Karolina S.

Karolina S. doktorant, UMK

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie

Miło widzieć siebie tu... :)
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie

Karolina Sałdecka:
Miło widzieć siebie tu... :)

A nam, Karolino, jeszcze milej Ciebie. Zapraszamy do naszego grona. Myślę, że będziesz się tu dobrze czuć. A grupa nasza zyska jeszcze jedną świetną poetkę. Pozdrawiam - Ryszard

konto usunięte

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie


Obrazek
Ela Galoch – ukończyła studia teologiczne na Uniwersytecie Karola Wyszyńskiego
w Warszawie i podyplomowe w zakresie historii na Uniwersytecie Wrocławskim.
Mieszka i pracuje (jako nauczycielka liceum ogólnokształcącego) w Turku. Jej wiersze ukazały się w kilkudziesięciu antologiach i almanachach, m. in. w: „Bliżej ziemi bliżej nieba” (2005), „Contemporary Writers of Poland, Dreamme Little City, US (2005), „Człowiek i Czas” (2005) oraz czasopismach: "Czas kultury", "Okolica Poetów", "Topos", „Poezja Dzisiaj”, „Ślad”, „Tytuł”, „Autograf”, „Rita Baum”, "Per-jodyk", "Poezja dzisiaj", „Karton”. Wydała tomiki: „Włamanie do...” (2002) i „Miasteczka” (2004). Jest laureatką wielu ogólnopolskich
i międzynarodowych konkursów literackich.

Słodki smak życia

I tak nie ukryję się przed ludźmi
Wywęszą mnie choćbym nic nie uczyniła
przez rok nieruchomo przesiedziała z książką w ręku
pochwalą się że przyłapali mnie na gorącym uczynku
bezwstydnie wtuloną w brzuchy żonatych mężczyzn
potem po znajomych rozniosą
moje dobre imię i prywatność
jak wampirce wystrugają osikowy kołek

Nie chciałam takiej rzeczywistości
miasteczka co przedwcześnie pożera zabawki
Za opuszczonymi żaluzjami
robię sobie jaskrawszy makijaż
- nawet już nie chce mi się
wychodzić nocą
po kryjomu kontrolować
każdą swoją łzę

Zauroczenie

Widziałam wielu mężczyzn w robotniczych autobusach
i z polityką na ustach
lecz Ty wydałeś mi się najmniej zrozumiały
jakbym już Ciebie znała
i tylko szukała Twojej twarzy pod obecną
aby upewnić się że jesteś

Moje oczy niespodzianie rozpaliły się
gdy stanąłeś obok mnie oddech zatrzymał się
słońce przestało wędrować
i nie było już nic więcej prócz tej jednej żywej chwili
Nie rozpoznałam już swojego imienia
stałam się prawdziwie kobieca -
pożądana

Widziałam wielu mężczyzn w szpitalach
i przy kioskach z piwem
Nie kochałam ich
nie przeżywałam w wyobraźni ich dotyku
Żałowałam ich czasem

Widziałam wielu mężczyzn nieogolonych
cuchnących rosyjskim spirytusem
aż wreszcie chciałam się ich wyrzec -
byli dla mnie zbyt pospolici

Z tobą jest inaczej
że muszę słowa pożyczać od innych
jakbym jeszcze nigdy niczego nie przeżywała
jakbym nigdy nie dotknęła żadnego mężczyzny
i rozumiem cię
jakbym rozumiała całe swoje życie

Przy kawie

Co w tobie takiego
że twoje dawne kochanki
jak pijawki wbijają się w moje sny

Kiedy tulisz mnie
dla tych kobiet jestem jak śmierć
Nienawidzą mnie przy straganie z warzywami
choć nigdy żadnym gestem nie wyraziłam
że mogę być lepsza od nich
a to nie moje uda przedwcześnie pęcznieją
domysłami i starością
W ich domach wciąż brakuje zapałek i soli
wszechobecne są za to zatęchłe wspomnienia
i twój cierń w sypialniach

Zapomniały oddzielić dni od nocy
rozkwitają w niszczeniu innych
w krzywoprzysięstwie
na wyszukiwaniu we mnie
coraz straszniejszych grzechów

Co w tobie jest takiego
że wtargnęłam w obcą ulicę
Bo dotykasz mnie czasem tak
jakby mi trzeba było zbyt wiele
jakby moją zbrodnią było
że te kobiety muszą coś ze sobą zrobić -
przynajmniej pomyśleć o jutrze

wiersze z tomiku „Włamanie do...”, 2002

Dwie odsłony o kobietach

Nie potrafię zbyt wiele napisać o kobietach z wielkich miast
nie pozwoliły mi abym poznała je głębiej
z okien autobusu zazwyczaj widzę
milczące wieżowce z białymi plamami prania
z balkonów mruga na tramwaje i spóźnionych przechodniów
Jednak czasopisma z modą często podkreślają
że one mają lepszy start od tych z prowincji
możliwość wyboru kina czy operetki
mają też więcej sklepów z niepotrzebnymi rzeczami
choć rzadko korzystają z dóbr kultury
za blisko i nie chce im się
wygodniej jest przed telewizorami
- są zbyt anonimowe nawet w windzie -
nikt nie śledzi ich sukcesów ani nowych garsonek
porażki nie rozpalają wyobraźni innych
Za to całymi chmarami napotykam je w hipermarketach
gdy między szkołą dzieci a biurem
kupują coś z wyprzedaży spiesząc się
- milczące - zostawiając po sobie
smugę lakieru do włosów lub podróbkę francuskich perfum

Te z małych miasteczek mają więcej czasu
chętnie rozmawiają o koszuli męża i szarlotce
nie chodzą do teatrów – nawet te wykształcone -
ich scena to podwórko lub korytarz
tam zawsze coś dzieje się - kłótnia albo impreza pod siódemką -
sąsiadce streszczą ostatni odcinek „Klanu”
- kto co i z kim - na posiedzeniu rady gminy lub w warzywniaku
że chłopak Moniki nie wrócił na noc
Chodzą do biblioteki po klasykę i harlequiny
uprawiają ogródki - koper i pelargonie -
gdy zbyt dorodnie kwitną
wiążą czerwone wstążki aby nie zauroczyć
choć i tak wzajemnie oskarżają się o złe oczy
bo mężowie już nie kochają je tak gorąco jak kiedyś
potem rywalizują o ławki w kościele
i przychylność proboszcza
Mało co umknie ich ciekawości
– oczko w rajstopach lub siniec pod makijażem -
prawdziwe życie musi toczyć się w ukryciu

Doświadczać siebie w mężczyźnie

To właśnie małe miasteczko zaskoczyło mnie fascynacją
która spadła na mnie jak jastrząb podczas spaceru między olszynami
z minuty na minutę
przestałam kontrolować swoje życie
bo właśnie tu - przy tobie - burzy się we mnie powierzchnia stawu
każdy twój ruch
przesunięcie stopy wabi ważki do moich myśli
krążą po mojej skórze jak dreszcze
zmysły stają się niespokojne

Szepcząc że jestem piękna - rozkładasz mnie na atomy -
zatarte drogowskazy z przedmieścia promieniują
niosąc mnie do mało poznanych łęgów za rozstajem ścieżek
strome brzegi rzeki zmieniają kolor
jasnymi pastelami maluję na powiekach łachy piasku
z koszykiem i plażową piłką
Twoja męskość niczym fala – z każdym głębszym oddechem - przybliża się
słowami podpływasz pod brzegi mojej bluzki jak ławica płoci
nawet nie wiem kiedy odnajduję siebie po kostki w mulistym nurcie
zaciskając i rozwierając się
nieświadomie rozrzucam dla ciebie małże
chwytasz je mocno w swoje pragnienia – chcesz mnie -
Kręci mi się w głowie
mocnego piwa napiłam się z twoich brązowych oczu
już tylko centymetry brakują do fizycznej bliskości
jednak właśnie teraz odczuwamy siebie najsilniej
- dotykają się nasze dusze – aż brakuje powietrza
tak jak pod taflą wody

