konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Sylvia Plath

Rozmowa pomiędzy ruinami


Dumnie kroczysz przez ganek mojego eleganckiego domu
Z dziką furią, niepokojącymi owocowymi wiankami
I bajecznymi lutniami i pawiami, rozdzierając sieć
Wszelkich dobrych obyczajów, które powstrzymują trąbę powietrzną.
Teraz, kosztowny porządek ścian runął; gawrony kraczą
Ponad przerażającą ruiną; w ponurym błysku
Twojego burzliwego oka, magia ucieka
Jak zniechęcona wiedźma, opuszczająca zamek kiedy prawdziwe dni się
tłuką.

Pęknięte kolumny obramowują perspektywy skały;
Kiedy stajesz się bohaterski w krawacie i marynarce, siedzę
Ułożona w greckiej tunice z włosami spiętymi w kok,
Głęboko osadzona w twoim czarnym spojrzeniu, sztuka stała się tragiczna:
Która jak rdza zemściła się na naszej upadłej posiadłości,
Jaka ceremonia słów może naprawić spustoszenie?

przełożył Gower

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Jan Kasprowicz

O walącym się domie


Zbudowałem sobie dom i już się wali.

O mój walący się domie!

Trochę za prędko zmieniasz się w ruinę, prędzej, niż mógłby się spodziewać człowiek, który ma powieki otwarte na śmierć.

Wszystkiem obchodził pustkowia, wszystkie ugory i bezpłodne wydmy, kamienie-m wyrywał spod gęstwi zielsk i rów wykopawszy głęboki, że starczyłby mi za grób, rzucałem je tą ręką na fundamenty dla ciebie.

Raz, kiedym pobiegł w pole, szukając czworogrannych głazów na narożniki, obsiadły mnie psy: omal ze śmiechu-m nie zginął, jak te zajadłe bestie szczerzyły kły do mych pięt i jakie musiałem wyprawiać młyńce, aby nie zadąć kłamu nauce, iż pragnienie życia silniejszym jest od żądzy skonu.

A kiedy indziej takem się podźwigał, że leżąc w gorączce, urosłem w swych oczach na owego potulnika, który na Trupiej Górze pomagał Panu wyzwalać świat...

O mój walący się domie!


* * *

Widzę, że zbytnich dostępujesz honorów,

ty mój walący się domie!

że zaczynam mówić o tobie, jako o czymś, co wartością przewyższa wór mąki albo statek, wiozący z dalekich krajów nici jedwabne na pończochy dla dam, albo godność człowieka, który na wielkim zgromadzeniu wdrapał się na stół i śród oklasków Raj obiecuje tłumowi.

A przecież zbudowałem cię na odludziu, na pograniczu spraw, w których najprzenikliwszy mędrzec nie znajdzie związku z dukatem płaconym dziewce ulicznej,

albo z chorągwianą, gromniczną ekshumacją zwłok zapomnianego artysty,

albo z niecierpliwością narzeczonej, umierającej z tęsknoty do podróży poślubnej w wygodnym, samotnym wagonie,

albo z tryumfalnym ogłoszeniem Rzeczypospolitej na gruzach monarchii,

albo z rozpaczą mamki, tracącej pokarm!

Nie dostrzeże związku:

z bohaterskim wodzem, z majakiem wstęgi orderowej w duszy prowadzącym żołnierzy w bój za ojczyznę,

ani z zadowoleniem wołu wyprzęgniętego z pługa,

ani z dziennikarską reklamą dla konstruktorów nowej odmiany rytmu i dla wynalazców nowych sposobów czyszczenia kloak miejskich,

ani też z skowytem psa, co się wyśliznął z pętlicy rakarza.

A może...

Ogromne, zielone płomienie jaworu nad moją głową.

Potok przewala po głazach roztopy seledynu.

Krzewy głogu krwawią się na czarnej, łupkowej, prostopadłej ścianie.

Mże sierpniowego południa snują się po łąkach i owsach ku niebotycznym górom...

a wzrok mój osłabł...

A na pół ślepy będąc, straciłem miarę rzeczywistości: wyglądasz mi w słońcu na pałac, w księżycu na zamknięte, pełne widm zamczysko, a jesteś tylko przenędzną lepianką, ty mój walący się domie!


