Temat: CBF 600 N - opinie...
Fajny artykuł, Tomek, brawo.
Jak pisałam wcześniej, na ten rok zaplanowałam wakacje motocyklowe w Rumunii. Tak się poukładało, że pojechałam w końcu sama. Moja CBF 600 i ja. Zrobiłam 4 tys. kilometrów, więc pozwolę sobie rzucić garść obserwacji (z babskiego punktu widzenia).
Przygotowanie motocykla przed podróżą:
Od chwili zakupu CBF-y w marcu b.r. niczego w Hondzie nie wymieniałam. Dopiero szykując się do Rumunii wstawiłam ją do warsztatu z prośbą o przygotowanie jej "na Rumunię". Tak więc motocykl dostał nowe hamulce, nową linkę sprzęgła (stara się przecierała), nowy akumulator, oraz wymianę niezbędnych płynów (nie pytajcie jakich, bo się nie interesowałam ;-)) i jeszcze kilka drobiazgów, które miały mi zapewnić bezpieczną i komfortową jazdę w obie strony. Uprzedzono mnie, że łańcuch jest "na wykończeniu", ale tę wyprawę jeszcze przetrzyma. Podobnie opony - głębokość bieżnika prognozowała jeszcze wiele tysięcy kilometrów.
Wyjazd:
Do Rumunii wjechałam od północy, bo chciałam zacząć zwiedzanie od Maramureszu i słynnego "Wesołego Cmentarza" w Sapancie. Stan dróg w tym regionie trochę mnie zaskoczył - negatywnie. Dużo dziur, a jak nie dziur, to takich łat, że w rezultacie miałam nieustanną trzęsawkę, która w końcu doprowadziła do odkręcenia śrub w stelażu do kufra i w samym nowiuteńkim kufrze Maxia :( Oprócz dziur i łat zdarzały się też kilkukilometrowe odcinki asfaltu posypane żwirem :/ Za pierwszym razem jechałam może 15-20 km/h, bo każdy kamyk wylatujący spod kół i obijający się o lakierowane elementy motocykla, zadawał mi wewnętrzny ból. Gdy następnego dnia pokonywałam ten sam odcinek, przejechałam trochę szybciej, stojąc na podnóżkach, dzięki czemu lepiej ogarniałam uciekający niekiedy tył. Ponieważ GPS wytyczał mi różne ciekawe trasy, czasami lądowałam na drogach, gdzie w ogóle nie było asfaltu. Dzięki temu zaliczyłam dwie gleby - no, parkingówki tak naprawdę. Ponad 200 kilo plus bagaż, łatwiej jest opanować w czasie jazdy niż w miejscu, zwłaszcza na nierównym terenie. Tym samym byłam skazana na pomoc osób postronnych, które pomogły mi podnieść moją krówkę. Druga gleba była mniej zabawna, bo miała miejsce w nocy w szczerym polu, gdzie szukałam miejsca na rozbicie namiotu. W efekcie zamiast w namiocie, noc spędziłam u boku mojej Hondzi. Rano wyleciałam na szosę, zatrzymałam TIRa i poprosiłam kierowcę o pomoc w podniesieniu mojej maszyny. Ku mojemu zdumieniu, po całonocnym leżeniu CBF-a bez mrugnięcia odpaliła od pierwszego dotyku. Sprawdziłam czy nic nie wycieka, ale wszystko było OK. Pojechała dalej bez żadnych kaprysów. Dopiero później się okazało, że hamulce się zapowietrzyły. Ale odczułam to dopiero w drodze powrotnej.
Z północy kraju zjechałam do Transylwanii i dwukrotnie przejechałam słynną Trasę Transfogaraską. Dwukrotnie, bo za pierwszym razem za szybko czas mi zleciał na ciągłym zatrzymywaniu się i robieniu zdjęć i zrobiło się późno, a namiot został na kempingu w Braszowie, więc chcąc nie chcąc musiałam wrócić :D Tak więc dwa dni później powtórzyłam jazdę po serpentynach i powiem raz jeszcze - każdemu na początek polecam CBF-ę. Bardzo dużo wybacza, a jednocześnie potrafi dostarczyć pozytywnych wrażeń, sama byłam zaskoczona jak ładnie się składa w zakrętach, zwłaszcza gdy zakręt ciągnął się w nieskończoność, a czasem nawet zacieśniał. Jak ktoś niedawno napisał w jednym z czasopism motocyklowych, CBF-a jest jak wierna żona - jej zalety odkrywamy stopniowo i z czasem staje się coraz lepszą partnerką.
