Temat: Emigracja
Karel Kryl
Słówka
Wyjechać... Nie wiem sam!
Z tych stron! ... Zostawić siebie
z bolesnym sercem, tam,
za sobą... A na niebie
odwieczny księżyc, nów,
a potem świt, poezja...
Żyć tam, gdzie nikt mnie nie zna,
bez wspomnień i bez snów.
Lecz cudzoziemcem być?
Usta od słówek lepkie
zaklei rzęsy nić!...
Chcesz płynąć na wysepkę,
a tu bezbrzeżny staw,
więc toniesz, tracisz głowę!...
Jak rybak łowić mowę?
Być niemy... Tyle raf,
rozszarpujących sieć...
Wypływać wciąż od nowa...
Związany język mieć...
Nie wypowiedzieć słowa.
Pomimo braku nóg
pragnąć uwodzić tańcem?
Gdzie wzgląd na elegancję?
Nie!!!... Gdybym tylko mógł
po niebie płynąć znów!...
Niechby z latawcem wolnym
ciężar zdań, sylab, słów
odniósł w dal wiatr swawolny.
Znów muskać struny warg
miłosnych zaklęć czarem.
Odrzucić wzorce stare,
sam poczuć się jak mag!
A nie jak tępy cham
przy żarciu wieść rozmowy!
Pukać... do Boga bram...
I poczuć zawrót głowy!
Mieć zaprzęg słów, by ten
na skrzydłach zdań złożonych
gnał cwałem jak szalony
po białej plaży, hen...
Martina
W kopercie list, w nim pyta się
pewna Martina, czy mi chleb
obcy smakuje.
Obieżyświata chleb, gdy sam
jem go tu właśnie, a nie tam,
gdzie mnie brakuje?
Jajka na boczku to mój wikt,
śmieję się, łez nie widzi nikt,
dumam nad zmianą
i nagle tyle pytań mam,
czemu nie jestem tu ni tam,
gdzie by mnie chciano.
Gdybym z Martiną siedzieć mógł,
pijąc "martini" niczym bóg
wśród grona gości,
nie, nie wspominał tego bym,
o czym śpiewałem - stary hymn
górnej młodości.
Wentylatorów swojski wiatr,
miał bym sto kilo, tyleż lat
jak się należy.
Otyłą duszę, ciało też
karmił knedlami, wierz mi, wierz,
pił piwo z dzieży.
To tylko dwieście kilometrów,
może nawet bliżej,
lecz jeszcze nie oclona dusza ma.
Wciąż polityczne barometry
omijają wyże,
przy wiecznych niżach świat nie zmieni tła.
Gdybym pojechał do niej tam,
nie wiedziałbym, co robić mam,
może gołąbki -
symbol pokoju, siwy dym
lub produkował siarkę bym
z wody lub z gąbki.
Inne atrakcje też tam są,
szał na piłkarskich meczach, bo
brakuje kortów.
W knajpie bym leczył zdarty głos
i w rumie topił podły los
z braku paszportu.
A gdybym ją całować chciał,
miast kręgosłupa trzcinę miał
wiatrem targaną.
Włóczyłbym po zebraniach się,
a po wieczorach tłukłbym grę
głupią, karcianą.
Tak krocząc wciąż ku nowym dniom,
na boku bym zbudował dom
z kradzionej cegły.
I do "stolicznej" miałbym gust,
wciąż by krążyła z ust do ust,
w tym byłbym biegły.
Gdybym chciał mówić z Martiną,
myliłbym bukwy z łaciną
na kłamstwa głuchy.
Czastuszki dźwięki zamiast nut,
myliłbym berło oraz knut,
złe, dobre duchy.
Życiowe hasło: mieć nie być,
uczyłbym dzieci mądrze żyć
na prawdy zgliszczach,
na własnych śmieciach, syty kmiot,
bym najeżony zdobił płot
i czcił bożyszcza.
Może byś mogła kiedyś być
mym przyjacielem na czas zły,
gdy walczę z trwogą.
Tym, który snu zarzuca sieć,
wie, że mężczyźni muszą chcieć
więcej niż mogą.
Ty byś tępiła ciernie złe,
w objęciach swych chroniła mnie
przed chorób władzą,
twój ludzki rozum, ludzki gest
mówiłby: tu twe miejsce jest,
gdy wszyscy zdradzą.
Martino, wiedz, za darmo świat
nic nie rozdaje, w parę lat
sama zrozumiesz,
że nawet kamień skruszy czas
i na pustyni tryśnie raz
ożywczy strumień.
Gdy tęskny wyda mi się świat,
z twojego listu wyjmę kwiat,
wsunę go sobie
do butonierki, tani szpan
i wzniosę toast, wina dzban,
za twoje zdrowie.
To tylko dwieście kilometrów,
może nawet bliżej,
lecz jeszcze nie oclona dusza ma.
Wciąż polityczne barometry
omijają wyże,
przy wiecznych niżach świat nie zmieni tła...
tłum. z czeskiego Renata Putzlacher-Buchtova
wersja oryginalna pt. „Martině v sedmi pádech”
w temacie Poezja czeska i słowacka
http://www.youtube.com/watch?v=I5m42l0py4A
Wiersz jest też w temacie BalladyRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.09.12 o godzinie 10:10