Mysle ze warto zaczac od definicji outsourcingu jako takiego.
Czesto uzywa sie miana 'outsourcing' np. kiedy zatrudnia sie firme zewnetrzna do sprzatania biur.
Outsourcing - mozna przetlumaczyc na 2 sposoby:
*) outside-resource-using - czyli uzywanie zasobow zewnetrznych
*) outside-sourcing - czyli uzywanie zrodel na zewnatrz, zrodel zasobow jasna sprawa.
Outsourcing powinien byc strategicznym wyborem firmy, prowadzacym do uzyskania wartosci dodanej ze wspolpracy z firma zewnetrzna. Wartosc dodana moze np wynikac z mozliwosci skupienia firmy na podstawowej dzialalnosci (kiedy firma rozrasta sie zbytnio 'wszerz' czyli zajmuje sie zbyt wieloma dzialalnosciami), albo kiedy potrzebuje bardzo wykwalifikowanych pracownikow z jakiejs specjalnosci, a nie chce/nie moze ich zatrudniac z roznych powodow.
Korzysci z outsourcingu powinny byc przede wszystkim policzalne - rachunek zyskow i strat powinien w jasny sposob porownac koszty ponoszone przez firme (kiedy sama wykonuje dana dzialalnosc) oraz cene oferowana przez firme zewnetrzna. Trudno w takim zestawieniu wycenic korzysc plynaca z powrotu pracownikow firmy do wykonywania 'corowych' zadan..
Wszystkie produkty koncowe firmy sa pochodna kompetencji ktore firma posiada - jest teoria mowiaca, ze firma nie moze posiadac i efektywnie wykorzystywac wiecej niz kilku (dajmy na to 4-5) kompetencji. Kompetecje nalezy rozumiec naturalnie 'szeroko': czyli np. umiejetnosci i kwalifikacje teleinformatyczne (dla firm it), finansowe (dla bankow) etc.
Firmy ktore 'rozlaza' sie na boki staja sie nieefektywne, bo kadra zarzadzajaca zamiast na podstawowa dzialalnosc, poswieca czas i uwage na rzeczy ktore dla firmy nie sa 'core' - stad pojecie 'core competence'.
Zagrozeniem outsourcingu moze byc nieswiadomosc firmy zen korzystajacej - jesli firma bedzie chciala oddac w outsourcing dzialalnosc ktora nalezy do jej podstawowych kompetencji, moze podciac galaz na ktorej siedzi...
jakies poltora roku temu, po opublikowaniuna lamach Harvard Business Review (HBR) artykulu pod tytulem "Does IT matter" rozgorzala wielka dyskusja.
Autor artykulu twierdzil, ze na przelomie XX i XXI wieku IT (czyli ogolnie mowiac informatyka/informatyzacja) staje sie czescia infrastruktury (tak jak prad dostarczany przez elektorwnie i sieci przesylowe, kanalizacja, drogi, etc) i nie niesie jako taka zadnej wartosci dodanej. Mozna zatem rozwazac IT zero-jedynkowo: jest niezbedna (wtedy jest 1 - tak jak prad, droga etc), a kiedy jest niedostepna wtedy jest 0; tak jak brak pradu i drog uniemozliwia prowadzenie dzialalnosci.
Autor artykulu znalazl wielu przeciwnikow - twierdzacych (uwazam ze slusznie) ze IT pozwala w oczywisty sposob dostarczyc wartosc dodana dla klientow, bowiem ogromne mozliwosci zmiany sposobu dzialania firmy, umozliwia usprawnianie przeplywu informacji co wplywa na szybkosc podejmowania i trafnosc decyzji, pozwala budowac bazy danych klientow (zeby dopasowac do nich konkretna oferte pasujaca do ich potrzeb), pozwala na czas zamawiac towary potrzebne do produkcji (zmniejszajac w ten sposob koniecznosc posiadania wlasnych duzych magazynow). I tak dalej.
skomplikowane systemy informatyczne, zarzadzane przez wykwalifikwoanych pracownikow - sounds like outsourcing.
Na jakim etapie w tym kontekscie jest teraz Polska? Ciagle gonimy Zachod, ale chyba bardziej w kontekscie mentalnosci. Takze jesli chodzi o infrastrukture i wzgledy legislacyjne. Ale przeciez inwestycje zagranicznych firm w Polsce siegaja miliardow $, mamy wiele projektow do zrobienia w administracji publicznej, mamy ciagle ere internetu..
chyba jeszcze jest co robic ;)
pozdrawiam, Mariusz