Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Andrzej Bursa

Wiatroaeroterapia


Najpierw było tak jak przypuszczałem
bicie
lodowaty prysznic
cuchnące towarzystwo
natchnionych rękodzielników z prowincji
aż przyszedł dobry psychiatra
nie zadawał nam głupich pytań
nie znęcał się

na długich długich sznurach
pozwolił nam do woli fruwać nad ogrodem
długość sznurów przekraczała wysokość
najzawrotniejszych pułapów naszych wizji

o dobrze nam było
doktor jeszcze zachęcał
wyżej wyżej dzieci
o dobrze nam było

ta metoda nazywa się
wiatroaeroterapia
wia-tro-aero-te-ra-pia
wia-tra-pia
ae-ra-pia
pia! pia! pia!

Likwidacja zakładu dla umysłowo chorych
w Kobierzynie przez Niemców


Nie znosi obłęd faraonów
Szaleństw ubogich pustelników
Kogucie pianie śpiew czajnika
Wizje Chrystusów i Szymonów
Miażdży brunatna gąsienica

Pustka matowych labiryntów
substancja szara nieświadoma
to są proroctwa mrocznych szynków
naftową lampą oświetlonych
Gdy rwie się jedność ich znikoma
pękają... w niewiadome nikłe
spływa w czerwony śluz zastygłe

W rogatym hełmie archaicznym
W mosiężny profil faszyzm dzwoni
Nad Kobierzynem do Skawiny
Wieczór zapala się od salwy
stosem najpiękniej urojonymRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 24.01.09 o godzinie 18:38
Jolanta Chrostowska-Sufa

Jolanta Chrostowska-Sufa Redakcja, korekta,
adiustacja, kampanie
internetowe, zlec...

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Dusza w powrocie




Szukam na próżno - odnaleźć nie mogę -
nie mogę znaleźć dawnej duszy mojej...
Gdzież jest? Gdzie znikła?... Ach! przede mną stoi
jakiś cień - jodła widna przez szeżogę.

Jakiś, cień, mara blada, znikła zjawa -
smutno się, trwożnie, bojaźliwie do mnie
zza mgły uśmiecha - patrzę nieprzytomnie,
strach mi wśród piersi zrywa się i wstawa!

To widmo - to jest - moja dusza!? Moja
dusza!? To widmo?! Ten cień!? To konanie!?
To dusza moja!? Naokół otchłanie
i mgły... Tak jest: to ona. Mówi: to ja.

To ja... Tak jest: to ty... Ty... Gdzieżeś była?
Milczy. - Skąd wracasz? Powiedz... Schyla głowę.
Mów... Głowa na piersi spada... Przez niezdrowe
szłaś kraje?... Drży, jak haszyszem opiła.

Wróciłaś?... Szepce: tak - i patrzy w oczy,
jak pies, co zwlókł się i wraca ku nodze.
Ty jesteś dusza moja... po złej drodze
szłaś - nawet krew ci, spojrzyj, stopy broczy.

Nie czujesz?... Przeczy głową. Zziębła, blada,
nie czuje bólu, krwi na stopach. - Długo
błądziłaś kędyś - patrz: czerwoną strugą
za tobą bieży krew, co z nóg twych pada.

Długo nie było cię. Pójdź, chcę ci rany
obetrzeć z krwi... lecz gdzie są skrzydła twoje?...
Gdzie skrzydła!? Powiedz! Mów! Jak orzeł dwoje
skrzydeł szerokich miałaś, jak orkany!

Mówi Mów! Na Boga! Gdzie twe skrzydła? Duszo!
Dwa miałaś skrzydła, wielkie, silne, duże,
gdzież są!? - Noc legła na całej naturze,
mgły kłębem spadły w dół i światło głuszą.

Gdzie skrzydła?... Pustka... Zapomniałem ciebie,
nagle uczułem w sobie, że cię nie ma;
zacząłem szukać - przyszłaś, jesteś... Niema
cisza na ziemi zwisła i na niebie.

Nagle cię znaleźć i mieć zapragnąłem:
jesteś - ta sama, co tam, na Jeziorze, --
chłonęłaś w siebie świat... Przyszłaś w pokorze
z bezwładną ręką i spuszczonym czołem...

W źrenicach suchość masz, w skroniach pożogę,
twe skrzydła strzęp, proch duma twa i siła,
na stopach twoich krew... Wiem już, gdzieś była -
anioł cię śmierci wwiódł na swoją drogę.
Jolanta Chrostowska-Sufa

Jolanta Chrostowska-Sufa Redakcja, korekta,
adiustacja, kampanie
internetowe, zlec...

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Anne Sexton

Szał


Nie jestem leniwa.
Jestem na amfetaminie duszy.
Każdego dnia wypisuję Boga,
w którego wierzy moja maszyna do pisania.
Bardzo szybko. Bardzo intensywnie,
jak wilk przy żyjącym sercu.
Nie leniwie.
Mówią, że gdy leniwy człowiek
spogląda ku niebu,
aniołowie zamykają okna.

O aniołowie,
trzymajcie okna otwarte,
tak, bym mogła sięgnąć do środka
i skraść każdy przedmiot,
przedmioty, które mówią mi, że morze nie umiera,
przedmioty, które mówią mi, że proch ma wolę życia,
że ten Chrystus, co chodził dla mnie,
chodził po prawdziwej ziemi,
i że ten szał,
jak pszczoły co przez cały poranek kłują serce,
zatrzyma anioły
przy oknach otwartych
szeroko jak angielska wanna.

tłum. Maria Korusiewicz

Wiersz w oryginale w temacie Poezja anglojęzyczna. Jolanta Chrostowska-Sufa edytował(a) ten post dnia 18.12.08 o godzinie 20:55
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Marian Ośniałowski

Bar


Wielki Bar
Głośny gwar
Barman stał
Głową chwiał:
„Miły panie, drogi panie,
co pan każe, w naszym barze pan dostanie:

czerwone wino dla poetów,
benedyktynka dla ascetów,
dużo dżinu dla ludzi czynu,
wódka czysta dla realistów,
a dla smutnych whisky a’soda
dla chorych selcerska woda.”

Podeszła panienka młoda:
„Poproszę letejskiej wody,
piłam już wszystko co pili koło mnie,
a teraz chcę tylko zapomnieć.”

A barman skłonił się blady:
-„Panienko nie damy rady,
już takie prawo święte,
że trzeba pić i pamiętać”.

Więc wpadła w straszny gniew,
Krzyczeć zaczęła w głos:
-„Weźcie go zwiążcie, on jest Los!
- stłuczcie kieliszki, stłuczcie szkła,
- dżin jest zatruty, wódka zła.
- Piłam już wszystko: wódkę i dżin.
- Miłość, poezję, wiarę i czyn,
- a teraz tylko gorycz czuję.
- Stłuczcie kieliszki nim was potruje.”

Cicho weszli dwaj ludzie w bieli,
Drżącą panienkę pod ręce wzięli,
Pod ręce wzięli, wyprowadzili,
Ludzie patrzyli i dalej pili.

Łódź, 1947 r.

z tomu: "Wiersze i proza", 2008
Ten post został edytowany przez Autora dnia 20.02.14 o godzinie 06:55
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Fernando Arrabal

JĄDRO SZALEŃSTWA

Księga lęku


Mam w sobie bańkę powietrza. Wyczuwam ją bardzo wyraźnie. Kiedy
jestem smutny, staje się cięższa, a czasem gdy płaczę, można by
powiedzieć, że to kropla rtęci.
Bańka powietrza wędruje z mózgu do serca i z serca do mózgu.

"Moje dziecko, moje dziecko".
W końcu zapaliła maleńką lampkę i mogłem ujrzeć jej twarz, ale nie ciało
pogrążone w ciemnościach.
Powiedziałem: "Mamo".
Poprosiła, żebym ją wziął w objęcia. Objąłem ją i poczułem, jak jej
paznokcie zagłębiają się w moje ramiona: zaraz trysnęła krew, wilgotna.
Powiedziała: "Dziecko moje, dziecko, pocałuj mnie".
Podszedłem, pocałowałem i poczułem jej zęby na szyi, krew płynęła.
Wtedy dostrzegłem, że przy paski ma zawieszoną klatkę z wróblem w
środku. Był zraniony, ale ćwierkał: jego krew była moją krwią.

Było to na wsi, objęliśmy się nadzy i oderwali od ziemi, lecieliśmy
spokojnie. Na głowach mieliśmy korony z żelaza.
Wietrzyk nas unosił to tu, to tam, a niekiedy wirowaliśmy wokół siebie,
ciągle złączeni, aż do zawrotu głowy. Ale nasze korony nie spadały.
W taki sposób przelecieliśmy w kilka chwil różne okolice, ja z udami
między jej udami, z policzkiem przytulonym do jej policzka: obie nasze
korony stykały się.
Po ostatnich spazmach powróciliśmy na ziemię.
Spostrzegliśmy, że korony poraniły nam czoła i płynie krew.

Skoro tylko zabieram się do pisania, kałamarz napełnia się literami,
pióro słowami, a biała kartka zdaniami.
Wtedy zamykam oczy i słysząc tykanie zegara widzę, jak krąży wokół
mego mózgu malusieńki biedny szaleniec z zanikiem pamięci, a za nim
filozof a la mandragora.
Kiedy otwieram oczy, znikają litery, słowa i zdania, i mogę zacząć pisać na
białej kartce:
"Skoro tylko zabieram się do pisania, kałamarz napełnia się literami,
pióro..." itd.

Nigdy się nie dowiedziałem, dlaczego wszyscy nazywają ją "Filozofią".
Mówiła mi, że jestem słońcem a ona księżycem, że jestem sześcianem a
ona kulą, że jestem złotem a ona srebrem. Wtedy z całego mego ciała
buchały płomienie, a pory jej ciała wydzielały deszcz.
Trwaliśmy w uścisku, płomienie mieszały się z deszczem i tęcze bez
końca powstawały wokół nas. Wtedy właśnie powiedziała mi, że jestem
ogniem, a ona wodą.

Przyszedł proboszcz do matki i powiedział, że jestem obłąkany.
Wtedy matka przywiązała mnie do krzesła. Proboszcz wyciął mi dziurę w
karku chirurgicznym skalpelem i wyjął jądro szaleństwa. Potem zanieśli
mnie ze związanymi rękami i nogami do nawy szaleńców.

Z tyłu za mną jest zakonnica i duża patelnia na ogniu. Przypuszczam, że
robi omlet, bo widzę przy niej dwa ogromne jaja. Podchodzę bliżej, ona
przygląda mi się uporczywie, a ja dostrzegam pod jej habitem dwa udka
żabie zamiast nóg.
Na patelni leży mężczyzna z obojętną miną. Od czasu do czasu wysuwa
jedną nogę- może mu gorąco- ale zakonnica tego mu zabrania. Teraz
mężczyzna już się nie rusza i coś w rodzaju bulionu, bo pachnie rosołem,
pokrywa go całkowicie. Zupa staje się bardzo gęsta, już go nie widzę.
Zakonnica każe mi iść do kąta. Idę za nią. Zaczyna mówić i prawi
sprośności. Zbliżam się do niej, aby lepiej zrozumieć. Ktoś śmiej się z tyłu
za nami. Patrzę na ręce zakonnicy i widzę dwie żabie łapy.
Jestem nagi: lękam się, żeby mnie ktoś nie zobaczył w takim stanie. Ona
każe mi zająć miejsce na dużej patelni, aby nikt mnie nie przyłapał.
Siadam tam.
Bulion staje się coraz gorętszy: staram się wysunąć stopę z patelni, ale
zakonnica mi zabrania. Nagle rosół zakrywa mnie całkowicie i czuję, jak
żar zwiększa się bezustannie.
Teraz wrę.

Skoro tylko zabieram się do pisania, kałamarz napełnia się wierszami,
pióro marzeniami, a biały papier myślami.
Wtedy zamykam oczy i słysząc, jak trzaska w piecu, widzę wokół mego
mózgu wirujące postacie, piękną Lis, a za nią nieprawą matkę.
Kiedy otwieram oczy, wiersze, marzenia i myśli znikają i na białej kartce
mogę zacząć pisać:
"Skoro tylko zabieram się do pisania, kałamarz napełnia się wierszami,
pióro..." itd.

Idzie po ulicy przede mną. Nagle zdaję sobie sprawę, że mimo wielkiego
ruchu ulicznego stoi na byku, który niesie ją spokojnie. Za chwilę ptak
większy od gołębia, nie wiem, jak się nazywa, siada jej na głowie. Ona
trzyma w ręce koniec łańcucha, który wlecze się po ziemi.
Ciągle na nią patrzę i obserwuję, jak jej bose stopy dotykają grzbietu
byka. Idę w ślad za nimi przez ulice.
Zatrzymuję się na chwile i dostrzegam wtedy, że łańcuch jest
przymocowany do mej prawej stopy obręczą, na której czytam: PAN

Po przebudzeniu się widzę, że kot na komodzie patrzy we mnie
uporczywie, nieruchomo. Spędził może całą noc w takiej pozycji.
(Wtedy przypominam sobie sen: podczas gdy spałem, jakiś kot mnie
obserwował leżąc nieruchomo na komodzie, a budząc się ujrzałem, jak
rzuca się na mnie i drapie mi twarz. )
Nie zdążyłem zasłonić się, kot skoczył na mnie i przeorał pazurami prawy
policzek. Spojrzałem w lustro i dostrzegłem, że krew wypisała na mej
twarzy wyraz: POZNANIE.

Dwie ryby mają ciała usiane gwiazdami, a lina okręcona wokół ich ogonów
łączy je. Latają w przestrzeni. Dlatego Piscis- jak mi powiedziała-
symbolizuje powodzenie.
Baran, z gwiazdą na każdym kopycie, bryka i przeskakuje ciągle przez
metalowe koło. Dlatego właśnie Aries- jak mi powiedziała- symbolizuje
wolę.
Byk, z gwiazdą na każdym rogu, siedzi nieruchomo na kolumnie. Oto
dlaczego Taurus, jak mi powiedziała- symbolizuje pamięć.
Wodnik, z różańcem gwiazd na dzbanie, leje biały płyn na kamień
filozoficzny. Oto dlaczego Aquarius- jak mi powiedziała- symbolizuje
poznanie.
Wtedy zauważyłem, że w czasie kiedy mi to mówiła, wtłoczyła w moje ciało
gwiazdę z żelaza.

Wręczyła mi bukiet kwiatów, ubrała w czerwoną bluzę i wsadziła sobie na
ramiona. Mówiła: "To karzeł, który ma zwariowany kompleks niższości", a
ludzie wybuchali śmiechem.
Szła bardzo szybko, a ja z całej siły trzymałem się jej czoła, żeby nie
spaść. Wokoło nas było wiele dzieci i , choć wspiąłem się na nią, sięgałem
im zaledwie do kolan.
Kiedy poczułem się zmęczony, dała mi pić z czarki napełnionej czerwonym
płynem, który miał smak coca-coli.
Gdy skończyłem pić, zaczęła biec. A ludzie śmiali się, można by rzec, że
gdakali. Poprosiła ich, żeby przestali się śmiać, gdyż jestem bardzo
wrażliwy, a ludzie zanosili się śmiechem.
Biegła coraz szybciej, widziałem jej obnażone piersi i koszulę rozwiewającą
się od wiatru. Ludzie śmiali się w najlepsze.
Wreszcie postawiła mnie na ziemi i zniknęła. Stadko ogromnych
karmazynek przybiegło do mnie gdacząc.
Nie byłem większy od ich dziobów, kiedy przybliżyły się, żeby mnie
dziobać.

Niekiedy patrząc na drzewo widzę szyję i muszkę zawiązaną wokół pnia.
Jeśli się zbliżę, będę mógł otworzyć korę jak drzwi, a we wnętrzu odkryję
regularny pusty czworościan, a w czworościanie kulę, a w kuli wyraz WIEDZA

PANOWIE
Otrzymałem Wasze pismo z dnia 27 listopada ubiegłego roku (Znak
8763/PR). Proszę mi wybaczyć zwłokę w odpowiedzi, ale gwałtowne bóle
karku sprawiają mi obecnie wiele cierpienia i każą leżeć całymi dniami.
Istotnie umieściłem na fasadzie domu dwa wielkie fioletowe całunu.
Wierzcie mi proszę, że są absolutnie konieczne dla mego spokoju,
zapewniam Was. Ostatnio przyjmowałem wizyty zdolne poważnie zakłócić
moje pogodne usposobienie i czuję się zmuszony użyć takiego właśnie
sposobu, żeby ich uniknąć. Łatwo pojmiecie, że nie mogę czuwać dzień i
noc na balkonie. Jeśli chodzi o rozmaite znaki na murze, to umieściłem
je w tym samym celu, równie jak napis na tabliczce: "Odczepcie się ode
mnie, podłe indywidua".
W niczym nie będzie mi pomocne rozwiązanie, jakie mi proponujecie
(żebym umieścił całuny i napisy w przedpokoju swego mieszkania).
Odwiedzający zwykle wchodzą przez okno(czasem przenikają przez
ścianę) i wszystko każe mi przypuszczać, że przylatują do mnie z
powietrza.
Uspokójcie zatem współlokatorów i wyjaśnijcie im, Panowie, że nie powinni
doszukiwać się niczego obraźliwego w moich skromnych sposobach
zabezpieczenia się.
Dziękuje Wam, Panowie, za pieczołowite rozważenie moich najbardziej
intymnych problemów. Proszę mi przyjąć wyrazy uszanowania i
pozdrowienia.

Wszyscy siedzą wokół kilku stolików i rozmawiają. Ja patrzę na nich z
rogu.
Ona pośrodku, naprzeciwko niego, słucha paląc cygaro. Od czasu do
czasu widzę słowa wypisane w jwj oczach, ale z miejsca, w którym się
znajduję, nie udaje mi się ich rozszyfrować. Patrząc w lustro dochodzę do
wniosku, że on może je odczytać bez trudu.
Potem ona pędzelkiem zaczyna malować kontur oczu. Zdaję sobie sprawę
że kreśli jakieś znaki, których również nie potrafię odgadnąć, a wydaje
się, że on je interpretuje poprawnie.
W końcu ona wyjmuje z torebki białą chusteczkę, która przy zetknięciu z
ustami staje się czerwona. Wtedy z jego fajki ulatują kłęby dymu, także
czerwone.
Wszyscy prowadzą rozmowę i przypuszczam, że ja jeden wszystko to
dostrzegłem.

Zauważyłem wyraźnie, że kiedy maluję zielony obraz lasu,
każdy chciałby mi zadać pytanie: "Dlaczego malujesz t a k, ż e b y s i ę
w n i m u k r y ć?"
Zauważyłem, że kiedy maluję czarny obraz, każdy chciałby mnie
zapytać: "Dlaczego malujesz t a k c h a r a k t e r y s t y c z n i e?"
Bóle odczuwane w karku nie pozwalają mi wypowiadać się łatwo.
Lękam się zatem, że pewnego dnia ktoś ośmieli się zadać mi owe
pytania, a ja nie zdołam na nie odpowiedzieć tak dokładnie, jak bym
chciał.

Naga dziewczynka na koniu kazała mi iść na plac.
Poszedłem tam. Spostrzegłem ludzi, którzy grali w kule. Rzucali je i
łapali za pomocą grubej gumy. Kiedy przechodziłem przez plac, wszyscy
zaprzestali gry i śmiejąc się wytykali mnie palcami. Wtedy zacząłem biec,
a oni rzucali kule, które toczyły się po ziemi niedaleko ode mnie, ale
mnie nie dosięgły. Były z żelaza.
Puściłem się biegiem na ślepo w pierwszą ulicę. Po chwili zrozumiałem,
że wszedłem w zaułek bez wyjścia. Powróciłem na plac.
Jakiś koń zaczął mnie ścigać; ukryłem się za drzewem o kilku pniach,
żeby przed nim umknąć. Koń rzucił się na mnie, ale uwiązł w drzewie,
konary zacisnęły się na nim. Podniosłem oczy i ujrzałem nagą
dziewczynkę.
Starałem się wyswobodzić konia; ugryzł mnie w rękę i wyszarpnął część
nadgarstka. Zarżał, jakby się śmiał. Ludzie zaczęli rzucać we mnie
żelaznymi kulami, a naga dziewczynka na koniu chowała twarzyczkę, żeby
się nie zdradzić, że pęka ze śmiechu.

Przyszedł do mnie i powiedział: "Jestem duchem piątej godziny".
Odpowiedziałem mu: "A więc jesteś Zeirna, duch słabości".
On odrzekł: "Nie, jestem Tablibik, duch fascynacji".
Potem dodał: "Człowiek stoi na nogach, odrywa się od ziemi, porusza i
zmierza dokąd chce".

tłum. Maria ZiębinaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 10.01.09 o godzinie 22:42
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Theodore Roethke

W ciemny czas


W ciemny czas wzrok powraca, oko znów postrzega,
Własny cień napotykam w coraz głębszym mroku;
Własne echo rozróżniam w echach lasu wokół –
Ja, korona stworzenia, płaczę u stóp drzewa.
Żyję pomiędzy czaplą a czyżem; pomiędzy
Szczytem orłów i kozic a jaskinią węży.

Czym jest szaleństwo, jeśli nie godnością, z którą
Dusza nie godzi się na świat, na sytuację?
Pożar dnia! Wiem, jak czyste są czyste rozpacze,
Mój cień bywał przyparty do spotniałych murów.
Ta skalna okolica – czy w niej jaskiń cienie,
Czy kręta ścieżka? Krawędź – oto moje mienie.

Morze odpowiedniości, w nieprzerwanym sztormie!
Po brzegi pełna ptaków noc, księżyc chropawy,
Północ, powracająca w biały dzień! Do prawdy
O sobie człowiek dąży długo i opornie –
Poprzez konanie ja pod suchym okiem nocy,
Przez blask nieziemski z wszystkich ziemskich form bijący.

Mrok, mrok jest w moim świetle, a głębsze żądz mroki.
Dusza, jak mucha wściekła od upału, jeszcze
Bzyczy u szyby, trąca szkło. Który ja jestem
Mną? Upadły, podźwigam się z kałuży trwogi.
Myśl wnika w siebie, Bóg w myśl; Pojedynczość z wolna
Staje się Pojednaniem, w rwącym wietrze wolna.

tłum. z angielskiego Stanisław Barańczak

w wersji oryginalnej pt. „In A Dark Time”
w temacie Poezja angloamerykańska
Ten post został edytowany przez Autora dnia 20.02.14 o godzinie 06:57
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Justyna Holm

Tylko Freud


Grzęzną marzenia w podczasznych podziemiach
we wszystkich odcieniach - jest czerń i jest biel ecru.
A w mózgu podcieniach - ten fresk przeznaczenia,
tłumione wspomnienia, i Freud... Freud i my...

i cierpię na niby,
milczę na niby,
myję okna, bo jesień
- znowu słotna -
pieści załzawione szyby,

i marznę na niby,
błądzę na niby,
życie - niby - jasne, proste,
chociaż stara - czekam, aż dorosnę,
że - na niby - zacznę, niby że...
że zacznę
ż y ć

O Panie, ogrody te, które kwitną w nas,
jak Odys płyną. Ich port to - czas.
Ogrody, te które kwitną w nas
owocują, ale... ale się marnują,
no więc Ty... nie zmarnuj
nas.

Grzęzną marzenia w podczasznych podziemiach
we wszystkich odcieniach - jest czerń i jest biel ecru.
A w mózgu podcieniach - ten fresk przeznaczenia,
tłumione wspomnienia, i Freud... Freud i my.


Tylko Freud - słowa: Justyna Holm,
muzyka: Fryderyk Chopin (Walc a-moll op. 34 nr 2, Grand Valse Brillante),
śpiewa: Lora Szafran, 1994
Ten post został edytowany przez Autora dnia 06.02.14 o godzinie 01:59
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Pierre Reverdy

Serce przy sercu


Oto wreszcie stanąłem
Przeszedłem tędy
Teraz ktoś inny tędy przechodzi
Jak ja
Nie wiedząc dokąd idzie

Zadrżałem
W głębi pokoju ściana jest czarna on drży tak samo
Jak udało mi się przejść przez próg tych drzwi

Można byłoby krzyczeć
Nikt by nie usłyszał
Można byłoby płakać
Nikt by nie zrozumiał

Odnalazłem twój cień w półmroku
Jest bardziej wyciszony niż ty sam
Niegdyś
Cień stawał smutny w rogu
To śmierć przyniosła tobie ten spokój
Ale ty mówisz i mówisz
Chciałbym cię opuścić

Gdyby było trochę więcej powietrza
Gdyby światło dzienne udzieliło nam więcej jasności
Dusimy się
Sufit ciąży nad moją głową i ciśnie
gdzie stanę albo dokąd pójdę
Nie mam nawet dosyć miejsca aby umrzeć
Dokąd idą kroki wychodzące ze mnie które słyszę
Tam tak daleko
Jesteśmy sami mój cień i ja
Nadchodzi noc

tłum. Kazimierz Brakoniecki

wersja oryginalna pt. „Cœur à cœur” w temacie
W języku Baudelaire'a

Inny przekład, Julii Hartwig pt. "Serce do serca", w temacie
Miej serce i patrzaj w serce
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.05.11 o godzinie 16:49
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Max Jacob*

Odpowiedź dla Manon


Jestem prastary nasyp i śpiewam przy sztormie
Ktoś wiecznie ocalany bączek Najwyższego
Jestem podwójna szóstka dwie stawki na zero
Żandarm estetyki apostoł poliglota
Zmieniłem się w oszusta co drży przed kałużą
Przy odmianie księżyca wynoszony z dworca
Ja płód bez spirytusu ja żabka z murawy

Trzy tysiące lat szedłem przez pustynię pieprzu
A za mną wilkołaki i psy policyjne
I żywiłem się tylko swoim własnym trupem
W nadziei że ideał znajdę opiekuńczy

Ja jestem chromatyczny ton fes i ton cis
Serce karczocha twarde endywia i laluś
Oszalały z miłości bez pleców i władcy
- Ten którego zjadacie podgryzie wam krzesło

Wy co się nie boicie zbrudzić swojej sukni
Zgubić pierścionka popsuć malowania twarzy
Czarownice z sabatu wracające nocą
Zerwijcie mnie na stawie: jestem nenufarem

tłum. Adam Ważyk

*notka o autorze, inne jego wiersze w wersji oryginalnej i linki
do polskich przekładów w temacie W języku Baudelaire'a
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 20.01.12 o godzinie 16:21
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Olga Jackowska

Paranoja jest goła


Jestem taka, jestem taka zmęczona
Bolą mnie ręce, boli mnie cała głowa
Tyle dzisiaj, tyle się dzisiaj stało
Boli mnie serce, boli mnie całe ciało

Paranoja jest goła

Dzień się skończył
Na księżyc patrzę jak pies
Stopień po stopniu, na metalową wieżę wspinam się
Rosa pokrywa, rosa pokrywa ciało
Tyle się dzisiaj, tyle się dzisiaj stało

Paranoja jest goła

http://www.youtube.com/watch?v=ACO8BrVJ9-E

"Paranoja jest goła" - słowa Olga Jackowska, muzyka Marek Jackowski,
śpiewa Olga Jackowska "Kora" z zespołem Maanam, z albumu "O!", 1982Ten post został edytowany przez Autora dnia 06.02.14 o godzinie 02:14
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Gastón Baquero*

Adhiambo**


Gabriel Okara, Nigeria

Słyszę głosy,
jak mówią, że słyszy je szaleniec.
Słyszę jak rozmawiają drzewa,
jak mówią, że słyszy je czarownik.
Może jestem szaleńcem,
a może czarownikiem.

Może jestem szaleńcem,
lecz te głosy wzywają,
wzywają mnie z głębi nocy,
z księżyca, z głębi ciszy w mym pokoju,
abym ruszył i przemierzył suchą stopą może świata.

Może jestem czarownikiem,
który słyszy jak mówią soki drzew
i widzi poprzez drzewa,
czarownikiem który stracił
władzę zaklinania.

Ale głosy i drzewa
nawołują kogoś po imieniu,
milcząca postać kobieca
wyprostowana chodzi po księżycu,
przemierzając kontynenty i morza.

Podnoszę ku niej dłoń,
wyjmuję serce jak chusteczkę,
i macham nim, macham, macham,
ale ona nie chce na mnie patrzeć,
odwraca ode mnie oczy,
nie patrzy na mnie.

z tomu „Poemas africanos”, 1974

tłum. z hiszpańskiego Krystyna Rodowska

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki do polskich
przekładów w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańska

**Adhiambo - w języku plemienia Luo z zachodniej Kenii,
znaczy "ten, który urodził się wieczorem" – przyp. R M.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 20.02.14 o godzinie 06:59
Jolanta Chrostowska-Sufa

Jolanta Chrostowska-Sufa Redakcja, korekta,
adiustacja, kampanie
internetowe, zlec...

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Rafał Wojaczek

Pięć zdań o włosach


1
Włosy są smutne: mózg nawiedzony
Dumnym obłędem nie chce dbać o nie

2
Włosy są ciche gdy gra kosmicznie
Mózg piłowany długim sfer smyczkiem

3
Wypadające włosy: choć dumny
Przecież głodny mózg zjada cebulki

4
Włosy samotne: mózg nieobecny
Ani na niebie ani na ziemi

5
Tryumfujące włosy: odgadły
Że mózgu nie ma gdyż - szczury zjadły!

18 II 1970Jolanta Chrostowska-Sufa edytował(a) ten post dnia 11.03.09 o godzinie 20:20
Jolanta Chrostowska-Sufa

Jolanta Chrostowska-Sufa Redakcja, korekta,
adiustacja, kampanie
internetowe, zlec...

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Hanna Pisarska-Rogowska:
...to było jesienią
zerwałam żółte cienie
drzew
pachniało wiatrem
a włosy były pełne łez
ale uśmiechnęłam się przez
deszcz
choć łzy płynęły po
niebie...
H.R.

Zgrabnie napisane. Podoba mi się efekt przenikania się obrazów (łez i deszczu) oraz lapidarna, lekka forma wiersza. Pozdrawiam.Jolanta Chrostowska-Sufa edytował(a) ten post dnia 11.03.09 o godzinie 22:30
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Bogdan Olewicz

Morze obłędu



Zagubiony tak jak pies
Kiedy traci trop
Ciągle w miejscu kręcę się
Już kolejny rok
Napędu chyba trzeba mi
Zero kasy mam
I nie jestem pewien czy
Radę sobie dam
Niewidzialnej rysy bieg
Dzieli mnie na pół
Czuję jakby w skórze mej
Było mnie już dwóch
Może trzeba jeszcze raz
Z marzeń tratwę zbić
Zaufać kołysaniu fal
I nie robić nic
Może
Morze na mnie czyha
Może we mnie wina
Obłęd jak trucizna
We mnie jest
Rozmów do białego dnia
Mam serdecznie dość
W dymie fajek, w morzu kaw
Myśli niski lot
Chemia w kolorowych szkłach
Tępi każdy zmysł
Po zapasach nagich ciał
Niagara mi się śni
Wielką ochotę mam
Zerwać się
Niech wszyscy wiedzą że
Nie ma na mnie
Nie ma na mnie
Nie
Morze
Może
Obłęd w genach śpi
Może będzie lepiej
Morze - wielki błękit
Może silnej ręki trzeba mi
Może
Morze
Morze
Może obłęd
Obłęd
Może

utwór znalazł się w albumie"Geny",1997r.
Muzyka: G. Markowski,wykonanie:G.Markowski i Perfect


"Morze obłędu";muzyka:G.Markowski,z albumu "Geny"1997,wyk:PerfectZofia M. edytował(a) ten post dnia 18.03.09 o godzinie 18:23
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Jack Kerouac

Meksykańska samotność


Jestem nieszczęśliwym nieznajomym
Bazgrzącym na ulicach Meksyku -
Moi przyjaciele mnie obumarli, moje
kochanki zniknęły, moje dziwki zakazane,
moje łóżko kołysane i drgane trzęsieniem ziemi - i nie ma świętej trawy
by odlecieć przy świetle świecy
i śnić - tylko opary autobusów
burze kurzu i panny podglądające mnie
przez dziurkę w drzwiach
sekretnie wywierconą aby podglądać
masturbatorów pieprzących poduszki
Jestem Gargulcem
Naszej pani
Śniącym w przestrzeni
Szaro mglistych snów
Moja twarz skierowana ku Napoleonowi
- Nie mam formy -
Mój zeszyt z adresami jest pełen ŚP
Nie mam wartości w pustce,
W domu bez honoru, -
Moim jedynym przyjacielem stary pedał
Bez maszyny do pisania
Który, jeśli jest mym przyjacielem
Niech będę przeklęty.
Zostało mi trochę majonezu,
Cała niechciana butelka oleju,
Wieśniak myjący moje niebiańskie światło
Świr czyszczący swe gardło
W łazience koło mojej
Sto razy dziennie
Dzieląc wspólny sufit -
Jeśli się upije będę spragnionym
- jeśli pójdę moja stopa się złamie
- jeśli się uśmiechnę moja maska farsą
- jeśli zapłaczę jestem tylko dzieckiem -
- jeśli zapamiętam jestem kłamcą
- jeśli napiszę zapisy dokończone -
- jeśli umrę umieranie skończone -
- jeśli będę żył umieranie się zacznie -
- jeśli zaczekam oczekiwanie dłuższym
- jeśli odejdę odejście odeszło -
jeśli zasnę błogostan ciężkim na mych powiekach -
- jeśli pójdę na tani film
dorwą mnie koszmary -
na drogie filmy mnie nie stać
- Jeśli nie zrobię nic
nic się nie stanie

tłum. Marcin WalkowiakRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 20.03.09 o godzinie 23:15
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

James Hetfield, Lars Ulrich i Kirk Lee Hammett

Welcome Home (Sanitarium)


Welcome to where time stands still
no one leaves and no one will
Moon is full, never seems to change
just labeled mentally deranged
Dream the same thing every night
I see our freedom in my sight
No locked doors, No windows barred
No things to make my brain seem scarred

Sleep my friend and you will see
that dream is my reality
They keep me locked up in this cage
can't they see it's why my brain says rage

Sanitarium, leave me be
Sanitarium, just leave me alone

Build my fear of what's out there
and cannot breathe the open air
Whisper things into my brain
assuring me that I'm insane
They think our heads are in their hands
but violent use brings violent plans
Keep him tied, it makes him well
he's getting better, can't you tell?

No more can they keep us in
Listen, damn it, we will win
They see it right, they see it well
but they think this saves us from our Hell

Sanitarium, leave me be
Sanitarium, just leave me alone
Sanitarium, just leave me alone

Fear of living on
natives getting restless now
Mutiny in the air
got some death to do
Mirror stares back hard
Kill, it's such a friendly word
seems the only way
for reaching out again.

Welcome Home (Sanitarium)
- słowa i muzyka James Hetfield, Lars Ulrich i Kirk Lee Hammett,
wyk. "Metallica" na płycie Masters of Puppets, 1986


http://www.youtube.com/watch?v=WElvEZj0Ltw

Witajcie w domu (Wariatów)

Witajcie tutaj gdzie czas stoi w miejscu
Nikt nie odchodzi i nie przychodzi
A księżyc w pełni jest ciągle ten sam
Nazywają nas obłąkanymi
Śnimy o tych samych rzeczach co noc
W swych wyobrażeniach widzę wolność
Bez zamkniętych drzwi i zakratowanych okien
Bez tego co przeraża moje myśli

Śpij mój przyjacielu, a zobaczysz
Że ten sen się urzeczywistni
Trzymają mnie zamkniętego w tej klatce
Czyż nie widzą, że właśnie dlatego oszalałem

Wariatkowo - pozwólcie mi żyć
Wariatkowo - po prostu zostawcie mnie samego

Zbudowali we mnie strach przed tym
Co jest tam na zewnątrz
I nie mogę oddychać świeżym powietrzem wolności
Ciągłe szepty w moim mózgu
Zapewniają mnie, że jestem obłąkany
Myślą, że nasze głowy są w ich rękach
Lecz gwałt rodzi gwałt
Trzymajcie go związanego, tak mu dobrze
Tak czuje się lepiej, czyż nie?

Nie mogą dłużej trzymać nas tutaj
Słuchajcie, przeklnijmy ich, zwyciężymy
Myślą, że wszystko jest w porządku
Myślą, że chronią nas przed naszym piekłem

Wariatkowo - pozwólcie mi żyć
Wariatkowo - po prostu zostawcie mnie samego
Wariatkowo - po prostu zostawcie mnie samego

Strach przed życiem
Wzbudza niepokój
Bunt wisi w powietrzu
Śmierć będzie miała co robić
Lustra wytrzeszczą oczy
Zabić to jedyne przyjazne słowo
To jedyna niestety droga
Na odzyskanie wolności

przekład ze strony Metallica Art., brak informacji o autorze przekładuRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 11.06.10 o godzinie 02:40
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Robert Bly*

Depresja


Czułem, jak moje serce pracuje niczym motor wysoko w powietrzu;
Jak maszyny ustawione na kilku deskach, wysoko na rusztowaniu.
Moje ciało otaczało mnie jak stary spichlerz na zboże,
Bezpożyteczne, ociężałe i pełne sczerniałego ziarna.
Moje ciało było cierpkie, moje życie niegodne, i zapadłem w sen.

Śniłem, że podeszli do mnie z cienkimi przewodami elektrycznymi;
Czułem, jak przewody przenikają mnie niczym ogień, byli to starzy Tybetańczycy
Odziani w watowane ubrania chroniące przed zimnem.
Potem trzy robocze rękawice zwrócone do siebie palcami
I ułożone w koło zbliżyły się do mnie i wtedy się zbudziłem.

Teraz chcę wrócić do czarnych korzeni.
Teraz chcę zobaczyć, jak dzień trzepoce swoimi długimi skrzydłami.
Chcę widzieć nie więcej jak na wysokość dwóch stóp.
Nie chcę widzieć nikogo, nie chcę nic mówić.
Chcę zejść w dół i odpocząć w ciemnej ziemi milczenia.

z tomu "Silence in the Snowy Fields", 1962

tłum. z angielskiego Julia Hartwig

*notka o autorze, inne jego wiersze w wersji oryginalnej i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
Ten post został edytowany przez Autora dnia 06.02.14 o godzinie 02:50
Zofia Szydzik

Zofia Szydzik wolna jak wiatr -
emerytura

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

pozorna wolność

zerwana nić miłości
okalecza człowieczy byt
jest jak podarte prześcieradło
z rozmytym bólem
i odorem potu charakterystycznym cierpieniu

w walce...
rozmieniasz duszę na drobne
płacisz nią - za coś
co samo w sobie - nic nie jest warte

wyrywasz...
kawałek po kawałku
barwnej przestrzeni rzeczywistego świata
i łatasz owo prześcieradło
w zadośćuczynieniu sobie
sycąc tym samym
swój nieokiełznany apetyt

powoli...
budujesz więzienie z okratowanym oknem
i skazany na celę własnych żądz
patrzysz spoza krat
ku jasnej wolności - tam gdzie świat ducha

tam ciebie nie ma
chcesz wyjść ?
za późno !
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Marek Dutkiewicz

Noc komety


Wizje chodźcie do mnie
Blisko najbliżej
Zostańcie w mojej głowie
Najdziksze sny
Oto jest wasza scena
Reflektor niżej
Korowód moich marzeń
Wiruje ci

Skąd wziął się ten śnieg
Pośrodku lata
Skąd ten saksofon który
Pod czaszką gra
Już eksplodują lustra
Całego świat
I nieskończenie wolno
Pulsuje czas

Nadciąga noc komety
Ognistych meteorów deszcz
Nie dowiesz się z gazety
Kto przeżyje swoją śmierć

Blaski odblaski powódź pozłoty
Krzyże południa
I gwiezdny pył
Stosy diamentów
Co zimnym światłem
Będą się palić
Do kresu dni

Nadciąga noc komety
Ognistych meteorów deszcz
Nie dowiesz się z gazety
Kto przeżyje swoją śmierć

Bladą dłonią świt
Otrze pot i łzy
Koszmar minie
Znikną duszne sny

Bladą dłonią świt
Otrze pot i łzy
Koszmar minie
Znikną duszne sny

Bladą dłonią świt
Otrze pot i łzy
Koszmar minie
Znikną duszne sny

Bladą dłonią świt
Otrze pot i łzy
Koszmar minie
Znikną duszne sny

Bladą dłonią świt
Otrze pot i łzy
Koszmar minie
Znikną duszne sny

Bladą dłonią świt
Otrze pot i łzy
Koszmar minie
Znikną duszne sny

Bladą dłonią świt
Otrze pot i łzy
Koszmar minie
Znikną duszne sny

Noc komety - słowa Marek Dutkiewicz,
muzyka zesp. Eloy, śpiewa Felicjan Andrzejczak z Budką Suflera,
z albumu "Greatest Hits II", 1999
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.06.10 o godzinie 03:33
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)

Gastón Baquero*

Nocą, w drodze na Sybir

I


Całą noc mi się śniło,
że jechałem długimi saniami,
w tle rozbrzmiewała muzyka
„Tańców niemieckich” Beethovena.

Psy o nieodwołalnie burej sierści,
w czerwonej uprzęży, z dzwoneczkami,
szczekały tak rytmicznie, że śnieg,
zasłuchany, padał coraz wolniej.

Jechaliśmy do tajnego miejsca na Syberii,
do punktu wymazanego z mapy, tam gdzie się pilnuje
najbardziej znienawidzonych więźniów.
Całe moje przestępstwo polegało na tym,
że recytowałem na głos wiersze Mallarmégo,
w czasie gdy towarzysz Stalin czytał monotonnie
coroczne sprawozdanie z działalności Partii;
on powtarzał „fabryka”, ja mówiłem „zjawisko”,
on prawił o Wschodzie, ja coraz to głośniej:
„dziecię nocy Edomu, owej nocy Edomu”,
a kiedy wyliczał czołgi i traktory,
ja mówiłem: „śnieżno-białe naręcza wonnych gwiazd”.

Nagle tyran odłożył na bok swe papiery,
zdjął ze ściany dyscyplinę sześciorzemienną
i zaczął mnie smagać po rękach i nogach
raz po raz, wrzeszcząc (przyznaję, dyszkantem):
„Masz za swoją poezję! Masz za dekadencję! Masz za zgniłą Europę!”
wreszcie szarozielone oczy utkwił w Berii, zamilkł,
łobuzersko mrugnąwszy lewym okiem; taki
był jego język, dyskretny szyfr Władcy Życia wszystkich,
w którym zlecał tamtemu: „Potrzymaj mi go na Syberii tak długo, aż dam ci znać”.

I długimi saniami obłędnie mknęliśmy przez całą noc,
w siódmym niebie „Tańców niemieckich”, dla rozgrzewki
popijając horyzont miarowymi, rajskimi łykami,
jakby to był poobiedni kieliszek koniaku,
jechaliśmy w błogostanie, bo niosła nas muzyka, a nie psy,
wtrąceni w piękny taniec, nie do łagra. Nikt nie płakał.
Kołysaliśmy się rytmicznie w takt dzwoneczków, zupełnie jakbyśmy wyruszyli
na poszukiwanie Eryki, Katarzyny, Aleksandry Fiodorowny, by wciągnąć
je w nurty walca, płynące tuż obok brunatnego Dunaju
w niedzielne popołudnie, i wpinali im we włosy fiołki.

II

Obudziwszy się, powiedziałem sobie: jeszcze dzisiaj muszę pójść do psychiatry,
ten sen coś za bardzo skomplikowany, nawet niemoralny,
bo zapowiada jakby, że stoczę się w nałóg masochizmu.
Wszedłem do gabinetu psychiatry, który wydał mi się znajomy,
Chociaż widziałem go po raz pierwszy w życiu. Zwrócił się do mnie bezosobowo:
„co sprowadza tutaj więźnia numer dwanaście tysięcy pięćset trzydzieści sześć?”
A kiedy opowiedziałem mu sen, pełen psów, śniegu i tańców, uniesienia
i chłosty i dzwoneczków i zgrozy jazdy saniami aż na skraj Syberii,
odezwał się ponownie: „Jesteś już wyleczony, nic ci nie jest, więźniu
numer dwanaście tysięcy pięćset trzydzieści sześć, przyjechałeś na Sybir
wczoraj w nocy
o dwunastej trzydzieści sześć, i zapewniam, nic ci się nie śniło: jesteś
więźniem i umrzesz w więzieniu. Śniło ci się to, czym żyjesz na jawie. Od dzisiaj
zawsze już będziesz żył, pogrążony w niekończącym się śnie, że jedziesz w to miejsce
zawracasz tam w długich saniach, powożony przez psy o burej sierści,
które biegną bez końca przez śniegi, pod batem
‘Tańców niemieckich’ Beethovena!”

z tomu „Magias e invenciones, 1984

tłum. Krystyna Rodowska

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki do polskich
przekładów w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 11.06.11 o godzinie 14:43

Następna dyskusja:

Trening interpersonalny-pod...




Wyślij zaproszenie do