Temat: Miasto
Max Jacob
Angielskie miasteczko w niedzielę
Za antycznym frontonem antyczny bazar;
widnieje tu napis: „Company Balthazar”.
Po taflach ulic ślizgają się dżentelmeni-wdowcy.
Przystrzyżone trawniki jak przystrzyżone owce.
Szkoda jeszcze, że dzieci nie są blond w niedzielę.
Pewnie trzymając za nogi w mące się je zanurza
(w mące albo w soli),
a potem targa czupryny palcami stóp;
czasem to boli.
Po figurze
matki podobne są do magnolii
a ich dorastające panny
są jak tulipany.
W porcie - flag parada,
statki trzepoczą skrzydłami żagli.
Prócz fajki nie mam już namiętności żadnej
(to nieprawda!).
Oberżo! W tym dniu, kiedy nawet woda sennie milczy
twój spleen hiperboliczny
wprawił mnie w nastrój zgoła alkoholiczny.
Na rejach masztów, których pnie przypominają nieco krucyfiksy
ani jeden marynarz młody
nie przyprawia o zawrót głowy
kościstych dam.
Najwyżej ja: smutny patyk,
popisuję się, obnosząc swój pijacki stan.
Stożek nieba! Słój nieba jest więzieniem aniołów!
0, moje marzenia! Muskajcie wierzchołki kwiatów!
Mój połów,
gdy tak składam głowę wśród ziół: stąd spojrzeniem
opasuję zamki, pępki, zieleń,
to wszystko, gdzie ziemia wtyka nos w swą sierść.
0, słodkie głupstwa pleść:
krwią farbowane jest słońce, krwią mego serca.
Kruchy florentyńczyk z kartki pocztowej
nosi w sercu bębenek i bije dla generałowej.
A ja, inkasent pośrednich podatków
myślę dziś na poziomie motyli i kwiatków.
Słońce zapala obrus mej koszuli.
Dziś rano w świątyni
modliłem się trzy godziny.
Lecz czy to czuwam, czy śpię
- zawsze są gdzieś jakieś skrzypce
i trzy drzewa, które chciałyby zatańczyć,
i morza chętne ucho.
Mam błękit nieba za lustro,
ów dziedziniec Marii, gdzie spacerują i gawędzą sobie
wieszcze, królowie, święci i aniołowie.
0, Greenwich, pod długością południka twego
daj nam dziś drzemkę popołudniową i daj nam naszego
chleba powszedniego.
z tomu „Le Laboratoire central”, 1921
tłum. Marian Miszalski
wersja oryginalna pt. „Petite Ville anglaise le dimanche”
w temacie W języku Baudelaire'a