W Rumunii na każdym kroku są remonty dróg. Stare, gruntowe drogi pokrywane są asfaltem, a stare asfaltowe, pełne dziur są łatane, bądź wręcz wymieniane. Zdarzały się więc nieprzyjemne sytuacje, gdy jadąc w nocy, w ostatniej chwili zauważałam taką zerwaną nawierzchnię i motocykl zaczynał tracić stabilność. Na szczęście, jak już wspomniałam CBF dużo wybacza, więc odpukać, ANI RAZU nie wyglebiłam się w czasie jazdy.
Po 4 tys. nonstop w siodle - nie bolał mnie kręgosłup, nie bolały nogi (nie liczę bardzo długich i trudnych odcinków, jak np. transfogaraska o 1 w nocy po całym dniu jazdy). Bardzo doceniłam wygodną kanapę CBF-y i niemal wyprostowaną pozycję. Trochę nie wyobrażam sobie tej podróży na ścigaczu w pochylonej pozycji i z podkurczonymi nogami. Poza tym naked nawet jak się przewróci, to dużych szkód nie ma, co najwyżej gwint od lusterka się trochę przekręci (założyłam kontrę i jest dobrze).
Zgodnie z przewidywaniami mechaników, w połowie wyjazdu CBF-a wymagała naciągnięcia łańcucha. Pechowo zestaw narzędzi, jakim dysponowałam, okazał się nieprzydatny, więc ruszyłam na poszukiwania warsztatu. Między Braszowem a Branem (gdzie jest zamek Drakuli) trafiłam do gościa sprzedającego skutery. Nie tylko mi naciągnął łańcuch, ale nie chciał zapłaty, oprowadził po swoim nowo budowanym domu i dał na drogę kilka jabłek ze swojego sadu. :)))
Z rzeczy nieprzyjemnych i trochę niebezpiecznych, zdarzyło mi się kilka razy przejechać zabitego psa czy innego zwierzaka, raz nawet w zakręcie. Uczucie było okropne i tył mi lekko zarzucił na śliskiej krwawej masie, ale motocykl się nie przewrócił.
Ostatecznym (dosłownie) gwoździem do trumny moich opon był gwóźdź, jaki złapałam w ostatnim dniu wyjazdu. Po konsultacji tel. z moim mechanikiem ustaliliśmy, że mogę jechać dalej. Tak więc zdołałam przejechać 800 km do Warszawy z gwoździem w tylnej oponie, tylko co jakiś czas uzupełniając ciśnienie (chwała mi za to, że zabrałam ze sobą kompresor do opon). W domu okazało się, że również przednia opona ma nacięcie, które wywaliło niezłą gulę z boku - teraz już rozumiem, dlaczego mi się tak dziwnie skręcało.
Wady:
Jedynym mankamentem CBF-y jaki bym chciała poprawić (poza jej ciężarem, kiedy się przewraca i kiedy nie mogę jej podnieść ;-)) to są światła. Często zdarzało mi się jechać po zmroku, a że Rumunia słynie z bezpańskich psów, owiec, krów, koni a nawet niedźwiedzi wychodzących na drogę, musiałam w nocy mocno zwalniać, bo widziałam na jakieś 30m na światłach mijania i może jakieś 60m na drogowych (pod koniec jeździłam wyłącznie na długich). Był to największy dyskomfort tego motocykla.
Podsumowanie:
Jak Tomek trafnie napisał, im dłużej obcujemy z CBF-ą tym bardziej ją kochamy. Przez ten wyjazd nabrałam bardzo osobistego stosunku do mojej krówki, może też dlatego, że tak bardzo byłam od niej zależna. Z ogromną satysfakcją stwierdzam, że motocykl ten nie zawiódł mnie i niczym wierny wierzchowiec, nie zważając na odniesione rany, dowiózł jeźdźca (czyli mnie) bezpiecznie do domu. A tam otrzymał nowy napęd ze złotym łańcuchem ;-) dwie nowe opony i odpowietrzanie hamulców. Innych uszczerbków technicznych nie stwierdzono. Kochany konik, nie mam słów ^^
EDIT
Aha, jakby ktoś był ciekaw, to zapraszam do obejrzenia moich zdjęć:
http://picasaweb.google.com/motozlot/Rumunia2009Anna C. edytował(a) ten post dnia 12.09.09 o godzinie 00:18