Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

John Ashbery*

Sekwencja snu (bez tytułu)


Tak jest, ścięła ogromne drzewo.
Znów było nam lżej oddychać.

I to nie dziura w krajobrazie
uradowała nas, a raczej zaproszenie dla pogody,
żeby nas odwiedziła w dowolnej porze.

Co uczyniła, stosownie do naszego nierosnącego nią zainteresowania.

Po trzeciej wpadce postanowiliśmy
dorzucić sensu. Nic z tego.
Nasz gobelin sam bez przerwy się ożywiał
na przekór tym przeraźliwym brzegom. Można było do niego zajrzeć
i zobaczyć martwą od lat mgłę,
wesołe słowa powitania wypowiedziane całe stulecia temu.
Co gorsza, zmierzaliśmy dokądś;
i nie była to już żadna firma krzak, ale kantata
którą przyroda zamówiła wcześniej u niebiańskiego gastronoma,
i zamówienie właśnie zrealizowano.

Fałszywych nut było tylko kilka; to miało mniejsze znaczenie
niż kot w katedrze. Raptem wszyscy śpiewaliśmy
nasze pamiętniki zemsty, albo służalcze kartki z podziękowaniem, czy co tam jeszcze.
Hotel kazał nam płacić od godziny
ale nie wiedzieć czemu w ostatecznym rachunku
nie uwzględniono telegraficznych drutów. Znikła również wieża ciśnień
jak gdyby wymazała ją niebieska gumka dziecka.

To właśnie wtedy sieć bijących dzwonów
wyklarowała nam to, cośmy powinni byli wiedzieć już przed laty:
że krok w złym kierunku jest dziurką od klucza
wiodącą w stronę ruchliwego dzisiaj horyzontu, jak siano, które
wydaje się wiedzieć dokąd zmierza, kiedy zmierza.

z tomu „Your Name”, 2000

tłum. Piotr Sommer

*notka o autorze, inne jego wiersze w wersji oryginalnej i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 28.05.12 o godzinie 21:23
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

Robert Bly*

Popołudniowy sen

I.


Schodziłem z gór snu.
We śnie patrzyłem na wschód poprzez słoneczne pole
Jadąc starym fordem model A.
Zbudziłem się szczęśliwy, bo śniła mi się żona
I samotność ukryta w trawach i roślinach,
Która towarzyszyła mężczyźnie po trzydziestce, leżąc z nim,
                                           i nagle objawiła swą obecność.

II.

Kiedy Joe Sjolie poczuł zmęczenie, sprzedał swoją farmę,
A także swój fotel na biegunach i już nigdy nie wrócił.
Zostawił też psa w szopie.
Pies nie przyjmował jedzenia od obcych.

III.

pojechałem do tej farmy po przebudzeniu.
Stoi samotnie na wzgórzu, osłonięta drzewami.
Gęsta trawa rośnie wokół domu.
Wszedłem po schodkach na ganek, drzwi były otwarte.
Wewnątrz leżały porzucone książki
I podręcznik na użytek norweskich imigrantów.

z tomu "Silence in the Snowy Fields", 1962

tłum. Julia Hartwig

*notka o autorze, inne jego wiersze w wersji oryginalnej i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
Ten post został edytowany przez Autora dnia 07.08.13 o godzinie 12:21
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Co się poetom śni ...?

Zbigniew Herbert

Język snu


kiedy śpię
jak wszyscy
przed światem
nakręcam zegar

tonę na białym
żaglowcu
fala zmywa mnie
z białego żaglowca
szukam kluczy
zabijam smoka
który się śmieje
zapalam lampę
a nade wszystko
gadam

podejrzewam
że wszyscy śnią obrazami
ale opowiadam sobie
te wszystkie głupie historie
jakbym spał
w kopcu narracji

ale taki powinien być
język snu
język piękny dalekosiężny
zwiewny
gdy porzuca gramatykę
zasady fonetyki
język urągania
język którego nie znam

kiedy śpię
w miejscu kota
miedziane ciało
przenika dreszcz
stękamy melodia

kiedy śpię
w miejscu kota
niekiedy ciało
przenika dreszcz
stękana melodia
słyszalna uszom

wówczas
zamyka się
język snu
niepodległy
zmęczeniu

czysty
język słodkiej grozy

z tomiku „Epilog burzy”,1998r.

