam o Tomie,
który tańczył nad ranem wokół tarczy zegara,
ucząc mnie francuskich kroków, obracając się
w rytmie promieni słonecznych na krzywych gałęziach,
chwytał mnie za pierś, wyczuwał jej ślimacze ruchy,
i zostawiał mi na dłoni ślad szybkiej nagłej miłości.
A ja trzymałam jego miłość, aż pokryły ją pęcherzyki.

Kiedy odrąbali mu ramiona i szyję,
krew jak rzeczna odnoga wpłynęła między ludzi.
A on szedł ze zwisającym ramieniem,
Przeklinał ich podniecone krzyki, zataczał kręgi,
Tańcząc na kolanach walca we francuskim stylu,
Podpierając głowę ziemią,
a krew nasączyła szaty jak rumieniec;
tak wyglądał,
kiedy zadali mu cios prosto w plecy.

A ja teraz już bez emocji zabawiam się
białym młodym Essexem i pisuję dla zabawy giętkie rymy.

tłum. Jerzy Jarniewicz
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

August Kleinzahler

Przed świtem na Bluff Road


Szorstkie natrętne nawoływanie kruka
gładko wybija dziurę
w niebie, a jego echo słabnie
wśród dębów i topól, najpierw tłumione
przez odrzutowiec, który przechyla się ku zachodowi,
potem przez pociąg Erie – Lackawanna
co gwiżdże wjeżdżając w tunel
pod skałami aż do rzeki, i gdy wyjeżdża
zza urwiska King’s Cove Bluff,
wioząc drewno, podwozia fordów, sól kamienną.

Słychać go w ciemności
zza dawnego lunaparku.
I wiatr niesie również,
znad samej rzeki,
gdy przypływ jest w sam raz,
i odpływ w sam raz,
chemiczne upiory niegdysiejszych fabryk,
zbutwiałe pomosty i magazyny,
ług, sadło, koprę od Lever Bros.,
formaldehyd z fabryki kawy,

barwniki, solwenty nie do wyobrażenia –
zupę z polimerów, tlenków,
odpady sprzed pięćdziesięciu lat
przesączające się przez błoto, o zapachu
który dziś niemal krzepi, jak pokarm
wpadający do mojego dziecinnego pokoju
pełnego gorączek i snów.
Moi starzy rodzice pogrążeni we śnie,
parę metrów dalej, po drugiej stronie korytarza,
drzwi otwarte – żebym nie płakał.

Z mojego życia
pamiętam tyle co nic.

tłum. Piotr Sommer

w wersji oryginalnej pt. "Before Dawn on Bluff Road"
w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 14.02.11 o godzinie 05:40
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Wspomnienia

Tomasz Jastrun

Błyski


Zamknięte pudełko rodzinnego domu
Związane na supeł czerwoną wstążką

Szept rodziców
Rozlewa się szeroką rzeką
Pod górą zamkniętego światła
Gdy zasypiam w pokoju
W którym świecą oczy
Pluszowych zwierząt

Wspomnienie
Wypada z ust jak cukierek
I toczy się chodnikiem

I znowu widzę jak z okna Warszawy
Ktoś stłuczonym lusterkiem
Puszcza zajączka
Na wielką szklaną ścianę Nowego Jorku

listopad 85 New York

z tomiku "Obok siebie", Warszawa 1989r.
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Wspomnienia

Leopold Staff

Wspomnienie


Było mi dobrze niegdyś w słodkiej wsi dalekiej...
Jakże niedawne czasy - a zda się, że wieki.
Sadyba wiejska czarem starości owiana
Jak książka przez nikogo od lat nie czytana.
Pod lipą stół kamienny i ławy z kamienia,
Które muchy obrastają, jak moje wspomnienia.
Starych świerków aleje ciemne, w krzyż biegnące,
W które echami złota zakrada się słońce.
Za dworem chłopskie chaty budowane krzywo,
Spracowane jak ręce i marzące żniwo.
A na strzesze pan bocian, co pierś dumnie oduł,
Postrach grających bagien i opiekun stodół.
Dwór jak święto - w pogodę, przytulny w dnie słotne...
Jak daleko to wszystko i już niepowrotne.
Tęsknotą serce wzbiera, gdy w zachód lipcowy
Widzę ciężkie, do obór wracające krowy
Lub słyszę gdzieś wśród nocy gwiazdami zasnutej,
Jak psy szczekają w dali i pieją koguty.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

Jan Zych

Za wspomnieniem

                                                Za wspomnieniem – płyń
                                                wspomnieniem...


                                                        (Cyprian Norwid)

W pociągu nad Urubambą jechała indiańska dziewczyna
podobna do ciebie. Więc tam jesteś.
Związałem cię myślą z tą dziewczyną, która odeszła w góry
i nigdy jej w życiu nie spotkam.
Co z nią odeszło?
Gdzieś w Andach mieszka
moje wspomnienie o tobie.

Jeżeli nie zginęła w czasie trzęsienia ziemi,
może teraz niesie kosze bananów i pomarańcz
do stacji Santa Ana.
Powiezie je na targ do Cuzco.
W pociągu nad Urubambą,
wracając,
może znów będzie nucić piosenkę keczua,
kołysankę swojemu zmęczeniu.
Będzie patrzeć w rzekę.

Nigdy się nie dowie, że czasem myślę o niej.
Dlatego tylko, że kiedyś
pomyślałem o tobie.

1970

z tomu „Pochwała kolibra”, 1972
Ten post został edytowany przez Autora dnia 09.07.13 o godzinie 15:23
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Wspomnienia

Reiner Kunze

z przeszłością na karku


Spacer po górach Taunus
W lesie, którego nie dzielą
żadne granice, dopada mnie
ta jedna:
stanowisko łowcy wieża
strażnicza

Nad Dunajem poniżej Pasawy
Granica, ponad którą patrzę
na austriacki zamek i buki, to

zaledwie rzeka

przeł. Jakub Ekier
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wspomnienia

Jehuda Amichaj*

Autobiografia w 1952 roku


Mój ojciec wiązał ze mną troski wielkie jak stocznia
kiedyś z niej wyszedłem niezupełnie wykończony
a on pozostał ze swą wielką, pustą troską.
A moja matka - jak drzewo na brzegu
między ramionami rozpostartymi za mną.

W 31 roku moje ręce były wesołe i małe
a w roku 41 nauczyły się używać karabinu
kiedy przeżywałem pierwszą miłość
moje myśli były jak pęk kolorowych baloników
i biała dziewczęca dłoń trzymała je wszystkie
na cienkim sznurku - a potem pozwoliła im poszybować.

W roku 51 rytm mego życia był
jak ruch wielu niewolników na galerze
a twarz mego ojca jak latarnia na końcu oddalającego się pociągu
matka nas zamknęła wszystkie swe liczne chmury w brązowej szafie.
Wspinałem się w górę mojej ulicy,
a wiek dwudziesty był krwią w moich żyłach,
krwią, która była skora wypłynąć w wielu wojnach
i przez wiele otworów,
dlatego uderza mnie po głowie od wewnątrz
i dociera gniewnymi falami do serca.

Ale teraz na wiosnę 52 roku, widzę,
że wróciło więcej ptaków niż odleciało poprzedniej zimy.
Wracam zboczem góry do mego domu -
Ciało kobiety w moim pokoju jest ciężkie.

tłum. Marek Pelc

*Notka o autorze w temacie Żydzi, judaizm i kultura żydowska w poezji



Wyślij zaproszenie do