Temat: W zamieci słowa...
Umberto Eco*
Anzelm z Aosty
Minęło czasu niemało,
pojawił się Anzelm święty,
i jak na mędrca przystało,
pasją wielką ogarnięty,
zabrał się do pouczania
nieostrożnego raroga,
który dopuścił się zdania:
„Może nie ma Pana Boga?”
„Co?” - powiedział ten z Aosty -
„zaraz dam mu do wiwatu,
poprzez wywód całkiem prosty
pokażę całemu światu,
że gdy tylko umysł zrodzi
myśl o doskonałym bycie,
to logicznie już dowodzi,
że istnieje on niezbicie”.
rys. Umberto Eco
Wtedy wmieszał się w te spory
typek zwany Gaunilonem
i pewnie z czystej przekory
wykręcił kota ogonem,
mówiąc mu bardzo zuchwale:
„O wyspie na oceanie
pomyśl; szukać jej wytrwale
potem daję ci zadanie”
Święty Anzelm gniewem tknięty
na żarciki tego drania,
co ośmieszył problem święty,
odpowiedział bez wahania:
„Nic od Boga nie jest zgoła
doskonalsze w swej esencji:
że się Go pomyśleć zdoła -
dowód Jego egzystencji”.
Przeczytałem te mądrości,
no i zdanie me gorące,
że choć budzą wątpliwości,
bardzo są przekonujące.
Pewien Kant z Królewca rodem,
wierząc w rozum swój bezmierny
sprzeczać chciał się z tym wywodem,
wynik jednak był mizerny.
Nie tak z Heglem rezolutnym,
który miał siedzibę w Jenie:
śniąc o Duchu Absolutnym,
z Anzelma czerpał natchnienie.
Możesz mówić: „Przecież... ale...
coś szwankuje w tym zamyśle,
stu talarów nie mam wcale,
choć usilnie o nich myślę...”
rys. Umberto Eco
Kiedy ktoś się rozmiłuje
w absolucie i w logice,
nic go nie interesuje,
jak to sprawdza się w praktyce.
Kiedy platonik ci gada,
cóż takiego jest byt czysty,
mów „tak” i zmykaj, ma rada,
od tego idealisty.
Inni scholastycy
„Ma
Ars Magna, słowo daję,
wielką bzdurą mi się zdaje”.
Katalończyk mówi szczerze,
a ja Rajmundowi wierzę,
Lullo – takie jego imię -
z tych słów bowiem właśnie słynie.
To już mówi wam niemało,
co się w filozofii działo:
jak była niesympatyczna
cała myśl posttomistyczna.
Długie toczyły się spory,
były kwasy i humory,
umysły kwitły genialne,
ale kwestie zbyt formalne.
W tej nieapetycznej zgrai
znaleźli się dwaj wspaniali
myśliciele o umyśle,
który umiał działać ściśle.
Pierwszy Duns, syn szkockiej nacji,
prawił o determinacji
jednostkowej, którą słowem
„haecceitas” nazwał nowem.
Głosił też jedność esencji
we wszelakiej egzystencji.
Drugi Wilhelm, z Ockham rodem.
Jego sławy zaś powodem,
że choć mnich, zamiast papieża,
on z cesarzem chciał przymierza.
Większe jeszcze zamieszanie
wznieciło inne zagranie:
W sporze o uniwersalia
Wilhelm - prawdziwa kanalia -
udowodnił w tomach wielu,
że spór się toczy bez celu,
istnieją tylko imiona,
z nich jest każda rzecz stworzona.
Stara szkoła wkrótce potem
runęła z wielkim łoskotem:
słuszne i błędne zasady,
żadna nie uszła zagłady.
Gdyby żyw był Tomasz święty,
straszne podniósłby lamenty,
lub przeciwnie: kiwnął głową
i rzekł:: „Myślmy przyszłościowo!”.
Filozofia analityczna
Metafizyka, nieboga,
zyskała nowego wroga.
Nieprzyjaciele powstali,
a choć z początku nieśmiali,
szydzą sobie bez litości
ze starych znakomitości,
wprowadzają formę nową,
w której najważniejsze słowo.
Rzesza ich z zachwytu kona
wysłuchując Stevensona,
piękniejsze się im zda niż raj
to co głosi Gilbert Ryle,
i niezachwiana ich wiara
w słowa Halla oraz Hare'a.
Szybko rośnie ta gromada,
Rossi-Landi też w nią wpada,
a Preti tak jest zażarty,
że stać go tylko na żarty.
Gdy Martin Heidegger rzecze
swoje, głęboko człowiecze,
słynne o nicości zdanie,
odpowiedzieć musi za nie
przed filozofem surowym,
który ma osąd gotowy:
„Ja nie z tego nie rozumiem,
sensu w tym znaleźć nie umiem,
bowiem w zdaniu nie ma uncji
mej referencyjnej funkcji.
Zdanie może brzmi i ładnie,
ma swą subtelną wykładnię,
ale jest do wyrzucenia,
skoro nie ma odniesienia.
Kiedy mówię: „Daj mi jabłko”,
przełykam treść nader gładko,
bo nie jest mi wcale dziwne
znaczenie performatywne.
To jest temat nieciekawy,
te o nicości rozprawy;
za to, gdy się ograniczasz,
do rozmowy o słodyczach,
zanalizować swe zdanie
bez trudności będziesz w stanie.
Prozaiczne me twierdzenia
lepsze są niż przypuszczenia,
więc liryczne uniesienia
słyszą krótkie „Do widzenia!”
Lecz w tym analiz ferworze
analitycy - mój Boże! -
nawet nie zauważyli,
że tematy pogubili
i teraz przyjdzie im chyba
zamilknąć jak zdechła ryba.
z tomu „Filosofi in liberta”, 1950
tłum. Monika Woźniak
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie W języku DantegoRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 08.11.11 o godzinie 04:54