* * *

Wzniosłem ci portal,

o mój walący się domie!

W blokach z czarnego marmuru wyrzeźbiwszy święte, stawiałem je na skrzydlatych gryfach, jeden nad drugim, iżby tworzyli chór, niebiosom kamienne podający pieśni, wyśpiewane Duszy, która się zmogła ze Złem.

I mając przed sobą kosz jabłek z dzikich jabłoni, rosnących po miedzach, i garść fioletowych jagód z kęp leśnych, wyczekiwałem od rana do zmierzchu i od zmierzchu do rana, zali nie wejdzie do wnętrza twojego Ten, co serce ma z ognia i jednym tylko przemawia wyrazem: Wieczność.

I raz mi się zdało, że wszedł.

Padłem na ziemię z wyciągniętymi rękoma, a potem, zerwawszy się, szalony z radości, pobiegłem na drogi rozstajne, na ulice i place, przed kościoły i ratusze i jąłem krzyczeć:

Jest!...

I to był mój śmiertelny grzech.

Albowiem znalazłszy skarb, trzeba go chować przed ludźmi.

Pytali się: kto?

Spieszcie zobaczyć, odrzekłem: Świątynię-m zbudował na pustkowiu; sfinksy jej strzegą, po piersi zanurzone w piasku, który je obsypuje od niepamiętnych dni; nie u was, lecz u mnie zamieszkał Bóg!

Roześmiali się, jednak, ciekawi, poszli.

Lecz przybywszy na miejsce, spostrzegli od razu,

o mój walący się domie! -

że próg twój, wyciosany z pnia sosny, zgnił od deszczów,

że okna, wybite kamieniami złośliwych wyrostków, pozaklejano papierem,

że na ścianach, nie bielonych od lat, zwiesza się brudna pajęczyna,

że stół się chwieje na spróchniałych nogach,

że zamiast krzesła położono deskę na czterech kołkach wbitych w ziemię,

że nawet figura Chrystusa, zapewne skradziona z przydrożnej Bożej Męki lub z opuszczonego klasztoru, w nienależytym poszanowaniu: tak ją popstrzyły muchy.

- A któż wy, że tak mi śmiecie urągać? - zawołam. -

Ty pierwszy lepszy z brzegu, znam cię! masz minę pospolitego fałszerza weksli!

Ty okradałbyś pryncypała, ale się boisz, by cię nie zamknięto.

O tobie, moja pani, wiem, żeś - do wyboru - siebie lub córkę ofiarowała staremu rozpustnikowi, panu X, z ulicy Y. Ma kilka kamienic i wieś - nieprawda?

A pani gaszek już wyjechał, czeka w Florencji, trzeba okłamać małżonka i za nim...

Ty ściskasz rękę i bywasz na kolacjach przyjaciela, któremu uwodzisz żonę, a ta, znieprawiona twymi karesami, mizdrzy się już do innych...

Ty lichwiarskie bierzesz procenty!

Ty szachrujesz z sobotnimi wypłatami!

Pani szeleścisz jedwabiem za krwawicę nędzarzy!

Ty kupiłeś utrzymance bransoletę, a dzieci twoje chodzą obdarte i głodne!

Ty za hojnym porękawicznym sławisz po gazetach narodowe zasługi pospolitych wydrwigroszów.

A ty - -

O mój walący się domie!...


* * *

Nie wywyższam się nad innych; nie jestem ani lepszy, ani gorszy od tamtych i dlatego też płakać nie będę nad tobą,

o mój walący się domie!

Lecz z Marginy lub Folies-Bergere zabiorę dziewkę, pyszniącą się w przechodzonym płaszczu jakiejś bogatej damy, albo - szczerzej i otwarciej - najlichszego Cabaret au Coq w tandetnej, wełnianej spódnicy, oplotę ją resztkami bluszczu, który tak bujnie i smutnie piął się wczoraj aż pod twój dach, a dzisiaj padł ofiarą krów i pastuchów, i każę jej tańczyć kankana...

Niech tam jawor w zielonych stoi płomieniach!

Niech potok przewala po głazach roztopy seledynu!

Niech krzewy głogu krwawią się na czarnej, łupkowej, prostopadłej ścianie!