Wstydliwe sny

Metamorfozy w dół do źródeł historii
utraconego raju dzieciństwa w kropli wody

ucieczki pościgi przez mysie korytarze
owadzie wędrówki na dno kwiatu
ostre przebudzenie w gnieździe wilgi

albo czujny bieg po śniegu w skórze wilka
i nad krawędzią przepaści wielkie wycie do pełni
nagły strach kiedy wiatr przynosi zapach mordercy

cały zachód słońca w rogach jelenia
spiralny sen węża
wertykalnie czuwanie płastugi

to wszystko jest zapisane w atlasie naszego ciała
i w skale czaszki odciśnięte jak portret przodków
więc powtarzamy litery zapomnianej mowy

tańczymy nocą przed posągami zwierząt
ubrani w skórę łuski pióra i pancerze
nieskończona jest litania naszych zbrodni

dobre duchy nie odtrącajcie nas
zbyt długo błądziliśmy po oceanach i gwiazdach
studzonych ponad miarę przyjmijcie do stada

z tomiku "Raport z oblężonego Miasta i inne wiersze", Wrocław 1988r.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

Charles Simic

Gobelin


Zwisa z nieba do ziemi.
Widać na nim drzewa, miasta, rzeki,
prosięta i księżyce. W jednym rogu
śnieg prószy ponad szarżą kawalerii,
w drugim kobiety sadzą ryż.

Można także zobaczyć
porywane przez lisa kurczę,
nagą parę w noc poślubną,
słup dymu,
wiedźmę o złym spojrzeniu plującą w skopek mleka.

Co jest z tyłu?
- Przestrzeń, mnóstwo przestrzeni.

A kto w tej chwili mówi?
- Człowiek nakryty kapeluszem snu.

Co będzie, gdy się zbudzi?
- Pójdzie di fryzjera.
Tam zgoli mu się brodę, nos, uszy i włosy,
Żeby wyglądał tak jak wszyscy inni.

tłum. Stanisław Barańczak
Jolanta Chrostowska-Sufa

Jolanta Chrostowska-Sufa Redakcja, korekta,
adiustacja, kampanie
internetowe, zlec...

Temat: Co się poetom śni ...?

Tadeusz Nowak

Pacierz snu mojego


Mówię do snu mój bracie
połóż się przy mnie połóż
- Nie mogę W niebo czerpak
wstawiłem dziś na połów

Tam nie ma ryb i anioł
nie pluska się od dawna
- Broń tam jest porzucona
i partyzancka sława

Nie znoś stamtąd tej broni
nie rozkładaj na sianie
- A jak oni tu przyjdą
zanim połów się stanie

To chociaż mnie nie musztruj
nie każ spać z karabinem
- W twoim kraju pod bronią
sny sypiają dziecinne
Ale kiedy w sen wchodzę
broń mnie twoja uwiera
- Dziad twój sypiał na dłuższych
niż sny twoje giwerach

Nie znam go a twarz jego
Kropla potu na chuście
- On tu idzie Sny moje
przepuśćcie go przepuśćcie

- A ty się do snu mego
połóż mój bracie połóż
- Nie mogę W niebo czerpak
wstawiłeś dziś na połów
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

Prezentowany poniżej poemat Yvesa Bonnefoy'a "Rodzinny dom" ("La maison natale") wyjątkowo trudno poddaje się tematycznej klasyfikacji. Ogromne bogactwo treści
i znaczeń (wspomnienia, dom rodzinny, rodzice, podróże w czasie i przestrzeni, sens życia i śmierci, sens sztuki) i to wszystko napisane w poetyce marzenia sennego, predestynują ten utwór do różnych tematów na naszym forum. Zdecydowałem się zaprezentować go w dwóch częściach: utwory I-VI - z uwagi na dominującą poetykę snu - w tym temacie, natomiast utwory VII-XII w temacie "Wspomnienia". Uważam jednak, że wszystkie dwanaście utworów, składających się na ten poemat, należy czytać jako jedną całość, a zastosowaną tu klasyfikację tematyczną traktować jedynie jako zabieg techniczny, który nie powinien rzutować na interpretację całego utworu. Życzę miłej lektury i gwarantuję, że nie będzie to stracony czas dla koneserów poezji
z najwyższej półki. R.

Yves Bonnefoy

Rodzinny dom
(fragm.)

I

Zbudziłem się i to był mój rodzinny dom
Piana musowała rozbijając się o skałę
Ani jednego ptaka, wiatr tylko otwierał i zamykał falę.
A dookoła zapach horyzontu
I popiół, jakby pagórki ukrywały ogień,
Który gdzieś indziej spalał cały świat.
Przeszedłem na werandę, stół był zastawiony,
O nogi stołu, o kredens, uderzała woda.
Jednak wejść musiała ta, co nie ma twarzy,
Przecież wiedziałem, że potrząsa drzwiami
Korytarza, od strony ciemnych schodków, ale nadaremnie,
Już tak wysoko stała woda w sali.
Szarpałem klamką: stawiała mi opór,
Prawie słyszałem, tam na drugim brzegu
Głosy, śmiech dzieci wśród wysokiej trawy.
Zabawy innych, zawsze innych, radość...

