Tak jak obiecałem, relacja z maratonu w Shrewsbury :)
http://www.intherunning.net/events/the-shewsbury-marat...
Po okresie posuchy maratońskiej ( nie mogłem biec w żadnym z maratonów w kwietniu) rozpocząłem poszukiwania jakieś fajnej imprezki :)
Jakiś czas temu zobaczyłem zaproszenie na ten płaski maraton,zobaczyłem na mapkę, dojazd do przyjęcia, widoczki piękne, pierwsza edycja....to zawsze loteria,ale decyzja zapadła jadę:)
Przy okazji zwerbowałem znajomego ,który biegł półmaraton ( w niemal tym samym czasie odbywał się maraton i półmaraton).
Jak to często bywa pierwsza edycja,niewiele informacji,trasa mapy niewiele mówiąca,więc wszystko było zagadką;)
Z nastawieniem na łamanie 3:30 wyruszyłem w sobotę na miejsce,żeby zwiedzić miasteczko i odpocząć przed niedzielny biegiem.
Na miejscu baaaardzo urokliwie o czym można przekonać się poniżej :)
Nie wiele dało się zobaczyć samej trasy,ale kilka wniosków i spostrzeżeń się pojawiło : oznakowanie dystansu co milę, cała trasa po asfalcie i.....pierwsza "lampka"jak ma biec trasa, bo miasteczko na pewno nie jest płaskie;)
Dzień startu : temperatura super coś koło 10 stopni, mżawka,a jak się później okazało również co jakiś czas pojawiały się kilkuminutowe ulewy :) na dzień dobry - opóźniony start uczestników maratonu o 20 minut( jakieś problemy z zamknięciem odcinka drogi),uczestnicy pół maratonu startowali 20 minut po nas.
Bojowo ruszyłem na moje 4 okrążenia (2 okrążenia do półmaratonu).Mnóstwo ludzi,super doping,mimo mżawki biegło się super,kilka podbiegów po drodze,uświadomiło mi,że będę jeszcze je musiał "pokonać" po trzy razy i pojawiła się mniej więcej 6-7 km "taka" górka,długa i dość stroma,która obudziła każdego ,kto się jeszcze nie obudził;)I już wiedziałem,że to będzie mój "Everest" dzisiaj i 3.30 mogę zostawić sobie na maraton Warszawski :)
Drugie kółko mój Everest ponownie skradł mi mnóstwo sił na podbiegu,które i tak zostały nadszarpnięte przez pozostałe podbiegi.Mimo wszystko nadrabiałem te podbiegi i mój Everest na płaskim, na 25km było tylko 2 minuty powyżej zakładanego czasu i Everest po raz trzeci....i było ciężko jakoś wdrapałem się truchtając i to był przełomowy moment powinienem odpuścić i spokojnie biec ostatnie 15km a nie próbować biec w okolicach zamierzonego tempa....,na 30 km 5 minut wolniej niż w założeniach i nadeszło.... starcie numer 4 z Everestem, to już była nierówna potyczka, szedłem niemal czołgając się :) Sił już nie odzyskałem nawet jak już go ostatecznie pokonałem:)
I potem wolniutko ostatnie 6km czując na sobie ciężar mojego Everestu :)Ściany nie było ale wykończone podbiegami nogi nie chciały już nieść :)i w końcu meta :)
wynik 3:48;30 uważam w tym okolicznościach za swój wielki sukces :)
że było ciężko dla innych świadczy fakt,że zwycięzca miał 2:40 :)
Podsumowując : za rok tam wrócę, trzeba wyrównać rachunki i czas zacząć trenować podbiegi :)
Kilka fotek poniżej :) Mam nadzieję,że nie zanudziłem Was :)
Ten post został edytowany przez Autora dnia 25.06.13 o godzinie 00:01