Niech mże sierpniowego południa snują się po łąkach i owsach ku niebotycznym górom:

Ja klaskać będę w dłonie, że mocą byka wiedzionego na arenę, obramowaną strusimi pióry, lśnistymi skrzydły krasek i połyskującymi cylindrami, zgniotłem w sobie już wszystko, co by mi przypominało procesję świętych, rytych w czarnym marmurze na portal dla ciebie,

o mój walący się domie!

Nie dam żebrakowi jałmużny i bez skrupułów zjem suty obiad; kosztownym upiję się winem i przy akompaniamencie dzwonów, w tej właśnie chwili witających jakiś kondukt, z omyłki wyprowadzać będę przyjaciół i towarzyszy, którym się zdaje, że wdowa w grubej żałobie, wiodąca dzieci na grób męża, nigdy go nie zdradzała, że w pomiętej, zblakłej twarzy tego młodzieńca nie znamię wenerii widać, lecz klątwę światozbawczych zmagań z nędzą i upodleniem, że znany nasz filantrop w sposób uczciwy zdobył środki na publiczne ocieranie łez, że Duch zapanuje nad chlebem, że Bóg zamieszka w człowieku...

* * *

O mój walący się domie!...

z tomu "O bohaterskim koniu i walącym się domie", 1906
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Edwin Arlington Robinson

Karczma


Ilekroć teraz tamtędy przechodzę
I widzę bujne zielsko, ogród nie plewiony,
Wybite szyby, podarte zasłony –
Strachem przejmuje mnie ten dom przy drodze.

Cierpnę, twarz mi tężeje, nie mogę rzec słowa,
Jak gdyby na mnie patrzył martwym, szklistym wzrokiem
Duch starego karczmarza, zmarłego przed rokiem.
A był nim Ham Amory. Ktoś go zamordował.

Szynk ma swoją historię, co wraca w rozmowach,
Ale odtworzyć prawdę nie jest w naszej mocy.
Wiemy tylko, że kiedyś, dobrze po północy,

Przygalopował człowiek od Tilbury Town:
Nikt go nie znał – wpadł, spłoszył, omal nie stratował
Tego dziwkarza, Johna Evereldown.

tłum. Ludmiła Marjańska

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Kostis Palamas*

Ruiny


Powróciłem do jasnych dziecięcych miejsc,
powróciłem do białej ścieżki młodości,
powróciłem, by zobaczyć piękny pałac
zbudowany świętymi rękami Miłości.
Ścieżkę zakryły wielkie jeżyny,
miejsca zabaw spaliły upalne południa,
trzęsienie zburzyło już pałac,
teraz w ruinach, zgliszczach
pozostaję sparaliżowany. Jaszczurki i węże
żyją tu ze mną – smutki i nienawiści.
Trzęsienie zburzyło już pałac.

przełożył Nikos Chadzinikolau

*Notka o autorze, inne jego wiersze i linki
w temacie Poezja nowogrecka
Krzysztof Adamczyk edytował(a) ten post dnia 19.11.11 o godzinie 11:09

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Włodzimierz Słobodnik

Ruiny Gdańska


Nie ma tu dawnych domów ni dzikiego wina,
Które na wzór jaszczurek po murach się wspina.
Ruiny, jak rybacy, ślepi rozbitkowie,
Rozsiadły się nad morzem. Reszta renesansu
Dogasa pośród ruin. Idą przez pustkowie
Strudzeni robotnicy, co nad odbudowie
Pracują. Nad gruzami na nitkach powietrza
Kołysze się samotnie mewa przybłąkana
Ni to rzucona w niebo siwa morska piana,
Ni to kwiat biały. Rzeźby, które ocalały,
Chłoną zapach benzyny, jak ongi woń wina.
Ich barok od nadmiaru czasu ociężały
Rośliny i potwory morskie przypomina.
Tu, gdzie wieczór kołysał się na wodnej pianie,
Kwaśny od winogradu i mokrego mroku,
Na ławie ociężali siadanie mieszczanie
Z zamorską dalą w rybio zapatrzonym oku.
Rzeźby dworu Artusa, cudem ocalałe,
Smutne brakiem fontanny, zegar ratuszowy,
W którym dawne godziny gnieżdżą się uśpione,
Wrota zgasłych festynów urodą nabrzmiałe,
Obłoki cwałujące jak królewskie łowy -
Wszystko patrzy z zamierzchłych czasów wychylone.
W kanale, jak w zielono-chłodnym Amsterdamie,
Gotycki dom swym ostrym odbiciem kłamanym
Kłamie barkom rybackim, błękitowi kłamie
I podobnym do słonych włosów syren pianom.