II

Zbudziłem się i to był mój rodzinny dom.
We wszystkich pokojach padał lekki deszcz
Przechodziłem od jednego do drugiego, patrząc
Na wodę, która połyskiwała na lustrach
Zrzuconych tu, poskładanych, niektórych rozbitych.
Zepchniętych między meble, opartych o ściany.
W ich sennych odbiciach nagle jakaś twarz
Wyłaniała się, uśmiechnięta słodko
I tak inaczej, niż mógłby uśmiechać się świat.
A ja niepewnie dotykałem w lustrze
Rozrzuconych włosów bogini,
I odkrywałem pod wodnym welonem
Smutną i nieobecną twarz małej dziewczynki,
Zdziwienie pomiędzy bytem a niebytem,
Dłoń, która nie śmie dotknąć oparu na szkle,
Potem słyszałem jak śmiech się oddala,
Błądzi po korytarzach bezludnego domu.
Tutaj zawsze zostanie dar marzenia,
Dłoń wyciągnięta, co nie sięgnie brzegu
Za wartką wodą, gdzie znika wspomnienie.

III

Zbudziłem się i to był mój rodzinny dom,
Noc zapadała i ze wszystkich stron
Dokoła naszej furty cisnęły się drzewa.
I w lodowatym wietrze stałem na progu.
Lecz nie, nie sam; dwie wielkie istoty
Rozmawiały przeze mnie, ponad moją głową,
Ta jedna za mną, stara, zła i pokrzywiona,
Druga na dworze, jak wysoka lampa,
Piękna, z pucharem w dłoni, który jej podano,
A ona piła, chciwie, gasząc swe pragnienie
Czyżbym chciał szydzić? Nie, na pewno nie
To raczej był miłosny krzyk
Ale krzyk z całą zmiennością rozpaczy,
I trucizna krążyła we wszystkich mych członkach
Pokonała, wyśmiana Ceres tego, kto ją kochał.
Tak dzisiaj mówi życie, uwięzione w życiu.

IV

Innym razem.
Była jeszcze noc. I woda bezgłośnie
Spływała na czarną ziemię,
A ja wiedziałem, że moim jedynym
Zadaniem jest pamiętać i śmiałem się,
Schylałem, podnosiłem z błota
Pełne naręcze gałęzi i liści,
Dźwigałem je, ciężkie, nasycone wodą
Brałem w ramiona, tuliłem do serca.
Co robić z drewnem, gdzie wzbiera tak wiele
Nieobecności hałasem koloru,
Nieważne, spiesznie biegłem na poszukiwanie
Jakiejś szopy, zgięty pod ciężarem
Gałęzi, w których się czaiły
Raniące drzazgi, ból, kolce i krzyki.

I głosy, które słały cienie na gościniec,
Lub mnie wzywały; i z bijącym sercem
Odwracałem się i widziałem tylko pustą drogę.

V

A teraz, i w tym samym śnie
Leżę na samym dnie barki,
Z czołem wspartym o burtę, mając przed oczami wygięte deski.
Słucham jak z dołu uderza w nie rzeka.
Czuję, że nagle dziób barki się dźwiga,
Wyobrażam sobie, że to już jest ujście,
Lecz wzrok mam wbity w drewno pokładu
Które ma zapach kleju, ostry zapach smoły.
Nazbyt bogate i nazbyt świetliste
Są obrazy, które w mój sen się zbiegły.
I po cóż oglądać gdzieś na zewnątrz siebie
Rzeczy, które mówią słowami, lecz nie przekonują,
Ja pragnę mniej mrocznego lub wyższego brzegu.

A jednak się wyrzekam tej ruchomej ziemi,
Pod ciałem, co szuka siebie, wstaję
Chodzę po domu, od sali do sali,
A tych sal jest teraz bez liku,
I słyszę jakieś głosy i krzyki za drzwiami,
Bezradny wobec cierpień, które biją ślepo
W zmurszałe odrzwia, biegnę,
Ta noc jest nie do zniesienia, wchodzę przerażony
Do sali zastawionej szkolnymi ławkami,
Patrz, słyszę głos, to była kiedyś twoja klasa,
Patrz, na ścianach twe pierwsze obrazy
Patrz, to drzewo, patrz, pies, który szczeka,
I mapa świata na żółtym ekranie
To wypłowienie nazw, imion i kształtów,
Zawieszone istnienie rzek, górskich łańcuchów
W bieli, która odrętwia mowę,
Widzisz, to była twa jedyna księga. Gipsowa Izyda
Na złuszczonej ścianie nie miała
I mieć nie będzie dla ciebie niczego,
Co mogłoby odsłonić lub zamknąć nad tobą.