I to jest ta chwila – gdy cała bez wyjątku – chcę doświadczać siebie w mężczyźnie
być jego własnością jak kubełek na węgorze czy żyłka przy wędce

wiersze z tomiku „Miasteczka”, 2004

Podobno warto czekać

chociaż wygłodniała - mężczyzny - kobieta czuje silniej ból,
jakby trzeba było powiedzieć: koniec, kontrabas nie chce grać,
mimo że z średniowiecznych ścian nie odeszli rycerze i ich damy,
a na dziedzińcu kołatają trampki ministrantów.
Więc mieszkam tam, gdzie chwila może być połoniną,
jakbym chciała wrócić do tej biegłości fantazjowania, burego kota,
wygrzewającego się w sadzie i ojca ostrzącego kosę. Jednak wieczór
napełnia się wszystkimi strachami, bo nie wiem za co cię skazano

na obcą wieś, gdzie stary kanonik dogorywa na raka.
Jego konkubina, którą przy wszystkich nazywa siostrą, ma złe oczy
i zgaduje, że i ty mogłeś mieć zmysłowe spojrzenie.
Po czymś takim, powoli zaczyna się rozumieć świat,
mimo że nęci jednogłosowy śpiew benedyktynów,
a trydencki ryt na wszelki wypadek zmusza do pokuty
za bezimienne odszczepienie.
- Ułaskawienia są cnotami dziewcząt, jutro do ciebie zadzwonię.
Zatargi filozofów nigdy nie są wygrane, zostawiają pręgi,
więc nie chodzę w miejsca, w których ludzie tylko patrzą
i trącają się ramionami. Każdy ma coś do sprzedania,
w snach wciąż owijałam się wokół drzew niczym spocona klacz.
Gdybym tylko wiedziała, czym są teraz twoje myśli,

zapadłabym się w nie jak natrętna piosenka o powstaniu z popiołów.
Choć tobie – spoza granic - wydawałyby się kiczem
wielkie plamy dziewann i fioletowa rahula,
pomieszane ze sobą jak narody. Zobacz: w rosie przy kanale,
kosmate kwiatostany babki czepiają się spodni niczym wierne psy.
Park złagodniał od ciemnych zieleni aż po parujące odcienie brązu:
syty po angielsku, z moją twarzą prześwietloną jak u Niobe.
Fajansowymi płytkami z oranżerii chłodzę stopy.
Czyżby nasz taniec trwał tyle co romans?
Chociaż zawsze - to zbyt krótko.

z portalu „Parnas” 17. 02. 2009

Inne wiersze Eli Galoch w tematach: Mój świat, Nierząd i prostytucja, Fontanna..., Człowiek i jego charakter, Oczekiwanie, Kobiecy portret, Na miejskich ulicach, Spotkania, Dotknij mnie..., Schyłek miłości, Rozstania, Wędrówką życie jest człowieka, Metamorfozy, Blaski i cienie małżeństwa, Dzieciństwo.Anna B. edytował(a) ten post dnia 13.04.11 o godzinie 19:33

konto usunięte

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie


Obrazek
Jacek Podsiadło (ur. 1964) – poeta, prozaik, tłumacz i krytyk literacki. Autor tomów poezji: „Nieszczęście doskonałe” (1987), „Hej” (1987), „Wah-Wah” (1988), „Odmowa współudziału” (1989), „Tak” (1989), „Kompot z orangutana” (1989), „Sobą po mapie” (1989), „Można jeszcze na mnie polować” (1989), „Nie wiem” (1989), „W lunaparkach smutny, w lupanarach śmieszny” (1990), „Wiersze wybrane 1985-1990” (1992), „Arytmia” (1993), „Dobra ziemia dla murarzy” (1994), „Języki ognia” (1994), „Królowo kolorów” (1995), „Duma maszynisty: dziesiątki zielonych rąk” (1995), „To all the whales I'd love before” (1996), „Zielone oczy zmróżyć czas” (1998), „Niczyje, boskie” (1998), „Wiersze wybrane 1990-1995” (1998), „Wyhwyt Grahama” (1999), „Cisówka. Wiersze” (1999), „Wiersze zebrane” (2003). Jest laureatem licznych nagród literackich, m.in.: nagrody im. Georga Trakla (1994), Nagrody Kościelskich (1998), nagrody Czesława Miłosza (2000), trzykrotnie nominowany do nagrody Nike. W latach 2000-2007 był stałym felietonistą „Tygodnika Powszechnego”. Od 2009 roku prowadzi w internecie własne Domowe Radio „Studnia”. Jego wiersze tłumaczone były na wiele języków europejskich.

Jakby ja

zagubiona łupina
nie tańczy wśród rozhukanych fal
nieruchoma i bezwolna
trwa

czasem
pod namową fal
obróci się dokoła
by nie sprzeciwiać się prądowi
a może by się rozejrzeć

82. 12. 15

„Na Przełaj” nr 39/1984


* * *

Z wiszącymi u nóg drabinami
goliliśmy pracowicie ściany domu
z bokobrodów winogron

była wieśniaczką
szarą jak jeszcze jeden pająk w zielonym gąszczu
ciężką jak wiadro pełne kiści
z włosami upiętymi szczelnie
że nie wcisnęła się w nie
żadna nitka słońca

marzyły mi się na drabinach
opalone studentki w bikini
z włosami z pajęczyn
lekkie w podmuchach
jak puste wiadra

ujrzałem ją raz jeszcze
w środku zimy
rozpuszczającą włosy
w szklance wina

84. 04. 02

„Na Przełaj” nr 43/1984


* * *

był maj
i była łąka

nie było bociana
ani żadnego innego pana nad nadętą orkiestrą milczących żab

było zdziwienie ślimaka
w opuchłej od ciszy muszli koncertowej

był liść łopianu
i jego druga strona

była mrówka której przyszło żyć
i było źdźbło wleczone na golgotę kretowiska

była wyższa od trawy samotność kochanków
omijanych wśród mnogości wniebowzięć

86. 07. 08

z tomu „Nieszczęście doskonałe”, 1987


I kobieta

Toruń. Dworcowy bar i kobieta
sprzątająca ze stołów brudne talerze.
Wysoka, zgrabna – i byłaby ładna, gdyby nie
ciągle skrzywione usta zniekształcające twarz.
Kącik warg uniesiony o pół centymetra. O włos,
a byłaby gwiazdą Hollywood albo ZPR-ów.
Nauczyliby ją tańczyć, spółkować na oczach milionów,
może miałaby flirt z Newmanem, Polańskim
albo chociaż Lindą. I miałaby dużo pieniędzy.
Sprząta naczynia. Uśmiecha się krzywo. Nad ranem,
na wysokich stołkach baru jak na szczytach Himalajów
zimno, samotnie i nędznie. Współczuję jej,
a ona mnie. . Kiedy prosi, bym uniósł talerz,
jest nam prawie dobrze ze sobą.

88. 02. 22

z tomu „W lunaparkach smutny, w lupanarach śmieszny”, 1990


Mieszkanie w ogniu

Wiatr porusza mimochodem falbanami sukien jodeł.
Rondel stoi na kamieniu, skaczą wokół ognia błazny:
„Króluj, królu herbaciany!” Nocą świat płynący z nami,
mały namiot, kij u wejścia (człowiek bywa nieprzyjazny),
seks, sen, czasem błysk latarki, kiedy nam zdrętwieją karki,
poruszenia ciał, szukanie miejsc przytulnych, ciepłych, znanych.
Rano rondel, woda, kamień, rytm wpisany mocno w pamięć,
patrzę w ogień, słucham ognia: w ogniu – tylko tam mieszkamy.
Brzoza ostrzy zimny sztylet kropli, którą już za chwilę
dźgnie mnie w odsłonięte plecy: pora zrobić parę kroków.
Mgła opada jak zasłona, gdy odejdzie, będzie po nas:
wygnieciony placek trawy, obrus piasku, góry wokół.

91. 08. 21

z tomu "Języki ognia", 1994


Jeszcze nie zapiał kogut

Trzecia nad ranem.
Dzwonienie w uszach.
Kiść kuchennych ścierek na sterczącym poziomo ze ściany wieszaku.
Długopis zostawia zielony ślad.
Robaczki liter pracowicie przenoszą sens.
Lecz świat należy już do szaleńców.

95. 03. 29

"Pracownia" nr 16/96


Dyskoteka Pana Boga

W nieskalanej ciszy śpiewa drozd. Daleko w dole
pokręcona odnoga ogromnego jeziora oddaje niebu jego kolor
z odsetkiem zieleni. Wokół przetrzebiony, lecz wciąż mroczny
las i nieliczne klocki namiotów na dziczejących cyplach. Czasem wiosłowa łódź
rysuje jedną ze średnic. Wijącą się szosą mknie w dół
autobus ze szklanymi pół-trupami na siedzeniach, nieustanna dostawa
turystów. W domu bez kół zawieszonym w połowie zbocza
Magda popiskuje ochlapując piersi zimną wodą z miednicy. Upał
tężeje, schnie glina. Znów absolutna cisza. Gdyby ją i zapisać
w rowkach z płyty z winylu, nie wiedziałby, co z nią zrobić
ten czy inny MC, spec od plate masteringu. Jednak i znim mnie sprzymierza
pierwszy i pojedynczy, rozlegający się w powietrzu

dźwięk.

z tomu „Wiersze zebrane” 2003

Inne wiersze Jacka Podsiadły w tematach:
Nihilizm (papierosy i wódka, zło i brzydota), Szczęście, Tęsknota, Poezja kolei żelaznych, W wynajętych pokojach, Hej kolęda! Kolęda!, Imiona w poezji, Turpizm,
Ta nasza młodość, Motyw kamienia, Najpiękniejsze łąki
Krzysztof Adamczyk edytował(a) ten post dnia 10.06.11 o godzinie 14:09
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie

Aniu,
dziękuję za przypomnienie Eli Galoch, bardzo ciekawej i wysoko przeze mnie cenionej poetki. Tu i w innych wątkach.

