konto usunięte

Temat: Ballady

Elinor Wylie

Ballada purytańska


Z Barnegat miły mój pochodził,
Oczy jak morze miał siwe.
Stąpał tak cicho krokiem kocim
I kłamstwa mówił straszliwe.

Włosy miał żółte jak pień ścięty,
Sosnowe, kręte wióry.
Myślałam – srebrem zalśnią skręty
Po latach zim ponurych.

Lecz on miał wtedy lat dwadzieścia,
Gdy się to wszystko działo.
Po uszy zakochani – szczęścia
Baliśmy się niemało.

Jego stopy na pokładzie statku
Przywykły balansować,
I jak żagiel kładziony przez wiatr,
Twarz jego od słońca brązowa.

Ramię miał grube jak pień dębu,
Przystrugane w przegubie,
I mocne jak u psa zęby
Miał palce ku mojej zgubie.

Bałam się w tych ramionach ginąć,
Gdzie lwy wstrząsały grzywą
I smok ruchliwy, barwiony sino,
Do skoku piął się żywo,

Straszliwa była jego siła,
Jak morze dla statku, co tonie.
Ledwie po czubki zanurzyłam
W miłości do niego dłonie.

Lecz ręce nasze spoił płomień,
Gdy nadszedł czas rozstania,
I zobaczyłam, że na jego dłoni
Me imię się z serca wyłania.

Nagle jak drzewo wolę moją
Ugiął szalony powiew,
Już nie jak przyjaciół byliśmy dwoje,
Jeno jak kochankowie.

„W siedem tygodni, w lat siedemdziesiąt
lub wcześniej, gdy Bóg przynagli –
zrobię ci chustkę i powiem: <<Weź ją,
z mego szkunera do żagli.>>”

„Będziemy miłość jak obrączki nosić
przez dotyk wygładzone.
Innymi sprawami zajęci dosyć,
Lecz nie zadręczą nas one.”

„Gdy będziesz biła zmarszczki śmietany,
O talerz zadzwoni pierścionek,
Powiesz do siebie w śnie zadumanym:
<<Jaki cudowny małżonek!>>”

„Kiedy ja będę obcinał łeb rybi,
O nóż zadzwoni pierścionek,
Znowu z podzięką rzeknę, ni chybi,
<<Jaką ja piękną mam żonę>>”

„I grzeczne odtąd łapy owinę
W gładki, głęboki aksamit,
Jak kot, co chowa pazury krzynę,
By spać i spać godzinami.”

„Ty się pochylisz jak błękitny gołąb,
Jasna u niego grzywa –
W zgięciu ramienia złożysz mi czoło,
By spoczywać, spoczywać, spoczywać.”

Czy on już nigdy z Barnegat nie wróci,
Z gromem w swych oczach siwych?
Jak tygrys krokiem stąpając kocim,
By kłamstwa mi mówić straszliwe?

przełożyła Ludmiła Marjańska

oryginalna wersja wiersza pt. „The Puritan's Ballad”
w temacie Poezja anglojęzyczna

wiersz jest też w temacie Prawda i kłamstwo
Marta K. edytował(a) ten post dnia 17.01.10 o godzinie 09:06
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Ballady

Halina Poświatowska

Ballada


kiedy go żegnała na progu
wyciągała ręce
żeby dotknąć wiatru
wokół ciemnych ust
odszedł

łzy zmoczyły chusteczkę w groszki
żaliła się gilom i drozdom
wychodziła na drogę boso
patrzyła -
nie wracał

księżyc nocą zastukał w okno
wstała z łóżka - zadźwięczały szyby
płynął wąski strumyk pocałunków
w noc

drzwi rozdarte - roztrącone ściany
w białej twarzy - zgasłe źrenice
i tak świeci - czerwony czerwony
nóż

konto usunięte

Temat: Ballady

Ján Smrek

Ballada nocy majowej


Hanko, Hanko,
samo mleko, sama krew:
idź ostrożnie, idź ostrożnie
przez ten gaj,
z wszystkich stron tu przecież czyha
noc i maj!
Ciężką wonią w krąg oddycha
każdy drzewa pąk
i ku tobie już wyciąga
smok dwanaście rąk.