z tomu "Wiersze zebrane", 1948Krzysztof Adamczyk edytował(a) ten post dnia 20.01.10 o godzinie 12:35

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Takis Varvitsiotis

Ruiny


Książka zamknięta
Skrzypce smutne
Potrzaskany bezsenny anioł
Gdzie jesteście dziecięce ręce
Zapomniałyście o mnie
Ale nie mogę płakać
Nie mam już oczu

Deszcz ugrzązł w ogrodzie
Na gałęziach drzew wiszą
Serca
Małe światła
Dzwonienie dzwonu

Jeszcze dymią
Ruiny dni

z greckiego przełożył Nikos Chadzinikolau

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Marek Maganiusz Kielgrzymski

Ruiny


jestem kronikarzem
prowadzę dokumentację chwil
żałosnych wątków
wystawiam na pokaz
smutek
obrazy wnętrz
własnych
nazbyt otwarcie
to może mnie zgubić
lecz trudno
nie potrafię inaczej
niech będzie
co ma być

tak nikły płomyk
potrafi mnie ogrzać
zachwycić
nasycić
i mogę się nim zadowolić
pomimo
iż brakuje mi kominka
ogniska
pomarańczowych lśnień życia
i twego cienia
po drugiej stronie

wyciągam ręce
ktoś mi je przetrąca
to nic
kupię sobie nowe
i pochwycę cię w ramiona
nad piramidą jasności

lecz ty
jesteś dalej niż myślałem
nie mogę cię dosięgnąć
muskam jedynie twój cień
gubiący się w mroku
a ogień już przygasa
skrzą się węgle
gdzie jesteś?

stoję bez ruchu
wdycham dym
przyglądam się
ruinom moich marzeń

wiersz wyróżniony w konkursie jednego wiersza
w Gdańsku-Morenie w 1995 roku

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Jeffrey Wainwright

Ruiny opactwa


Tysiąc lat temu okoliczni mnisi
Umieli rozpoznać dawną obietnicę.
Było tam miejsce dla prawdziwej pokory
I istotnego wzbogacania wiedzy.
Wsparty o taka opokę nawet kuglarz lub minstrel
Nie musiał bawić się słowami.

Widzę, że ciebie mało to obchodzi.
Jednak zdejmując buty siedzisz w dachówkach
Z pięknie wytłoczonym Wężem
I owocem. Chociaż jestem świadomy
Płynności moich słów,, powtórzeń, drobnych potknięć,
Wciąż jest to temat, którego nie przestaję zgłębiać.

przełożył Bohdan Zadura

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Jerzy Ficowski

Polskie dwory


w domach bezdomnych złom pająk i próchno
i wiatr dziedzic na dworze
jako i we dworze

śpi piorun zardzewiały pod zdziczałą gruszą
czas dworuje siekierą
z za wysokich progów

tu ongi wiek po wieku przybywał w gościnę
na wszystkie dzienne sprawy
i na ranne zorze

w noc praszczur z karabelą w puklerzu księżyca
w pośmiertnym polonezie
snuł się po komnatach

Już w nich dawni nie straszy
one samą straszą

z tomiku „Gryps i Errata”, 1982

wiersz jest też w temacie Pałace, zamki, dworki
Elwira Styczyńska edytował(a) ten post dnia 04.10.10 o godzinie 11:24

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Zbigniew Herbert

Akropol


Wysoko w górze - on! Wewnętrzny okrzyk w tonacji jasnej i prawie tryumfalnej.

Droga była długa i zawiła, a szansa znikoma, że dotrę do celu. Trzeba było pokonać przeszkody, mury urzędów, zamknięte drzwi, korytarze i całą masę rozmienionych na drobne cerberów za biurkami, wahających się, czy przybić magiczną pieczęć,
trzymających, plątających w palcach nitkę mojej przygody.

