Temat: Poezjomalowanie. Poezja kolorów — kolory poezji
Amy Lowell
MIASTA W KOLORZE
I. Czerwone pantofle
Czerwone pantofle w oknie sklepu, a na zewnątrz na ulicy, skazy szarości gradowej nawałnicy!
Za wypolerowaną szybą wiszą pantofle na długich, czerwonych sznurówkach, zwisających odświętnie z sufitu niczym krwawe stalaktyty, zalewają oczy przechodniów tym kapiącym kolorem, przyćmiewają ich szkarłatne odbicia
w oknach dorożek i tramwajów, krzyczą ich kolorami, bordowym i łososiowym,
w paszczę gradu, pluskają małymi, okrągłymi
jak kasztany światłami na czubkach parasoli.
Krzyk bieli, błyszczący front sklepu rozcięty i zakrwawiony, to krwawią czerwone pantofle. Bluzgają pod elektrycznym światłem, płynnie i zmiennie, deszczem gorącym - to znów zmrożonym, na czerwone pantofle, tysiąckroć pomnożone w bocznym okiennym lustrze.
Balansują na łukowatych podbiciach jak zerwane mosty o purpurowej barwie; kołyszą się na wykrzywionych obcasach jak kręcące się tanagry1 wciągnięte do kieszeni wiatru; wygładzone, bez obcasów, jak lipcowe stawy, migoczące
i podpalone przez czerwone race.
Trzask, trzask, to iskrzące purpurowe petardy na białych, monotonnych budynkach sklepów. Zanurzają dzwonienie miliardów cynobrowych trąbek
w tłumie na zewnątrz i echo w nieśmiałym różu nad chodnikiem.
Ludzie spieszą się do tego, tylko w butach, a w oknie, daleko niżej, duży pączek lotosu z tektury, którego płatki otwierają się, co kilka minut
i odsłaniają woskową lalkę, z jaskrawymi kropelkami oczu i płowymi włosami, rozpartej niezgrabnie na jej ukwieconym krześle.
One często są widywane jak buty, ale kto widział wcześniej pąk lotosu
z tektury?
Skazy szarości gradowej nawałnicy uderzają w okno sklepu, gdzie są tylko czerwone pantofle.
II. Restauracja Thompsona – Wielki Dworzec Centralny
Studium bieli
Woskowa biel -
Podłoga, sufit, ściany.
Cienie o barwie kości słoniowej
Nad trotuarem,
Wypolerowane przez ciągłe zamiatanie
Kremowe nawierzchnie.
Duża sala w kolorach płatków
Wielkiej magnolii
Z nalotem barw
Kwitnącego kwiatu,
Co sprawia, że lśnią delikatnie
Pod elektrycznymi lampami.
Krzesła wahają się w rzędach
Niczym nasiona sepii
W oczekiwaniu na swoje spełnienie.
Biały jak kreda czepek kucharza
Kontrastuje matowo z niewyraźnie jasną ścianą -
Zmatowiała kredowa biel razi siatkówkę oka
Jak falowe uderzenia niepewnej pary.
Przezroczysta biel szkła z zielonymi refleksami,
Chłodna zieleń szklanych naczyń, przesuwanie – bardziej zielone,
Bardziej niebieskie - słoika z bieżącą wodą.
Wyszczerbione zielono-białe kielichy z prasowanego szkła,
Usypane śnieżne szczyty z rozdrobnionego cukru
Nad cukierniczkami w kształcie domowych latarni,
Koloru szarego pieprzu i szaro-białej soli.
Szaro-białe tabliczki: “Gulasz z ostryg, Mielona wołowina z kukurydzą,
Parówki”: Płytki marmurowe w prążki ze słowami na wijących się liniach.
Kapią na biały kontuar jak nuty rogu,
Poprzez sieć skrzypiec,
Płaskie, żółte światła pomarańczy,
Czerwonawe plamki jabłek
Z wysokich plantacji “épergnes”,
Elektryczny zegar szarpie co pół minuty:
“Podchodzić! Gotowe!”