Hanko, Hanko,
samo mleko, sama krew,
raz cię objąć, raz uścisnąć
niby kulę pomarańczy,
gdzieżeś to się zapodziała?
Nie wiesz, że to ogień płonie
pod tą dłonią, pod tą dłonią
i że starczy tylko iskra,
by spłonęła także cała?

Miękka trawa, giętki mech,
miesiąc skrył się w zaobłoczu -
Hankę wabią czyjeś oczy:
- Siądź, dziewczyno, nad strumieniem,
trawa czeka – to nie grzech!
Popatrz, jak ta gwiazda gaśnie,
a jak ta się jasno mieni –
ta oznacza umieranie,
a ta druga miłowanie...

- Przestań, chłopcze, przestań, stój,
tak mnie mamią twoje słowa,
ogniem ręka twoja gorze,
w sercu mym rozpala pożar,
nie dam rady, nie dam rady,
Boże mój!

Lecz młodzieńca oczy są
jak płomienny stóg.
Hanko, dziewczę, po coś tutaj przyszła?
Co się stało, widział tylko Bóg...

przełożył Kazimierz Andrzej Jaworski

wiersz jest też w temacie Kalendarz poetycki na cały rok
Krzysztof Adamczyk edytował(a) ten post dnia 08.05.10 o godzinie 21:33
Ela Gruszfeld

Ela Gruszfeld Szukam pracy -
handel / marketing /
usługi

Temat: Ballady

zapowietrzona ballada

zgrzyta w bezruchu
karuzela z madonnami
kto nie smaruje nie jedzie
zadarły kiecki i nosy obrażone
na biel bez adresu
na opasłe zera

karuzelę rdza zżera

chciały poruszyć
mocą spojrzenia madonny
a tylko pustka głucha
w podrasowanych brykach
tam nic nie zgrzyta
tam po maśle
w maśle pączki

do nieba złożyły rączki

przysiadły na kamieniach
gdzie świerzop i chruśniak

karuzelę wiatr huśta

konto usunięte

Temat: Ballady

Krystyna Rodowska*

Ballada o Mostach Wielkich


To było miasteczko, dla niektórych stetl
nad rzeką albo rzeczką która nadal płynie,
zapewne skażona – lecz nie tamtą krwią

spokrewnionych od wieków kainów i ablów.
Dziecko we mnie niewiele pamięta.
gdzie schowała się towarzyszka najdawniejszych
zabaw? I tylko dotąd wołam za nią: Fajga!
Wyjdź zza drzewa, widzę cię, Fajga!

Wiele lat później zapytałam: Mamo!
Dlaczego jej nie uratowałaś?

Mosty Wielkie, Mosty Wielkie,
widma wszelkie chwalą Pana stworzenia.
Mosty Wielkie, mosty bezkresne,
nie po drodze i nieprzejezdne,
obiecują mnie przeprawić do domu.

Mosty Wielkie – powtarzam tę nazwę,
ale ona wciąż milczy, choć są gdzieś te domy,
ów ogród albo lasek, w którym słychać śpiewne
„całuję rączki pani doktorowej”, trwa podwórko w którym
kaszle, kaszle bez końca wątły cień w chałacie
i krew stygnie bez głosu, bo nie ma już Lachiw
w miasteczku, które żyło gdzieś nad Rawą Ruską

Mosty Wielkie , Mosty Wielkie,
Mosty wielkie, bo niewidzialne.
Niedostępne, za siedmioma rzekami,
mosty lekkie, kładki z powietrza,
nad brzegami wody, bezsennej.

*notka o autorce i linki do innych jej utworów
w temacie Rozmowy o poezji

Wiersz jest też w temacie Mosty w poezji
Marta K. edytował(a) ten post dnia 05.09.11 o godzinie 04:23
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Ballady

Bertolt Brecht*

        
Ballada o seksualnej zależności


1

Taki to szatan, że się wszyscy trzęsą
Rzeźnik: to on! A wszystko inne: mięso!
Najgorszy pies i alfons też nie słaby!
A jego kto nareszcie zgnoi? Baby!
Bo można sobie nie chcieć, albo chcieć
I tak, co chce, to z chłopem zrobi płeć.