VI

Obudziłem się i było to podczas podróży,
Mój pociąg toczył się przez całą noc,
I pędził teraz ku wielkim obłokom,
Spiętrzonym, zwartym; w świt, który co chwila
Rozdzierała na dwoje wstęga błyskawicy.
Widziałem narodziny świata
W krzakach nasypu; i nagle
Ten inny ogień dołem, na granicy pola
Winorośli i głazów. Deszcz i zawierucha
Przyciskały do ziemi dym, lecz rudy płomień
Rowichrzał się znowu
I chwytał chciwie rąbek nieboskłonu.
Od kiedy płoniesz, ogniu winogradów?
Kto cię tam zaprószył, dla kogo na ziemi?

A potem nastał dzień; i słońce
Wstrzeliło zewsząd tysiące swych strzał
Do przedziału, gdzie głowy podróżnych
Kołysały się sennie wsparte na koronkach
Poduszek z niebieskiej włóczki. Ja nie spałem,
Byłem w wieku zbyt wielkich nadziei,
Zwracałem słowa ku niskim pagórkom
Nadbiegającym ku mnie za szybą wagonu.

z tomu „Les planches courbes", 2001

tłum. Adam Wodnicki


Druga część poematu, VII-XII, w temacie WspomnieniaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.05.09 o godzinie 02:15
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Co się poetom śni ...?

Krzysztof Karasek

Gondwana


Każdy rozbitek o tym wie
gdzie leży ta kraina
w deszczu skąpana,
na przedłużenie ręki,
w sitowiu rzęs,
w baśni ukryta
Gondwana.
W której części świata leży ona,
Gondwana z baśni,
Gondwana z promienia?
Czy jest krainą, czy kobietą
ze snu,
na granicy powiek,
otwarta jak ziemia?

Więc kiedy w twardym metalowym śnie
budzę się z twarzą doszczętnie strzaskaną,
na skrzydłach pieśni, w opuszczeniu dni
spotykam znowu ją
niepogrzebaną

Gondwanę.

24.01.2005
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Co się poetom śni ...?

Zgadzam się z przedmówcą i ...dziękuję! Na pewno wielowątkowość i wielopłaszczyznowość utworu zachęca do wielokrotnej lektury, do której wszystkich zachęcam.
Pozdrowionka z nagle mroźnej Północy-
Zosia
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Co się poetom śni ...?

Tibor Babiczky

Poranny stan


Zerwałem się wczorajszej nocy. Może
to huk samolotu, może piekło
otwarło się w snach moich - nie wiem.
Nie ściskało mi serca czterdzieści papierosów.
Może tylko dwadzieścia. Do tego same lighty.
Usiadłem w łóżku - ty we śnie - i nagle
nie rozpoznałem własnego mieszkania. I słuchałem
jedynie, jak nierówne bicie mego serca
miesza się z posapywania głosami
innego snu, rzeczywistego.

I wtedy już wiedziałem, to nie piekło ani nie
samolot, wiedziałem, że po prostu
najbardziej intymnie wróciłem do domu i przeraziło mnie
to nieznane i dawno wyczekane przyjście,

że dla mnie już teraz tylko tak,
w twej bliskości, tylko tu jest mój dom.

przekład Weronika KasprzakZofia M. edytował(a) ten post dnia 08.05.09 o godzinie 09:48
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Co się poetom śni ...?

Adisa Bašić

Sarajewski sen


Odkryłam lek, który uratuje człowieczeństwo.
Wysiłek nagrodzono Noblem. Mama oglądała wręczenie nagrody.
Bardzo wymachiwałam rękoma w czasie przemowy.
Dzwoni telefon. Gratulacje od przyjaciół.
Dumni. Pięknie wyglądałam na wręczeniu nagrody. Wymachiwanie rękoma
na pewno była skutkiem poddenerwowania.

Koledzy też oglądali. Gratulują.
Wyjazd był słuszym rozwiązaniem, warunki u nas nie są najlepsze.
Tylko nie wiadomo dlaczego żywo gestykulowałam.

Dzwonią krewni. Sąsiedzi. Nawet ci
z którymi nie rozmawiam od lat.
Wszyscy gratulują, dumni. I wspominają o rękach.

Wstydzę się. Gdybym tak mogła
cofnąć czas. Naprawić błąd.
Nie wymachiwać nerwowo rękoma. Nie kompromitować się.

Nie pojawić się na wręczeniu nagrody. Wymyśleć odpowiednie kłamstwo.
Nie wygłosić przemowy. Usprawiedliwić się na czas.
Nie wyjechać. Nie osiągnąć sukcesu.

