konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Arthur Rimbaud

Walka Heraklesa z rzeką Achelous


Niegdyś wzdęty wodami, burzliwy Achelous,
Wyrwawszy się z koryta na bliskie doliny,
Trzody i płowe zboża zatopił falami.
Domy ludzi zniknęły, wokół puste pola
Ciągną się. Nimfa swoją dolinę opuszcza.
Umilkły chóry faunów, wszyscy spoglądają
Na wściekłą rzekę. Skargi słyszy współczujący
Alkides. I próbuje szał rzeki poskromić.
W burzliwe fale ciska ogromne kamienie,
Potężnymi wiązami odgradza bałwany.
Pokonany Achelous wraca w swe łożysko.
Lecz fala zwyciężonej rzeki gniewnie ryczy
Wtedy bóstwo w wężową skórę się odziewa,
Syczy i sine cielsko w wielkie sploty zwija,
A drgającym ogonem potrząsa wybrzeża
Wbiega Alkides, kark mu otacza. Silnymi
Ramionami i łamie, a cielsko bez szyi
Konające rozciąga na czarnej murawie.
Groźnie woła: szaleńcze, śmiałeś iść w zapasy
Z Heraklesem ! czy nie wiesz, tą oto prawicą
(A byłem wtedy mały, w kolebce leżałem)
W zmaganiu dwa bliźniacze węże zwyciężyłem?
Wstyd podrywa rzecznego boga. Znieważona
Godność jego imienia. Tłumiąc ból odwagą
Powstaje, dzikie oczy błyszczą rozżarzone
Straszliwe uzbrojone czoło wiatr rozpędza,
Ryczy i od potwornych ryków drży powietrze.
Lecz potomek Alkmeny wyśmiewa szaleńca,
Chwyta go i potrząsa, a drgające członki,
Rzuca i kark trzeszczący przygniata kolanem,
Szyję mu otoczywszy potężnym ramieniem
Powala rzężącego, ledwie dyszącego
A kiedy potwór kona - dziki znak zwycięstwa
- róg - Alkides wyrywa z krwawiącego czoła
Wtedy Faunowie, chóry Driad i Nimfy - siostry
Których utratę bogactw i pieczar ojczystych
Pomścił i odpoczywa pod dębem cienistym
Pogodnie wspominając niedawne triumfy,
Otaczają wesołym orszakiem i czoło
Wieńczą koroną z kwiatów i liści zielonych
Potem róg, co przypadkiem leżał tuż na ziemi
Wspólnie w ręce chwytają i skrwawioną zdobycz
Napełniają jabłkami i kwieciem pachnącym.

I semestr 1869

z łaciny przełożyła Lidia Sujczyńska

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Bettina Wöhrmann

Epitafium dla Persefony


Nie wystawiona już
na zmienny poblask
księżyca i każdy przelotny
deszcz który srebrzył on niegdyś
na asfalcie obiecując
drugi cień
stoję w oknie mego domu
do którego słowa-kodu nikt nie zna

Dawno zbutwiały cienie
czernią wdeptane w asfalt
rdzawy hak księżyca zawisł
w chudych obłokach które kiedyś
były kurzem po stopach przelatujących
aniołów koronka w lustrze –

W rynsztoku garść
wyschniętych pestek czerwonych niegdyś
i boleśnie słodkich

przełożył Marek Śnieciński

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Robert Duncan

To miejsce wsławione jako Sodoma


mogło nią być.

Z pewnością te popioły mogły być rozkoszą.
Pielgrzymi w drodze do Miejsc Świętych widzą
to miejsce. Czyż to nie jasne dla wszystkich,
że te kopce to pałace? To było niegdyś
miasto sławne wśród ludzi, zgromadzenie ducha.
I zostało osądzone przez Pana jako niegodne.

I zostało osądzone przez Pana jako niegodne,
zniszczone przez aniołów zamieszkujących tęsknotę.
Z pewnością jest to Wielka Sodoma, gdzie krzyki
ludzi, jakby byli ptakami wzlatującymi z bagnisk,
dźwięczą nam w uszach, gdzie lęki, które były
pragnieniami, kroczą okazale, stąpając
po opuszczonych okręgach, czerwonookie.

To miejsce uważane za Miasto było nim z pewnością,
oddzielone od nas ręką Pana.
Lud pobożny założony ogrody w pustyni,
czerpiąc wodę ze źródeł, gdzie światło się zaćmiło.
Jak tkliwie dbać oni muszą o te przyjaźnie
lub przepadnie wszystko. Przepadło wszystko.
Tylko wierni utrzymują to miejsce w zieloności.

Tylko wierni utrzymują to miejsce w zieloności,
gdzie korona ognistych cierni spada z nieba.
Lecz niegdyś pożądliwi stają się ospali. Duch
spowity w obłok, popiół bardziej niż popiół,
ogień bardziej niż ogień, unosi się w niebo.
Tylko nowi przyjaciele przychodzą tu radośnie,
gdzie świat jak Wielka Sodoma spoczywa w bojaźni.

Świat jak Wielka Sodoma spoczywa w Miłości
i nie wiem o wznoszącej się ręce Pana.
Tego uczą przyjaciele, gdy krzyki takie,
jakby ludzie byli ptakami, unoszą się z tłumów
zebranych i wyjących w żarze słońca.
W Panu, Którego na koniec przyjaciele nazwali Miłością,
Obrazy i Miłość przyjaciół nigdy nie zaginą

To miejsce wsławione jako Sodoma błogosławione jest
w oczach Pana.

przełożyła Teresa TruszkowskaMarta Konarska edytował(a) ten post dnia 13.03.09 o godzinie 15:04

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Gregory Corso

Na Akropolu


Na Akropolu siedziałem ja krótkotrwały
Wśród Czasu nieubłaganie kruszącego kamień,
Słyszałem jak przeszyty Październik zakrzyknął
Gdy Cztery Wiatry rozrzuciły z hukiem
Płatki skamieniałego śniegu.
Widziałem spowitą w białe płótno Nike
Zwiniętą jak zwierzę kopalne
- Jej powiewną szatę, rozwiązany sandał,
Zachód słońca ogrzewał stogi siana;
Rozpostarła się szata ziemi,
A Kariatydy stały w powietrzu
Podtrzymując niebo,
Wokół nich jutrznia i bursztyn,
Jak jedwabiste trąbki walczące o przewagę.