Nie zważa, co tam kodeks karny albo ksiądz
Nie robi sobie nic ze sprośnych żądz
Wie, że kto ujrzał babę, ten już wpadł
Więc ma dla dziwek tylko drąg i bat!
Powtarza sobie wciąż, jakie to głupie...
A przyjdzie noc: i leży znów na dupie.

2

Widzieli już, jak drugi ledwo zipie
Jak się największy mózg pogrąża w cipie!
Już klęli się, że to najgłupszy gbur wie!
I komu dali się pogrzebać? Kurwie!
Bo można sobie nie chcieć, albo chcieć
I tak, co chce, to z chłopem zrobi płeć.

Ten do kościoła biega, tamten wierzy w sąd
I przeciw babie tworzą wspólny front!
Ten nie je pieprzu, ten surowych jaj,
Ten sił swych nadmiar wkłada w sport lub w kraj
I widzi życia sens jedynie w grupie...
A przyjdzie noc: i leży znów na dupie.

3

I stoi taki, już ma w pętli głowę
I wapno czeka w grobie już gotowe
Już oprócz stryczka nie masz dlań podrywki
I co ma ten idiota w głowie? Dziwki!
Bo można sobie nie chcieć, albo chcieć
I tak, co chce, to z chłopem zrobi płeć.

Już go w kawałki tną, już go ładują w kosz
I Judasz przepił już za niego grosz
Już nawet ten ledwie dyszący trup
Zrozumiał fakt, że w babie znajdzie grób!
W pysk sobie pluje, sam na siebie tupie...
A przyjdzie noc: i leży znów na dupie.

ze sztuki „Opera za trzy grosze”, 1928

tłum. z niemieckiego Robert Stiller

*notka o autorze, inne jego wiersze w wersji oryginalnej i linki
do polskich przekładów w temacie A może w języku Goethego?

Utwór jest też w temacie Na wesoło (?)
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Ballady

Karel Kryl

Martina


W kopercie list, w nim pyta się
pewna Martina, czy mi chleb
obcy smakuje.
Obieżyświata chleb, gdy sam
jem go tu właśnie, a nie tam,
gdzie mnie brakuje?
Jajka na boczku to mój wikt,
śmieję się, łez nie widzi nikt,
dumam nad zmianą
i nagle tyle pytań mam,
czemu nie jestem tu ni tam,
gdzie by mnie chciano.

Gdybym z Martiną siedzieć mógł,
pijąc "martini" niczym bóg
wśród grona gości,
nie, nie wspominał tego bym,
o czym śpiewałem - stary hymn
górnej młodości.
Wentylatorów swojski wiatr,
miał bym sto kilo, tyleż lat
jak się należy.
Otyłą duszę, ciało też
karmił knedlami, wierz mi, wierz,
pił piwo z dzieży.

To tylko dwieście kilometrów,
może nawet bliżej,
lecz jeszcze nie oclona dusza ma.
Wciąż polityczne barometry
omijają wyże,
przy wiecznych niżach świat nie zmieni tła.

Gdybym pojechał do niej tam,
nie wiedziałbym, co robić mam,
może gołąbki -
symbol pokoju, siwy dym
lub produkował siarkę bym
z wody lub z gąbki.
Inne atrakcje też tam są,
szał na piłkarskich meczach, bo
brakuje kortów.
W knajpie bym leczył zdarty głos
i w rumie topił podły los
z braku paszportu.

A gdybym ją całować chciał,
miast kręgosłupa trzcinę miał
wiatrem targaną.
Włóczyłbym po zebraniach się,
a po wieczorach tłukłbym grę
głupią, karcianą.
Tak krocząc wciąż ku nowym dniom,
na boku bym zbudował dom
z kradzionej cegły.
I do "stolicznej" miałbym gust,
wciąż by krążyła z ust do ust,
w tym byłbym biegły.