Nie odkryć leku.

przekład Agnieszka ŁasekZofia M. edytował(a) ten post dnia 08.05.09 o godzinie 09:43
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

James Tate

Naprzód, młodości


Znajdowałem się w stanie snu i powodowało to problemy
w ruchu drogowym. Czułem się samotny, jakbym spóźnił się
na statek, albo jakbym go odnalazł, ale bez żywej duszy. Na środku
drogi połyskiwał dziecięcy bucik. Obszedłem go dookoła.
To obudziło mnie trochę. Dziecko zniknęło. Niektóre
tajemnice lepiej w spokoju. Inne są złowrogie, niesmaczne,
i mogą zniekształcić cień w rzecz niewypowiadalnej piękności.
Czyje to dziecko?

z tomu „Worshipful Company of Fletchers”, 1995

Zostawiłem swój tapczan w Tatamagouche

Miałem ochotę na lemoniadę –
Było gorąco i chodziłem od wielu godzin –
jednak pomimo całego mocowania się,
popychania, wciskania,
nie byłem w stanie przepchnąć tapczanu
przez drzwi restauracji.
Wielu klientów i właściciel
i syn właściciela
zachowywali się uprzejmiej niż trzeba,
ale w końcu była pora zmykać,
więc ponaglałem ich do powrotu do domów,
mogli być potrzebni najbliższym
(problem komu czego trzeba bynajmniej
nie należał do moich kompetencji).
Tej nocy, kiedy najspokojniej spałem
pod dworcem kolejowym
na moim małym, zielonym tapczanie,
poznałem olbrzymkę o imieniu Anna Swan.
Uklękła obok tapczanu
i czule głaskała moje czoło.
Przez kilka chwil pod tym nocnym niebem
była dla mnie jak matka.
Rano zostawiłem mój tapczan w Tatamagouche,
co sprawiło ogromną różnicę.

z tomu „Shroud of the Gnome”, 1998

tłum. Barbara Bernhardt
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

Jan Zych

Fantastyczne ogrody


Przez sen, jak most zwodzony, wyszedłem poza bramę
i jak u Hiroszige zobaczyłem niebo,
fantastyczne ogrody gorączką odmykane,
krajobrazy, do których paszportu nie trzeba.

Sosny były z igiełek zielonego mrozu.
Na wędrownych górach obłoki się pasły.
Dobrze mi tam było. I byłbym nie poznał,
że to kraj neutralny i bardzo niejasny.

Inne drogi umarłym, żywym inne drogi.
Tam widziałem ich razem. Wszystko zrozumiałem,
gdym zobaczył dziewczynę, którą spotkać mogę
tylko na granicy między prawem a prawem.

Rozpłynęły się sosny i obłoki pogasły,
a doliny stanęły w przezroczystych płomieniach
i zaczęło walkę z japońskim malarstwem
malarstwo meksykańskie, z żelaza i pragnienia.

Ktoś zatrzasnął ogrody i wyciągnął klucze,
a wierny pies zostawiony w koszyku z moich żeber,
który wył rozpaczliwie pod moją nieobecność,
uspokoił się wreszcie, kiedym wrócił do siebie.

1957

z tomu „Wędrująca granica”, 1961


Wiersz ten - z uwagi na jego tematykę - jest też na stronie Ogród przedziwnyRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.06.09 o godzinie 16:04
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

August Kleinzahler

Człowiek nazwiskiem Gutierrez: sen, western


Przed tym saloonem
razem z tobą na tylnym siedzeniu rozklekotanego DeSoto –
podarta tapicerka, sparciały plastik
i to wielgachne stare radio
w którym skwierczała jak nic melodia Dixie Curpsów.
Sprawy przybrały fatalny obrót
i Slim., który wiózł nas tutaj całą drogę
przez chaparral i pył,
poszedł tam teraz do nich, do środka,
żeby domagać się pieniędzy, które mu się nie należały,
nie należały mu się nawet przed dziesięciu laty
kiedy był ten pożar, jak on utrzymuje.
Prawie go wtedy zabili,
tego głupka, pyszałka, tego Synalka Śmierci,
którego aż świerzbi, by jak za dawnych czasów
leniwym popołudniem wyprawić komuś kowbojskie pożegnanie,
z krwią, złotem, błyskiem rewolwerów,

tymczasem my ciągle w aucie, wrzuceni
na tylne siedzenie jak dwoje dzieci
czekających na ojca.
Kiedy dotknęłaś mnie,
najdelikatniej jak tylko można, najnieoczekiwaniej,
niby przypadkiem przeciągając ręką po przegubie
prawie się rozkleiłem.
No bo wiedziałem o Ramonie,
tym uroczym chłopcu – i że wy razem,
tak długo. Wciąż jestem przywiązany do tamtej fotografii –
twój biały beret z pomponem, jego czerwony pontiac.
Potem zamieniłem się w wodę.
A tam, gdzie przedtem serce miałem,
nagle świetlisty krzew ujrzałem.
Tak się zaczęła nasza przygoda, spadanie
W zwolnionym tempie przez opary i olejki.
Na widok twojego białego ciała odebrało mi mowę.
I wtedy,
Właśnie wtedy padły pierwsze strzały.

tłum. Piotr Sommer

w wersji oryginalnej pt. "Someone Named Gutierrez: A Dream, A Western"
w temacie Poezja anglojęzyczna

wiersz jest też w temacie Homo automobilus...