Jak bogaty w sen o miłości
Tam byłem, O wysokie miasto!
Dumny i pyszny, że właśnie ja,
Zaledwie młodzieniec
Mogłem nakryć stół dla Zeusa -
Obrus, zastawę srebrną i pokarm
Położono na stalowym stole
W małej izbie.
A teraz siedziałem w bezmiernej twej ekspansji w czasie
Dziękując Bullfinchowi i Will Durantowi
Ich Atenie i Siedzącej Demeter,
I wszystkim dawcom snów
Że Olimp to nie miejsce
Gdzie młodzież tylko usługuje
A w starości nie siada za stołem.

Noc była odpowiednia!
Włączono chyba wszystkie wtyczki nieba
Noc była czarna i biała -
A księżyc jak pierś kobiety
Karmił Partenon do syta.
Szybko krążyłem wśród filarów
Jak duch wijący się w przód i w tył,
Szczęśliwy tygrys Sambo, magnes trzymany przez niebo -

Bez tchu stałem w kolumnę zmieniony przez księżyc,
Słuchając lamentu Sofoklesa w dole.
Teatr się świecił! A chór zawodził -
Widma! Widma w dwu szarych rzędach
Kiwające się w przód i w tył i wbiegające
By pochwycić coś i uciec; to cofające się znów,
Bełkoczące i sylabizujące prastarą skargę
- To wszystko z młodych płuc na parterze.
z twarzą wciśniętą w filar płakałem
Płakałem za mym cieniem tym wiernym strażnikiem
Rozpryśniętym na najpiękniejszej posadzce świata.

przełożyła Teresa Truszkowska

*notka o autorze i inne jego wiersze
w temacie Poezja anglojęzyczna
Marta K. edytował(a) ten post dnia 27.05.10 o godzinie 03:09
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Stéphane Mallarmé

POPOłUDNIE FAUNA

Sielanka


Faun:

Te nimfy, tak bym chciał uwiecznić je. Tak lekka
Ich ciał karnacja jasna, iż w przestwór ucieka
Ucichły w snach puszystych. Kocham li złudzenie?
Niepewność mą, minionej nocy chaos, cienie
Gałązki kruchej kończą, która nawet jeśli
Z prawdziwych gajów jest, niestety! błąd mój kreśli,
Żem róż brak idealny za triumf przyjmował.
Rozważmy...

Czyż kobiety, któreś komentował,
Są bajecznym życzeniem twoich zmysłów głodnych!
Faunie, z oczu najczystszej, błękitnych i chłodnych,
Jak gdyby źródło we łzach złuda się wymyka:
Lecz druga pełna westchnień, powiesz, że przenika
Na Skroś, niby ciepłego powiew dnia, twe runo!
A jeśli nie! i gdyby świeży ranek runął
W tę dyszącą upałem nieruchomą głuszę,
Nie drgnie ni kropla, której graniem nie poruszę
W zroszonym akordami gaju; i jedynie
Podmuch, co przez dwie rurki fletni mojej spłynie,
Zanim dźwięk czysty w suchej ulewie rozproszy,
Jest tym, na widnokręgu, którego nie płoszy
Żadna zmarszczka, kunsztownym natchnienia powiewem,
Przejrzystym i pogodnym, co łączy się z niebem.

O, brzegi sycylijskie spokojnej topieli,
Gdzie próżność ma plądruje na przekór słońc bieli,
Milcząca pod kwiatami iskier, niechaj zabrzmi

Opowieść::

Żem tu trzciny ciął, które ujarzmi
Talent; gdy w morskookiej patynie zieleni
Dalekiej, co swe pnącze kładzie do strumieni,
Biel zwierzęca leniwie faluje na wodzie:
I w preludium, co z wolna ton fujarek rodzi,
Lot łabędzi, nie! najad - podrywa się drżący
Lub zatapia...


Godziny tej bezwład gorący,
Bez znaku, jaki razem w nim składała sztuka,
Tyle pragnień rozkoszy tego, kto jej szuka:
Czyż więc znów się obudzę, w swej żądzy pierwotny,
W antycznej fali światła, prosty i samotny,
Lilie! do was podobny w swojej niewinności.

Inny niż słodkie nie, co na ich wargach gości,
Pocałunek, dla zdrajczyń pełen obietnicy,
Moje łono dziewicze świadkiem tajemnicy
Ukąszenia jakiegoś dostojnego zęba.
Lecz dość! trzcina, na której pod błękitem nieba
Gram, długa i podwójna, tych jest powierniczką
Sekretów: ł oddechu ujmując policzkom,
Marzy w solo przeciągłym, by fałszywą gamą
Urodę okolicy pokłócić z nią samą
I tej naszej naiwnej piosenki weselem;
I by równie wysoko jak miłość swym trelem
Ulotnić ze snów zwykłych o' karku i łonie
Czystym, które oczyma zamkniętymi gonię,
Jedną pustą i dźwięczną, monotonną linię.