Pozdrawiam z białej Północy
ZosiaZofia H. edytował(a) ten post dnia 03.01.11 o godzinie 21:12
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie

Andrzej Piotr Nowik (ur.1977r.)- studiował na Wydziale Pedagogiki Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku;laurat wielu konkursów literackich (poetyckich,prozatorskich i eseistycznych) debiutował tomikiem "Słowa rozstajne" w 1999r.Obecnie prawdopodobnie(przypuszcz.moje)mieszka w Nowym Jorku.

Z cyklu:EPIZODY

Piątek

powiedział mi mistrzu daj złotówkę dla bezdomnego od trzech dni
nic nie jadłem spojrzałem mu
w podbite oko dałem dwa złote i powiedziałem
ale piłeś pan czuje ten fresz wozduch
powiedział mi mistrzu ze szpitala wyszedłem u brata byłem
trzeba z rodziną wiesz nie
podałem mu rękę klejący był uścisk ciepły krew
nie zakrzepła i powiedziałem wiem z rodziną do grobowej deski
trzeba


Niedziela

zapatrzyłem się w oko którego nie było
jama tunel normalne na dworcu wschodnim
ale tu białystok więc zapatrzyłem się w wydłubane oko
wykorzystał moment słabość słuchaj daj na wino
nie na chleb bym dał, ale nie na wino to daj na chleb
nie bo kupisz pan wino nie kupię chleb
ale powiedz pan prawdę bo kłamiesz kłamię kupię wino
ale daj na chleb

przyczepił się

co miałem zrobić dałem na chleb
który w jego dłoniach przemieniał się w wino

Poniedziałek

widzisz w ciąży jestem no
daj na bułkę na wino albo choć zapalić
poklepałem kieszenie nie mam powiedziałem
no co ty w ciąży jestem no muszę coś zjeść wypić
albo choć zapalić no nie mam powiedziałem naprawdę nie mam patrz
tam facet mój mężczyzna na mnie czeka musisz coś dać
bo dziecko płacze we mnie
ze mną chce zjeść wypić choć zapalić
nie wierzę powiedziałem nie wierzę że dziecko też
no co ty matką jestem nie
czuję jak kopie jak chce tam w środku
chce dotknij chcesz
no
nie dziękuję nie chcę po co
powiedziałem nie dotknąłem a ona poczuła się dotknięta

EPIZOD 02
(Nowik udaje gramofon)


kolejny wieczór autorski
kolejny
siódmy
wspaniały

przyszły starsze panie
i dzieci z tornistrami
z tyłu
odrabiają lekcje

starsze panie z przodu
usiadły
przed początkiem wieczoru
szepcząc o bezpłatnych lekach

potem cisza
szelest kartek
tych z tyłu
marginesy skrzypią w zeszytach
albo tylko krzesła

ja jak gdyby nic czytam stare wiersze
strzelam dźwiękiem płynę
pluję i wytrzeszczam oczy

gdyby nie ten tomik
jeden
który mam nadzieję się sprzeda
i będzie w sam raz
na jutro
na papierosy
poszedłbym stąd
nie przyszedłbym wcale

bo kto by pomyślał

że uprawiam ziemię
to normalne
po ojcu

ale do tego jeszcze
_____________

teraz mam za swoje
swoje wiersze

EPIZOD 01
(Nowik udaje że się nie garbi)


wygrałem kilka konkursów dla garbatych poetów
choć jest wiele metod
głosowania
i tyle

co do pisania wierszy

być może powinno się pisać
wiersz king size
jak przed barem dla krasnoludków w szuflandii
elegancko
pod muszką

byćmoże wiersz powinien poprostu wyglądać
jak garbus z opowiadania bunina
w odświętnym ubraniu ukryć swój garb
i śpieszyć się na spotkanie z garbusią

być może ale
już za późno na takie dywagacje
po rozstrzygnięciu konkursu dla garbatych poetów kaktus mi wyrósł
choć z rana okazało się że to też poeta
tyle że nie ogolony po nocnej libacji
władował mi się do łóżka

a w zimowy wieczór inny garbus w innym mieście
przewodniczył związkom twórczym jak wałęsa
w garb mnie klepnął per kolego mówi do mnie postaw wódkę

klapa
całkiem klapa
chociaż w klapie matka boska
chociaż z brodą
kochanowski w klapie bardziej
boski

ale cicho nic nie mówię
wygłaszają referaty pogadanki feleietony
z przypisami chwalą płockie naleśniczki
tej poetki której żadne wiersze ale właśnie naleśniczki
aż wspomniano w magazynie literackim

wreszcie
mówię ja mam dosyć a do tego osobowy do warszawy
ja wychodzę
w końcu
myślę dość obłudy trzeba przestać chwalić własne garby
wyjść ze światła jak różewicz

ja wychodzę
wciąż powtarzam

no bo jak stąd wyjść
kiedy nie ma drzwi

Z cyklu:Kropka

Dziedzictwo

Usychanie. Wieś. Rzeka.
Głęboko z piasku wyrwać korzenie spakować
walizki garść ziemi. To wszystko.
Wierzby głupieją znowu wypuszczając pąki.
Drzwi do krainy dzieciństwa wchodzą w piach. Z drugiej strony
ojciec.
Na środku
strach na wróble.
W ojca ubraniu. W samym sercu ogrodu.

Wiersze pochodzą z tomiku"Ścierniska" 2001r.

Inne wiersze tego autora znajdują się w:"Żydzi,judaizm i kultura żydowska w poezji";"Treny,epitafia i inne wiersze o tematyce żałobnej";"Rzeki,strumienie,potoki..."Zofia H. edytował(a) ten post dnia 04.01.11 o godzinie 22:14

konto usunięte

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie


Obrazek
Anna Janko (ur. 1957) – absolwentka polonistyki na Uniwersytecie Gdańskim.
Debiutowała w prasie literackiej w 1975 roku, dwa lata później wydała pierwszy tomik
„List otwarty do królika doświadczalnego”. Inne tomy poezji: „Wykluwa się staruszka” (1979), „Diabłu świeca” (1980), „Koronki na rany” (1989), „Zabici czasem długo stoją” (1995), „Świetlisty cudzoziemiec” (2000), „Du bist Der” (2000 – niemieckojęzyczny wybór wierszy), „Wiersze z cieniem” (2010). Jest też autorką sztuki scenicznej „Rzeź lalek” (1980)
i powieści „Dziewczyna z zapałkami” (2007). Laureatka wielu nagród literackich: Nagrody Młodych im. Włodzimierza Pietrzaka za twórczość poetycką (1980), Nagrody Gdańskiej Książki Roku za tom "Diabłu świeca" (1981), Nagrody Związku Pisarzy Niezależnych
w Dreźnie za twórczość poetycką (1993), Nagrody Książki Wiosny 2007 Poznańskiego Przeglądu Nowości Wydawniczych, Nagrody Warszawskiej Premiery Literackiej za powieść "Dziewczyna z zapałkami" (2007), Nagrody Literackiej im. Władysława Reymonta za powieść "Dziewczyna z zapałkami" (2008). Jest członkiem PEN-clubu i Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

List otwarty do królika doświadczalnego

Bardzo tęsknię za twoją jasną główką
za twoją wrodzoną dezorientacją
Przyjedź do mnie
jestem w stanie nakarmić cię światem
wyuczyć relacji jakie zachodzą między ludźmi

W zamian wezmę błahostkę
szczerość
która spali za sobą wszystkie skóry
Odrzucisz odpustowe tęczówki
i będziesz dla mnie pracował
żółtymi plamkami
Oduczę cię gestów obrony
i będziesz ręce układał wyłącznie w oddanie

Aż staniesz się notorycznym szczerościomanem
i buchnie fetor od rozkładającej się tajemnicy

Wtedy zakończę badania
nad układem szczerości człowieka
a ciebie zamknę w białym pokoju
żebyś się wreszcie domyślił
do czego ludziom służą klamki