Autoportret

To był utracony sen, z mostami i wysokościami
i zmierzający w stronę domu, ale za długi,
o wiele za długi i zamulony, i w ogóle nie tym tonem.
I jeszcze był taki strasznie wielki dworzec,
cała masa poziomów i peronów, dźwigarów i schodów,
i pociągi przelatujące ekspresowym torem,
pękające w szwach, z oświetlonymi pasażerami,
każda twarz żywa, wyodrębniona - czy to ty? -
i rozdrażnienie, zmęczenie, niepokój o czas.
Ale czas w ogóle był nie ten; było późno,
zbyt późno, mieli właśnie zamykać dworzec.
Podziemnych nie zamykają nigdy, mówisz, nawet w snach:
są puste, pociągów tyle co nic, ale otwarte.
To nie był zwykły dworzec ani sen.

W oddali widniał Manhattan,
ogromne wieże, a przed nimi całe mile
zaniedbanych czynszówek, wiadukty, zamarznięte boiska.
Jakby patrzyło się od tej strony, gdzie północno-wschodni
wiatr skręca na południe, mijając Bronx,
zanim na dobre wpadnie do tunelu.
Tyle że to miejsce musiałoby być na Queensie.
Z początku miałem rano zdążyć na samolot,
samolot odlatujący z innego miasta.
To pewnie ten stary "pociąg do samolotu",
z którego do Kennedy'ego był jeszcze kawał drogi.
Ale przecież dawno go zlikwidowano.
I teraz byłem daleko od wszystkiego, zwłaszcza od Jersey.
Zawsze wracam do Jersey, kiedy mnie przyciśnie.

Znikły też moje dwie walizki, obie czarne,
duża i mała. I moje buty, również czarne.
I tak kluczyłem to w lewo, to w prawo, całkiem pogubiony,
żałosny jak robak, co ucieka spod lampy.
W samym środku tych trzewi, obok nieczynnego
pucybuta, zamkniętych hamburgerów, gazet, policjanta, pijaka.
Lecz coś jakby zakład fryzjerski było oświetlone
i dziwnie podzielone na trzy odrębne pokoje:
w jednym jakiś mężczyzna przymierzał manekinom
skóropodobne czaszki z gumy, w drugim fryzjer
z wielkimi szykanami obsługiwał trzy łysiny;
trzeci musiał być po prostu małą kostnicą,
lecz z tymi samymi trzema głowami od fryzjera
co teraz były jak maski pośmiertne renesansowych papieży.

I wtedy wpadłem na tego krzepkiego Murzyna
z ochrony, lub kogoś w rodzaju zawiadowcy stacji.
Był oschły, jak mnie tam zobaczył, ale w sumie miły
i wziął mnie na poszukiwanie obu toreb.
Przez okropne pokoje: z ciałami, tobołkami,
resztkami jakiejś wielkiej makabrycznej wyprzedaży.
"Dwa ostatnie pokoje na ziemi" - usłyszałem własny głos.
A toreb wciąż nie było, lecz gdy spojrzałem w dół
znów miałem na nogach buty,
tyle że nie do pary. Dziwna sprawa,
ale rad byłem niezmiernie, że je mam na sobie,
skoro wylądowałem sam na tym odludziu
a dworzec właśnie zamykano na noc,
i diabli wiedzą, co mogło czaić się w ciemności.

Jakoś się zaraz zrobił świt.
Odkryłem, że stoję po kostki w zielsku
obok zardzewiałych błotników i rozwalonego płotu.
We mgle na dalszym planie sterczał Manhattan.
I było mnóstwo ptaków, i samolotów znad Kennedy'ego.
Wtedy to w moją stronę ruszyło dwóch paskudnych wyrostków.
Zapowiadało się jak najgorzej.
Gdybym chciał nawiać, zatrzymałyby mnie chwasty.
Ale okazało się, że to sympatyczni, zdezorientowani chłopcy,
którzy nie mogą się nadziwić, że ja tak sobie stoję.
Miałem chyba na sobie flanelową koszulę w kratę,
a słońce rozpalało ciemne, wilgotne zapachy ziemi.
Wszystko to było tak niesamowicie łagodne i obce
jakbym był jakimś kapitanem Cookiem na Markizach.

tłum. Piotr Sommer

wiersz jest też w temacie Autoportret w lustrze wiersza
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 14.02.11 o godzinie 05:48
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