Próbuj więc, tam gdzie czekasz mnie, na wód głębinie
Zakwitnąć, chytra Syrinx, ucieczek narzędzie!
Faun, z hałasów swych dumny, długo prawić będzie
O boginkach; i jego wyobraźnia chciwa
Jeszcze ich cieniom z bioder przepaski pozrywa:
Tak czasem, gdym już wyssał z gron świetlistość winną,
By żal łakomy przegnać iluzją niewinną,
Ze śmiechem kiść już pustą w letnie niebo wznoszę
I dmuchając w jej łuski lśniące, chętkę płoszę
Pijaństwa, gdy pod światło patrzę w grona próżne,

O nimfy, niech WSPOMNIENIA Wzbiorą w nas przeróżne.
Moje oko, sitowia prując, przeszywało
Każdą z tych nieśmiertelnych, co brązowe ciało
Pławiła w gniewnych do leśnego nieba krzykach;
Patrzyłem, jak przepyszna kąpiel włosów znika
W światłości ach i rozpryskach, o boskie klejnoty!
Biegnę; u stop mych leżą (omdlałe z pieszczoty,
Poznając smak znużenia, gdy się jest we dwoje)
Śpiące, wplątane w ramion swych zuchwałych zwoje;
Porywam je i ciągnę tak, nie rozłączone,
W gęstwinę, płochym cieniom nienawistną, w stronę
Róż, których zapach ginie, słońcem wysuszony,
Gdzie psota nasza dzień niech przypomni skończony.


Wielbię ten gniew dziewiczy, o rozkoszy dzika
Świętego ich ciężaru, co nagi umyka
Od mej wargi w płomieniu, niczym błyskawicy
Drżenie! ten przestrach słodkiej ciała tajemnicy:
Od stóp jednej nieludzkiej do drugiej strwożonej,
Którą naraz opuszcza niewinność, zroszonej
Przez głupie łzy lub inny opar nie tak smutny.

Moją zbrodnią, żem strachy te zdradzieckie, butny,
Poskramiał i sczochrane pocałunków kępy,
Tak mieszane przez bogów, rozrywał na strzępy:
Bo zaledwie zdołałem ukryć śmiech płonący
W rozkosznych fałdkach jednej skrycie pilnującej
Paluszkiem małym, aby czysta biel jej pióra,
Barwiąc się, podniecała małą siostrę, która
Nie rumieni się nawet, maleństwo naiwne;
Kiedy z ramion zwątlałych przez omdlenie dziwne
Zdobycz ma bezlitośnie wymyka się zręczna,
Na mój spazm niewrażliwa, na zawsze niewdzięczna,


Więc mech fam! Wnet mnie inne powiodą w swawole
Warkoczem, zaplątanym w rogi na mym czole;
Wiesz, namiętności, że gdy purpurą się plami
Dojrzały granat - pęka i brzęczy pszczołami,
Krew nasza, rozkochana w tym, co ją przemienia,
Przelewa się na cały wieczny rój pragnienia.
Kiedy las gra barwami z popiołu i złota,
Listowiem obumarłym święty ogień miota:
Etno! to na twym zboczu, gdy Wenus ku ziemi
Po twej lawie piętami stąpa niewinnemi,
Gdy grzmi sen smutny, albo płomień gaśnie z wolna.
Mam królową!

O sroga karo!... Nie, lecz wolna
Od słów dusza i ciało nazbyt ociężałe
Późno ulega ciszy z południa upałem:
W zapomnieniu bluźnierstwa spać trzeba, na skraju
Odmienionego piasku lec, ku gwieździe urodzajów
Winnych otwarłszy usta, którym wina mało!

Żegnaj, stadło; niech widzę, żeś cieniem się stało.

tłum. Ryszard Matuszewski

http://www.youtube.com/watch?v=uFRUK2SVeQc
Popołudnie Fauna - muzyka: Claude Debussy, choreografia: Wacław Niżyński,
wyk. Balet Opery Paryskiej, w roli Fauna: Charles Jude
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.03.09 o godzinie 14:15

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Gottfried Benn

V wiek

I.


„A jeden z nich attycki stawia lekyt,
na którym widać w nadstyksowej mgle,
jak się przeprawia sen i proch i niebyt
wśród mirtów, topól i na białym tle.

A jeden z nich gałązkę cyprysową
zatyka za futrynę zdobną w kwiat,
wśród gencjan i tymianku zmarłą głowę
po raz ostatni widział będzie świat.

Posiłek i obiaty. Dymy blade.
A wokół grobu wnet zaszumi gaj
i flety śpiewać będą o Cykladach,
lecz nikt nie zejdzie ze mną w dolny kraj.”

II.

Dolina była od oliwek srebrna,
jasna od blasku magnoliowych flar,
lecz kwiaty ciche były, niepotrzebne,
jak marmur czyste, lecz niejeden drżał.

Nieszczęsne pola, opuszczone gaje,
Kora porwana, a Demeter łka,
aż się przy czarnej skale spotykają
i schnie w Eleusis wreszcie matki łza.

Daleki ląd rozognia się w kontynent,
idziesz w pochodzie, milknie Parek zew,
czujesz, że płoniesz, jesteś mystą, giniesz
i dawny świat otwiera ci twą krew.

III.

Leuké — to Achillesa biały ląd!
Ciszę zakłóca tylko ptak zbłąkany,
muskając skrzydłem szczyt świątynnej ściany,
lub usta, które pean w niebo ślą.

Przybysze błądzą sennie pośród drzew.
Widzą go w końcu, inny się wydaje,
spośród cyprysów znak im jakiś daje,
a biały cyprys to Hadesu krzew.

Przed nocą goście rzucić muszą ląd,
gołębiom go zostawią i Helenie,
on z nią grać będą, że nie wierzą w cienie:
„– jej przesłał Parys jabłko, jemu grot –”

Waza kreteńska

Wargo o zapachu wina,
blady stróżu, roto róż
wokół mykeńskiego światła,
przedmiotowość, wód pragnienie
rozproszone.