* * *

Nie dotykaj mnie tak delikatnie
bo erotyk będzie banalny

Uderz
spluń na podłogę
spij się
bo przecież nie ma sensu
biografia bez wojny

Ma być nam
mdło
brudno
charcząco
i egzystencjalnie

Masz być współczesny
a ty jesteś szczęśliwy
Wstyd się z tobą
pokazać na
ulicy

Mój kochany obcy dom. Gawęda

Gdy jest mi obcy
mój adres
i rysopis
odchodzę

potem wracam bez skruchy

w spojrzeniu z plamką starego ciepła
- starczy na domowe ognisko
za zęby nakładam pozostawione uśmiechy
opowiadam sobie o podróży
bez krajobrazów
bez krzyża na drodze
U nóg kochający pies
i obojętny kot
już nie walczą

chodzę sobie wokół siebie
i powoli wykluwa się we mnie staruszka

z antologii: Poeta jest jak dziecko. Wybór i opracowanie Maciej Chrzanowski,
Zbigniew Jerzyna, Jerzy Koperski. Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1987


Inne wiersze Anny Janko w tematach:
Schyłek miłości..., Ucieczki, Wiara, Metamorfozy, ErotykaMarek F. edytował(a) ten post dnia 11.04.11 o godzinie 12:29

konto usunięte

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie

ILONA EWA URBAN

-ur.1985 r. w Warszawie.Absolwentka Medycznego Studium Zawodowego im.prof.Edmunda Biernackiego w Warszawie,absolwentka Kolegium Nauczycielskiego i studentka Akademii Pedagogiki Specjalnej im.Marii Grzegorzewskiej w Warszawie.

Krzyżowa

Życie
Krzyżowa Droga

By być jak Najświętsza Matka,
co w drodze towarzyszy
ukryta wśród tłumu,
lecz czujna.
Sercem roztoczyć
skrzydła duchowości,
co chciałyby ochronić,
choć ramiona bezsilne.

Jak Weronika,
co pochyli się pokornie,
z twarzy kurz otrze,
nie odrzuci
i łez próżnych nie wyleje.
Gestem cichości
wesprze najpiękniej
-jak chłodny wiatr-
w skwarze będąc ukojeniem.

Jak Szymon
-ten z Cyreny,
co rzuci wszystko
i podżwignie,
gdy prawie się upadło.
Gdy okruch Krzyża
staje się zbyt ciężki,
bo przestało się Go nieść z miłością.

Jak Jezus!
Krzyż ponieść,
nawet i przede wszystkim,
gdy szydzą.
Gdy bolesny policzek
wymierza obojętność,
a rozdzierającego cierpienia
wciąż jakby mało,
bo nie zagłusza czułego wołania
"Pójdż za Mną!"
i wciąż się idzie...

...do domu Ojca!

*************************************************************

Cisza górska

Szemrzącym strumykiem omywasz
nieco znużone dłonie
samotnością schropowaciałe
podczas górskich wędrówek
z różańcem zaczepionym
o wewnętrzne kołatanie serca
powietrze pachnie ciszą
niezmąconej bliskości
Boga
-Tego rozciągniętego
nad wierzchołkami drzew
o Którym ptaki świergolą

górskie klasztory są najpiękniejsze
-zwłaszcza zimą
gdy na modlitwę się dzwoni
zębami

*******************************************************************

Dłubaniem o rzeczy

Dłubiesz
mi w oku jak w rozgotowanej zupie
a ja tłumaczę że kij istnieje niezależnie
od zadanego nim ciosu

nie ma w tym filozofii ani drzazgi więc nie krzycz
o belkach którymi łamie się ramiona
pod ciężarem krzyży [z]rzucanych
z dwudziestego piętra
historii codziennej
nie posądzam Cię o brak środków

a o nadużywanie słowa "miłość"
jako wybielacza na duchowe plamyMałgorzata K. edytował(a) ten post dnia 13.04.11 o godzinie 19:14
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie

Anna Maria Musz (ur. 1988), poezją interesowała się od wczesnego dzieciństwa, debiutowała w 1999 roku na łamach młodzieżowego czasopisma "Nowe Twarze", publikując w nim kilka wierszy. Laureatka kilku konkursów poetyckich. Zawodowo związana z reklamą, pracuje jako copywriter i account manager. Studiuje komunikację w biznesie.
Opublikowała tomik "Errata do trzech wymiarów" (Wyd. Nowy Świat, 2010).
W Posłowiu czytamy: "Takie wiersze pisze się pod starość, kiedy wszystko już legnie w rytualnej ruinie i zastanawiamy się, dlaczego w ogóle pisaliśmy... Anna Musz, wstępując do literatury, chce u samego progu wiedzieć wszystko, czego ja nie wiem pod sześćdziesiątkę. Ona od tego zaczyna.(...) Tak, rzadko, bardzo rzadko zdarzają się debiuty tej miary." - Leszek Żuliński

Wielki wybuch

jaka była ta chwila zanim wszystko się stało
cisza pełna wewnętrznej bezsennej muzyki
czuwające w bezsłowiu zamknięte tomiki
pustka pełna poezji w jedną zlanych całość

jaka była ta chwila zanim strony świata
zaczął chytrze wertować wygłodniały człowiek
nim treść każda na dobre zamknęła się w słowie
zanim skrzydła z naturą złączyły się ptaka

jaka była ta chwila przepełniona światem
zanim pękła na lądy gatunki i rasy
zanim liczyć zaczęła sukcesy i straty
będąc czasem przez ludzi dzielonym na czasy

jaka była ta chwila myślała z wahaniem
i troską o chaosie co z niego powstanie

Wiersz życia

wiersza życia
za którym gonisz
przez przepastne zwątpienia
nie odnajdziesz w myślach

szukaj go tam gdzie zastygał
przy powstawaniu świata

jeżeli osiadł na dnie wody
przesącz ją przez dłonie
i opisz
wodospadami wersów
ale by dało się wysłuchać
kapanie pojedynczych słów

spróbuj wyrzeźbić go w skale jeżeli to w niej natrafisz
na kamienną surowość geniuszu

rozbijaj i szlifuj bryłę
słowa gdyby w niej były tkwiłyby w samym sednie
zaś gdyby ich zabrakło byłaby martwa
zatem niczego nie tracisz

przesyp wiersz w pisaku
z ręki do ręki
porusz utkwione w nim słowa
jak wiatr
ożywia pył na swoje usługi
jeżeli rzeźbisz w powietrzu najmisterniejszy sonet
doskonaląc go każdym oddechem
wynurz w górę arabeski westchnień a potem wstrzymaj je w pół zdania

uważnie opisuj świat
cynicznie tylko siebie

i zawsze pamiętaj aby odłożyć pióro
w chwili największego zachwytu

wiersz jest również w temacie Dlaczego piszę?

Poeta

w szpiku jego milczenia formują się zdania
potem kroplami sylab spływają w dźwiękokształt

na skutek słowotoku pieśni czy rozmowy
opadłby z sił twórczych
w stanie bezkrytycznym
mógłby nawet o zgrozo otrzeć się o prawdę

będzie z niego zatem świadomy ryzyka
honorowy słowodawca
z zawodu dekorator wnętrz nieistniejących

póki się kiedyś
nieuchronnie
na śmierć nie wysłowi

wiersz jest również w temacie Być poetą

Ostatnie czytanie rękopisu

znam go
od pierwszej litery do ciszy po końcowej sylabie

sama pracowicie wygarniam z wersów
nadmiar wysłowień
by był dość lekki na utrzymanie w szeptanym oddechu
cały czas blisko warg
nieopodal myśli
i nie dość zakończony by naiwnie dążyć do powiedzianego wszystkiego

stawiam na niepokój ostatniego wyrazu
natrętnej aluzji do jakichś przestrzeni
które zaledwie zaznaczone rozkrzykują się dalej
po białej płachcie niedrukowanych strof

więc już dziś oddaję to wszystko
jednakowo niepewne
czytelne z niepisanym

czy w poezji cokolwiek może być bez wątpienia

przecież wróci wiersze zawsze wracają
pierwotną wielością znaczeń
ale inne współdzielone współbrzmiące

każda z nich jest wyborem
między kameralnym triumfem własności
a żądzą powiedzenia światu
oto słowo poety

wiersze z tomu "Errata do trzech wymiarów"Michał M. edytował(a) ten post dnia 28.04.11 o godzinie 09:18

konto usunięte

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie

arkadiusz buczek
(ur.1979)mieszka aktualnie we Wrocławiu.Jest autorem tomów poezji:"głęboka czerń/chaos kieszeni"(Marial 2002),"świat z małej litery"(vis-a-vis/Etiuda 2006),"ptasia grypa i inne rojenia"(vis-a-vis/Etiuda 2007), oraz zbioru opowiadań pt."Opowieści poronione"(vis-a-vis/Etiuda 2004).Udziela się wokalnie w projekcie poetycko-psychodelicznym ANTYBIOTYK.W najbliższym czasie ukaże się zbiór opowiadań pt."Konfekcjoner mieszanek egzystencjalnych" oraz tom poezji "antrakt"

