Temat: Homoseksualizm - normalność czy choroba?
MaCiek G.:
Niestety, Pani Joanno, ale uznanie homoseksualizmu za równoprawną orientację względem heteroseksualizmu w tym kraju w grę nie wchodzi. Bo po prostu takie jest nasze dziedzictwo kulturowe. Wymieszane z katolicyzmem, w najgorszym, bezrefleksyjnym wydaniu. Mój przyjaciel - polski muzułmanin z Podlasia, zawsze pokpiwa, że Polacy papieża słyszeli i kochali, ale nigdy nie SŁUCHALI. Bo konia rzędem temu, kto zna jego dorobek. Zabawnie, że zna go muzułmanin, bo jedna z jego prac magisterskich była z filozofii, pisana na UKSW i dotyczyła między innymi JP2 ;-]
Pamięta Pani scenę z "Chłopów", gdzie Antek chce strzelić do swojego Ojca? Co wtedy robi? Taki jest, moim zdaniem, obraz polskiego katolicyzmu - zachowania rytualne, bez większej refleksji...
Nie tylko zresztą w Polsce. W wielu krajach ta dyskusja nacechowana jest naszym judeochrześcijańskim dziedzictwem. Ponad 1000 lat indoktrynacji robi swoje...
>
otwarty umysł też robi swoje... :)
ale faktem jest, że w naszym kraju trudno jest mieć inne poglądy, niż powszechnie (normalnie :)) obowiązujące. doświadczam tego dość często. moja córka jest jedyna w klasie, która nie chodzi na religię... proszę mi wierzyć, nie było łatwo nie ugiąć się pod naporem obaw przed ostracyzmem...
to, że nie chodzi na religię nie oznacza ani braku wiary, ani braku wiedzy. nie oznacza też, że żyje w świecie pozbawionym zasad... ale pewnie nie muszę tu tego tłumaczyć...
pamiętam święta bożego narodzenia, które spędzałam w Azji. Lokalesi biegali w czapkach świętego Mikołaja, tworzyli choinki z liści palm. 25 grudnia wszyscy głosili w prawdziwie podniosłym nastroju, że nastał dla nas święty dzień bo wszak nasz bóg się urodził. składali pełne pietyzmu życzenia każdemu białemu, którego spotykali... współczuli nam, że tak daleko mamy do swoich świątyń w tak ważny dzień... mam poczucie, że bardziej niż my czuli ważkość tego dnia... jeden z naszych przewodników poprosił byśmy zaśpiewali jakąś modlitwę, która wyraża radość z narodzin boga... i wspólnym wysiłkiem sześciu osób udało nam się uskładać trzy zwrotki jednej, dwie innej, po jednej z kilku kolejnych kolęd... wstyd na maxa... wszak oni śpiewają kilometrowe mantry...a my? wszyscy wychowani w rodzinach mniej lub bardziej katolickich, lata chodzący chętniej lub mniej na religię... a ich komentarz był taki (wszak nie wiedzieli, że nie śpiewamy całości i nie rozumieli słów), że takie spokojne i smutne mamy te modlitwy... że nie słychać ani w nich, ani w nas radości... i co, mieli rację.... ? ale to tylko taka dygresja...
wie Pan co, Panie Macieju, ja tej refleksyjności nie dostrzegam w żadnym z aspektów życia ludzkiego... a przynajmniej, obserwuję ją nader rzadko...
świadomość na poziomie ameby jest klasyką...
czy muszę z poziomu ingracjacji dodawać, że w tym wątku biorą udział ci, których te zarzuty nie dotyczą?