Rozpasania. Może dojść do
wolnych rodzeń. Luźne lśnienie
zwierząt, głosów, rozpętanych:
wstęgi fiołków, chłodnych czaszek
łąkokwietnych.

W czoło czelne uderz falą,
spal, bachicznych głębin żarze,
zniweczenia mdłe ołtarze:
podrost i mózgową narośl,
obmyj, oprósz — dłonie chłopców,
rząd biegaczy, na swobodzie,
zagna cię, gdzie dzban i góra,
gdy wśród czosnku, ryb bezgłowych
festyn Ledy oróżowi
kopulację, płaskość, dziurę.

przełożył Tomasz OsosińskiMarek Filipowicz edytował(a) ten post dnia 24.03.09 o godzinie 15:02

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Krystyna Kunigiel-Jabłońska

Etruska waza


Stając w muzeum przed szklaną gablotą
podziwiamy wazę z etruską robotą.
Zachwyca nam oczy przedmiot wykonany,
gdyż włożył w nią duszę - artysta nieznany.

Człowiek oprócz duszy i serce otrzymał,
bo pod sercem matki swe życie zaczynał.
« Miej serce i patrz w serce » poeta powiada,
lecz w życiu czasami inaczej się składa.

Kołaczące w piersi, rozpaczą wiedzione,
maleńkie serduszko upadło na drogę.
Ciężarem boleści zgniecione nieboże,
chciałoby się podnieść - nie ma sił, nie może.

W sam środek trafione nienawiści grotem,
cichutko się żali, a krew zmywa łzami
i pyta dlaczego - odpowiedzcie proszę !
Czy karę za miłość ponoszę ?

Uważaj przechodniu, nie rozdepcz je butem,
bo ono już słabe i bardzo zmęczone,
choć małe wielkością, lecz ogromne siłą
i czeka tak samo na wzajemną miłość.

Jak waza etruska w cenie niewymierna
tak i serce matki, też wartość bezcenna.
Rozbite w skorupy - nawet posklejane
pozostawia skazę - zabliźnioną ranę.

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Stanisław Korab-Brzozowski

Dawid


W łuszczastą karacenę odzian olbrzym hardy,
Filistyńczyk z Geth, Goliath w miedzianym puklerzu,
Trzymając Izraela na hańby pręgierzu,
Ciska mu w twarz wyzwanie i słowa pogardy.

Ku niemu szedł młodzieńczyk. Siłacz pełen wzgardy
Patrzał, jak biegł ten pastuch na śmierć i żer zwierzu;
Lecz on ci chłopiec z Panem Zastępów w przymierzu,
Sięgnąwszy do swej torby, dobył kamień twardy,

Wsadził w procę i kręgi zatoczył nią w koło:
Kamień z świstem się wyrwał i wrył w groźne czoło;
Olbrzym nagle się zachwiał i runął na ziemię. -

A Dawid, przybieżawszy, w gardziel miecz mu wtłacza
I wysoko wzniesionym ściętym łbem siłacza
Sieje postrach ogromny w Filistynów plemię.

Tarcza Achillesa

Hefajstos, boski kowal, kruszcu złom z ciemnicy
Gór przepastnych, gdzie wiecznie panuje noc głucha,
Dobywszy, z trudem niesie, sapie, chwyta ducha,
Aż wreszcie na ziem ciska w głębi swej kuźnicy,

I skinął: na znak jego czujni robotnicy,
Cyklopi, ogień niecą: już żar krwawy bucha;
Więc bryłę weń wrzucają, aż skier zawierucha
Gardzielą Etny strzela w dymów nawałnicy.

On tymczasem młot chwyta w dłoń i z siłą turzą
Kuje metal jęczący, a echem mu wtórzą
Uderzenia Cyklopów - olbrzymich wśród żaru.

A coraz bardziej nagli młota swego razy,
Albowiem ujrzał, mocą swej twórczej ekstazy,
Na tarczy Achillesa Gród w łunach pożaru.Anna B. edytował(a) ten post dnia 09.04.09 o godzinie 11:49

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Ks. Jerzy Szymik

Grecy


Czekają na Persów.

W wąwozie, w milczeniu,
w zapachu tymianku.
Skupieni na lęku

pocą się krwią
pięć wieków przed Chrystusem,
któremu są bliscy.

Ściskają mokre noże.
Księżyc w grotach włóczni
odbija z czułością odbite światło słońca.

Kiedy ono wzejdzie,
będzie już można śpiewać o nich pieśni.
Wszak Persów są krocie i jest z nimi Azja.

Wiedzą niewiele:
że umrą szybko i mało boleśnie,
że już nigdy życie nie wyjdzie z ich lędźwi.

Nie wiedzą,
że ocalą tęsknotę za harmonią
i świat. Dla nas

Ateny, Pszów 13, 29 VIII 2000 r.

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Zbigniew Herbert

Ankhenaton


Inskrypcja

Dusza Ankhenatona, pod postacią ptaka, usiadła na brzegu czoła,
aby odpocząć przed daleką podróżą. Lecz zamiast patrzeć w horyzont,
spojrzała w twarz zmarłego. A twarz ta była jak lustro bogów.