*************************************************

cztery ściany i drzwi bez klamki
A.W.

tak opisałbym w skrócie mój umysł opięty ciasnym kojcem czaszki
gdybym ci miał o nim opowiedzieć i gdybyś chciała chociaż raz jeszcze
o nim posłuchać chociaż w sumie nie ma się czym chwalić
i do użalania nie ma powodu przynajmniej według ciebie
co cię obchodzi że coraz głębiej zapadam się w to małe
pomieszczenie bez dna bez wyjścia i wejścia bez ratunku
to w końcu mój krzyż i dżwigam go ze sobą
chociaż nie wiem dokąd idę przestałem cokolwiek widzieć
wszędzie tylko pustka jak okiem sięgnąć
żeby to chociaż była czerń rozpaczy ale nie pustka tylko
gdzie beznadziejnie zawodzi wiatr tęsknoty
za czymś co było a co utraciłem bezpowrotnie
jak mi się wydaje nie bez powodu
i pozostaję zamknięty uwięziony w tych czterech ścianach
z jednymi tylko drzwiami w dodatku bez klamki
w tej ciszy i pustce jak samotny okręt bez kapitana i załogi
w bezkresie niemocy dryfuję dokądś czy może do nigdzie

*************************************************

wichura

zerwała się na dobranoc
obumarłymi drzewami i kurzem zatańczyła
dance macabre z antenami telewizyjnymi
pobawiła się ze światłem w pojawiamsięiznikam
zagrała partię solo w wentylacji i ponoć
porwała parę wózków z dziećmi lub bez

tej nocy miasto spało długo
niespokojnym snem chorego
który nie doczeka świtu

*************************************************

czternaście godzin

czternaście godzin torsji i majaków
przewracania się z boku na bok
rachunku sumienia który wyrzygałem
razem ze swoją kaleką duszą obłąkanego
i spuściłem w kiblu bez żalu i skruchy
chyba już taki ze mnie skurwysyn
pogodziłem się z braku innej opcji
zasnąłem w poczuciu dojmującej pustki

konto usunięte

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie


Obrazek

Joanna Lech, ur. 1984 r. Poetka, autorka tomów „Zapaść” (Biblioteka Arterii, Łódź 2009) oraz „Nawroty” (Wydawnictwo WBPiCAK w Poznaniu, Poznań 2010). Za debiutancki tom otrzymała m.in. nagrodę specjalną w X edycji Konkursu Literackiego PTWK w kategorii "debiut roku" oraz nominację do Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Za "Nawroty" nominowana do literackiej Nagrody Nike 2011.
Laureatka wielu ogólnopolskich konkursów poetyckich, m.in. im. K.K. Baczyńskiego, im. T. Sułkowskiego, im. S. Brzozowskiego, im. Z. Dominiaka, im. R. Wojaczka. W 2007 r. nagrodzona Grand Prix w VI konkursie im. R. M. Rilkego w Sopocie oraz nagrodą główną w XIII konkursie im. Jacka Bierezina w Łodzi.

Publikowała m.in. w Studium, Tyglu Kultury, Portrecie, Toposie, Gazecie Wyborczej, Czasie Kultury, Tygodniku Powszechnym, Kresach, Frazie, Radarze, Dwutygodniku, Pograniczach oraz antologii „Poeci na nowy wiek” (Biuro Literackie, Wrocław 2010). Redaguje dział poezji w Kofeinie. Pochodzi z Rzeszowa, mieszka w Krakowie.

Za późno

Jest wieczór i rośnie cisza w pokoju, podchodzi pod nogi
i osiada na wargach jak brud, którego nie da się zdrapać.
Od paru dni już to przeżuwa, połyka ze śliną, ale nie może

powiedzieć. Ma w brzuchu grudę ziemi, która łaskocze go
i pleśnieje, gdy tylko otwiera usta. Ciągle za mało czasu,
za mało powietrza. A jeszcze pamięta kontur jej piersi.

Ruch jej bioder, jednostajnie ciepły, lepki, jak wata cukrowa
i tak samo się w nim rozpływał. A teraz ona odchodzi.
A on się odwraca, przymyka oczy i coraz bardziej wysycha.

To jeden z tych dni, mówi, w których wrasta mi w skórę,
na wszystkie sposoby, swędzi mnie i dotyka, wbijając palce
tak mocno, aż robią się dziury. Wzdycha, a potem milcząc

odsłania okno i podejrzliwie podgląda jej skórę, od spodu,
od strony światła.

Motyw zapalny

Kawałek kradzionej przestrzeni, pod którą rozrzucam sny
i zużyte chusteczki. Jakoś od razu się odbarwiają na szaro,
jakby na styku podłogi zaczynał się rozkład, którym na dobre

przesiąkło powietrze. Po wszystkim zostaje ślad wypalony
w pościeli i trochę szybsze tętno, trochę więcej niczego.
Poza tym bezruch i światło, które zawsze się sączy gdzieś

z boku. Cisza się skrada pomiędzy palcami i kładzie się
w poprzek, czekając na słowa, które już się wytarły i wsiąkły
pod skórę, jak zimno, które też zawsze przychodzi po wszystkim.

Jak stały motyw gaszenia się w obcym łóżku, pod dobrze
znajomym dotykiem; on ciągle jeszcze się żarzy,
i ciągle odpada od niego popiół.

Znaki

Upał tli się rękach i zaraza trawy. Dławi ziemię,
kiedy biegniemy przez pola; zbieramy małże, żujemy
liście jak cukier. Wiatr nawiewa iskry i dym gryzie w oczy.
Nad lasem niebo, w nim: ogień, ten obraz- rzeka nabiera wody
i połyka słońce. Dzieci lepią gniazda i zasypiają ssąc palce.
Sierpień sypie im popiół we włosy, kreśli znaki na niebie.
Skacze do wody z kamieniem w gardle.

Ten obraz, Anno nie daje się przełknąć. Jakby to rosło we mnie;
strup w zgięciu ramienia. Zadrapanie na oku. Sen, który rozcina skórę
głębiej niż ostrze i wciska mech do tętnic, pióra wpycha do ust.
 
Z braku

Ten kwaśny zapach – powiedział, to przede wszystkim,
a jeszcze ściany, zimno i suche ręce lekarzy,
które myją po każdym dotyku.

Poza tym niebo i wszystko na zewnątrz.

Po paru dniach zaczynam rozumieć, gdy mówi,
że boi się śniegu, że śnią mu się pola maków,
które nigdy nie zakwitną ani nie zwiędną.

Bezdech

Odkąd niepewność zmieniła barwę i stan skupienia. Tak jest od wczoraj;
natrętne zimno, biel, szron skrzy się na drzewach. Muszę to odespać,
muszę coś z tym zrobić.

To staje się szybko, zapada się, drga, jak wepchnięte w rezonans.
Nawet ściany parują z nadmiaru, sen się skrapla w pościeli,
osiada na porach.

Swędzi bardziej niż dotyk, bardziej niż pióra tych ptaków,
ich połamane skrzydła, kości. Ślady odbite na śniegu;

spróbuj tam nie patrzeć, spróbuj się zachłysnąć.

Kręgi

Wcześniej tylko powódź, zasypane drogi; znaki na niebie,
ślady na śniegu czarnym jak smoła. Pamiętasz popiół,
choć ogień był tylko w głowie – może dlatego podwórko
zmieniło się w mgłę; zarosły szyny. Zapadły się ściany.

To wszystko wraca jak pięść. Połyka nas wszystko,
czego się nie da wypełnić, posklejać z kawałków;
otwierać jak żyły, do kości.

Zapomnisz o tym, gdy wróci zima. Zostaną kręgi,
drgania; patyk wetknięty pod krę, puste jezioro
pokryte lodem jak folią.

Skutki uboczne

To coraz częściej swędzenie, a nie migotanie.
Chyba od dawna brakuje nam siebie, choć zasypiamy na końcach
tej samej skóry, to ty zapadasz się z innym dźwiękiem; fałszujesz.

Już zapomniałam, że trzeba się dzielić, nawet znudzeniem.
Zapominam o otworach, w które czasami jeszcze się wsuwasz,
jakbyś chciał mnie dotknąć do żywego mięsa.

Odwracam się tylko i zwijam do środka jak muszla;
to mnie nie bierze, ale chyba zaczyna oswajać.