A przecież można poprzestać na relacji innych, na świadectwach rzeczoznawców, można ostatecznie zgodzić się, że przedmiot naszych marzeń będzie zawsze poza zasięgiem wzroku i dotyku. Skąd więc ta przemożna wola konfrontacji, ta pasja pchająca do zbliżeni a fizycznego, pożądanie, aby położyć ręce, zjednoczyć się cieleśnie, a potem oderwać się, odejść i unieść ze sobą - co? Obraz? Dreszcz?

Nigdy nie przestawałem wierzyć, że Akropol istnieje realnie i spotkanie twarzą w twarz
nie było wcale konieczne dla umocnienia tej wiary. Akropol był cudem rzeczywistym. Nie wodził zmysłów na pokuszenie, nie obiecywał, że będzie czymś więcej niż jest. Spełniał się cały, był równy samemu sobie.

Powtarzałem sobie tedy niezdarną formułę: on jest i ja jestem, a ogromna przestrzeń czasu, dzieląca daty naszych urodzin, kurczyła się, nikła. Byliśmy współcześni.

Do Aten dotarłem późnym popołudniem. Szukanie hotelu, złośliwości bagaży, pierwsze niepewne błądzenie po mieście. Tracenie drogocennego czasu na pisanie kartek, picie kawy, oglądanie wystaw. Zdałem sobie sprawę, że podświadomie przeciągam moment spotkani a z Akropolem, jakbym usiłował przez to wzmocnić siłę doznania.

Była już noc. Wokół wzgórza prawie pusto. Jeśli dobrze przypominam sobie tę chwilę, zacząłem liczyć, po prostu liczyć kolumny - osiem, siedemnaście i znów osiem, siedemnaście, dokładnie tyle, ile rysowało się w zeszytach szkolnych. Tak jakbym chciał ten nieoczekiwany spadek przyjąć chłodno i racjonalnie.

Wkrótce uświadomiłem sobie, że istnieją we mnie dwa Akropole: dzienny i nocny. Pierwszy był analityczny, z głową w przewodniku. Sprawdzanie planu, badanie struktury całości, dotykanie kamieni, wyobrażanie sobie tego, co zginęło - trochę jak studium anatomii wykopaliskowego zwierza.

Pierwsze próby oswojenia się i wyrobienia sobie osobistego stosunku do zabytku. Wybrałem "dla siebie" Propyleje i Partenon dla ich rozmachu, masy i porządku. Świątynia Nike była zbyt filigranowa, aby odczuć jej kamienną materialność, sprawiała na mnie wrażenie udanej kopii, dobrego wypracowania na tematy klasyczne. Najtrudniej było mi znaleźć porozumienie z Erechtejonem. Portyk kariatyd szpeciły metalowe rury podpór, odbierające budowli sens i zamierzoną lekkość. Same kariatydy, okaleczone i odarte
z wdzięku, zatrzymane były jakby w połowie drogi między kształtem ludzkim a kolumną. Nad ciemną sadzawką starych ateńskich kultów ta jońska świątynia zdaje się mówić
o niemożności połączenia dawnej wiary z nowym wyrazem architektonicznym.

Drugi Akropol - nocny, zapalony na niebie, oddający się spojrzeniu jako całość. Siadywałem na Wzgórzu Muz, tuż koło pomnika Filopapposa. Z dołu, z ubogiej dzielnicy Plaka, dochodził gwar banalny i codzienny. Białe domy jarzyły się wapnem w ciemności.
W powietrzu unosiła się woń baraniny, oliwy i czosnku. Akropol w wieńcu cebulowych zapachów. Na lewo, wśród drzew, odbywało się co wieczór widowisko Son et Lumiere. Chóry Sofoklesa płakały na przemian po francusku i po angielsku. Światło wydobywało
z nocy fragmenty świętego wzgórza. Rzucany z reflektorów czerwony blask imitował pożary.