Próba rekonstrukcji

Po co mam wędrować -
pomyślała dusza - przez
zawiłe pytania ku bóstwom
szczekającym

Po co ciemnym korytarzem
iść przez dłonie szorstkie
ku wagom wężom i skarabeuszom

tutaj zostanę
poznam sekret uszu
które leżą przy głowie
płasko jak psy

przytrzymam łodzie słodkich powiek
aby nie wypłynęły ku wklęsłym skroniom

wejdę w nozdrza aż do miejsca gdzie przysechł
ostatni zapach ziemi i zetrę ten ślad

uwiję dwa gniazda w kącikach ust
które milczą i nabrzmiewają płaczem

będę pracowała aby pogodzić Ankhenatona z cieniem
tak mówiła dusza

ale my
którzy kamienną głowę Ankhenatona
trzymamy na kolanach
czujemy
jak ona węszy
jak ona tłucze
jak ona krzyczy

Hermes, pies i gwiazda, 1957Marek Filipowicz edytował(a) ten post dnia 27.04.09 o godzinie 10:43

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Cyprian Kamil Norwid

Spartakus


Ubi depuit orbis...

1

Za drugą, trzecią skonów metą
Gladiator rękę podniósł swą,
"To - nie to, krzycząc, SIŁA, nie to,
To nie to MĄDROŚĆ, co dziś zwą...
Sam Jowisz mi nie groźny więcej,
Minerwa sama z siebie drwi:
Wam - widzów dwakroć sto tysięcy -
Co dzień już trzeba łez i krwi...
Przyszliście drżąc i wątpiąc razem,
Gdzie dusza wietrzyć i gdzie moc?...
A my wam - księgą i obrazem,
A głos nasz ku wam - pocisk z proc.
- Przyszliście drżąc i wątpiąc razem,
Cała już światłość wasza - NOC!"

2

Za drugą, trzecią skonów metą
Gladiator rękę podniósł swą:
"To - nie to, krzycząc, MIŁOŚĆ, nie to,
o nie to PRZYJAŹŃ, co dziś zwą...
Z Kastorem Polluks, druhy dawne,
W całusach sobie wierność klną;
A Wenus włosy ma przyprawne,
Rumieńce z potem w maść jej lgną...
- Siedliście, głazy, w głazów kole
Aż mchu porośnie na was sierć:
I duszą waszą - nasze-bole,
I ciałem waszym - naszych-ćwierć;
- Siedliście, głazy, w głazów kole,
Całe już życie wasze: śmierć!"

Pisałem 1857
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Dragan Bošković**

Groby bez miejsca


Wyobraź sobie cały świat spakowany do jednej koperty
i w niej zalakowany
: człowiek rozciągnięty w zdaniach Prokrusta*
wszechświat - ogromna skrzynka pocztowa
niebo - najwierniejsza symulacja kartki zgiętej na pół.
Nie ma nic dziwnego w tym że słowo może pożreć człowieka
: ciało jest darem którego nie wolno nam się wyrzec
: książki są ścianami pomiędzy nami a naszymi prawdami.
Nie mogłeś poczuć życia w pierzu
być aniołem bez skrzydeł
: którego skrzydła zmieniają się w wiatr
hagiografem niepiśmiennych hiszpańskich kloszardów
przestępcą któremu dzwonek do drzwi zakłada pętlę na szyję
: z góry zgodziłeś się na porażkę.
Nie mogłeś być żadnym z bohaterów Przemian Owidiusza
drobnym rzemieślnikiem przerażenia, bogiem w postaci buhaja
kłębem dymu snującym się po niebie
: wydmuchniętym z płuc mitycznego palacza
ani mieć spokojnej twarzy topielca
: nie miałeś wyboru.

Pozostało otworzenie listu i zamknięcie wiersza
: w grobach nie ma już miejsca.

*Prokrustes w mitologii greckiej był zbójem attyckim, prawdopodobnie synem Posejdona; zabawiał się polowaniem na podróżnych, których ciała rozciągał na długość łoża, naciągając lub obcinając wystające części; zabity przez Tezeusza.(przyp.moje)

Co jest zapisane w Księdze?

W księdze - która wymierza policzki gdy ją kartkujesz - dosłownie jest napisane
: gdy usłyszysz - "Nie!"
odwrócisz się ty, i Orfeusz, i żona Lota,
i bogaty młodzieniec, i anioł zagłady.
W księdze jest zapisane
: niech się zrealizują niezrealizowane metafory
niech zęby wrócą z powrotem w kęsy
ciała w skóry, telegramy w ciała.

Wyobraź sobie że jesteśmy brewiarzem zapomnianym na peronie kolejowym
: wymiętą pościelą wchłaniającą pot ciał
negatywami własnych długometrażowych biografii
może popularnymi bohaterami którzy wracają z powrotem do klatki piersiowej
: mniszej celi z białymi kratami
albo uciekają z własnych pogrzebów
: czyżby mój rękopis nie zatonął w kufrze Disa?*
Wyobraź sobie że z naszych ust kiełkuje roślinka
i że nazywają ją "czarodziejską fasolką".

Tak, nadeszły czasy że jest więcej leków niż chorób
ale umiera się na grypę
: najsurowiej rozdziela sprawiedliwość
raz jeszcze powtarzam
: trzeba narodzić się ponownie.
Nie troszczcie się, zapisane jest
: kiedy nadejdzie złodziej
przywita go dźwięk alarmu samochodowego

*Dis – bóg śmierci w mitologii rzymskiej(przyp.moje)

wiersze w przekładzie Agnieszki Łasek


**Urodzony w 1970r.serbski poeta, ceniony eseista i krytyk literacki;wykładowca Wydziału Filologiczno-Artystycznego w Kragujevacu. Opublikował: ODISEJ - kataloška priča (1998, wraz z Sašą Iliciem), Vrtoglavica, laž i Vavilon od karata (1998, nagrody: "Brankova nagrada", "Matićev šal"), U jednom telu (2003).Zofia M. edytował(a) ten post dnia 05.05.09 o godzinie 19:49
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

P.S do historii Prokrustesa, wzmiankowanej w zamieszczonym powyżej wierszu Dragana Boskovica "Groby bez miejsca" i w przypisie...