Nawroty

Zostaje znaczenie; znaki na niebie, nieostre plamy. To, co się będzie
powtarzać, jak chłód, wilgoć, zacieki na wszystkich ścianach, gruz
pod każdym oknem. Niczego nie ma na zdjęciach; miasto brzmi
jak rodzaj choroby - gorączka lub powódź, dół pełen błota i kości.
To bardziej jak próby wyjścia niż nazywanie objawów, patrzenie
pod spód, jak chłód wychodzi z piwnic, walą się domy bez drzwi.
Rzeka wylewa z koryta, pamiętam; woda wyrzuca ciała uderzając
o brzeg. Zostaje znaczenie - skóra lepka od ropy i larw, rozkład;
obraz, który tkwi w gardle, nie pozwala zapomnieć.Ten post został edytowany przez Autora dnia 26.10.13 o godzinie 23:43

konto usunięte

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie


Obrazek
Jacek Gotorow (ur. 1970) – poeta, tłumacz i krytyk literacki, pracownik naukowy w Instytucie Filologii Angielskiej Uniwersytetu Opolskiego. Autor tomów poezji: Wiersze pod nieobecność, Ośrodek Kultury i Sztuki, Wrocław 1997; Aurora (Zapis pewnej podróży), Stowarzyszenie Literackie im. K. K. Baczyńskiego, Łódź 2001; X, Biuro Literackie, Legnica 2001, Linia życia, Znak, Kraków 2006; Inne tempo, Biuro Literackie, Wrocław 2008; W cieniu kwitnących sadów (1990-2010), Biuro Literackie, Wrocław 2010. Tłumaczy poezję z języka angielskiego. Jest autorem przekładów: Simon Armitage: Nocna zmiana i inne wiersze, Biuro Literackie, Legnica 2003, (razem z Jerzym Jarniewiczem) i Wallace Stevens: Żółte popołudnie, Biuro Literackie, Wrocław 2008, a także tomów esejów z krytyki literackiej: Na kresach człowieka. Sześć esejów o dekonstrukcji, Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2001; Niepodległość głosu. Szkice o poezji polskiej po 1968 roku, Znak, Kraków 2003; Urwany ślad, Biuro Literackie, Wrocław 2007; Luminous Traversing. Wallace Stevens and the American Sublime, Wydawnictwo Uniwersytetu Opolskiego, Opole 2007.

Z tomu „Wiersze pod nieobecność”, 1997

* * *

Na stole przede mną szklanka z bardzo mocną kawą,
słuchawki, kasety Davida Sylviana
i Lutosławskiego, bilet na prom do Ystad, list
od przyjaciela, z daleka, eseje Derridy, paczka
papierosów, bukiet fiołków, porcelanowa
płonąca żyrafa
kartka
którą właśnie teraz zapełniam

Fragment poety

W starym pamiętniku daty i kolory. Zasuszony liść
klonu, skrzydełko magicicada septendecim (studium nimfy).
Znaczek z Helvetii- szukał tego miejsca na mapie -
nieznany rękopis Eliota, jak popiołem przysypywane stronice i

punktowe światło zza okna: jesienność.

Czas, który minął, jest nieskończenie czasem przyszłym.
Popołudnie szare, przydymione, żółty i różowy wieczór.

Nokturn

for Francis

Skurcz ciała, kiedy wchodzisz w noc
i nocny wiatr, co odmieni pogodę.
Stoisz w wielkim wiktoriańskim oknie
(ciężkie kotary i kawałek grand piano),
za tobą pierwsze gwiazdy
i ruchome wydmy gasnącego słońca.
Tak chciałbyś zostać, trwać w zawieszeniu
pomiędzy ciszą pokoju a twoim jutrem,
istnieć jak ten biały motyl za szybą
w promieniach zmierzchu. Pragniesz (pragnę),
aby świat był zawsze taki, jaki właśnie
się staje, kiedy wypełnia puste miejsce po tobie.

Z tomu „Aurora (Zapis pewnej podróży), 2001

Źródła światła

Spójrz jak kamień wpada do wody
Obserwuj rozchodzące się kręgi
Posłuchaj ich słabnącej mowy

Poranek rozkruszył się na tysiąc ułamków
Odsłaniając nagą szarość popołudnia
Echa wchodzące w załamania przestrzeni

Światło było ostrożniejsze
Układało się w filary i przęsła
Ponad skończoną taflą ciszy

A jeszcze przed chwilą zbiegali
Po kamiennych popękanych schodach
W każdym stopniu zawarta cała skala

I było więcej dźwięku niż przestrzeni
I nigdy nie docierało się do centrum
Nawet idąc wstecz po własnych śladach

Erotyk z deszczu

Deszcz ma nas w sobie
jak cienie, gdy ciemność
jest wskazówką na tarczy zegarka.
Krople spływają po szybie
i jest oczekiwanie na coś
słonecznego w tej kropli.
Jakiś świt lub aureolę
ciała. Jesteśmy w deszczu
jak żywe skamieliny:
drgające pulsem martwych
żądz, rozebrane do prostych,
abstrakcyjnych form. Noc
zaciska usta. Woda chlupocze
w butach za drzwiami.
Śmierć, jak deszcz, podąża
tropem każdej oderwanej myśli.

Ten facet wygląda jak W. H. Auden

na jednym ze zdjęć w The Oxford
Anthology of English Literature.

Nie wiem, jak się do niego zwrócić,
aby przypomnieć mu to, czego
z pewnością nie wie. Zasłania twarz
przed słońcem, lecz ja czytam dalej,
zaglądam pomiędzy litery, w próżnię.
W tej próżni zawsze coś spada, kwiat,
krzyk. Echo niesie się dalej niż sens słów.

Z tomu „X”, 2001

X

Taka sytuacja: mężczyzna wstaje i podchodzi do okna.
Tę scenę poprzedza inna: mężczyzna wstaje i wolno podchodzi do okna, które jest teraz
zamknięte (w przeciwieństwie do pokoju okna są otwarte na światło słońca).
Taka więc sytuacja: mężczyzna wolno podnosi się, patrząc na okno.
Nic szczególnego, patrzenie na okno.
Ta scena poprzedza inną: wiatr wywiewa kartki papieru.
Okno jest zdecydowanie zamknięte, choć w następnej scenie białe kartki wirują w powietrzu.
W takiej sytuacji mężczyzna wstaje i podchodzi do okna.
Nie zamyka okna (które nie było otwarte).
Zamyka oczy (które nie były otwarte).
I widzi coś takiego: mężczyzna wstaje i podchodzi do okna.
Wiatr wywiewa kartki papieru.
Nic szczególnego, kartki wirujące wokół głowy mężczyzny (który ma zamknięte oczy).
Mężczyzna wstaje, jakby chciał wzbić się ponad wirujące kartki (jest biało od kartek).
Podchodzi do okna.
Tę scenę poprzedza inna: okna są otwarte na światło słońca.
Tę scenę poprzedza jeszcze inna: nagie światło słońca.
I tę scenę poprzedza inna: mężczyzna zamyka oczy.

Medytacja

Problem granicy: w mgnieniu oka kilkanaście wron
traci indywidualność i staje się stadem. Podobnie teraz -
narwane sekundy znikają w kwadransach, kwadranse
przelewają swoją wartość na konto popołudnia.
Czas płynie, ale przestrzeń nie jest gorsza:
stado wron przecina skosem niebo. Jakby nowy kontynent
wychodzący naprzeciw właśnie rodzącym się kartografom
i ich snom. Wcześniej czy później stado rozpadnie się na
pojedyncze ptaki. Morze podzieli się na fale. Z fal powstaną krople.
Misterne popołudnie rozsypie się na ziemi jak ziarno
w dogasającym świetle zachodu. Wszystko będzie policzalne.
Pokój cichy jak zegar pozbawiony wskazówek.

Z tomu „Linia życia”, 2006

Dwa fragmenty

1

Czuj się jak u siebie w domu, mówią zmarli.

Zawsze byłeś domownikiem, nie obcym.
Obce były języki, maniery.
Obcy sposób podawania ręki.
W szczelinie między naszym i twoim teraz,
w tej przybrudzonej przestrzeni z iksami, igrekami i dżetami,
w tym pandemonium świateł i cieni.

Obca była geografia ciała, kiedy blokuje drogę innemu spojrzeniu.
I obce symbole z nie naszych herbarzy,
kiedy kwietną ścieżką podąża szare światło.

Nawet w powietrzu są zatrute studnie,
sztolnie jakby z innej - i do innej - bajki,
czyjejś melancholii; w rytm różanej iluminacji jest
obcowanie wiatru,
wietrzny rozgardiasz, prądy cięte w rozety i kształty naszych dłoni.

2

Czuj się jak u siebie w domu, mówią zmarli.

Ale sami czują się nieswojo,
tak zawieszeni w półświetle, między jawą a snem,
między dwoma oddechami, jakby zapieczętowani,
a w każdym razie odstawieni na boczny tor rzeczywistości.

