Temat: Głosy i dźwięki, szepty i krzyki
Rainer Maria Rilke*
GŁOSY
Dziewięć kart z kartą tytułową
Karta tytułowa
Bogacz i szczęściarz nie ciekawią nikogo,
nie muszą się przedstawiać nikomu.
Ale biedni milczeć nie mogą,
muszą mówić: jestem niewidomy
albo: jestem bliski ślepoty
albo: uwziął się na mnie los
albo chore dziecko mam w domu
albo: o, tu miałem szew...
Brak słów na nieszczęścia ogromy.
I śpiewać muszą, bo inni swą drogą
idą, mijają ich jak przedmioty.
Wcale niezły zdarza się śpiew.
Co prawda ludzie są dziwni; więcej
podoba się chór kastratów chłopięcy.
Lecz Bóg się długo wsłuchuje w ów głos,
gdy ci sprzykrzą mu się trzebieńcy.
Inny przekład, Mieczysława Jastruna pt. „Bogaci i szczęśliwi...”
w temacie Między bogactwem a ubóstwem
Piosenka żebraka
Kołatam się od drzwi do drzwi,
kołatam z upałem i z pluchą;
do prawej ręki zdarza się mi
przyłożyć prawe ucho.
A wtedy własny głos mój brzmi
w uchu mi obco i głucho.
Sam nie wiem, co tam krzyczy za głos,
czy to ja, czy ktoś trzeci.
Ja wołam o drobiazg, o nic, o włos.
O więcej niech krzyczą poeci.
Obojga oczu wreszcie bez sił
wzrok powiekami przesłonię,
a on, jak gdybym w pokoju śnił,
ciężarem opada w dłonie:
niech sobie nie myślą, że ciąży mi pył,
a nie mam, gdzie głowę skłonię.
Inny przekład, Witolda Hulewicza pt. „Pieśń żebraka”
w temacie Między bogactwem a ubóstwem
Piosenka ślepca
Ja ślepy, wy z zewnątrz, co za przekleństwo,
obmierzłość losu i przeciwieństwo,
co dzień dawka brzemienia.
O ramię kobiety całym ciężarem
opieram dłoń, szarą na szarem,
i sunę skroś pustki u jej ramienia.
Ruszacie, toczycie się, nie bez zdumienia,
że dźwięk dobywacie jak kamień z kamienia,
ale to są omamienia:
ja tylko żyję i cierpię, i krzyczę.
Krzyk w sobie mam nieskończony i nie wiem,
czym ja właściwie, sercem czy trzewiem,
w świat ryczę.
Znacie te śpiewki? Wam nie do śpiewu,
a zwłaszcza nie w takim nastroju.
Co rano wschodzi wam ciepłem powiewu
nowe światło w otwartym pokoju.
Czułość czytacie w spojrzenia spokoju,
co nie skłania do uczuć wylewu.
Piosenka pijaka
Nie miałem go w sobie. Przychodziło na krótko.
Chciałem zatrzymać. Kupowałem je wódką.
(Sam nie wiem już, co się tam kupi.)
Kupiłem raz, kupiłem drugi,
dałem się kupić za te jej usługi.
O, głupi.
Sama w końcu mną grać zaczęła.
Przegrywa mnie i jak mierzwę podściela
śmierci, tej starej krowie.
A ta już mną stare strupy połechta,
do reszty brudną kartę wyświechta
i w gnoju porzuci mnie, w rowie.
Piosenka samobójcy
Więc jeszcze jeden rzut oka wstecz.
Że im się chce tak ze sznura mnie precz
odcinać, wciąż od początku.
Ostatnio byłem już gotów. Tak, tak,
czułem już w sobie nawet ten smak,
tę szczyptę wieczności w żołądku.
Łyżeczkę mi podtykają co rusz,
łyżeczką podają mi życie.
A ja go nie chcę, nie chcę i już.
Rzygam tym życiem, widzicie?
Jest śliczne i smaczne. Tak, to się wie.
I w świecie jak w garnku się burzy.
Lecz ja po prostu znoszę je źle,
aż z głowy mi się kurzy.
Inny by pił je i jadł, i jadł:
mnie mdli i wszystko mam chore.
Od dziś co najmniej na tysiąc lat
właśnie dietę biorę.
Inny przekład, Witolda Hulewicza pt. „Pieśń samobójcy”,
w temacie Samobójstwo w wierszach...
Piosenka wdowy
Z początku nie było mi w życiu źle:
dodaje otuchy, zagrzewa mnie.
Skąd miałam wtedy wiedzieć, że
każdy młody tak o nim powie.
Czym jest, nie wiedziałam, jak teraz wiem -,
aż stało się tylko dniem za dniem,
już nie nowością, nie pięknym snem,
jak przełamane w połowie.