“Trzy steki wołowe i pasztet z kurczaka” -
Wrzasnęło okienko, a zegar wciąż szarpał mocno.
Mężczyzna niesie chiński kubek z kawą na odległe miejsce.
Dwa ryżowe budynie i sałatka z łososia
Wydawane są nad kontuarem;
Niezajęte wolne miejsca można rezerwować.
Łyżka spada na podłogę z impetem metalu uderzającego o kamień,
A dźwięk przebiega przez salę
Ostrym, niewidzialnym zygzakiem
Srebra.
III. Gmach opery
Wewnątrz złotego czworoboku łukowego sklepienia proscenium
Wisi ze sztywnymi fałdami kurtyna z pomarańczowego aksamitu,
Jej frędzle trzęsą się lekko, gdy ktoś przechodzi obok przez scenę.
Złote rzeźby na krawędziach balkonów,
Współtworzą loże,
Biegną w górę i w dół karbowanymi filarami.
Małe cięcia złotego noża
Lśnią na zewnątrz, kiedy drzwi loży są otwarte.
A złote pąki
Błyskają delikatnymi wybuchami
W niebieskiej ciemności,
Wysysają się z powrotem do punktu wyjścia
I znikają.
Złote bransolety
Okalają szyje, nadgarstki, palce,
Przekłute uszy,
Stateczne głowy
I unoszą się ponad nie w kolorowych błyskach.
Złoto!
Złoto!
Gmach opery jest cennym kufrem złota.
Złoto jest szeroką plamą rozlane na całą orkiestrę na dole:
Złoto na rogach, trąbkach, tubach;
Złoto – uprzędzone złoto, wyćwierkane złoto, wykpiwane złoto
Harf.
Dyrygent unosi swoją batutę,
Mosiądz zaczyna trąbić,
Drażniący, szorstki,
Nowobogacki, gruby, mocny,
Złoty.
Tak bogaci jak grubi, klaszczą w dłonie w lożach.
Cymbały, gigantyczne, w kształcie monet,
Upadek.
Pomarańczowa kurtyna rozsuwa się
I wychodzi primadonna.
Jedna uwaga,
Kropla: przezroczysta, mieniąca się kolorami,
Złota bańka,
Płynie..., płynie...
I pęka przed ustami prezesa banku
Na wysokiej pozycji.
IV. Popołudniowy deszcz na miejskiej ulicy
Rozgniewane strugi deszczu znów na szarych ścianach,
Ukośne linie czarnego deszczu,
Z przodu w górze i na dole, mokre kamienie na bokach budynków.
Niżej
Mazista, lśniąca, czarna, pozioma
Ulica.
A nad nią parasole,
Czarne połyskujące kropki
Wpadające do białego
Rwącego
Strumienia po dwóch płaskich liniach,
Ślizgają się potem obok siebie na gładkim oleju.
Jak czworoboczny klin
Custom House Tower2
Poszturchiwany na niskim, płaskim niebie
Przepycha się wyżej i wyżej,
Unosi się daleko od wierzchołka domu
Unosi się w jednym kawałku, jakby był arkuszem blachy cynowej
Z pomocą dźwigu na jego szczycie.
Rozgniewane strugi deszczu przecinają Tower ukośnie,
Wyryte linie czarnych poprzecznych przewodów,
Okaleczone prostopadłą szarą powierzchnią
Ze ścisłą precyzją narzędzi.
Miasto jest otaklowane3 prostymi liniami i kątami,
Czarno-szarą szachownicą.
Podłużne płaskie bloki
Pełzają z pomocą wolno pracujących silników
I przechodzą do małych pionowych kwadratów,
Kurcząc się wraz z odległością.
Statek parowy w dorzeczu dmucha w swój gwizdek,
A jego dźwięk rozchodzi się poprzez strugi deszczu,
Wąski, poziomy pas ze stali
Twarde plasterki cytryny,
Nakładające się same na front budynków,
Kiedy okna się zapalają.
Ale plasterki cytryny są ostre na brzegach,
Na których nie można się zderzać,
W górę, na wprost, w górę, na wprost – kwadrat,
Pomięte szaro-białe kartki,
Uderzenia wzdłuż chodników,
Wykrzywione, okropne,
Bez odgięć.
