Ryszard
Mierzejewski
poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak
Temat: Dlaczego zabijamy?
William EversonRzeź niewiniątek
Było to już dobrze w zimie, ale deszcze
Spóźniały się. Naga pod szronem
Leżała ziemia. W dzień mroźnym światłem z południa
Napełniało się niebo, w nocy żywe od gwiazd.
Jechaliśmy więc tego ranka
W przenikliwych godzinach przed wschodem słońca
Dobrze zapięci; i suche powietrze
Jadowicie kąsało nam twarze.
Skręciliśmy w drogę między winnicami
I mogliśmy widzieć, kiedy dniało,
Że winorośl przeważnie była nie przycięta,
Skłębiona pod wikliną letnich łodyg.
Ledwo sterczały z tej gęstwiny paliki.
Niektóre jednak winnice były na wpół przycięte,
Z jedną częścią kosmatą od chaszczów
Samowolnie wybujałych, z drugą częścią
Schludną, już uładzoną ludzkim staraniem.
I to było dlaczegoś przyjemne.
Przed nami rozpostarła się cała dolina
Siwa od szronu. I ciągle wzdłuż drogi
Ujadały na nas kudłate wiejskie psy.
O wschodzie słońca przybyliśmy do nędznej osady,
Jak rozkazano, i stamtąd, po kilku,
Ruszyliśmy stępa tu i tam
Pomiędzy liche domostwa okolicy.
Z tych domostw zabieraliśmy, cośmy zabrać mieli.
Potem, na małym placu, w obecności mieszkańców,
Zrobiliśmy to, po co nas posłano,
Żeby raz na zawsze pamiętali. Niech wiedzą,
Że rody królewskie nie rosną jak grzyby
Jednej nocy, z ich wiejskich gnojowisk.
Bo tego dnia nas wysłano, żeby zabić króla.
Myśleliśmy, ż eto żart. Te rudery, ci ludzie,
Wyglądało to na żart. Tylko potem,
Kiedy już dokonane, przestało wyglądać na żart. Było coś
Pod mieczami, przerażającego.
Niewyrażalna ocena
Dymiąc przegryzała się z rozlanej krwi
I zaprawiła bezład okoliczności,
Kiedy schylaliśmy się i cięli.
Ile stuleci przebaczenia
Wybuchło z otwartych naszym ciosem tunik?
Ile lat modlitwy miało iść do Boga
Za rękę, której nigdy nic nie powstrzymało?
Historia naznaczyła nas, wzięliśmy piętno.
Gdziekolwiek drzemaliśmy, drapiąc się w rękaw
Pod płowym światłem października,
Kiedykolwiek piliśmy wodę, patrząc leniwie
Na liść obracany wirem koło brzegu,
Jakiekolwiek marzenia o wielkości
Uszlachetniały nam sen na słomie koszar,
Historia naznaczyła nas, byliśmy: oni.
Polegliśmy w lat niewiele później, rozproszeni
W innych legionach, pod ostrzem innych mieczów,
I po śmierci znaleźliśmy nasze wyjaśnienie.
A straszna to rzecz wiedzieć, że można tak się p o m y l i ć.
Nie odjąć tego nigdy od tortury.
Wracaliśmy tego dnia, kiedy już słońce
Przesunęło się na południe i wszędzie w winnicach
Widać było, jak ludzie zajęci robotą
Zbierają i palą suche pędy wina.
Dym wysokimi kolumnami
Wzbijał się koło nas w przyciszoną
Wspaniałość zimowego nieba.
tłum. Czesław Miłosz
wiersz jest też w temacie Między sacrum a profanum
(motywy religijne w poezji świeckiej)Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 24.07.10 o godzinie 15:55