Akropol był dla mnie wtedy rzeźbą; nie zespołem architektury, ale właśnie rzeźbą. Zrujnowana kolumnada południowa Partenonu, ścięte nisko pnie kolumn wywoływały skurcz serca. Kamienie walczyły z nacierającą pustką.

z tomu "Labirynt nad morzem", 2000

utwór jest też w temacie Antyczne korzenie cywilizacji



Obrazek
Marta K. edytował(a) ten post dnia 09.03.10 o godzinie 06:43

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Vizma Belševic

* * *


Rujena* - same schody i schody, schody na tamten świat.
Wicher zamiata schody pustynne.
Po drzwiach i oknach przepadł ślad.
Nie sposób tańczyć w salach zburzonych.
Na przeciągu – miota się bez.
Niechby choć ruiny zostały z Rujeny!
Jedynie stopień za stopniem po kres
Koszmarnych schodów. Tylko madonna z granitu tutaj modli się wciąż,
Ręce uniosła ponad schodami, które donikąd brną.
Dusze poległych domów pokutnie teraz błąkają się tu.
Cicho dokoła, a madonna z granitu nie otwiera swych ócz.
Rujena w nimbie łuny zachodu. Schody donikąd. Gruzy i kurz.
Buciory obce tych martwych schodów nie zhańbią nigdy już.

1967

przełożył Florian Nieuważny

*Rujena – miasteczko na Łotwie, zburzone przez faszystów.

wiersz jest też w temacie Motyw schodów w poezji
Marta K. edytował(a) ten post dnia 19.04.10 o godzinie 21:46

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Pavel Bunčák*

Święto na ruinach


Nadobny jestem coraz bardziej stary
Serce snów pełne a ja mnich żałosny
Taki wieczny monolog prowadzą tu skały
Młodość mi zwróćcie zwróćcie życia wiosny
Kwitnących dziewcząt parę

Dwojakie wini piję teraz co dzień
To stare płynie Dunajem i Wagiem
I jest go tyle ile fal powodzi
Burgrabia stary nie brak mi odwagi

Młode jest mętne może nogi ogrzać
Wiernemu słudze w którym zakochana
W czerwonym czepku Morawianka hoża
A ja Słowakom dumę dorzucę do wiana

I stoję tutaj sam tak na krawędzi
Niczym nazajutrz po stworzeni ziemi
Nikt nie zawoła mnie już po imieniu
Jestem tak stary że nie można więcej

I przyszłość wróżą z linii moich dłoni
I z moich westchnień wznoszą cytadelę
A gdy historia w pył me kości zmiele
Mój proch na zawsze będzie uświęcony

Czyżbym ja nie był z pokolenia Ewy
Czemu na pomysł miałbym nie wpaść pierwszy
By kiedy mnie otoczą wkoło winne krzewy
Dla odmiany na zachód wypiąć dumnie piersi

przełożył Andrzej Czcibor-Piotrowski

*Nota o autorze, inne jego wiersze w wersji oryginalnej i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja czeska i słowacka
Marta K. edytował(a) ten post dnia 02.12.12 o godzinie 06:09
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Michel Deguy

* * *


Gdy wiatr plądruje wioskę
Ukręcając łeb krzykom
Ptak
Zaprzepaszcza się w słońcu

Wszystko jest ruiną
A ruina
Duchowym konturem

tłum. Krystyna Rodowska

w wersji oryginalnej pt. „*** [Quand le vent pille le village...]”
w temacie W języku Baudelaire’a

inny przekład, Edwarda Stachury pt. „*** [Kiedy wiatr łupi wioskę...]”
w temacie Motyw wiatru w poezji
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 10.07.10 o godzinie 09:23

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Dwór w Górce

zapada się wśród szumiących lip
z niegolonym od lat zarostem
ostów traw i dziewann pełnych pszczół i trzmieli
cegły pozbawione dziecięcych głosów kruszeją
a niedotykane przez człowieka drewno
staje się chropowate jak skóra jaszczurki

mury wchłonęły już wszystkie wiadomości
dobrego i złego więc mimo drzwi zamkniętych
każdej wiosny zakrywają szkaradną nagość
a tylko dach się krzywi w szczerbatym uśmiechu
plując na wiatr kawałkami cegieł
tynku i pasikonikami

duchy dawno zmarłych gospodarzy
osiadają pleśnią na ścianach
najpierw milkną jakby nie potrafiły istnieć
bez szurania pantofli na schodach bez skrzypiących drzwi
i szumu wody w toalecie aż w końcu zapominają
nawet swoich imion i nocnych zwyczajów

z porozbijanych szyb ulatują portrety
wydekoltowanych kobiet
jeszcze dziesięć lat temu ze znudzeniem
patrzyły na drogę i liczyły ptaki samochody
butelki wódki wypite niewypite
zresztą teraz to już wszystko jedno

wiersz jest też w temacie Pałace, zamki, dworkiŁukasz B. edytował(a) ten post dnia 04.10.10 o godzinie 08:57