Muzyka nocą

Całą noc grało radio
w moim pokoju muzyka pachniała
letnim deszczem i rosą
na kwiatach w budzących się
ogrodach
ale ja spałem mocno niczego
nie słyszałem
aż przyszedł mój zmarły ojciec
stanął nade mną
i łagodnym uśmiechem powiedział
jaka piękna muzyka
nie wiedziałem że w nocy tak
ładnie tu
grają i nie trzeba wcale
iść do nieba prosić
anioły aby coś zaśpiewały
och gdybym wcześniej
wiedział
synku zostałbym
dłużej
na ziemi nie szukał szczęścia
tak daleko
w czasie i przestrzeni że nawet
nie potrafię tego ogarnąć
moimi
zmarłymi zmysłami

Budziłem się wolno i niechętnie
zostań jeszcze chwilę
Ojcze
w radiu grają tak pięknie

Wiersz ten jest też w temacie
Na falach eteru, czyli poezja i radio
Ten post został edytowany przez Autora dnia 05.07.13 o godzinie 11:55
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

Gennadij Ajgi*

Sen-ogień

(Ranki w Irkucku)

M. M. Ł.

Początek snu
z szurania
miotły stróża o świcie –

jakby
po ścianach
ruch płomieni
nad głową –

tak nieubłaganie, szorstko, surowo!

Młodosć-bezdomność!...

Sen – niby trzeszczenie myśli
w przyjaznym domu: w ogniu

1958

tłum. Inga Grześczak

*notka o autorze, inne jego wiersze i linki
w temacie Стихи – czyli w języku Puszkina
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.02.10 o godzinie 08:37
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

David Gascoyne

A sen siódmy jest snem Izydy

1


białe zasłony bezkresnego znużenia
górują nad gwiezdnym dziedzictwem kolonii świętego Franciszka
białe zasłony umęczonych losów
dziedziczą nieszczęścia pustynnych plag
zachęcają talie kobiet do rozwoju
a oczy mężczyzn do otwarcia się jak kieszonkowy aparat
uczą dzieci grzeszyć w wieku pięciu lat
wycinać nożyczkami oczy sióstr
wybiegać na ulicę i oddawać się księżom pozbawionym sutanny
uczą insekty jak szturmować łoża śmierci bogatych panien
i ryć purpurowe znaki na czołach och lokajów
bowiem rok jest otwarty rok się dokonał
rok pełen jest nieprzewidzianych zdarzeń
i nadchodzi czas trzęsień ziemi

w dniu dzisiejszym ulice są pełne karawanów
kobiety zasłaniają serdeczne palce skrawkami jedwabiu
drzwi katedr w ruinie wypadają z zawiasów
zastępy białych ptaków lecą z ameryki przez ocean
i wiją gniazda w drzewach publicznych ogrodów
chodniki miast są pokryte igłami
zbiorniki wodne pełne ludzkich włosów
woń siarki otacza domy złej sławy
z których wyrastają krwistoczerwone lilie.

nad placem gdzie mrze tysięczny tłum
człowiek chodzi po linie pokrytej ćmami

2

w sali balowej hotelu wybucha geranium
bardzo nieprzyjemny odór gnijącego mięsa
unosi się z pozbawionego płatków kwiatu, który wyrasta z jej ucha
jej ramiona są jak arkusze papieru ściernego
lub skrzydła trędowatych ptaków w taksówkach
a kiedy śpiewa włosy stają jej dęba
i płoną milionem lampek jak świetliki
dwie ostatnie litery jej imienia trzeba pisać
do góry nogami niebieskim ołówkiem
stała przy oknie ubrana tylko we wstążkę
wypalała świecą oczy ślimakom
jadła ekstrementy koni i psów
pisała list do prezydenta francji

