Temat: Totalitaryzm
Hans Magnus Enzensberger
Obrona wilków przed jagniętami
Czy sęp ma rwać niezapominajki?
Czego chcecie od szakala,
żeby zdarł z siebie skórę? A wilk? Sam
ma sobie wyrwać zęby?
Co wam się nie podoba
w politrukach i w papieżach,
czemu gapicie się tępo znad balii
na załgany telewizor?
Kto naszywa generałom
krwawy lampas na spodnie? Kto
rozkłada przed lichwiarzem kapłona?
Kto wiesza sobie z dumą krzyż blaszany
na burczącym brzuchu? Kto
bierze napiwki, srebrniki,
pieniądze za milczenie? Wielu jest
okradzionych, złodziei niewielu; kto
więc im sprzyja, kto przypina
odznaki, kto lepkich
kłamstw pożąda?
Popatrzcie w lustro: tchórze,
boicie się trudu prawdy,
niechętni nauce, myślenie
zostawiający wilkom,
kółko w ryju waszą najdroższą ozdobą,
żadne oszustwo nie jest dla was za głupie, żadna pociecha
za tania, każdy szantaż
jest dla was za łagodny.
Przy was, jagnięta, braćmi są
nawet kruki: Wy
oślepiacie się wzajem.
Braterstwo panuje wśród wilków:
chadzają stadami.
Chwała rabusiom: Wy
gnijecie leniwie w barłogu
posłuszeństwa, prosicie
o zgwałcenie. Nawet skomląc
kłamiecie. Chcecie,
żeby was rozszarpano. Wy
nie zmienicie świata.
tłum. Grzegorz Prokop
wersja oryginalna pt. „verteidigung der wölfe gegen die lämmer”
w temacie A może w języku Goethego?
do mężczyzny w tramwaju
po co? ja nie chcę nic o tobie wiedzieć, człowieku
o wodnistym oku, przedziałku
z tłuszczu i słomy, a aktówką pełną sera.
nie. jesteś mi obojętny. kiepsko pachniesz.
za dużo ciebie. na klatce schodowej twoje spojrzenie
zza urzędowego okienka jest wszędzie przed kinami,
lustro, zasmarowane łapczywym mydłem.
i także ty, (ach nawet nie nienawiść!) odwracasz się
ku orzechowym komodom, ku sofii loren,
wracasz do domu pełnego potu, fiołków
alpejskich, pieluszek.
co ty wiesz,
jak pachnie świat, jak łosoś wędruje
w górę laponii, woń la scali,
słodki pył, mój stary lukrecjusz
z zapiskami na marginesie ręką diderota,
miłość w czółnie pośród sitowia:
na próżno przyrządzone dla ciebie, świat:
głusza i filigran, to co czyste, wszystko
na próżno i gniew rozkosz i znój!
a jednak widzę w paternostrze, w oknie
wystawowym twoją twarz, jeszcze różową,
ale wkrótce pojawią się wory pod oczami, pojawi się
wapno i mściwość, wątroba
zszarzeje od wódki i świadomości
przegranej partii. i widzę blizny,
których ty nie widzisz, krosty, spermę
i krew. i widzę mord w twoim
oku, w tramwaju, naprzeciw mnie.
mościsz się w moim wierszu,
przeciskasz przez mój sen, i śmierdzisz
kapustą i tchórzostwem, i pieniędzmi,
stęchłym małżeństwem, pomyjami, lubieżną karnością:
ale widzę zbyt wiele, jak mam cię
przegonić od mojego stołu? kamień graniczny
muszę dzielić, trawę, wisisz nade mną
w wagonie sypialnym, zamieszkujesz
mój trzeźwy dzień, mój pogodny
tydzień.
wiem zbyt wiele. wiem:
niedługo zostaniesz zamordowany przez
kogoś takiego jak ty. ale zanim śmierć
spryska cię swoją posoką, zabijesz
kogoś w windzie, kogoś takiego jak ty
w tramwaju, na oślep, albo i mnie,
który cię nie lubię, który wiem,
który widzę już twoją dłoń splamioną,
u nasady twojego nosa, mord.
toteż myślę o tobie przed zaśnięciem
w pokoju hotelowym przed kinem, i
widzę cię jak po raz pierwszy dziarsko
salutujesz i widzę jak, nieco później,
bierzesz pistolet maszynowy i kolbą
walisz w moje drzwi, i dlatego,
i ponieważ cię nie lubię, i ponieważ
nie przeżyjesz mnie nawet o dzień,
wspominam cię, śmierdzący bracie.
tłum. Jacek St. Buras
wersja oryginalna pt. „an einen mann in der trambahn”
w temacie A może w języku Goethego?
Oba wiersze pochodzą z tomu „Verteidigung der Wölfe”, 1957Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.11.10 o godzinie 16:55