Temat: Motyw twarzy
James Dickey*
Twarze raz widziane
Twarze raz widziane widzi się
Już zawsze, jak nikną wokół jednej cechy
Zostawiając w powietrzu pod uliczną lampą
Brodę, bliznę, spojrzenie,
Bezmyślnie spoglądając z okna
Autobusu w jakimś małym mieście,
Tylko na moment odsłaniają zęby,
Z których wszystkie, prócz tego srebrnego,
Zginą bez śladu z naszej pamięci.
Której z nich pies nadszarpnął ucho?
Która miała powieki ciężkie od narośli? Która miała znamię?
Twarze raz widziane zawsze
Przepływają jedna w drugą:
Oko, które widziałeś w Tulonie,
Patrzy na ciebie z kawałka metalowej rury,
Którą bawiłeś się jako tępy chłopak
W Robertstown, stan Georgia.
A tu kwiecień; oko
Nabiera wyrazu, drży w ręku
Zardzewiała rurka; gdzieś w tyle za okiem
Stoi sosna przymglona przez łzy:
Pospołu z czyimś niebieskim okiem,
Które przeinacza twą młodość, płaczesz
Za jednym synem, który utonął
Wraz z francuską flotą w ciepłych wodach
U brzegów Senegalu.
Zaraz potem twarz twego pradziadka
Uwolniona od uścisku raka
Śmieje się znowu wargami małego gazeciarza.
Twarze raz widziane tworzą
Jedną twarz, która
Coraz bardziej się zmienia, coraz mniej w niej ładu,
Coraz mniej znajoma, pozbawiona płci, kształtu,
Coraz bardziej nieubłagana, w miarę jak
Pogrążasz się w latach.
Czoło się marszczy, pojawia się na nim
Ten wyraz ślepego sceptycyzmu, który wszystko wie,
I każda twarz na ulicy zaczyna
Mieć w sobie coś ze spojrzenia tych oczu,
Każdy nos będąc częścią kiedyś widzianego nosa
Zmienia nos, na który spoglądam; każda niewinność,
Każda przemilczana wina ma udział w twarzy,
W twarzy spotkanego człowieka,
Osoby niepoznawalnej,
Która czeka na ciebie wszędzie
W kawiarniach, barach, stacjach benzynowych,
Hutach, sierocińcach,
W szpitalach, więzieniach, na przyjęciach
Pragnąc stać się jedną pełną twarzą.
I gdy będziesz umierał, one wszystkie – ta jedna
Będzie z tobą,
Rysy, które wchłonęły ostatnią twarz ludzką,
Będą krzepły chyląc się nad tobą,
Odbywając próbę swojego uśmiechu,
Skóra o barwie nieokreślonej
Z wszystkich barw zmieszanej
Pojawi się pod powierzchnią twarzy,
Oczy nieubłaganie chłonąć będą wszystko.
Twoja twarz w swych rysach tak opanowana
Drży z lęku, nim ją druga twarz wchłonie, i wie,
Że w końcu to coś musi pęknąć
Lub powiedzieć słowo. Błyska srebrny ząb;
Mamroczesz szeptem: „Jesteś człowiekiem,
Jesteś tym, któremu dałem świadectwo.
Ty jesteś wszystkie twarze, które raz widziałem”.
Wielka Jedność cię słyszy przez pogiętą, ziejącą,
Niepewną ciemność metalowej rurki -
A słuch Jej to jakby ryk Boga – rzeknij tylko:
„Jesteś za bardzo realnym, do bólu obecnym,
Pozbawionym pamięci obliczem anioła”.
tłum. Tadeusz Sławek
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna