Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Jan Brzechwa

Elegia pożegnalna


W dalekim lesie ciało dogorywa,
Wiatr zachmurzony wśród gałęzi śni,
Stoisz nade mną cała nieprawdziwa
I liczysz moje dni.

Brzozy młodnieją i białą bibułką,
Bibułką białą łuszczą swoje pnie,
Serce zamarło w trwodze przed kukułką,
Co już skazała mnie.

Ty i kukułka - dwa złowieszcze głosy,
Które witają, gdy pożegnać chcą,
A wkoło wrzosy, zeszłoroczne wrzosy
Całe pokryte rdzą.

Banalny pejzaż smuci twarz pobladłą,
Sączy się z nieba lazurowy czad.
Na mchu pożółkłym białe prześcieradło
Zakreśla cały świat.

Stoisz i milczysz wątłą swą żałobą,
Ale już dla mnie zdasz się garścią mgły,
Garścią obłoków, które razem z tobą
Płakać aż tutaj szły.

Zostaw samego mnie. I bądź szczęśliwa.
Słońce zachodzi, więc już idź, już idź!
Śmierć to jedyna liryka prawdziwa,
Dla której warto żyć.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Marian Ośniałowski

Elegia jesienna


Nad akacjami zrudziałe złoto
drżących w eterze ochrzczonych gwiazd
Żyć mi kazano widocznie po to,
bym nie znajdował dla tęsknot nazw.

Komu zapala jesień, komu
brzozy i graby w świerków czerni.
Wyjdziemy cicho w noc ogromną
pić księżyc w pełni i październik.

To nie tamtych drzew, nie naszych
wniebowzięte pióropusze.
W jakich stronach teraz tańczysz
niepowrotna Magdaleno.

Nie dotkniesz ciszy i kolorów,
co się na niebie spotykają.
Minie jarzębinowa pora,
jak echa leśne umierają.

Nie ma alei prowadzących
do rąk ciepłych, do warg twoich.
Gdzie są okna otwierane
na ogrody melodyjne.

z tomiku:
Marian Ośniałowski „Kontrasty”, 1958

wiersz ten jest też w temacie Jesień przychodzi za wcześnie...
Ten post został edytowany przez Autora dnia 23.10.19 o godzinie 16:39
Jolanta Chrostowska-Sufa

Jolanta Chrostowska-Sufa Redakcja, korekta,
adiustacja, kampanie
internetowe, zlec...

Temat: Elegia

Piotr Mitzner

Elegia


Słuchając Lou Reeda
jadąc Trasą Łazienkowską
paląc fajkę którą nabiłem w domu tytoniem Adventure
czując na skórze wysypkę snu
myśląc o nie zapłaconych rachunkach za telefon
o ćwiczeniach z Derridy
trzymając kierownicę naciskając pedał gazu i sprzęgła
zmieniając biegi oglądając się pożądliwie za innymi samochodami
patrząc co przed co za i po bokach
pod Placem na Rozdrożu
zobaczyłem

białą karetkę reanimacyjną na siedleckich numerach
a przez jej tylną szybę
wzniesioną starą rękę
kobiety

chwytała powietrze
przepływało przez skórę

minęły się nasze samochody
nie wiem gdzie i kiedy
rozwiały się po nas spaliny

Ale rękę widzę

za rękę wprowadzam ją do tej książki

Nie

Ona mnie
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Krzysztof Kamil Baczyński

Elegia o ... [chłopcu polskim]


Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?

20. III. 1944 r.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.12.08 o godzinie 09:14
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Jan Zych

Błękitna elegia


Miałem kiedyś wiarę gotycką,
a oto jestem władcą na popiele.

Słyszałem przesypywanie muzyki przez fortepiany
i widziałem miast wniebowstąpienie
w trzasku płomieni.
A tam, gdzie kończy się ostatni płomień,
staje anioł z powietrza i zmyślenia.

Tygodnie się wypalą,
siedmioramienne jak hebrajskie lichtarze.
Dni będą czyste, przejrzyste,
oczyszczone z radości, ze smutku,
chwile coraz bardziej błękitne i srebrne.
I tak wejdziemy powolutku
pomiędzy rzeczy niepotrzebne.

Z dymu były nasze pierścienie.
A tam, gdzie to lato świeciło,
teraz jest kraina oddana aniołom
i śniegowi na zaprószenie.

I nie będę miał nieba nawet tak małego
jak ten maleńki kwiat, nie zapomnij mnie,
niebo, które w jednej źrenicy się zmieści,
prośba błękitnie ułożona we wszystkich językach.
Ne m`oubliez pas.
Niezabudka.
No me olvides.
Vergissmeinnicht.
Nezaboravak.
Nefelejcs.
Forget ma not.
Non ti scordar di me.

z tomu „Wędrująca granica”, 1961Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 26.06.09 o godzinie 06:15
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Jan Zych

Elegia łemkowska


Oj miły pisonki, de ja was podiju?
Pidu do lisoczku i tam was rozsiju,
Budut tam diwczata na trawu choditi,
Budut spiwanoczki moij znachoditi.


(z piosenki łemkowskiej)

Okołycia krasna, derewa zełenijut sia,
a ludej ne widno.


( z bajki łemkowskiej)

Piękna okolica. Zielenią się drzewa.
Kwitną tylko sobie. Owoce spadają.
Ktoś miał tu zaśpiewać, ale nikt nie śpiewa.
Ścieżki zapomniały, gdzie prowadzić mają.

Stoi studnia w środku seła.
Żuraw z niej nie pije.
Las się dziewcząt nie doczekał -
przez zagony, wprost, na przełaj
schodzi z gór ku wioskom.

Okołycia krasna, zełenijut sia derewa.
Tu po rusku dzwoniły obłąkane dzwony.
Na progu domów spalonych
jaszczurka się wygrzewa.
Już dziesięć koron przybyło
pierwszym polnym sosnom.

Płynęło wino z Węgier dukielską przełęczą,
coś tam kapło i ruskim świętym,
ale ruski Pan Bóg - nie żarty,
nie pomogły wykręty,
więc pokornie od wieków klęczą
wystrojeni jak za dobrych lat
po cerkwiach nieprzytomnie pstrokatych.

Wilcze tropy dookoła, dzików ślad,
a po cerkwiach chodzi deszcz i wiatr,
lecz nie żegna się po trzykroć i nie modli -
i smutni są święci i bardzo samotni.

Mógłbym zagrać im na skrzypcach albo na flecie,
ale nie znam greckich melodii.

Ruski święty, ruski anioł.
Za daleko z tej ziemi do nieba.
Bóg ich nie ma w swej opiece,
gdy im człowiek pomóc nie chce -
a z cerkiewek nie odlecą,
choć drewniane skrzydła mają.

Piękna okolica. Zielenią się drzewa.
Czasem wóz zaskrzypi nocą, znajomo zaśpiewa,
a potem błyskają siekiery, topory,
i lecą anioły, i trzeszczą ikony.
Wełyki Hospody Boże!

z tomu „Wędrująca granica”, 1961Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 26.06.09 o godzinie 06:17
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Theodore Roethke

Elegia dla Jane


mojej studentki, zmarłej
po zrzuceniu z siodła przez konia


Pamiętam pierścionki włosów na karku, wilgotne i miękkie jak pędy powoju;
I jej szybkie spojrzenie, szczupaczo skośny uśmiech;
I jak, gdy już ją się wyrwało z zamyślenia do odpowiedzi,
Balansowała na skocznych sylabach, ciesząc się własnym myśleniem,
Strzyżyk, radosny, z ogonkiem pod wiatr,
Piosenką wprawiający w drżenie gałązki i witki.
Cień śpiewał wraz z nią;
Szepty liści stawały się pocałunkami;
W bielonych dołkach pod krzakami róż śpiewała pleśń.

Och, kiedy było jej smutno, rzucała się w tak doskonałe głębiny,
Ze nie mógłby jej znaleźć nawet ktoś jak ojciec,
Gdy ocierała policzek o źdźbło,
Mąciła najprzejrzystszą wodę.

Wróbelku, nie ma cię,
Nie czekasz już jak paproć, z jej kolczastym kręgosłupem cienia.
I nie są mi pociechą powierzchnie mokrych głazów
Ani zraniony resztką światła mech.

Gdybym ja tylko mógł wytrącić cię z tego snu,
Okaleczony skarbie, trzepoczący się nad wodą gołębiu.
Nad tym wilgotnym grobem mówię słowa, które są wyznaniem
Miłości: ja, bez prawa do niej,
Ani ojciec, ani kochanek.

tłum. Stanisław Barańczak

w wersji oryginalnej pt. „Elegy For Jane” w temacie
Poezja angloamerykańska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.01.10 o godzinie 10:37
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Ivar Ivask

Elegie bałtyckie


Czesławowi Miłoszowi
Ziarno i inne produkty ziemi uprawiają oni
(Aesti) wytrwale... i są jedynymi ludźmi,
którzy zbierają bursztyn na mielizn, i samym brzegu.


Tacitus

Elegia pierwsza

Bałtyckie błyskawice, syberyjskie wichry,
niskie chmury podejrzeń wzajemnych.
Zanieczyszczenie, promieniotwórcze skażenie
Ciągle jeszcze, jak mówią, na dopuszczalnym poziomie.
Krowy są mądrzejsze, nie liżą kory brzóz,
nie tykają bujnej świętojańskiej trawy.
Eksplozje, pożary, śmiercionośne strefy.
Pieśń ludowa tego nie odgadła, folklor
nie przygotował nas. Wiejskie kołysanki,
Listki chłopskich biblii, lecą zatrute na wietrze.
Duchy wodne błogosławią jeszcze raz i giną
W mrocznych basenach miejskiego zabobonu
Po tak dużej wiedzy, jakaż ignorancja!
Po takiej obfitości, jakiż niedostatek!
Po takich widokach, jakież rozczarowanie!
I kołowrotek kręcąc się urasta
w ciało niebieskie, wrzeciono w rakietę,
żeby dźwignąć ten wiek aż wpadnie w czarne nic:
gdzie ni czasu, ni dźwięku, ni fanfar pokoju,
gdzie kończy się rozumienie...
Z wyjątkiem, rzecz jasna, malin na torfowiskach
i może gdzie niegdzie ocalałej brusznicy
jednej, ostatniej na wiek wieków.

Elegia druga

Rzeczny łosoś w żarach zachodu. Sprężona kaligrafia
węgorzy z wysp. Odłamki bursztynu
usiały plaże, nie kruche muszle
od których tęczuje przypływ: kryształowe plastry,
słoneczna żywica, zastygłe millennia,
płatki owadów, ich trzepot w miodowej ciszy.
A Historia? Historia włada na lądzie,
tuczy się warstwami bitew, wygranych i przegranych,
latami zarazy pustoszącej domy i pola,
aż wilki wychodzą z zamarzniętego lasu
i idą do samych drzwi śmierci, w bezludne ulice,
pod nieme dzwony. Niekiedy pokój urasta
niby pole pszenicy wybielonej na białe złoto,
kiedy z ran wojny zostają tu i ówdzie czerwone maki;
i znów jest miejsce na ciche rozmowy
słońca z księżycem. Teraz już tylko
urodzić się na nowo w tym samym ładzie
błyskającego łososia, drzazg bursztynu
i inicjałów nocnych węgorzy.

Elegia trzecia

Dziwnie jest stąd pochodzić. Prawie bez nazwy brzegi
w turystycznej Europie. Ale Bałtyk
jest drugą stroną księżyca, zawsze ciemną.
Wiadomo o niej tylko, że tam najazdy, zabory
bez przerwy, bez wytchnienia, i już od wieków.
Każdy łatwo wymieni północne kraje
od Islandii po Finlandię, tylko gdzie
te kraje bałtyckie? I jaki ich język?
Jeżeli nie rosyjski, to na pewno jeden
z wielu podobnych do niemieckiego?
Kto by tam zgadł, bo jak rozwikłać pasmo
indoeuropejskich i ugrofińskich wątków,
przenosić Wieżę Babel gdzieś nad Bałtyk?
Kto by miał czas na tak podrzędne mity?
Trwamy, podglebie. Inną metaforą
lubianą, będzie trawa (zdeptana, odrasta)
albo wapienne skały, które wyjada wicher
a stoją przez millennia, nieporuszone.
Dziwnie jest pochodzić z ciemnej strony księżyca,
choć mieszkamy podobno na jednej planecie.
W Europie też bywają kraje Trzeciego Świata
o których się nie pamięta, anonimowe brzegi
dla oznaczenia ich x czy znakiem zapytania.
Ale wystarczy skłonić ucha ku bałtyckiej stronie
żeby słyszeć tam ul, jak śpiewa pieśń żałobną
i odgadnąć pod wodą komnatę z bursztynu
Ulepioną z kwietnych pyłów nieszczęścia.

Elegia czwarta

Białe, spokojne, obmywane pianami plaże,
rytualne spirale pisane na piasku,
otwarte na wlokące się kontynenty chmur:
kiedy zstępuje miłość, zapala się o zachodzie
krąg słońca i gołębica wzbija się
ku gwieździe wieczornej, siostrze kamienia,
kamyka, jak ten tutaj, pod twoją stopą.
Między kamykami i Gwiazdą Polarną
biegają ognie północnej zorzy,
w jej mroźnym świetle widzisz ukochaną twarz.
Cały rok, w grudniu czy w noc świętojańską
na twoim sercu kładą się te same fale;
odlatują i przylatują, niezmiennie, dzikie łabędzie;
pamięć dary układa w kobiałce z brzozowej kory
wyściełanej gorzką utratą.
Wieki temu twoja matka umarła.
Odtąd plecami podpierasz chylące się niebo
i na zaciemnionym czole niesiesz noc.
Odtąd twoje ojcostwo dla wieczornej rosy
topniejącej o świcie i dla drozda w oknie
Rytualne spirale wpisujesz do wierszy
i powierzasz ze słowami czterem wiatrom.

Elegia piąta

Kto przejedzie, kto przetrwa ten nawalny sztorm?
Już stare dęby rozdarte aż do rdzenia,
chwiejne jałowce zgięte w obręcze dla wiatru.
Plewy dawno wywiało z tych krajów,
kolej teraz na hartowane ziarno,
które sieją między głazami i diuną
jakby na lotnych piaskach rodziła pszenica.
Las dał twoim braciom schronienie.
Twoje siostry ukryły się za wełną morza.
Ty sam kołyszesz się z wyspą-ostoją
i niespokojnie śledzisz tamten brzeg:
całe skały uniosło i puściło luzem,
mnożą się archipelagi, rosną mierzeje
a nigdy morze nie odsłoni Ziemi Obiecanej.
Kiedy tak wszystko rozbite, stracone,
sztorm nie może odmówić ostatniego daru:
odrywa i przynosi słońca bursztynu
na wichrami smagane plaże,
talizmany letniej ciszy,
żebyś poczuł ciepło w dłoni
kiedy idziesz po świecie
nim na wietrze odnajdziesz swój dom.

Elegia szósta

Gwar niezliczonych głosów z tamtej strony morza,
pieśni setek tysięcy, myriad, zebrane,
niezebrane, zapomniane, odkryte na nowo,
pokolenia śpiewające pokoleniom,
przekazujące hasło, same przemijające.
Uścisk ręki, pozdrowienie, wymiana prezentów —
dziane mitenki, wielobarwne pasy —
i znów do orki, do spotykania pór roku
zagadkami, legendami, baśniami, zawsze w śpiewie.
Tak dużo potu wsiąkło w tamte pola
i wzeszło zbożem ale też wzbiło się
rytmicznym zaśpiewem ludzkich gardeł
wbrew poddaństwu, wbrew ciążeniu, lotem skowronka.
A grali też na skrzypkach i tańczyli.
Ich życie było misterną tkaniną
od kołyski do grobu. Nie potrzebują
naszego współczucia, bo umieli trwać
i przetrwali, na pewno. Pieśń
jest ich świadectwem. Mogliby raczej
litować się nad nami, nad naszym pokoleniem,
którego życie nie ma wyraźnego ściegu
a pieśń potrzebuje specjalnych okazji.
My nie umiemy tańcem odganiać trosk,
nasze elegie śpiewają głównie o przetrwaniu.
Ale tamci żyli za bogato żeby dać nam umrzeć.

Elegia siódma

Żeńska obecność kształtuje łotewski krajobraz,
włada nim za sprawą mojej matki,
której grudniowym dzieckiem jestem, i mojej niani,
która zajęła jej miejsce kiedy umarła w zimie;
i mojej żony, która pomogła wynaleźć
trwającą całe życie geografię dwojga dusz. Ilse Marija,
Natalia, Astrid Helena, niby imiona wysp
między kontynentami, łączących różne światy.
I łączą. Nie można żyć bez nich.
Dzięki nim miękki prąd inwencji
płynie w sny barwne, w rysunki,
które z kolei wciągają w wiry poezji,
gdzie kontur brzegów w zieleni przetkanej bzem i malwą,
gdzie drobne ornamenty powszednich łask
towarzyszą naszym krętym dniom. Zawdzięczam im
to ciało jako dom, kiedy wykreślam
tory i ruch konstelacji, wskazujące
na północ, ku mojej ojcowiźnie.
Ale na południe stamtąd czeka mnie kojące wybaczenie.

Elegia ósma

Nieskończone odcienie błękitu i w jednym z nich
moje estońskie dzieciństwo, oczy mego ojca,
pachnący ul oszklonej werandy,
gdzie pierwszy raz ujrzałem kształt słonecznych okien
i skąd wziąłem mój język, ugrofiński, nie indoeuropejski,
cudo muzyki i niewiarygodnej zwięzłości.
Te same harmonie samogłosek później mnie prowadziły
w labirynt fińskich jezior, których lustro
odbija podobne konstelacje duszy, gdzie ziemia i niebo
łączą się w przezroczystą jasność, łosoś skacze
przez twoje serce na wskroś, gdzie zaraz już wiesz
kiedy kończy się świat i jak i dlaczego.
Bryłka lodu mówi o tym, a też wygładzone szkło,
ale tylko samotnie, na Karelskim półwyspie,
w noc sierpniową dotkniesz Wielkiej Niedźwiedzicy
nad tobą czy pod tobą i sięgniesz ostatniej
wiedzy wszechświata w pulsowaniu krwi. Ten jest język
moich wierszy, „see on mu luule keel”,
w którym zima jest naprawdę zimą,
a wiosna, lato, jesień osaczają mnie.
Po drodze nauczyłem się innych języków.
Tylko w estońskim liczę rosnące co roku słoje.

Elegia dziewiąta

Poeto z cudowną pamięcią, mistrzu litewskiego języka,
ironiczny wynalazco ruchów metafory:
biłeś się z demonami o imionach wziętych z łaciny,
rymem odpowiadając na rym, ale równie łatwo
umiałeś schronić się w sadzie twego ojca,
słuchać jak tupoczą szklane stopy deszczu
i w wiosennym powiewie zgadywać sekret kwiatów,
którym jest biel, biel, biel — „balta, balta, balta!
Od lalala pasterza aż do epicentrum
epigramatu sięgałeś pewną ręką.
W ciągu sześćdziesięciu lat cztery książki
powołałeś do życia: Źródło, Strzała w niebie,
Pieśń zimowa, Błyskawice i wiatry.
Nie obejmują one jednak
barw tęczowych twego umysłu.
Spierając się, zawsze miałeś cytatę pod ręką,
stosowny poemat, rozdział, wers.
Nikogo innego nie znam, kto by umiał
recytować w tylu językach, tylu klasyków:
francuskich, niemieckich, polskich, rosyjskich.
Valéry i Rilke, Tuwim, Pasternak,
i niezrównany Kristijonas Donelajtis
w twoim litewskim składający heksametry.
Igraliśmy też, Henrikas, twoim imieniem
zmieniając je w Henry, Henri, Heinrich, Enrico,
ale Radauskas zawsze dźwięczy po królewsku.
Zwiń ostrożnie te płynne pejzaże
żeby kolory zachowały pyłek kwietny;
zostaw im dość przestrzeni, niech unoszą się w niej, oddychają,
aż po wiekach znajdzie w nich pociechę
ktoś, kto pochyli się czytając ich kontury
i prowadząc wzrokiem wzdłuż trzech rzek:
Daugava, Nemunas, Emajõgi,
wzdłuż trzech nurtów opiekuńczych, które każdy kraj
przecinają i znaczą jak linia życia na dłoni
każdej z trzech matek. Dnie nastaną
kiedy niebo rozkwitnie jak pole stokroci
a te rzeki na pewno będą, i też będą
kiedy uderzy zamarzniętą pięścią.
Profile wysp chyba się nie zmienią.
Skróci się zapewne pas bursztynu.
Ale zachowają się Bałtowie
przywarci do Bałtyku a ich sztuka
będzie rosła spiralą w nieskończoność
żeby ich prowadzić nad Bałtyk z powrotem.

tłum. Czesław Miłosz

”Dekada Literacka” 2003, nr 9-10 (201-202)
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 30.06.09 o godzinie 12:58
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Czesław Miłosz

Komentarz do „Elegii bałtyckich” Ivara Ivaska


„Elegie Bałtyckie” („The Baltic Elegies”) zostały napisane w latach 80., w języku angielskim, w Norman, stan Oklahoma, przez Ivara Ivaska, poetę estońskiego,
i zresztą mnie dedykowane.

Ivar Ivask urodził się w roku 1927 w Rydze. Stał się uchodźcą po zajęciu państw bałtyckich przez Związek Sowiecki i studiował germanistykę w Niemczech, po czym
w Ameryce otrzymał doktorat na Uniwersytecie w Minnesota. Następnie wykładał
w St. Olaf College i na University of Oklahoma. Mieszkając w miasteczku Norman, siedzibie tego Uniwersytetu, rozwinął ogromną działalność organizacyjną. Zostawszy redaktorem niedużego biuletynu wydawanego przez Uniwersytet, „Books Abroad”, przekształcił go w znany kwartalnik „World Literaturę Today” i dzięki jego staraniom rodzina oklahomskich nafciarzy Neustadt ufundowała międzynarodową nagrodę literacką znaną jako Neustadt International Prize for Literaturę. Co dwa lata nagrodę przyznawało jury złożone z przedstawicieli różnych literatur pod stałym przewodnictwem redaktora pisma Ivaska. Nagroda ta zyskała znaczny prestiż
i nazywano ją „małym Noblem”, po tym jak kilku jej laureatów otrzymało Nagrodę Nobla.

Ivask pisał i wydawał swoje wiersze po estońsku. A mieszkał w Norman ze swoją żoną, Astrid, poetką łotewską, która tłumaczyła jego wiersze na łotewski, on natomiast -jej łotewskie wiersze na estoński. Nie znam jego estońskich wierszy, więc nie mogę nic o nich powiedzieć. Ale przyjaźniłem się z Ivaskami i zawsze widzę gładko wygolonego mężczyznę, o niebieskich oczach, jak pedałuje na rowerze, w szortach,
po płaskich ulicach miasteczka, z ich domku na uniwersytecki kampus.

Poznaliśmy się, kiedy przyjechałem w 1978 roku do Norman odebrać nagrodę Neustadt. Była to uroczystość celebrowana z udziałem fundatorów nagrody tj. rodziny Neustadt i oczywiście Ivaska.

Ivar był człowiekiem dobrze zorganizowanym, zdyscyplinowanym i ambitnym. Jego „Elegie Bałtyckie” przyszły przy końcu jego twórczości literackiej i oznaczały chęć pozostawienia po sobie czegoś bardziej dostępnego niż wiersze estońskie. Jest to poemat o jasno zarysowanym przedmiocie, a są nim trzy kraje bałtyckie, ich historia
i geografia. Sam ten przedmiot nadaje całości kształt obiektywny, bo elementy osobiste są nieliczne i odnoszą się do paru wspomnień z dzieciństwa. Autor stara się odtworzyć aurę tych krajów, znanych już Tacytowi jako legendarne krainy bursztynu, zbieranego na brzegach Północnego Morza. Opowiada o dziwnej sytuacji człowieka pochodzącego z tych krain, o których na Zachodzie nikt nic nie wie. Jest też pewien przetrwania zamieszkujących je narodów, ponieważ przed zniszczeniem przez zaborców broni ich śpiew. Ostatnia elegia odwołuje się do trzech rzek, niejako bóstw, których życie trwa dłużej, niż życie ludów zamieszkujących ich brzegi, są to: Daugava, czyli Dźwina, Nemunas, czyli Niemen i Emajõgi, czyli Ema.

Łączyła mnie z Ivarem solidarność emigrancka, a poza tym byłem przecież też Bałtem
z urodzenia, z niektórych wspomnień dzieciństwa, bo mieszkaliśmy przez jakiś czas,
w latach 1917/18, w Dorpacie, czyli Tartu, oraz z licznych opowiadań mojej babki Miłoszowej o Rydze. Opowiadała mi ona o życiu towarzyskim jej młodości (polskim)
i nadmorskiej miejscowości letniskowej zwanej wtedy Majorenhoff. Zresztą później słyszałem od mojej matki o życiu studenckim, jakie prowadziła razem z moim ojcem, wtedy studentem Politechniki ryskiej. Czyli niecałkiem odległe to były regiony.
A przetłumaczyłem „Elegie bałtyckie”, kierując się i osobistą sympatią do ich autora,
i jakby niejasnym uczuciem zobowiązania, bo i ha nie on przyznawał nagrodę, to jednak był jej szarą eminencją.

„Elegie Bałtyckie” ukazały się nakładem „World Literaturę Today” w 1987 roku,
a w roku następnym mój przekład wydrukowała „Kultura” Jerzego Giedroycia
w numerze 7-8. W tym samym roku elegie na język estoński przetłumaczył Paul-Eerik Rummo i opublikował w piśmie „Looming” w numerze 11.

Ivar przeszedł na emeryturę w 1991 roku, umarł w 1992. Ostatnie wieści, jakie miałem od Astrid, pochodziły z hrabstwa Cork w Irlandii, gdzie osiedliła się po śmierci męża.

”Dekada Literacka” 2003, nr 9-10 (201-202)Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 30.06.09 o godzinie 13:10
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Stanisław Czycz*

Elegie

I


Szczytami świerków
w nieba pustynię
szczytami sosen modrzewi buków
szczytami jodeł
las
półomdlały upałem
Młodych milczących sosen kotlina
Ścieżka zdawniona płowieje żalem
zapach jak przypomnienia
W spalonych trawach twych kroków dotyk
już tylko popiół
w dzwonieniu świerszczy
iskrach
I wspomnień popiół
Więc nie dlatego
że już dróg nie ma
od ciebie do mnie
Lecz że w przestrzeni
upalnej leśnej
tobą żyjącej dawniej
gdzie nawet cienie umiały ciebie
w przestrzeni pełnej wzruszeń uniesień
nie ma już nic
Dlatego

II

Otulają mnie cienie rzęs
noc otworzyła

czarne oczy

schodzą z gwiazd do mnie

twoje oczy

napełnienia słodyczy

ciepłych woni wieczorów

zwierzeń

oczy pełne smutku
Jesteś
znowu jesteśmy razem
Powoli jest coraz jaśniej

różowiej
jest coraz jaśniej
oddalają się cienie

powoli
I nagle śmieje się nade mną
pogodne niebo
czyste
Niebo

z tomu "Tła", 1957

*Notka o autorze w temacie Erotyka
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 25.07.09 o godzinie 09:08
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Elegia

Przyjaciel Koń

elegia na śmierć konia zamęczonego w drodze nad Morskie Oko

Ostatni krok pod górę
Już czas zakończyć martwy chód
Stłoczone żyły pełne żalu
Parsknęły żywym ogniem krwi
Na pograniczu śmierci nad urwiskiem
Płynęły łzy zwątpienia
Do góry szybciej szybciej
Wołały myśli przyjaciela

Dukaty zabrać czas do nieba
Zapłacić za wycieczkę życia
Dziękując za cierpienia
Goryczą naznaczony szlak przyjaźni
Skąpany w słońcu
Gdy mięśniom brakowało tchu
Ogień od wody rozpalał zmysły świata

I padł pod rozpędzonym tłumem
W zachłannym rytmie przyjaciela

Już cichszy płynie strumień
W odgłosach chóru Lacrimosa

Wolfgang Amadeusz Mozart - Requiem, część III - Lacrimosa

Wiersz ten znajduje się także w temacie Jak wysłowić konia czerń? - M.M.Michał M. edytował(a) ten post dnia 15.09.09 o godzinie 19:45
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Elegia

Cyprian Kamil Norwid

Na zgon Poezji
(Elegia)


Ona umarła!... są-ż smutniejsze zgony?
I jak pogrzebać tę śliczną osobę?
Umarła ona na ciężką chorobę,
Która się zowie: p i e n i ą d z i b r u l i o n y.
Pamiętasz dobrze oną straszną dobę,
Gdy przed jej łożem stałem zamyślony,
Łzę mając wielką w oku, co szukało,
Czy to, co gaśnie, jest duch albo ciało?

Ona zaś (mówię: Poezja), swe ramię
Blade ku oknu niosąc, znak mi dała,
B y m ś w i a t ł o p r z y ć m i ł, bo u ś m i e c h y k ł a m i e,
Jakby jej w oczy wiosna urągała.
Nie wiem, czy ranę dostrzegłem, czy znamię,
Pod lewej piersi cieniem, gdy zadrżała?...
O, byłem smętny, jak odtąd nie bywam,
Gdy mam już cmentarz i na nim kwiat zrywam.

Umarła ona (Poezja), ta wielka
Niepojednanych dwóch sfer pośrednica,
Ocean chuci i rosy kropelka,
Ta monarchini i ta wyrobnica -
Zarazem wielce wyłączna i wszelka,
Ta błyskawica i ta gołębica...
Gdy ci, co grzebać mają za rzemiosło,
Idą już piaskiem zasypywać wzniosłą!

Odtąd w przestronnym milczenia kościele,
Po brukowaniu się przechodząc piaskiem,
Nie jej ja depcę grób... lecz po tych dziele
Stąpam, co cmentarz wyrównali piaskiem.
A ż s i ę z a m y ś l ą m y ś l i n i s z c z y c i e l e,
I grom zawołam, by uderzył z trzaskiem,
Wiedząc, iż ogień dla bez ognia ludzi,
Choćby w krzemieniach s p a ł, w niebie się z b u d z i.

Ivry, 1877[1870]Michał Maczubski edytował(a) ten post dnia 08.08.09 o godzinie 23:44
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Marian Jachimowicz

Elegia katyńska


Ojczyzno
miażdży cię lodowiec Wschodu
Bruzdami twarzy twej płyną rzeki

Pamiętam twój uśmiech
Madonno piastująca
Pamiętam różowy twój naród

Schodzę w twe oczodoły
W mgłę ustających świateł
Skąd sączy się rdza i sól
Skąd płyną żrące rzeki

Wisły rozstajne

Wycięto las zielony
Wojsko udałe

Żalu nie starczy na krzyże

Czaszki rozdarto
gwiazdą z ołowiu i stali
Pięcioramienną gwiazdą
z brauninga

Lecz korzenie chwytają ziemi
a gałęzie mają kształt wiatru

Czaszki nasze wciąż lęgną
orły.

Borysław, 1943

z cyklu „Mój soc-realizm”, w: „Jaskółki jutra”, 1996


Obrazek
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.09.09 o godzinie 08:44
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Khaled Mattawa*

Elegia Białego Nilu


Lato, kobieta zanurza w rzece dzban. Kąpie się, nucąc słowo „dlaczego”. Całe lata później jestem zmęczony. Ulica rozciąga się przede mną, zaułki, okazje, wizytówki.
W zeszłym tygodniu wyjąłem z wazonu kwiaty, woda ściekała z łodyg na drewniana podłogę. Każdy umieściłem w innym kącie domu. Powiedziałem: „Wiem, że znowu chcecie być razem. Przekonajcie mnie, dlaczego”. Przekonajcie mnie, że nie ma rzeki tam, gdzie mieszkałem, że ta kobieta nigdy nie istniała, że nie nazywała się Zainbab. Powiedzcie mi, dlaczego nie wierzycie tej ulicy, zaułkom, mężczyźnie, który zaproponował butelkę wina, kobiecie i chłopcu? Kochankowie, których widziałyście objętych pod słomianym dachem, kim byli? Każdego dnia jeździliśmy konno – jakaś wysuszona polana, pył zbyt ciężki, aby unieść się od naszych stóp. Mieliśmy spotkać się z nimi po drugiej stronie doliny. Drzewa szumiały. Ziewały hieny. Ptaki wysoko, niespokojne. Byliśmy zbyt spragnieni, by wołać o pomoc. Do tej pory pod drzewem
leży jej ubranie. Kwiaty zwiędły. Są suche jak łuski. Kiedy wyjechaliśmy, wiedziałem,
że będę musiał zwiedzić wszystkie te miejsca. Tamtego dnia w Atenach, zdrożony
i odrętwiały, byłem jak cień, który zobaczył obejmujących się i ściskających dłonie starych mężczyzn. Widziałem, jak kobieta kupiła pół bochenka chleba i – to prawda –
- poczekałem, aby zobaczyć, kto kupi drugą połówkę.

tłum. Beata Patuszyńska

*notka o autorze, inne jego wiersze i linki w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 15.10.09 o godzinie 18:56
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Elegia

Seamus Heaney*

Elegia


To, jak żyjemy, jękliwie czy zuchwale,
będzie już naszym życiem.
Robercie Lowellu**,

geranium na parapecie płonie
od lampy, przy której piszę,
wiatr z Morza Irlandzkiego
potrząsa nim -

tutaj, gdzieśmy siedzieli wszyscy
dziesięć dni temu, z tobą,
mistrzem elegii
i spawaczem angielszczyzny.

Kiedy chwiałeś rozmową
i płynąłeś na chwiejnym sterze
samego siebie, kpiąc
z mego strachu przed wodą,

czegóż nie było w twoim imperium?
Piłeś Amerykę
jak żelazną
wódkę serca,

głosząc rozważną,
zdecydowaną miłość
i arogancję sztuki.
Twoje oko wiedziało, co robi twoja ręka

gdy angielszczyłeś rosyjski,
gdy wyrzucałeś z siebie
rozrywające serce, białe sonety
miłości dla Harriet

i Lizzie, i prującego
słoną toń delfina -
pióro twojego grzbietu
posiadło w końcu ten dar

że zwabiony i ochlapany
był sternik, rybak z siecią, retiarius.
Tamta ręka. Obronna i troskliwa.
I ziemnowodna.

Druga rano, żeglarska pogoda.
Nie będzie dumnego żagla twoich wielkich wierszy...
Nie. Byłeś naszym nocnym promem
dudniącym na ogromnym morzu,

całym statkiem podzwaniającym
muzyką płatnerza
po kursie wyznaczonym z własnej woli przez
nieujarzmione i groźne.

A teraz ulewny deszcz
i to geranium tremens.
Ojciec nie jest tarczą
dla dziecka -


znalazłeś we mnie dziecko
kiedy żegnałeś się
pod rozłożystym drzewem wawrzynu
przy bramie w Glanmore,

szczodry i krzepiący
jak tamto niespieszne lato,
z rybim błyskiem w oku
ryzykując "Będę się za ciebie modlił".

przeł. Piotr Sommer

wiersz jest także w temacie Poeci poetom

*notka o autorze, oraz inne jego wiersze i linki
w temacie Poezja anglojęzyczna, s.5


**Robert Lowell (1917 – 1977) – amerykański poeta
notka o Robercie Lowellu, jego wiersze i linki -
w temacie Poezja anglojęzyczna, s.2
Michał M. edytował(a) ten post dnia 02.09.10 o godzinie 23:49
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Rainer Maria Rilke

Elegie duinejskie – I


Któż, gdybym krzyknął, usłyszałby mnie z zastępów
anielskich? A gdybym nawet któryś z aniołów
przycisnął mnie nagle do serca : musiałbym umrzeć
od jego silniejszej istoty. Albowiem piękno jest tylko
przerażenia początkiem, który jeszcze znosimy
z takim podziwem, gdyż beznamiętnie pogardza
naszym unicestwieniem. Straszliwy jest każdy anioł.
Więc się powściągam i dławię zaklinając wołanie
ciemnego łkania. Ach, któż mógłby nam być
użyteczny? Nie aniołowie, nie ludzie,
a przemyślane zwierzęta już są na tropie,
że nie jesteśmy bezpiecznie zadomowieni w świecie,
który chcemy zrozumieć. Zostanie nam może
jakieś drzewo na stoku, byśmy je co dzień
oglądali na nowo; zostanie wczorajsza droga
i krnąbrna wierność przyzwyczajenia, któremu
spodobało się u nas, i tak zostało, i nie odeszło.
O, i noc, noc, gdy wicher pełen przestworów
niszczy nam twarz - dla kogo by nie pozostała
utęskniona, rozczarowująca błogo, kiedy samotnie czeka
na nią serce strudzone. Czy lżejsza jest dla kochających?
Ach, tylko ukryli wzajemnie przed sobą swój los.
Czy tego jeszcze nie wiesz? Dorzuć z ramion twych próżni
do oddychalnych przestrzeni; a może ptaki
poczują lotem wnikliwym rozszerzone powietrze.

/.../

Głosy, głosy. Nasłuchuj, moje serce, jak jeszcze
tylko świeci słuchali: aż potężne wezwanie
unosiło ich ponad ziemię, lecz oni klęczeli dalej,
Nieprawdopodobni, i nie zważali na to:
tak byli zasłuchani. Nie, żebyś mógł i zdołał
przetrzymać głos Boga. Lecz słuchaj wielkiego powiewu,
tej nieprzerwanej wieści, która kształtuje się z ciszy.
Od owych młodych umarłych biegnie ku tobie jej szept.
Gdzieśkolwiek wchodził, w kościołach Rzymu i Neapolu
czy nie zagadał do ciebie spokojnie ich los?
Lub jakiś napis narzucał ci się z powagą,
tak jak niedawno płyta w Santa Maria Formosa.
Czego ode mnie żądają? Muszę cicho zdjąć pozór
krzywdy, która ruch czysty ich duchów
od czasu do czasu nieznacznie obciąża.

Zaprawdę, to osobliwe,
nie przebywać już odtąd na ziemi,
wyuczone zaledwie porzucić zwyczaje,
różom i innym odrębnie obiecującym rzeczom
nie dawać znaczeń ludzkiej przyszłości, już nigdy.
Tym, czym się było w dłoniach
tak nieskończenie trwożnych,
nie być już więcej i nawet własne swe imię
porzuć, jak się porzuca połamaną zabawkę.
To osobliwe, już nie mieć życzeń. To osobliwe,
wszystko, co było związane, ujrzeć w przestrzeni
rozpierzchłe. A być umarłym to trud
i doganianie straty, aby odczuć powoli
cząstkę wieczności. - Lecz żyjący wciąż popełniają
wszyscy ten błąd, że odróżniają zbyt mocno.
Anioły - jak niesie wieść - często nie wiedzą, czy idą
między żywymi, czy umarłymi. Prąd wieczny
przez oba okręgi porywa pokolenia ludzkie,
unosząc wiecznie ze sobą, i zagłusza je w obu.

W końcu nie dbają o nas ci, który wcześnie odeszli,
od bytu ziemskiego odwyka się lekko, jak się od piersi
matki odłącza łagodnie. Ale my, którym trzeba
tak wielkich tajemnic, którym z żałoby tak często
wynika rozkwit błogi: czyżbyśmy mogli żyć bez nich?
Czyż jest na darmo legenda, że w trenach po Linosie
pierwsza nieśmiała muzyka przemogła drętwą martwotę,
że wpierw w zatrwożonej przestrzeni,
z której półboski młodzieniec
nagle na zawsze wyszedł, rozkołysała się próżnia,
ta, która dziś nas porywa, pociesza, wspomaga.

tłum. Stefan Napierski

wersja oryginalna pt. "Duineser Elegien – I"
w temacie A może w języku Goethego?
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 28.11.10 o godzinie 11:56
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Emmanuel Hocquard*

Elegia piąta
(fragment)

I

Za oknem ani deszcz, ani wiatr. Jest noc,
i jeszcze ciągle daleko do świtu.
Martwy czas na początku zimy: czas robienia zapasów
dla ludzi i dla szczurów,
także dla słów,
czas bez miłości, kiedy rozbudzony umysł
nie ma co wziąć na ząb,
chyba że mu wystarczą
odległe już, ale swojskie szelesty
liści, szarpanych przez wiatr zeszłej zimy.
Grudzień, schodząc ostrożnie bardzo stromą dróżką
wśród murów, wyślizganą przez wczorajsze deszcze
i drobne gałązki, wciąż na próżno
oczyma świdruje półmrok,
wypatrując rozmaitych drobiazgów,
na tyle znaczących, aby sytuacja
ukazała się pod nowym kątem.

Cokolwiek napotkaliśmy, było nam znajome,
weźmy tego jeża,
który zaryzykował przejście przez ulicę,
lub choćby fakt, że furtka w ogrodzie nie skrzypi, kiedy pada deszcz,
co zresztą o niczym nie świadczy

a dzisiaj skłania do konkluzji, że sprawa
jest zamknięta: szelest liści
to szelest liści, a cisza
to szczęśliwa nieuchronność.

tłum. Krystyna Rodowska

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie W języku Baudelaire’a

wiersz jest też w temacie Kalendarz poetycki na cały rok
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.12.10 o godzinie 11:25
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Dylan Thomas*

Elegia


Zbyt hardy, aby umrzeć, w ślepej klęsce umarł
Najmroczniejszym konaniem, lecz się nie uchylił,
Chłodny i dobry człowiek; jego szczelna duma

Poiła go odwagą w najmroczniejszej chwili.
Oby na zawsze leżał z lekkim wreszcie sercem,
W miłości, z krzyżem w głowach, na trawiastym zboczu,

Oby przez wszystkie dni swej nieskończonej śmierci
Młodniał wśród stad rozległych i zguby nie poczuł,
Choćby najbardziej tęsknił za piersią swej matki,

Za wytchnieniem i prochem i podatną ziemią,
Gdzie sprawiedliwość śmierci w śnie ślepym i martwym.
O, niechaj narodziny ma zamiast wytchnienia,

Modliłem się przy ślepym łóżku pod powieką
Stulonej izby, w domu nagle oniemiałym
Na chwilę przed południem, nocą, światłem. Rzeki

Zmarłych mknęły żyłami w dłoń, która trzymałem,
I w jego pustych oczach ujrzałem dno morza.
[Stary, strapiony człowiek, oślepły w trzech czwartych,

Nie jestem jak on hardy i wiem, że nie można
Wyrwać Jego i jego z mej myśli. Odarty
Ze wszystkiego prócz bólu, w krzyku wszystkich kości,

Chociaż bezgrzeszny, bał się, że umrzeć nie umie
Nie nienawidząc Boga, ale był czymś prostszym:
Starym, dobrym człowiekiem, dzielnym w ogniu dumy.

Wiedział, że ma na własność każdy w domu mebel
I książkę. Nawet dzieckiem nie płakał; nie płakał
I teraz, chyba tylko w swą ranę, w głąb siebie.

Widziałem lot ostatni świetlistego ptaka
Z jego oczu. Pod niebem, co władczy blask zsyła,
Stary i ślepy człowiek jest ze mną, gdy biegnę

Poprzez przestronne łąki oczu jego syna,
Którego świat nieszczęściem zasypał jak śniegiem.
On płakał umierając, z lękiem oczekiwał

Ostatniego oddechu świata i sfer dźwięku:
Zbyt hardy,a by płakać, zbyt słaby, by skrywać
Łzy, przez dwie noce, śmierć i ślepotę, ujęty.

O ty, najgłębsza rano: że umierał w takiej
Najmroczniejszej dnia chwili. Och, przecież był w stanie
Wstrzymać łzy pod powieką, zbyt hardy, by płakać.

Póki ja sam nie umrę, on przy mnie zostanie.]**

z tomu „In Country Sleep”, 1952

tłum. Stanisław Barańczak

*notka o autorze, inne jego wiersze w wersji oryginalnej i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna

**"Elegia" jest ostatnim, nie dokończonym utworem Thomasa. Część wiersza zawartą
w nawiasach kwadratowych zrekonstruował po śmierci poety jego przyjaciel, Vernan Watkins,
na podstawie 60 stron notatek i szkiców pozostałych w brulionach Thomasa – przypis tłumacza.
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.07.11 o godzinie 07:51
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Armin Senser

Elegia: Stambuł-Konstantynopol


Kurz cementuje nozdrza. Kurz pokrywa
wszystko, co z braku ruchu zyskuje
sobie przestrzeń: ulice, place,
śmiałe dekolty, policzki, książki.

Kurz otula cedry, posągi, minarety,
pałace. Wypełnia dłoń żebraka,
zapycha przewody kanalizacji miejskiej,
kurz wyprowadza w pole ludzkie oko.

Wszędzie kurz. Kurz na jedwabnych pończochach
i w kawie, na rzęsach i na języku,
domieszka kurzu trafia wszędzie:
do barw, deszczu, świadomości.

Kurz dławi kominy, dławią się płuca
sędziwych chevroletów, dzwony
się dławią, kurz dławi też czas.
W kurzu zamierają rzeki oraz morza,

głosy, zamiera miasto. Kurz się panoszy
także w butach, w słowach,
w myślach. Kurz się przeciska
przez ucho igielne i ciągnie aż po śmierć.

z tomu „Grosses Erwachen. Gedichte”, 1999

tłum. Ryszard Wojnakowski

wersja oryginalna pt. „Elegie: Istanbul Konstantinopel”
w temacie A może w języku Goethego?

Wiersz jest też w temacie Dla nas śpiewa pustynia...
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.06.11 o godzinie 21:50
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Elegia

Werner Aspenström*

Elegia


Ponieważ dzień przemija.
Słońce zdechnie o siódmej godzinie.
Powiedz, ekspercie od ciemności,
który z nas nie przeminie?
Kto zapali zapali światło o zachodzie,
kto wyśni blask ze wschodu?

Przyjdź, ktokolwiek z latarnią!
Najlepiej ty.

tłum. ze szwedzkiego Roman Kaźmierski

Wiersz jest też w temacie Ciemność


Elegia

Góry miele na żwir w swoim młynie
a żwir na piasek w moździerzu,
ta, która wszystko przemienia.

Dla ludzi splątanego czasu
najmiększe posłanie
między sosnami a morzem.
Jaszczurki, szykonie, sieweczki
powiadały, że są,
że kiedyś byli.

Bowiem ta, która wszystko przemienia, nie chce,
by powstało królestwo z piasku.
Rozciera je w palcach na proch,
żeby się rozwiał na wietrze.

Bezcieleśni niemal, o duszach płochych,
siedząc na dwóch ze świata zmysłów przyniesionych krzesłach
chcemy przywołać w pamięci barwy.
Ile ich było, poza piaskowożółtą?
Trzy.
Niebieska jak niebo. Zielona jak trawa.
I ta, co broczy krwią.

z tomu „Ty. Elegier och andra dikter”, 1993

tłum. ze szwedzkiego Anna Topczewska

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja skandynawska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.07.11 o godzinie 18:06

Następna dyskusja:

Elegy (Elegia)




Wyślij zaproszenie do