Zbigniew Herbert

Damastes z przydomkiem Prokrustes mówi



Moje ruchome imperium między Atenami i Megarą
władałem puszczą wąwozem przepaścią sam
bez rady starców głupich insygniów z prostą maczugą w dłoni
odziany tylko w cieć wilka i grozę budzący dźwięk słowa Damastes

brak mi było poddanych to znaczy miałem ich na krótko
nie dożywali świtu jest jednak oszczerstwem nazwanie mnie zabójcą
jak głoszą fałszerze historii

w istocie byłem uczonym reformatorem społecznym
moją prawdziwą pasją była antropometria

wymyśliłem łoże na miarę doskonałego człowieka
przyrównywałem złapanych podróżnych do owego łoża
trudno było uniknąć-przyznaję-rozciągania członków obcinania kończyn
pacjenci umierali ale im więcej ginęło
tym bardziej byłem pewny że badania moje są słuszne
cel był wzniosły postęp wymaga ofiar

pragnąłem znieść różnicę między tym co wysokie a niskie
ludzkości obrzydliwe różnorodnej pragnąłem dać jeden kształt
nie ustawałem w wysiłkach aby zrównać ludzi

pozbawił mnie życia Tezeusz morderca
niewinnego Minotaura
ten który zgłębiał labirynt z babskim kłębkiem włóczki
pełen forteli oszust bez zasad i wizji przyszłości

mam niepłonną nadzieję że inni podejmą mój trud
i dzieło tak śmiało zaczęte doprowadzą do końca


z tomiku "Raport z oblężonego Miasta i inne wiersze", Paryż 1983r.Zofia M. edytował(a) ten post dnia 06.05.09 o godzinie 18:57
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Bolesław Leśmian

Osjan


Jam - nie Osjan! W zmyślonej postaci ukryciu
Bezpiecznie śpiewam moją ze światem niezgodę!
Tarczą złudy obronny - zyskałem swobodę,
Której on by zapragnął, gdyby tkwił w tym życiu.

Za niego dźwigam brzemię należnej mi sławy
I za niego o przyszłość mych pieśni się trwożę -
Żyję tak, jakbym jego życia był ciekawy -
Ginę, jak on by ginął, choć zginąć nie może!

Ten go uczci, co będzie na moim pogrzebie,
Gdy moja mgła się z jego spokrewni tumanem.
Nikt się nigdy nie dowie, czym byłem dla siebie -
Dla innych chciałbym zawsze być tylko Osjanem.

Tak rzekł śpiewak, lecz własnym smutkom nie podołał,
I nagle: Boże, Boże! - do Boga zawołał.

Jam - nie Bóg! Twarzy mojej spragniony zatraty,
Maskę Boga przywdziałem - zdradziecko pokrewną,
I za Niego stworzyłem bezrozumne światy,
Tak jak On by je stworzył... Na pewno! Na pewno!

Za Niego w mrok się wdarłem, by trwać w obłąkaniu,
Tak jak On by to czynił, gdyby chciał się wdzierać!
Za Niego mrę na krzyżu w bolesnym przebraniu
Tak właśnie, jak On marłby, gdyby mógł umierać!

Za Niego, jakby rozpacz gnała Go po niebie,
Płacząc - w próżnię uchodzę, by marnieć - odłogiem!
Nikt się nigdy nie dowie, czym byłem dla siebie!
Dla was, co się modlicie, jestem tylko - Bogiem.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 15.05.09 o godzinie 02:41

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Heinrich Heine

Bogowie Grecji


Rozkwitły księżycu! w blasku twym
Morze lśni jak płynne złoto;
Coś niby światło dziennie, ale przetworzone
Magiczne w półmrok
Legło nad całą płaszczyzną wybrzeża;
A po niebie błękitnawym, bezgwiezdnym
Suną białe chmury
Jak kolosalne bóstw posągi
Ze świecącego marmuru.

Nie, skądże, to wcale nie chmury!
Wszak to oni, bogowie Hellady,
Onegdaj radośnie rządzący światem,
Dziś, zepchnięci i martwi,
Ciągną w dal jak potworne widma
Poprzez północne niebo.

Zaskoczony i w dziwnym olśnieniu oglądam
Ten powietrzny Panteon,
Uroczyście milczące, groźne w ruchu
Kształty olbrzymów.
Oto jest Kronion, władca niebios,
Śnieżnobiałe ma loki na głowie,
Słynne, trzęsące Olimpem kędziory.
W ręku trzyma wystygły piorun,
Na twarzy znać nieszczęścia i zgryzotę
I, mimo wszystko, dawną dumę.
Dobre to były czasy, Dzeusie,
Kiedyś sobie bosko używał
Na chłopcach, na nimfach, na hekatombach,
Ale nawet bogowie nie rządzą wiecznie,
Młodzież wypiera starych,
Tak jakoś ty sędziwego ojca
I stryjów tytanów był pognębił,
Iuppiter Parricida!
I ciebie poznaję, pyszna Juno!
Nie pomogły zazdrosne obawy,
Inna przejęła jednak berło
I nie jesteś już królową nieba,
I stężało twe wielkie oko,
I bezsilne liliowe ramiona,
I nie mają się co bać twej zemsty
Dziewica przez Boga zapłodniona
Ani cuda czyniący Boży syn.
Poznaję ciebie, Pallas Athene!
Nie mogłaś więc tarczą ani mądrością
Odwrócić od bogów zagłady?
I ciebie też poznaję, Afrodyto,
Niegdyś złota! a dziś tylko srebrna!
Wprawdzie pozostał ci czar twej kibici,
Ale bałbym się twojej piękności
I gdybyś mię zechciała, jak innych herosów,
Ciałem swym uszczęśliwić, umarłbym ze strachu:
Boginią trupów mi się zdajesz,
Venus Libitina!
Przestał patrzeć na cię miłośnie,
O tam, straszliwy Ares.
Smutno spogląda Febus Apollo,
Młodzieniec. Milczy jego lira,
Co radośnie dźwięczała na ucztach bogów.
A jeszcze smutniejszy Hefajstos,
Bo zaiste! nigdy już nie wkroczy kulas
W kompetencje młodziutkiej Hebe
I nie będzie biesiadnikom pilnie rozlewał
Miłego nektaru... Dawni zgasł już
Bogów śmiech niegasnący.

