Temat: Żydzi, judaizm i kultura żydowska w poezji
Zuzanna Ginczanka (właściwie: Zuzanna Polina Gincburg,
1917-1944) – polska
poetka pochodzenia żydowskiego. Urodziła się w Kijowie w rodzinie zasymilowanych rosyjskich Żydów. Po Rewolucji Październikowej przybyła z rodzicami do Polski.
W szkole, mając do wyboru języki: jidisz, rosyjski i polski, wybrała polski jako język ojczysty. W wieku 10 lat zaczęła pisać wiersze. Za namową Juliana Tuwima w 1934 roku wzięła udział w konkursie poetyckim, w którym zdobyła wyróżnienie. Rok później rozpoczęła współpracę ze znanym pismem literackim „Wiadomości Literackie”, będącym głównym organem grupy Skamander. Sama również wstąpiła do Skamandrytów.
W 1936 roku, podczas studiów pedagogicznych w Warszawie, rozpoczęła współpracę
z pismem satyrycznym „Szpilki”. W tym samym roku wydała swój debiutancki i zarazem jedyny tomik poezji pt. „O centaurach”. Po wybuchu wojny schroniła się we Lwowie, gdzie kontynuowała swoją działalność literacką. Po zajęciu Lwowa przez Niemców, ukrywała się najpierw we Lwowie, potem w Krakowie. Jesienią 1944 roku została zadenuncjowana i aresztowana przez gestapo i wkrótce potem rozstrzelana.
Żyła zaledwie 27 lat. Poezja Zuzanny Ginczanki była przez wiele lat zapomniana.
Po wojnie ukazał się tylko jeden wybór jej wierszy:
Wiersze wybrane. Wybrał i wstępem opatrzył Jan Śpiewak. Czytelnik, Warszawa 1953 (wyd. II zm., 1980). Dopiero na początku lat 90-tych wydano pełny zbiór jej poezji:
Udźwignąć własne szczęście. Poezje. Wstęp i opracowanie Izolda Kiec. Brama - Książnica Włóczęgów i Uczonych, Poznań 1991, uwzględniający zarówno wiersze z tomiku "O centaurach", jak też utwory publikowane w czasopismach oraz wcześniej niepublikowane. Tom ten jest pierwszą częścią całościowej edycji twórczości poetki. Jego dopełnieniem jest monografia:
Izolda Kiec: Zuzanna Ginczanka. Życie i twórczość. Wyd. Obserwator, Poznań 1994.
Żar-ptak
Nie znam spełnienia swego, jak nie znam śmierci swojej.
Wśród jakich drzew sandałowych i pośród jakich aniołów,
mądrym żądłem języka struny wspierając gardłowe,
Żar - Ptak o piórach z płomieni tokuje i niepokoi?
Pod niebem zoologicznym zwierzęcy zziajany park
łączy gwiaździsty znak lwa z lwica zażartą i żywą;
miłosne gaje przebiegam. Ziemia do lotu się zrywa,
niebo powoli opada. Zderzają się obok mych warg.
Czy tu mnie skrzydło uderzy i oczy porazi blaskiem,
gdzie różą wiatrów gorącą czerwiec napęczniał i kwitnie?
Przebiegam czujna i patrzę: w trawie dziewczęce przepaski
i celne łuki myśliwskie w innej zgubione gonitwie.
Miły mnie dojrzał i wybrał - i oto kroczy jak lew:
"Okręt odpływa dziś w czułość, czeka z szumiącą banderą!"
Daremnie. Wiem: nie pojadę. Nie tutaj jeszcze, nie teraz
metalem roztopionym ptasi zachłyśnie mnie śpiew.
Bo oto łopot przelotu. Trzepot i popłoch we snach.
Mięciutki księżyc łaskocze zgubiony w przelocie puch.
W oddali przeciągły bulgot. To tokowanie. I znów
nie znam spełnienia swego, jak śmierci swojej nie znam.
W bitwę mnie pogoń prowadzi z zielonych miłosnych gajów,
Żar - Ptak z piór rozżagwionych zatacza koła nad bitwą,
wodzowie sprawdzają zbroję, sławę węszący zaszczytną,
przykrywam przyłbicą twarz, pomna rycerskich zwyczajów,
i ciężki wyciągam miecz - a okiem kołuję w górze.
Pędzi spiżowy mój wódz i głosem wrogów roztrąca:
"Okręt odpływa w zwycięstwo, czeka z banderą szumiącą!"
Daremnie. Wiem: nie pojadę. Żar - Ptak zatonął mi w chmurze.
Zdejmuję sennie przyłbicę i idę świadoma strat
w pełni podziemnych wspomnień i snów wiejących od ścian
ciche, zastygłe podziemia. Zmęczenie dławi mi krtań,
a za mną smugą surową wiersze znaczą mój ślad.
W kamieniołomach smutku wyrzekam się ptaków i spełnień,
dotykam kolumn bazaltu: - "Panie, - powtarzam śpiewnie, -
wypróbuj mnie smutkiem, rozpaczą, dnem zatracenia i zguby,
lecz szczęściem już nie doświadczaj, nie przetrwam bowiem próby."
I nagle - łopot przelotu. W oddali głos mi się roi,
w zielone soczyste gaje wbiegam znów, i znowu
mądrym żądłem języka struny wspierając gardłowe,
Żar - Ptak o piórach z płomieni tokuje i niepokoi.
Lecz nie ma rzeczy zupełnych - i żadna dlatego rzecz
nie wtrąci mnie w miłość doszczętną, zwątpienie doszczętne ni gniew,
blask piór mnie nie porazi, nie zakołysze mną śpiew,
i skrzydło mnie nie uderzy i nie odrzuci wstecz.
"Skamander" 1937 z. 7-9
* * *
Non omnis moriar - moje dumne włości,
Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych,
Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel
I suknie, jasne suknie pozostaną po mnie.
Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,
Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera
Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,
Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Tobie, twoim niech służą, bo po cóż by obcym.
Bliscy moi - nie lutnia to, nie puste imię.
Pamiętam o was, wyście, kiedy szli szupowcy,
Też pamiętali o mnie. Przypomnieli i mnie.
Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze
I zapiją mój pogrzeb i własne bogactwo:
Kilimy i makaty, półmiski, lichtarze-
Niech piją noc całą, a o świcie brzasku
Niech zaczną szukać cennych kamieni i złota
W kanapach, materacach, kołdrach i dywanach.
O, jak będzie się palić w ręku im robota,
Kłęby włosia końskiego i morskiego siana,
Chmury rozprutych poduszek i obłoki pierzyn
Do rąk im przylgną, w skrzydła zmienią ręce obie;
To krew moja pakuły z puchem zlepi świeżym
I uskrzydlonych nagle w aniołów przemieni.
1942
z tomu "Udźwignąć własne szczęście", 1991
Inne wiersze Zuzanny Ginczanki w tematach:
Wierność i zdrada, Ból, Ta nasza młodość, Samotność, Kobiecy portret,
Drogie kamienie w poezji, Treny, epitafia i inne wiersze o tematyce żałobnej, Trudne pytania, Miłość, Drzwi, W labiryncie życia i poezji, Poetycka garderoba..., Miasto, Wiersze "zaangażowane", W wynajętych pokojach, Przypowieść,
Być poetą – M. K.Marta K. edytował(a) ten post dnia 18.02.10 o godzinie 09:32