Ich pokoje są beznadziejnie zadymione
i z oknami wychodzącymi na ostatecznie białe pola bez
kreski horyzontu.

Czego właściwie chcą - ci zmarli, ta trzecia płeć,
rozstawieni po kątach jak uparci uczniowie, te męty, te truchła?
Czy chcą bez końca tych samych pytań i potwierdzeń?
Niejasnych kształtów na chwilę przed świtem?

Mówią i mówią, patrzą i patrzą,
żyją zatrzaśnięci w księdze jednego spojrzenia
(i w jednym spojrzeniu mogą stać się anielscy).

Z tomu „Inne tempo”, 2008

Inne tempo

Zmienia tempo,
jakby zmieniał biegi.

Jest kawa i są dwa słońca.
Po chwili pada deszcz,
a on czyta dział ogłoszeń (to też poezja).

Jest. Są. Będziemy.

Zapytuje sam siebie o wartość tego zsunięcia się
w wolne miejsce pozostałe po wyobrażeniu.

Wydaje się, że nic tam nie ma.

Ale to trwa krótko:
pod koniec słowa
wymyślają kolejną intrygę.

Bierze go inne tempo.

Hebrajszczyzna

z Charlesa Reznikoffa

Ja też mam tylko dwa czasy:
czas pamięci i czas tęsknoty.

Czas pamięci: tyle rzeczy przeszło.
Czas tęsknoty: tyle rzeczy się nie zdarzy.

Próbuję to zapisać w twoim pięknym języku,
ale wychodzi bazgranina.

Wychodzi i nie wraca.

Jak w zwierciadle

W tej jabłonce
pochylonej nad rowem
rozpoznaję własną formę
o jasnym konturze.

Chciałbym stać
twarzą w twarz
z drugą stroną
drzewa i nieba,

ale i tak jest dobrze:
chmury cenią towarzystwo,
zwłaszcza przed burzą,
przed wiatrem jak eksplozja
schodów, oddechem opadającym
spiralą liścia
na same dno
dna -

lecz wciąż jak w zwierciadle.

Z cyklu W cieniu kwitnących sadów
z tomu „Nad brzegiem rzeki (1990-2010)”, 2010


Liczą się tylko chwile

Nad jeziorem popłoch. Dźwięki w szczelinie błękitu.
Kaskada słów zmielonych w drobny pył. Ryzyko niewielkie, ale zawsze.
Przecież fala może unieść wszystko, dosłownie wszystko.
I z tego miejsca widzę swój początek, obietnicę długiej, zawiłej historii.

Skończyło się na zapowiedziach snu nabrzmiałego od znaczeń -
w istocie zaliczyłem kilka chwil, które poza tym były warte nie więcej
od własnego trwania, tego zdziwionego ładunku mieszczącego się w spojrzeniu,

jakim ktoś mógł obrzucić port i parę goniących się mew.
Nic ponad to. Zapach kawy miał coś morskiego i ciszę
przedpołudnia. Dużo słów. W kącie upchnięte cienie drzew,
głęboka purpura zamkniętej szafki i lato z wywiewanymi firankami.

Zimne, wykalkulowane wiersze

Są jak kryształ, cichy wodospad wśród rzeczy: biurka,
książek na półce, zielonej lampki. Drewniane serce pełne drzazg
też w nich jest, i sad za murem, którego się nie przeszło.

Martwy piec osłania dni, gdy ktoś stoi w drzwiach
i milczy, a prószący śnieg ma śmiałość snucia wielu intryg naraz.
Mają w sobie coś z nizania koralików. Tu czerwony, tam zielony;

plotą się i burzą; zamarznięta nitka krwi, szkielet mrozu, półcień
Słońce lśni odbite. Kiedyś były ciepłe sny z ciepłymi ludźmi.
Teraz tylko kwit poranka i wolne popołudnia.

Nic nie pęka. A już najmniej słowa, którymi udeptano tyle ścieżek.
Zalegają wgłębi nieba, którego się boisz. Przykładasz ucho do ziemi, suchej i ubitej.
I Chcesz wymówić czyjeś imię i wymawiasz swoje. Patrz: tyka
jak szwajcarski zegarek. Obudzisz się pełen geometrii w świecie
zmniejszonym do kilku refleksów. Staniesz nad wodą, ani wielką ani czystą,
sunącą bez słowa w zatarasowanym pejzażu.

Wiersz o przestaniu

Poczekaj, trochę wolniej, trochę wolniej
rozkładaj karty w tym pasjansie,
bo łącząc cyfry i kolory, możesz zburzyć
architekturę snu wpisanego w każdą figurę i wszystkie
z osobna mogą nagle zniknąć w płaskim adieu.
Czekaj. Buduj inaczej, jakbyś szedł pod prąd rzeki,
która chce cię ponieść na stronę i dalej,
ku rozległym płaszczyznom zwiniętym
w jednym precyzyjnym równaniu. Ile tu ptaków
w odwrotnym locie. Ile milczących zagadek.
Ile rozpadlin pod każdym krokiem i miękkich dywanów.
Ile szybkich spacerów, podczas których mijasz bez pamięci
serie wzorów na łące. Nie tak szybko. Zaczekaj.
Przystań w nurcie rzeczy.

Inne wiersze Jacka Gutorowa w tematach: Kalendarz poetycki na cały rok, s. 16, s. 17,
Krzyż, Motyw kamienia, Góry, poezja i my, Popatrz na mgłę, ileż cudów ukrywa..., Cztery żywioły
Marek F. edytował(a) ten post dnia 06.02.12 o godzinie 12:58

konto usunięte

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie

PATRYK ZIMNY-ur.W 1988 w Lęborku,poeta.Laureat kilkunastu konkursów poetyckich.Stypendysta Samorządu Województwa Pomorskiego(2010).Nominowany do trójmiejskiej Nagrody Młodego Twórcy Kultury(2010,2011).Wydał tomik wierszy "Uchoko"(2010) i audiobook "Pompy ciepła"(2010)

* * *

moja matka pustynna
sławny asceta i mnich moich wierszy
bezpieczna gdy sama na kanapie siedzi

moja matka biedna
gdy przydział comiesięczny się kończy
zaczyna ciągle nowe planowanie dnia

spokojna o śmierć
nie nadejdzie szybko bo oszukała
piasek cukrowy i trzcinę w brzuchu

niekończąca spierać się
o rzeczy najmniej istotne w świecie
co w telewizji co właśnie za oknem

mały świat mojej matki
w którym mieści

wszystko

Skorupiaki chodzą do tyłu

upadek przed tobą gdy moja matka się modli
po raz pierwszy od piętnastu lat
(z tego co pamiętam)

na pysk nie na kolana
kiedy przybity do chodnika wiadomościami leżę

upadek:trzy sekundy
wstawanie:pięć

potem znikające semafory
zwrotnice chorób

upadek przed tobą nienaturalny
gdy matka mówi
nie mam raka

wrzesień 2010

Nie kupię

Na wyprzedaży były lustra.Były matki.
Matka boska,matka gimnastyczna,

matka polska.Ceny codziennie spadały.
Paweł wziął figurkę papieża,Tomasz obraz

nagiej kobiety.A ja chciałem matkę.
Nie dysponowałem jednak taką gotówką.

Nie było takiej Matki.Małgorzata K. edytował(a) ten post dnia 19.05.12 o godzinie 09:22
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie


Obrazek
Karol Maliszewski (ur. 1960) – poeta, prozaik i krytyk literacki. Urodził się, wychował
i do dziś mieszka w Nowej Rudzie na Dolnym Śląsku. Absolwent filozofii, dr nauk humanistycznych. W 1990 roku założył i kierował Noworudzkim Klubem Literackim „Ogma”. Prowadził warsztaty poetyckie na podyplomowym Studium Literacko-Artystycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Obecnie pracuje na stanowisku adiunkta w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Współpracuje
z pismami: „Odra”, „Studio”, „Topos”, „Twórczość”, „Fraza”, „Akant”, „Zeszyty Poetyckie”
i in. Wydał tomy poezji: „Dom i mrok” (1985), „Wiersz wolny” (1987), „Miasteczko - prośba
o przestrzeń” (1988), „Będę przebywał jeszcze wtedy w Polsce” (1991), „Młody poeta pyta o-” (1994), „Rocznik sześćdziesiąty grzebie w papierach” (1996), „Rok w drodze” (2000), „Inwazja i inne wiersze” (2004), „Zdania na wypadek. Wiersze wybrane” (2007), „Potrawy pośmiertne” (2010), "Ody odbite" (2012). Pisze też prozę i szkice krytyczno-literackie.
Tom jego szkiców „Rozproszone głosy” (2006) był nominowany w 2007 roku do corocznej nagrody literackiej Nike. Laureat nagród literackich, m. in: Marka Jodłowskiego (1994), Barbary Sadowskiej (1997) i Ryszarda Milczewskiego-Bruno (1999). Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.

