Temat: Muzea i galerie
Josif Brodski
Na wystawie Karla Weilinga
I
Nieomal pejzaż. Zbyt liczne figury
tak wyglądają, jakby się cofały
przed pomnikami. I płowe marmury
jak węgiel, tyle że przenicowany.
Równina. Gdzieś na północnej półkuli.
Hiperborejczyk nastroszył kapustę.
Wszystko jest płaskie, nikt cię nie przytuli,
nie wejdziesz w kontakt z falującym biustem.
II
Możliwe, że to przyszłość. Powód skruchy.
Odrzucić, pozbyć się wszelkiej przyjaźni.
„Precz” brzmiące bardzo dobitnie, lecz głucho.
Nagły chwyt dżudo skuteczny wyraźnie.
Miasto przyszłości. W ogrodach i sadach
trzeba dokładnie rozejrzeć się w chaszczach,
tak jak jaszczurka w tropikach – w fasadach
hoteli również. W drapaczach chmur zwłaszcza.
III
Może to przeszłość. Granica rozpaczy.
Wspólny szczyt. Tu się czasowniki, słowa
w kolejce w „S” nie mogą rozpatrzyć.
Załagodzona burza żorżetowa.
Tak, to królestwo przeszłości. Kałuże
chłoną odbicie. I pozarastane
dokładnie ścieżki. Skorupy nieduże
przez jajecznicę z zewnątrz oglądane.
IV
Tu niewątpliwie perspektywa. Księga.
Kalendarz. Tunel z zaognionych krtani
w psychologiczną głębię chyba sięga,
już nie mającą nic wspólnego z nami.
Głos, który lepiej niż wzrok zna pejzaże
niepowodzenia, raczej nie zaniecha
zamiaru, mogąc wybrać wśród porażek
większe zło – liczy na wrażliwość echa.
V
Być może – martwa natura. Z daleka
wszystko zamknięte ramą, jest po części
martwe, w bezruchu. Obłoki. I rzeka.
A nad nią w górze ptaszysko się kręci.
Równina. Właśnie ona bywa smutna,
nie może zmienić formy, co ją zmusza,
by stać się łupem pocztówki lub płótna,
być potwierdzeniem tez Ptolemeusza.
VI
to pewnie tygrys, albo morski konik.
Mieszanka tamy i sukni sprzed lustra
zabranej – liże na jakimś balkonie
nie opalone łydki u balustrad,
a pora chyba przedwieczorna. Upał;
spocony młot już opuścił kowadło,
brzęczące solo, bo komar się uparł,
wraz z oklaskami w sypialni przepadło.
VII
To dekoracja chyba. Do „Przyczyny
Obojętności na Rozbrat ze Skutkiem”.
Piewcy czułości nie są, jak widzimy,
nazbyt subtelni, lecz wzrok mają krótki
i „do” brzmi czasem jak „od” myląc nutę.
Połyskujące dźwięczną nutą ponad drutem
lunopodobne gorąco sopranu.
VIII
Bezspornie – portret, ale bez upiększeń:
ziemiste barwy na powierzchni, które
zaciekawienie wzbudzają tym większe,
im bliżej wówczas stoi się murem.
Opada, niby odstępstwo od bieli
olimpijczycy, czując, jak się kurczy
skóra na plecach, stanęli skłębieni –
to wzrok malarza – oczy samobójcy.
IX
A co istotą jest autoportretu.
To krok zaledwie od własnego ciała,
zwrócony do was profil taboretu,
widok na życie, które przeleciało.
To jest to, co się zwie "mistrzostwem" właśnie,
umieć odrzucić lęk przed procedurą
swego niebytu - jako formy własnej
nieobecności - kopiując naturę.
1984
tłum. Katarzyna KrzyżewskaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 28.11.09 o godzinie 15:10