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Vilém Závada*

Wieża zamkowa


Z dala od dróg publicznych
gdzie za duszą się smuży pył
jak na gościńcu za wozem

idę leśnym wąwozem
w stronę rumowisk po starym klasztorze

O zamki marzeń
ruiny duszy
jakże tu smutnie minioną świetnością zarysowało się przestworze

Nagie ostygłe ściany
Pismo na stole nieheblowanym
A przecież tutaj duch płomienny
zapalał się w celi kamiennej

Wieża wystrzela znad urwiska
Jęknęło w niej wyłkane w ogniu słowo

Mrok zamieszkuje ruinę zamkową
Jedynie słowo nad popiołem błyska

Żegnajcie mi żałosne pałace
Idę na miejsce straceń duszy rozradowanej

przełożył Józef Waczków

wiersz jest też w temacie Pałace, zamki, dworki

*notka o autorze w temacie Świecie nasz
Marta K. edytował(a) ten post dnia 04.10.10 o godzinie 03:26
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Mark Strand*

Błąd


Popłynęliśmy w dół pod rozgwieżdżonym niebem
i spaliśmy do świtu. W zrujnowanej stolicy
rozpaliliśmy ogień z porozrzucanych wokół
szczątków krzeseł i stołów. Żar był tak silny, że ptaki
zapalały się w locie i płonąc spadały na ziemię.
Zjadłszy je, szliśmy dalej, w rejony, gdzie morze zamarzło
a ziemia jest usłana księżycowymi głazami.
Nie było wtedy za późno, by się zatrzymać i cofnąć,
powrócić do ogrodu, z któregośmy wyruszyli,
do połamanej urny i kupy gnijących liści,
i tam patrzeć na dom, i tylko śledzić, jak słońce
odbija się w jego oknach – i to by wystarczyło,
nawet gdyby wiatr jęczał i chmury sunęły ku morzu
jak przewracane kartki niezapisanej księgi.

z tomu „Man and Camel”, 2006

tłum. Agnieszka Kołakowska

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 25.03.11 o godzinie 09:08
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Jean-Michel Maulpoix*

[Kraniec świata jest gdzieś tutaj]


Kraniec świata jest gdzieś tutaj, blisko za linią morza, gdzie pieją koguty. A wśród rumowisk i pastewnej kapusty szczekają ogromne psy. Można sobie wyobrazić anioła, który nocą kopie grządki. I ani jednej twarzy w oknach, gdzie koty liżą sobie łapy w nieskończoność. Zielsko kwitnie na dachu dzwonnicy.

Tylu kamieni brak w murach domów, że aż chciałoby się tutaj żyć. Choćby z powodu tej szkoły z otworem w glinianej ścianie, wybitym przez gniazdo jaskółek, okiennic, które nie otworzą się już nigdy. I niebieskich uliczek morza, po których chodzi się bardzo wolno, by nie spłoszyć jakiejś tajemnicy.

z tomu „Une histoire de bleu”, 1992

tłum. Krystyna Rodowska

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki do polskich przekładów
w temacie W języku Baudelaire'a

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Roman Brandstaetter

Podróż do środka serca


Czym są ruiny miasta
W porównaniu z kikutami ludzkich myśli?

Płakać nam, płakać
Nad zburzonymi myślami,
Nad zasypanymi uczuciami,
Nad spaloną wyobraźnią,
Nad pustyniami oczu,
Nad obojętnymi wargami.
Rozpacz i zło są jak dwie dłonie.
Czy można tymi dłońmi błogosławić świat?

Czym są ruiny miasta
W porównaniu z pustką zabłąkanych ludzi?

W sądowych zwojach
Znajdziesz odciski upadającego pokolenia,
którego nie nauczono mądrości i serca.
Młodzieńcy polują w puszczach nocy
Na złoto i krew,
Dziewczęta pomagają młodzieńcom w rzezi
I milczą, gdy słyszą krzyk padającego człowieka.
Jak mogą karmić piersi, w których jest jad?
Jak mogą budować mózgi, w których jest noc?