Nie ono tu zawiniło, nie ja;
cierpliwość nasza nie miała dna,
lecz śmierć nie była cierpliwa.
Patrzyłam, jak idzie, podła i zła,
i zbiera, i zbiera (kiedy tak szła),
to, co nie moje, nabywa.
Cóż było moje i któż był mój?
Czy nie mój własny był ból i znój,
przez los użyczony mi w biedzie?
Któż samym szczęściem spłacić go mógł?
W męce i w płaczu odbiera dług,
aż do ruiny przywiedzie.
Los tylko czyhał, za rokiem rok,
za nic kupując każdy mój krok
i każdy wyraz twarzy.
Aż się odwrócił któregoś dnia
od pustej, ogołoconej do cna
w codziennej wyprzedaży.
Inny przekład, Witolda Hulewicza pt. „Pieśń wdowy”
w temacie Blaski i cienie małżeństwa
Piosenka idioty
Nie przeszkadzają mi. Dają mi chodzić.
Mówią, że to nie może zaszkodzić.
Jak miło.
Nie szkodzi, nie szkodzi. Wszystko przecie
z ducha świętego się bierze na świecie,
z jakiegoś tam ducha (sami wiecie) -,
jak miło.
Nie, o to nie ma obawy,
by rzeczywiście czymś groziły te sprawy.
Co prawda jest krew. Krew jest bryłą.
Bryłą kamienną. Ciężarem bryły.
Czasami wydaje mi się nad siły.
(Jak miło.)
Ach, ale co to za piłka wesoła;
taka czerwona, okrągła cała.
No tak, ta rzecz wam się udała.
Czy sama przybiega, kiedy się woła?
Wszystko przelewa się, co za dziwa:
rzecz jedna z drugiej ciągle wypływa,
trochę niepewna, ale życzliwa.
Jak miło.
Piosenka sieroty
Jestem nikim i będę do końca życia,
teraz jeszcze w ogóle za mały do bycia,
ale i potem.
Matki, ojcowie,
miejcie litość nade mną.
Co prawda już po mnie, opieką daremną
po cóż się trudzić na próżno.
Nie jestem potrzebny, wszystkim jestem kłopotem:
dziś za wcześnie, jutro za późno.
To jedno mi tylko ubranie zostało,
znoszone i wyszarzane,
lecz musi wystarczyć na wieczność całą:
może i przed Bogiem w nim stanę.
Zostały mi tylko włosy na głowie
(te same, nic w nich nowego),
kiedyś przez kogoś tak bardzo kochane.
Dziś ten ktoś już nie kocha niczego.
Piosenka karła
Duszyczka może jest dobra i szczera;
lecz moje serce i krew, ta przechera,
i wszystko to, co mi doskwiera,
to dla niej doprawdy za wiele.
Nie ma ogródka, nie ma posłania,
w kanciasty szkielet wczepia się, słania
i strasznie skrzydłami miele.
A i z rąk moich pożytek mały.
Marne, żylaste: patrz, jak spotniały;
gmera to, hyca, stwór ociężały,
jak małe ropuchy po burzy.
I wszystko inne też nic niewarte,
stare się zdaje, zużyte, zdarte;
w gnoju by legło ciało uparte:
niech Bóg już nie zwleka dłużej.
Czy może twarz go moja obraża
ustami, którymi zgrzyta?
Toż nieraz się zdarzało i zdarza,
że chciała być jasna, odkryta;
lecz oko w oko nikt jej nie wita
prócz wielkich psów:
psy twarzy nie mają i kwita.
Inny przekład, Witolda Hulewicz pt. „Pieśń karła”
w temacie Kalectwo
Piosenka trędowatego
Patrz, jestem kimś, kim wy nie jesteście,
od dawna w mieście nieznany nikomu,
swym zarażony trądem.
Biję w kołatkę, kołacę w drodze,
stukotem swoim, żałobnym wyglądem
wszystkim odstraszam,
gdziekolwiek przechodzę.
A kto dał posłuch drewnianej śpiewce,
ten nie chce wiedzieć, dowiedzieć się nie chce,
co kołataniem ogłaszam.
Gdzie drewna słychać o drewno stuk,
jestem jak w domu; lecz może byś mógł
taki dać rozgłos mojej żałobie,
by z dala ode mnie ni eufał sobie,
kto, widząc mnie z bliska, w kąt chce się zaszyć.
Żebym tak szedł i szedł z kołatką
i z żadnym dzieckiem, córką czy matką,
z żadnym się ojcem nie zetknął.
Zwierząt nie zamierzam straszyć.
tłum. Adam Pomorski
z „Księgi obrazów. Księgi drugiej część druga”, 1902 i 1906
*notka o poecie, inne jego wiersze w oryginale i linki do polskich
przekładów w temacie A może w języku Goethego?Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 30.12.10 o godzinie 15:30