Koń kroczy w kałuży,
Rozpryskując białą, jaskrawą wodę
Na sztywne, wyjaskrawione linie,
Jak trzeszczące łodygi trzciny.
Miasto jest heraldyczne z kątami,
Ciemna tarcza ze srebra i strój żałobny,
I równo pokolorowane wygięcia deszczu,
Przeżytek czterobocznej cywilizacji.
Kiedy zapala się uliczna latarnia,
Przyglądam się jej przez pełne trzydzieści sekund,
Aby odpoczął mój mózg, zalany blaskiem wokół jego kuli.
V. Akwarium
Zielone i lśniące żółte smugi,
Srebrne odchylenia,
Koła wykręcające się z kół,
Srebro – złoto -
Szaro-zielone, nieprzejrzyste, ślizgające się w dół,
Z wyraźnymi białymi pęcherzykami,
Pędzącymi i tańczącymi,
Wyrzucanymi szybko na zewnątrz.
Pęcherzyki wącha
I połyka
Ryba.
Niebieskie cienie przeciw srebrno-szafranowej wodzie,
Nad nimi marszczące się światło,
W stalowych, jasnych drganiach.
Rozpostarte, przeświecające płetwy
Wyżłobienie, fałda i nawrót;
Nanizane światło odbija je na kamykach
W lekko przyćmionych migotaniach.
Wijąca się wokół cętkowanych cierni
Powoli przesuwa się do góry,
Leniwe zwoje:
Potem nagle kłębek prostuje się
I rzuca na dół:
Ukośne szare cienie
W poprzek bladego okna.
Powiązane i poskręcane,
Zielone ludojady węgorze,
Drzemiące w falistych rytmach,
Leżące poziomo na swych grzbietach.
Ryba w prążki,
Ryba w paski,
Nierówne dyski ryby,
Poślizg, zjazd, wirowanie, obrót
I nigdy dotyk.
Niebieska metalicznie ryba,
Z kołyszącymi się szerokimi i żółtymi płetwami,
Jak orientalnymi wachlarzami,
Przytrzymuje słońce na brzuchu
I iskrzy światłem:
Niebieskie odblaski pocięte czarnymi pręgami.
Podłużna lśniąca tafla w słomianym kolorze,
W poprzek, styka się,
Pomazana róża, czarna, srebrna.
Krótkie parweniuszowskie skręty,
Czarna róża w otoczeniu pęcherzyków,
Słońce gra między czerwonymi I czarnymi kwiatami
Na niebieskim i złotym trawniku.
Cienie i polerowane powierzchnie,
Fiołkoworóżowe i purpurowe pola,
Ciągłe ubarwianie wartości.
Komin
Z okrągłymi zielonymi oczami,
Grubym nosem,
Heliotropowego koloru4;
Doraźne plamy chryzolitu i rafy koralowej,
W środku zielonych, perłowych i ametystowych blasków.
Na zewnątrz,
Wierzba migocze
Małymi białymi szarpnięciami
I długimi niebieskimi falami,
Które unoszą się wciąż poza wyspy.
z tomu “Men, Women and Ghosts”, 1916
tłum. z angielskiego Ryszard Mierzejewski
1. *tanagra – ptak z rzędu wróblowatych
2. Custom House Tower – wieżowiec w finansowej dzielnicy Bostonu
o charakterystycznym kształcie czworobocznego klina
3. otaklowane – olinowane jak żaglowiec przygotowany do rejsu
4. heliotropowy kolor (ang. Heliotrope-coloured) – kolor ciemnoniebieski, niekiedy biały, żółty lub liliowy. Nazwa pochodzi od kwiatu heliotropa, występującego w ok. 250 gatunkach, w klimacie ciepłym i umiarkowanym – przyp. R.M.
Wersja oryginalna pt. “TOWNS IN COLOUR” w temacie Poezja anglojęzycznaTen post został edytowany przez Autora dnia 08.05.16 o godzinie 02:25