Prosta historia

Do tylu kościołów wchodziłem
daremnie, gipsowe figurki śmiały się ze mnie...
Pozostawione dzieci płakały,
resztki Boga trzeba było wyskrobywać
z ich zabłoconych kurtek,
ojciec buszował w knajpach, nawiedzał dziwki,
świat oddalał się jak chybotliwy wagonik
bez konduktora, bez maszynisty;

potem takie same dzieci spotykałem
w szkołach, uczyłem je poprawnej pisowni
własnych nazwisk, wpatrywały się we mnie
jak w maszynistę, wybierałem z nich
najlepsze do składu na mecz
z sąsiednią biedą, i kiedy obrzucały się błotem
na boisku pod hałdą, miałem łzy w oczach.

Wiem, miało być o Bogu.

Requiem

Tu wszystkie gałęzie należą do zmarłych,
machają nimi wytrwale na wietrze;
czy wciąż w albumach tkwią ich młode oczy,
nie wiem; pozostawili mundury,
suknie ślubne, komunijne ubranka;
nadzy wślizgują się między gałęzie;
czy tam jest jakiś popas
lub piknik u Boga, nie wiem;

nie mogę zawierzyć mitologiom,
niezupełnie wierzę tylko w rozkład;
wrócić na ziemię wiosną, bić deszczem,
być jasnym pędem, gorzkim mleczem w żwirze

* * *

Bóbr wzbiera. Mijam go po drodze.
I on mnie mija.

Ileż podmytych kurników,
upadłych płotów z wikliny!

I nie masz nikogo, który by opisał
brudne dzieci wpychające fotel

w żuka, i konia bez głowy.
Rodzina się przenosi bliżej biedaszybów.

Zima nie ma końca.

Te wszystkie rzeczy

Piszę w zeszytach swoich uczniów.
Dzisiaj jestem Anną Urczyńską.
Powyrywałem z niej wszystkie zapisane
kartki. Moniko, Moniko -
powtarza siedzący obok,
dotykając językiem komórki.
Wszyscy wpatrują się z napięciem
w klawiatury. Starsza pani usiłuje
trafić opuchłym palcem
w literkę „m”. Nie mógłbym
mówić „Moniko” do swojej
miłości.

Miłości. Mitologii. Muzyki.
Te wszystkie rzeczy, które były ważne.
Trafiają do jakichś zakładów
naprawczych życiowego taboru
albo nie trafiają.

Wtedy umiera się wcześniej.

Ludzie po drugiej stronie

Ludzie po drugiej stronie ulicy,
gdy mi przywożą węgiel
i podnosi się mgła,

z zapartym tchem śledzący
manewry multikara.
Wreszcie wpasowuje się
zmarzniętą dupką w secesyjną bramę,
by wysrać tonę lub dwie
na środku korytarza.

Taki jeden liczący na miał
czai się z workiem.
Niemowa kręcący głową,
przekonany, że gość urwie lusterko
na gzymsie, ale jednak nie.

Starsza pani w filcowych botkach
z opieki społecznej
metalicznym głosem dworcowej szczekaczki
coś mu tam oznajmia,

a mnie pyta, kiedy się to wszystko skończy.
Wszystko to się dawno skończyło,
teraz żyjemy w kawałkach wszystkiego,
w bryłach. Nie chce mi wierzyć.

I ten jej uśmiech z przeceny.

Krynica

Skuty, złożony; rym do środka
ziemi; milczy przy kamieniu,
chyba zawstydzony;

kto nie był potokiem
ni razu, żywą żyłą
pod lodem, ten

jest jako rtęć, łza w toku,
gipsowy odlew zwichniętej
przestrzeni;

futra kobiet
idące kołyszą
kościołem.

* * *

Rożen, z którego uciekłeś
niebieski ptaku,
rożen słońca przebijający mgłę,
i dumny napis „źródło Kaczawy”,

wszystko to jest,
bo dożyłem kolejnej odsłony, no cud
(miało być „cóż”, brnę w egzaltację),

ta sama trawa, ten sam zgrzyt kości
muflonów na ścieżce,
która zmieniła bieg z potokiem;

co jeszcze słonko widziało?
martwe pola, z których wstawał śnieg
i szedł na leże do Ojca (za rok wyciąg-

niemy go z pudełek na bombki),
w wywijające się piąstki, pozlepiane palce
roślin chwytał się mroźny dzień;

było to w tych dniach, niebieski ptaku,
kiedy gorszy rodzaj ludzi nie przeżywał
nadejścia wiosny, śmierci papieża,
nie mógł znaleźć kanału.

* * *

Furtka, cmentarzyk, przywiąż psa,
wreszcie się wsłuchaj, burza dudni
w pustej misce zmroku,

przełamuje się przestrzeń na pół
jak świeżo upieczony chleb,
a po granicy przesuwa się cień,
wędruje robak, lepki czerw.

To pies szczeka w próżnię,
woła nadaremno, że pogasły światła,
a on nie wie po co jest i dla kogo.

Bo kiedy przyszło się razem z panią,
trzeba mieć oczy szeroko otwarte,
trzeba tęsknić tak jak ona
do umarłych zostawionych pod kasztanem.

Inne wiersze Karola Maliszewskiego w tematach:
Pocztówki poetyckie, Błędne koła rowerów..., Poezja kolei żelaznych, Łzy, płacz, rozpacz..., Poezja kawiarń i pubów, Homo automobilus, czyli jadę samochodem...,
Miłość, Cisza w poezji, Kalendarz poetycki na cały rok, s. 20, s. 21, Oda, W czasie deszczu nudzą się dzieci, ale nie poeci, Wspomnienia, Pokora, uległość, skrucha
Ten post został edytowany przez Autora dnia 10.06.13 o godzinie 03:19

konto usunięte

Temat: Współczesna poezja polska - najmłodsze pokolenie

Konrad Wojtyła -
-poeta,dziennikarz,krytyk literacki,doktorant na Uniwersytecie Szczecińskim.Urodził się w 1979 r.w Zielonej Górze.Absolwent filologii polskiej i dziennikarstwa na Uniwersytecie Zielonogórskim.W 2001 i 2002 r.stypendysta Urzędu Miasta Zielona Góra w dziedzinie literatury.W roku 2000 opublikował zbiór wierszy "Z dwojga złego wybieram miłość" ,a w 2002 "Fri low".W latach 1999-2003 współpracował z Regionalną Rozgłośnią Polskiego Radia w Zielonej Górze i z redakcjami lokalnych czasopism.Obecnie dziennikarz Polskiego Radia Szczecin.Mieszka w Szczecinie.Publikował m.in. w "Metaforze","Pro Libris","Undergruncie","Lubuskim Nadodrzu","W kręgu literatury","Poezji dzisiaj","Pograniczach" i in.

Sztuka przetrwania

Odprowadzam cię na dworzec.Za chwilę
podjedzie fatamorgana wagonów.Ściskamy się
mocno i długo,by przypadkiem nie zabrakło
na następne dwa dni.Peron pierwszy cały w śniegu.
Biel i czerń.Domino pozorów.
Bezdomny z owczarkiem
wlecze się z pasją pod koła.Chyba go nawet nie boli
ten szept pędzących wagonów.Pewnie jest już
w okolicy dziesiątego piętra.To jeszcze
nawet nie przedsionek nieba.Pies wyje.Dusza szczeka,ulatuje,
coraz wyżej.I wyżej.Patrzę ci głęboko w oczy.

Najciszej jak umiem

Kiedy z żyłkach liści
rozbłyskuje zielone tętno
rozbudzonych na chwilę
oczu,drzewo
zaczyna kołysać
i spuszcza ze spadochronem żołędzie,
boję się pomyśleć co będzie,
gdy zgaśniesz jak lampa.
Albo wtedy,gdy wszyscy są
przypadkiem u kogoś
na kawie,ciastku i klucze
z kulką świata na breloczku
nie przekręcą nas razem
jak zamka.

Wtedy Jestem winny
Poczuciem.

Poczuciem winy
Jestem.

Tyle miałem

Niebo rozciąga się.Niebieskie mnie boli.A
bezkres niemożliwości włazi w zęby i nie wychodzi
na dobre w złym czasie.Obrosłem tłuszczem
słowa - Więc można:

Spokojnie wyjść ze mną za mnie przeze mnie.
Odmieniam się.Zmieniam.Mam na oku
pieprzyki planet.Teraz śmierć.
Ani mnie dużo ani mało,w sam raz też,anioł.
Mrugam okiem błyskam się nie.

Następna dyskusja:

Góry, poezja i my




Wyślij zaproszenie do