Ja was nigdy nie kochałem, bogowie!
Z zasady bowiem nie cierpię Greków,
A nawet Rzymianie są mi wstrętni.
Lecz święta litość i straszne współczucie
Przenikają me serce,
Gdy was tak widzę, tam, wysoko,
Porzuceni bogowie,
Nieżywe, błądzące po nocy cienie,
Wątłe jak mgła, przepędzane z wiatrem.
A kiedy myślę, jak tchórzliwi
I wątpliwi bogowie zgnietli was,
Nowi, despotyczni, żałośni bogowie
Żądni krzywd, w owczej skórze pokory...
O, ponury mnie chwyta gniew,
Chciałbym nowe świątynie pokruszyć
I za was bić się, stare bogi,
I bronić waszych ambrozyjskich praw,
I przed waszymi ołtarzami,
Co znów odbudowane zadymią od ofiar,
Paść na kolana i błagać,
I modlić się ręce wznosząc...

Bo jakkolwiek wy, starzy bogowie,
Tak samo niegdyś w ludzkich walkach
Zawsze braliście stronę zwycięzców,
Człowiek jest bardziej niż wy wielkoduszny
I dlatego ja w walkach bogów trzymam
Za partią bogów zwyciężonych.

Tak mówiłem, aż się najwyraźniej
Rumieniły w górze blade z chmur postacie
I spoglądały konająco,
Uwznioślone w bólu, i nagle znikły.
A to księżyc się schował
Za chmurami, co szły ciemniejsze;
Wysoko buchnął morza szum
I zwycięsko wystąpiły na niebo
Wieczyste gwiazdy.

przełożył Robert Stiller

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Charles Olson

Z pierścienia wód


oto zachodu wiatr porwał ją w górę
kiedy powstała
z łona
morskiej fali, z delikatnej piany
i poniósł ją ku jej wyspie
do domu

i do owych kochanków
tak trudnych, a pory roku
pośród złotych dni witały ją
i ubrały ją, tak jakby ją same
stworzyły i urzeczone nowo narodzoną
z pierścienia wód oceanu, różową
i nagą, zanieśli to dziewczę, z fiołkami
we włosach przed oblicze bogów

Piękność która rzekła nie
zeusowi i im wszystkim, choć nie wszystkim obecnym
lecz czy wybrała najbardziej szpetnego
do łoża, tak po prostu,
czy aby swą piękność złożyć w pokucie naturze, czyżby?

niemniej znając zmienność pór roku
nie została długo, może ów kuternoga
zagrał tylko jedną z ról, a przystojniak
mars posiadł ją A dziecię
tamto miało inne imię, strzała i
ucieczka, przelot jego
matki, która mirtem

przybrała delfina a słowa te
powstają tworząc
byty z podobnych
żywiołów.

przełożył Leszek ElektorowiczMarta Konarska edytował(a) ten post dnia 26.05.09 o godzinie 06:52

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Hilda Dolittle

Lete


Ani skóra, ani futro, ani wełna
Nie okryją cię
Ani szkarłatna zasłona, ani piękny
Pułap cedrowy nie wzniesie się nad tobą,
Ani jodła,
ani sosna.

Ani widoku dzikiej róży, ani janowca
Ani cisu rzecznego,
Ani zapachu kwitnącego krzewu
Ani kwilenia trzciniaka co budzi cię rano,
Ni makolągwy,
Ni drozda.

Ani dotyku, ani słowa, ani spojrzenia
Kochanka, będziesz
Tęsknić po nocy za wszystkim prócz:
Tych fal wielkiego przypływu, które cię okryją
Bez pytania
Bez pocałunku.

przełożył Leszek Elektorowicz

wiersz ten w oryginale oraz w innym przekładzie Michała Popławskiego
na stronie Poezja anglojęzyczna
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Zbigniew Herbert

Boski Klaudiusz



Mówiono o mnie
poczęty przez Naturę
ale nie skończony
jak porzucona rzeźba
szkic
uszkodzony fragment poematu

latami grałem przygłupa
idioci żyją bezpiecznie
spokojnie znosiłem obelgi
gdybym zasadził wszystkie pestki
jakie rzucono mi w twarz
wyrósł by gaj oliwny
rozległa palmowa oaza

edukację odebrałem wszechstronną
Liwiusz retorzy filozofowie
po grecku mówiłem jak ateńczyk
ale Platona
przypominałem tylko w pozycji leżącej

uzupełniałem studia
w lupanarach i knajpach portowych
o nie spisane słowniki wulgarnej łaciny
i wy przepastne skarbce występku i rozpusty

po zabójstwie Kaliguli
ukryłem się za kotarą
wyciągnięty przemocą
nie zdążyłem przybrać mądrego wyrazu twarzy
gdy rzucona mi świat pod nogi
niedorzeczny i płaski

odtąd stałem się najbardziej pracowitym
cesarzem historii powszechnej
Heraklesem biurokracji
z dumą wspominam
liberalną ustawę
która zezwala na wypuszczanie odgłosów brzucha
w czasie uczt

odpieram stawiany mi często zarzut okrucieństwa
w istocie byłem tylko roztargniony

