Temat: Poezja i fotografia
Berlin w poezji i fotografii sprzed lat
Paul Boldt (1885-1921)
Berlin
Z terkotu aut wyrasta las
W dolinach ulic – jak od myśliwskich werbli.
Plunęło światłem. Raz po raz,
Aż płoną nieba. W dole Berlin.
Szprewa jak dzień, twarz jasna tak
Zbawców ku morzu wygląda z błyskiem,
Chowa dzikiego miasta smak,
Gdzie charcze pociąg wzwyż zboczyskiem.
Noc sina sączy się w ten busz,
Oślepła czuje: przy życiu trwasz.
Ekspres wychynie spomiędzy wzgórz!
A biały wieczór, który tkasz,
Jak czułe kwiecie; liść w kosmos spadł.
Chcesz, by się rąk ludzkich chwyt i gest
W krąg ziemi już przebrzmiałej kładł
Jak zimne światło; więc takieś jest.
Okrzepłym okiem gwiezdnym patrzysz w dal,
Kto wie, gdzie lśniło przedtem, w jaki świat.
Miasto z kamienia, kwitnie twych masztów stal.
Berlinie, coś jest jak ziemi biały kwiat.
1914
Kurt Tucholsky (1890-1935)
Home, sweet home
Berlińska muzo o krągłych biodrach,
w kamaszach z sukna, pilśniowym birecie,
czaruj mnie tan podniebnie, gdzie kurzawa modra:
Bądź mila poecie!
Tu wichry, muzo, na ratusza wieży
lirę mi wyrwał z ręki zimny szkwał –
bądź, dziecko, ze mną, twoja dłoń ją dzierży,
by śpiewa mi w piersi brzmiał!
Tam w dole miasto – piękne, gdy ulewa –
kopuły synagog, kościoły w tle,
gdzie Panke płynie i wije się Szprewa:
tam tańce są w palais.
A to, co na końcu szpaleru zieleni
(wiesz, o czym mówię?) , tam się w złocie tli:
to Reichstag – ale nie wszystko na ziemi
złotem jest, co tal lśni.
Tam wielka prasa i ta jej dzielnica,
gdzie się nasz czas obleka w słowa kształt:
tym się ciekawski berlińczyk nasyca:
tak butnie i na gwałt.
A z tyłu, z prawej, w zamglonej oddali,
teatry komediowe, zwarta sieć –
choćby komedianci z wolna plajtowali:
znów muszą teatr mieć.
Tak, widzisz, tu spędzamy życia mgnienie.
Gdzieś szumią lasy, mknie obłoków rój –
Śledzimy wodewile tu, na scenie,
oraz tutejsze przed mundurem drżenie! –
O, rodzinny kraju: o, Berlinie mój!
1914
Joachim Ringelnatz (1883-1934)
Berlin
Tu pociąg podniebny w gmaszysko wlazł
Zaraz też wylazł, ale z drugiej strony
Ślepo, ponuro tłoczą się domy.
Trzeba ci tutaj być, na krótko, choć raz.
Gdzie aż podnieca groza, jak to się pieni, huczy,
I mieni się, i buczy,
Gdzie Ku’damm i gdzie ZOO.
Życie we flauszach, w puchu angory.
To pcha człowieka, choćby nie wiem co,
Prosto pod koła, na tory.
Poza tym gażę mam mieć jak panisko.
I w ogóle w porządku u mnie.
Wiesz: każdy tu z każdym jest blisko,
Prócz cichych lub tych, co już w trumnie.
Z dumą załączam ci trochę pieniędzy.
Tak, tu trzeba gryźć własne więzy.
Więc tej nauki się chwycę.
Dziś, kiedym łatał walizkę, nożyce
Pękły. Stal kruszy się od tej nędzy.
1927
Oskar Loerke (1884-1941)
Wieczór zimowy w Berlinie
Domy, posępne tablice, bazgroł pisma płonie,
Żebrząc zaklina, przyzywa wśród drżeń.
Gwiazdy pasą się w chmurach, na wygonie,
Len błękitny, kwiat lata, już zwieziony w cień.
Jak miotły bezrobotnych, te u nagich drzew.
Wiatr, swobodny wędrowiec, nad nimi wysoko.
Tchnie z południa i zaćmiewa oko:
Hen roztacza woń swoją mimozowy krzew.
1934
Wszystkie wiersze w przekładzie Andrzeja Kopackiego
w wersji oryginalnej w temacie A może w języku Goethego?
Czytaj też:
Jakob van Hoddis „Nad Lietzensee”, Georg Heym „Berlin I”, ”Berlin III”,
Klabund „Friedrichstraße wczesnym rankiem”, Günter Eich "Berlin 1918".Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.05.10 o godzinie 07:05