Czym są ruiny miasta
W porównaniu z księżycowym krajobrazem serca?

Ludzie kładąc palce na pustyni
Przysięgali, że jest rajem, który zstąpił na ziemię.
Przysięgali na piekło, wierząc, że jest niebem,
Na uschnięty figowiec, że rodzi owoce.
Dźwigali wiatr i wodę w sieciach,
Na plecach wory mgły,
A pot ściekał z ich twarzy.

O dni szczęśliwe, utopijne dni,
O tragiczne złudzenie owocujących pól.
O bagna ślepe jak Faust.
Gdzie są pastelowe trzody u stóp wzgórza,
Gdzie jest wiatr obracający skrzydłami młynów,
Gdzie są woły wracające z obór
Jak do srebrnej sielanki?

Patrz:
Idzie złoty basileus pod baldachimem,
Odziany w purpurową szatę jak w psalm,
W dymie kadzielnic pieją bizantyjskie koguty,
A ascetyczni mnisi o twarzach z pergaminu
Prowadzą pod ramię niemego patriarchę.
Poganiacze wielbłądów i ludzi padają na twarz,
Której nie mają.
Jak łatwo jest udawać wiarę,
Jak łatwo jest poruszać wargami
I zmawiać modlitwę ugorów,
Litanię kamieni,
Litanię pustki.

O szalejąca wieżo Babel,
O mrowisko męki,
O góro ptaków odartych z piór!
Boli rzeczywistość pomniejszona
Do rozmiarów naszych dłoni.
Z konających zegarów sączy się lepki czas.
Śnią się kolumbowe papugi,
Ziemie z cynamonu i niebo z pieprzu,
Kraje wyobraźni ludzi głodnych.

Dramat tej ziemi jest moim dramatem,
Ponieważ ciało tej ziemi jest moim ciałem,
Jej oczy są moimi oczami,
A jej ręce są moimi rękami.

Wychodzę na skrzyżowanie dróg,
Tysięcy dróg,
I widzę:
W samym środku mojego serca
Stoi samotny człowieczek
Z pustym sidłem na ptaki
I ni ewie,
Co z sobą począć.

1956

z tomu „Wiersze i poematy”, 2003

konto usunięte

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

Johen Hoffbauer*

Bramy niebios


Fragment starego klasztornego muru,
zwietrzały relief.
Na dziedzińcu czai się kot.
W dali ujadanie psów.

Men niewzruszony
Ciągnie swoim mętnym torem.
Głęboko w swoim trzcinowym łożu skulona
wysłużona łódka.

Patrzę na srebrne topole
chwiejące się na ostrym wietrze.
Jak dobrze, że są tak trwale
połączone z ziemią.

przełożyła Justyna Żabska

*notka o autorze i linki do innych jego wierszy
w temacie Kwiaty
Krzysztof Adamczyk edytował(a) ten post dnia 15.07.11 o godzinie 09:17
Paulina Rog

Paulina Rog Student, North
Glasgow College

Temat: Ruiny - dosłownie i w przenośni

EM-PATHETIC: OBUMIERANIE

Znowu piszę wiersze
więc musi być już bardzo źle


Zamknięta w pokoju obdartym z treści
nie ma siły która uciszy tę cząstkę ciała
umierajacą każdego dnia na nowo
a może to nieustanna agonia

gdy pozostało już tylko wciskać krew
głęboko
pod skórę pod paznokcie
by poczuć coś odmiennego od gniewu

czuję się chora tak jak tylko
ludzka wyobraźnia potrafi
mój emocjonalny ekshibicjonizm
wystawia pustkę na pokaz

powrót do tamtych miejsc w kwadrat bólu
przestałam uważać na dłonie
z tej perspektywy wygląda to zabawniej
więc uśmiecham się metodą Wojaczka

nauczyłam się uważać na życzenia
jedno z tych nieprzemyślanych
gorzka gorzka czekolada

czasem nie wiem gdzie kończy się alkohol
a zaczynasz się tyPaulina Rog edytował(a) ten post dnia 15.05.11 o godzinie 23:56



Wyślij zaproszenie do