Gdybym chciał mówić z Martiną,
myliłbym bukwy z łaciną
na kłamstwa głuchy.
Czastuszki dźwięki zamiast nut,
myliłbym berło oraz knut,
złe, dobre duchy.
Życiowe hasło: mieć nie być,
uczyłbym dzieci mądrze żyć
na prawdy zgliszczach,
na własnych śmieciach, syty kmiot,
bym najeżony zdobił płot
i czcił bożyszcza.

Może byś mogła kiedyś być
mym przyjacielem na czas zły,
gdy walczę z trwogą.
Tym, który snu zarzuca sieć,
wie, że mężczyźni muszą chcieć
więcej niż mogą.
Ty byś tępiła ciernie złe,
w objęciach swych chroniła mnie
przed chorób władzą,
twój ludzki rozum, ludzki gest
mówiłby: tu twe miejsce jest,
gdy wszyscy zdradzą.

Martino, wiedz, za darmo świat
nic nie rozdaje, w parę lat
sama zrozumiesz,
że nawet kamień skruszy czas
i na pustyni tryśnie raz
ożywczy strumień.
Gdy tęskny wyda mi się świat,
z twojego listu wyjmę kwiat,
wsunę go sobie
do butonierki, tani szpan
i wzniosę toast, wina dzban,
za twoje zdrowie.

To tylko dwieście kilometrów,
może nawet bliżej,
lecz jeszcze nie oclona dusza ma.
Wciąż polityczne barometry
omijają wyże,
przy wiecznych niżach świat nie zmieni tła...

tłum. z czeskiego Renata Putzlacher-Buchtova

wersja oryginalna pt. „Martině v sedmi pádech”
w temacie Poezja czeska i słowacka


http://www.youtube.com/watch?v=I5m42l0py4A

Wiersz jest też w temacie Emigracja

Zapachy

Strumień pod białą skałą
na chwilę małą
wstrzymał swój pęd.
W łonie podmokłej łąki
młodziutkie pąki
rwały się z pęt.

Pola czerwonych maków,
milczenie ptaków
i wiara w cud.
Węże w co drugim rowie,
szumiało w głowie
mleko i miód.

Drwiny i brak dyscypliny,
my kpimy, marzymy
od pokoleń trzech
Nie warto z czasem się kłócić,
co było, nie wróci
przez słabość, nasz grzech.

Symbole martwe, bez duszy,
lew stulił swe uszy,
więc po co się kryć?
Odwieczne poczucie winy:
historio, gdzie czyny?
O, Boże, jak żyć?

Zapach potu i skóry,
gest wzbudzał czuły
cyniczny śmiech.
Miłość pod koniec lata,
dolę nam splatał
oziębły śnieg.
Zapach prania i wody,
etos gospody:
chcesz żyć, to pij.
Kłamstwa i dzbany piwa,
głowa się kiwa,
a naród śpi.

Drwiny i brak dyscypliny ...

Randkę spłuczesz zebraniem,
chód kuśtykaniem,
spokój czym chcesz.
Zapach piwa i kości
zamiast miłości
i Boga też.
Klatka skrzydła zastąpi,
żyj, nikt nie skąpi
sztuki zza krat.
Perspektywy załgane,
siądź przed ekranem,
oglądaj świat.

Drwiny i brak dyscypliny,
my kpimy, marzymy
od pokoleń trzech.
Nie warto z czasem się kłócić,
co było, nie wróci
przez słabość, nasz grzech.
Odwieczne poczucie winy:
historio, my śpimy,
to piekło, nie raj.
Na przekór ojcom i synom
dać pierwszeństwo czynom.
Ach, gdzie jest nasz kraj?
Ach, gdzie jest nasz kraj?

tłum. z czeskiego Renata Putzlacher-Buchtova

wersja oryginalna pt. „Vůnĕ” w temacie
Poezja czeska i słowacka


http://www.youtube.com/watch?v=wq3vbFkkpwk

Wiersz jest też w temacie Zapach w poezji Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.09.12 o godzinie 10:07



Wyślij zaproszenie do