w dniu gwałtownej śmierci Messaliny
na mój - przyznaję - rozkaz uśmiercono biedaczkę
spytałem w czasie biesiady - dlaczego Pani nie przyszła
odpowiedziało grobowe milczenie
naprawdę zapomniałem


zdarzało się że zapraszałem
zmarłych na partyjkę kości
absencję karałem grzywną
przeciążony tyloma pracami
mogłem się mylić w szczegółach

podobno
kazałem stracić
trzydziestu pięciu senatorów
i jakieś trzy centurie ekwitów
no cóż

trochę mniej purpury
mniej złotych pierścieni
za to - co nie jest błahe -
więcej miejsca w teatrze

nikt nie chciał zrozumieć
że cel tych operacji był wzniosły
pragnąłem ludzi oswoić ze śmiercią
stępić jej otrze
sprowadzić do wymiarów banalnych i codziennych
takich jak lekka melancholia albo katar

a oto dowód mojej
delikatności uczuć
z placu kaźni
usunąłem posąg łagodnego Augusta
by czuły marmur
nie słuchał ryku skazańców

noce poświęcałem studiom
napisałem historię Etrusków
historię Kartaginy
drobiazg o Saturnie
przyczynek do teorii gier
traktat o jadach węży

to ja ocaliłem Ostię
przed inwazją piasku
osuszałem bagna
zbudowałem akwedukty
odtąd zmywanie krwi
stało się w Rzymie łatwiejsze

rozszerzyłem granice Imperium
o Brytanię Mauretanię
i zdaje się Trację

o śmierć przyprawiła mnie żona moja Agrypina
i niepohamowana namiętność do borowików
grzyby esencja lasu - stały się esencją śmierci

wspomnijcie - o potomni - z należą czcią i wdzięcznością
choćby jedną zasługę boskiego Klaudiusza
dodałem do alfabetu nowe znaki i dźwięki
rozszerzyłem granice mowy to znaczy granice wolności

odkryte przeze mnie litery - ukochane córki Digamma i Antysigma
wiodły mój cień
gdy chwiejnym krokiem zmierzałem w mroczną krainę Orkus

z tomiku „Raport z oblężonego Miasta i inne wiersze”,Wrocław 1998r.
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Nikos Chadzinikolau

Teby


Na placu miasta ślepy Edyp żebrze.
Kto poda mu rękę?
Antygona w lochu uwięziona.
Kto pochowa zabitych?
Przed bramą Sfinks nową zagadkę zadaje.
Kto ocali to miasto?

Antygona

Mrok jest jej trwaniem-
ciało poznaje w kamieniu,
głos w nagrobnych tablicach.
Modli się
jak krajobraz głuchym ziarnem,
jak domy wyciszone z tętna.
A chciała nieść pożądanie,
włosy wiatrom oddawać
i przed siedmioma bramami tańczyć
jak pszczoła w winnicach.

Już nie czuje naszego oddechu,
nie widzi gwiazd,
z których uczyła się mądrości.

Bogowie!
Wy też poznacie swoją małość.

Ifigenia

Uwierz starcowi,
który dłutem wyrzeźbił legendę.
Ifigenia codziennie broczy pod nożem
wiatry żagle otwierają
i płyną okręty do Troi.

Matki
znowu krew niosą
w amforach.

Odys

Nie czeka na pomyślne wiatry.
Płynie na połamanych deskach,
poznaje wyspy po zalotnikach,
miasta po skajskich bramach.
W śpiewie Syren głos Penelopy słyszy.
We własnej piersi trójząb Posejdona.
Wciąż płynie na połamanych deskach
z konia trojańskiego.

Kirke

Kirke wiesza swoje płótna
białe od pożądań.
Naokoło błoto.
Ludzie zapominają przeszłość,
obojetni wobec Itaki.

Mnoży się stado świń.

Syzyf

W dzień buduję dom z kamieni,
w nocy burzą go kamieniarze
na ponowną skałę.
W dzień buduję dom z drzewa,
w nocy burzą go leśnicy
i sadzą lasy.
W dzień otwieram grób dla siebie,
w nocy kładą się w nim bezdomni.

z tomiku "Dobrze Syzyfie",1974r.Zofia M. edytował(a) ten post dnia 16.06.09 o godzinie 10:27

konto usunięte

Temat: Antyczne korzenie cywilizacji

Jorge Luis Borges

Midgarthorm*


Bezkresne morze. Rybi stwór zielony.
Kosmogoniczny wąż, który oplata
- wąż zielony, morze zielone - tarczę
ziemi, jak on kolistej. Paszcza chłonie
ogon, który przybywa gdzieś z daleka,
z drugiego końca świata. Pierścień ciasny,
co nas otacza, jest burzą i blaskiem,
cieniem i wrzawą, refleksem refleksów.
Jest także amfisbeną**. I wieczyście
patrzy w siebie bez lęku wiele oczu.
A każda głowa sunie wciąż oślizgłe,
węsząc żelazo wojen, łupy smocze.
Wyśniono go w Islandii. I otwarte
morza na jego widok w zgrozie drżały.
Powróci wraz z okrętem przeklinanym,
zbudowanym z paznokci wielu zmarłych.
Z wysoka padnie niepojętym cieniem
na ziemię pobladłą i oniemiałą,
w dniu wilków wzniosłych, agonii wspaniałej
tamtego zmierzchu bez śladu imienia.
Jego obraz urojony poraża.
Nad ranem mi się zwidział w koszmarach.

przełożyła Krystyna Rodowska

* wąż świata, który opasuje morze i sam jest morzem - fantastyczny
stwór z mitologu staro-skandynawskiej, o którym opowiada się w pieśniach
bohaterskich „Eddy poetyckiej”
** baśniowy wąż o dwóch głowach (przypisy tłumaczki)



Wyślij zaproszenie do