3

brzegi liści należy oglądać przez mikroskop
żeby zobaczyć plamy które robią zdychające muchy
po drugiej stronie rury jest kobieta kąpiąca męża
i pudło gazet pokrytych ręcznym pismem
kiedy anioł pisze na niebie słowo TYTOŃ
morze pokrywają łaty łupieżu
pękają pnie drzew wypuszczając strumienie mleka
małe dziewczynki przyklejają zdjęcia genitaliów do okien domów
w kościołach modlitewniki otwierają się na nabożeństwie żałobnym
dziewice pokrywają łóżka swoich rodziców liśćmi herbaty
w yorkshire wybucha niezwykła epidemia gruźlicy
tamtejszym bibliotekom nie wolno mieć słowników medycznych
a sól zmienia barwę na bladofioletową codziennie o siódmej
kiedy serca trubadurów rozkładają się jak przemoknięte materace
kiedy zaczyn okropnych wizytatorów slumsów
i skrzydła prywatnych samolotów wyglądają jak skóra butów
skóra na której narysowano pentagramy
skóra pokryta wymiociną jeży
skóra używana do dekoracji weselnych tortów
i dziąseł królowych jak szklane kulki
królowych przykutych dłońmi do ścian domów
królowych z rysunkami kwiatów na paznokciach
radujemy się otrzymując błogosławieństwo zbrodniarzy
i oświetlamy dachy klasztorów gdy ich wieszają
patrzymy przez teleskop na którym zapisano ojcze nasz
widzimy starą kobietę jak stawia stracha na wróble
na górze koło wioski w środki hiszpanii
widzimy jak słoń zabija jelonka
lejąc mu na grzbiet gorące łzy
widzimy dużą puszkę po kakao pełną bezkształtnych grud wosku
z komina statku wychodzi obrzydliwy dentysta
zostawiając po sobie kroki, które wydają dźwięk
ze względu na akcent zwolniono go z sanatorium
i wysłano żeby zbadał metody ludożerców
tak że wieńce passiflory unosiły się w ciemności
zarażając posiadaczy pistoletów strasznymi chorobami
tak że duże ilości szczurów przebranych za gołębie
zostały sprzedane klientom z sąsiednich miejscowości
którzy byli adeptami sztuki pisania gotykiem na parawanach
i wiązania paczek źdźbłami trawy
kazaliśmy im obciąć guziki od spodni
lecz sklęli nas i zdjęli buty
na co wszystko zdławiły wielkie chmury dymu
teatry skorupy jaj i orle odchody
a bębny szpitali pękły jak szkło
i szklane były oblicza w ostatnim zwierciadle

tłum. Tadeusz PióroRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.05.10 o godzinie 16:49
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

Heinrich Heine

* * *


Śniłem ja miłość jak pożar okrutną,
mirty — rezedy — piękną w lokach głowę.
I wargi słodkie śniłem — z gorzkim słowem,
i pieśni smutne pod melodię smutną.

Zbladły i znikły sny moje jak dymy;
znikła najdroższa moja mara senna.
Zostało tylko, co dusza płomienna
w te miękkie niegdyś przetopiła rymy.

Tyś mi została, sieroca ma pieśni!
Dziś i ty uleć w ślad za zgasłym śnieniem.
A gdy je spotkasz — pozdrów je mym tchnieniem:
Wiatr ślę cieniowi, co jak wiatr się prześnił.

Księga pieśni: Cierpienia młodzieńcze, 1827

tłum. Stanisław Łempicki
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

Troskliwy głos matki

Wybiegam dopinając na schodach pękaty
tornister niosę na plecach troskliwy głos matki:
a kanapki… na stole zostały… w oddali
słyszę donośny krzyk dzwonka
drogę mam opanowaną co do jednego kroku
jednej sekundy stoję już sapiąc przed starym
poniemieckim budynkiem ale drzwi
zamknięte cisza dookoła biegnę do okien są
zamurowane szczelnie czerwonymi cegłami
myśli różne dziwne kotłują się po głowie
spóźnię się na lekcję wejdę przez mieszkanie
woźnej od drugiej strony
klamka ugina się pod dłonią posłusznie
wchodzę w przejmującą ciemność i ciszę
wołam nasłuchuję nic nikogo nie słyszę
po omacku pokonuję znajomą mi przestrzeń
wychodzę na korytarz głucho i ciemno
wchodzę do znajomej sali to
moja klasa ledwie widzę kontury puste krzesła
stoliki biurko nauczyciela
na ścianie lśniąca tablica na niej białą kredą
napisana data: 196… dalej
nic nie widzę
ostry dźwięk dzwonka wymazuje obraz
tylko biały sufit nad głową
podchodzę do okna chłopiec biegnie przez ulicę
z kolorowego tornistra dochodzi
troskliwy głos matki: a kanapki
chłopiec śpieszy się do szkołyRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 21.07.12 o godzinie 21:18
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Co się poetom śni ...?

Ryszard Mierzejewski:
Troskliwy głos matki

Piękny jest ten wiersz, Ryszardzie.
Pełen zadumy, nostalgii, przepojony miłością do Mamy.
Są takie chwile w życiu, sytuacje, które pamiętamy do końca swoich dni, one nas budują, wrastają w nas, wsiąkają i razem idą przez życie. Na pewno jednym z nich jest głos Mamy.
A że poeta najpiękniej pisze wiersze w snach, to już dawno udowodnione.
Pozdrawiam serdecznie Ciebie i wszystkich czytelników.
Michał
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Co się poetom śni ...?

Dziękuję, Michale. Poezja ma w sobie te siły, które pomagają nam połączyć świat realny z wyśnionym, wspomnienia z wyobraźnią, marzenia z kreacją rzeczywistości. Taka jest, mniej więcej, geneza i przesłanie tego wiersza. Pozdrawiam - Ryszard



Wyślij zaproszenie do