Temat: Kariera młodego managera, czyli GLowy serial netowy
Zgodnie z obietnicą :)
Odcinek 2 Pierwszy koncert
Po okresie euforii przychodzi czas pracy. Pierwszą rzeczą, jaka spada na głowę Jacka, jest zadanie zorganizowania jak największej ilości płatnych występów dla swoich gwiazd. Wydaje się to zadaniem prostym, bo przecież tyle się latem w Polsce dzieje jeśli chodzi o imprezy plenerowe- dni miast wszelakich, juwenalia, festiwale itp.- istne Eldorado! Do tego jeszcze kluby- po zapoznaniu się z ich ilością Jacek zastanawia się nad rzuceniem nieźle płatnej posady w agencji reklamowej- w końcu trzeba zaryzykować i poświęcić się w całości swoim gwiazdom, a to poświęcenie z pewnością przełoży się na profity i satysfakcję. Na całe szczęście dziewczyna Jacka wyperswadowuje mu tę decyzję słusznie doradzając, aby poczekał, aż faktycznie zacznie dobrze zarabiać.
Tak więc nasz bohater poświęca kilka wolnych weekendów i tworzy obszerną bazę kontaktów. Z oczywistych względów są to główne maile podane na stronach www klubów. Kolejnym krokiem jest przygotowanie oferty (profesjonalnej, a jakże), która prezentuje sylwetki zespołów i ich dokonania. Teraz jeszcze tylko rozesłać i czekamy na spływające zamówienia na występy. Mija dzień, dwa, trzy, tydzień… Cisza. Jacek myśli sobie „to chwilowe problemy, zaraz zaczną dzwonić”. Kolejny tydzień mija, ale telefon wciąż milczy. Nasz lekko zaniepokojony manager wpada więc na pomysł, żeby osobiście dzwonić do klubów. Akurat ma kilka dni urlopu, więc postanawia to wykorzystać właśnie na załatwianie koncertów. Dziewczyna Jacka nie jest zadowolona z takiego obrotu sprawy, ale cóż… Kariera wymaga przecież poświęceń! I tak zaczyna się telefonowanie- na początek tam gdzie najłatwiej, czyli w rodzinnym mieście. Okazuje się, że nie za bardzo chcą rozmawiać i wymigują się brakiem osoby kompetentnej, albo też każą przesłać ofertę na tego samego maila, na którego już poszła. W kilku przypadkach udaje się wyprosić telefon do managera klubu lub jego bezpośredni adres mailowy. Tak więc Jacek „atakuje” właśnie tam. W zdecydowanej większości przypadków słyszy to samo- „proszę wysłać ofertę na ogólnego maila- zapoznamy się”. Czasem manago klubu, do którego się dzwoni chce, żeby podesłać linki i nawet daje swój prywatny mail.
Niby nie jest więc źle, ale kolejne tygodnie mijają, a koncertów jak nie ma, tak nie ma. Jacek nie jest jednak w ciemię bity i uruchamia swoją kreatywność- trzeba osobiście odwiedzić kluby i pogadać, a na pewno coś się trafi! Tak więc pewnego pięknego dnia przyszedł czas na tour po miejskich przybytkach rozrywki. W kilku z nich managerów nie było i kazali przyjść za parę dni, w kilku innych grzecznie prosili o przesłanie oferty na adres mailowy podany na stronie www (3 raz z kolei by to był), w innych znów klubach mówili wprost, że takich ofert to oni mają dziesiątki każdego dnia a terminy zabookowane do końca roku (Jacek działał w marcu) i na razie nie ma co liczyć na występ. W jednym klubie okazało się, że nasz bohater spotkał kolegę, który był tam managerem. Kolega ten, wzruszony losem naszego manago, powiedział mu wprost, że on ofert od zespołów wpływających na firmowego maila nawet nie czyta, tylko kasuje od razu. Jedynym sposobem załapania występu w dobrym klubie jest osobista znajomość z jakąś ważną personą stamtąd, a najlepiej połączona z „odpaleniem” działki od występu do kieszeni. Słysząc to Jacek nieco posmutniał, ale kolega pocieszył go, żeby się nie załamywać- „póki masz za co żyć, to działaj, działaj!”. Na całe szczęście los się uśmiechnął- w dwóch klubach manago powiedzieli „a czemu nie, mamy wolny termin”!
No i wreszcie! Miesiąc działania i jakieś efekty będą, a jak efekty to i kasa. Tak więc skoro mamy wolne terminy, to teraz pora na omówienie warunków finansowych. I tutaj małe zdziwienie, ponieważ kluby nie chcą płacić żadnych pieniędzy za koncerty! Manager klubu spokojnie tłumaczy, że „u nas gra się w systemie: my dajemy salę, a kasa z biletów dla was”. Nie ma innej opcji. Jacek, nieświadomy jeszcze warunków branżowych, pyta się o cenę biletów jaką można zaproponować oraz o potencjalną liczbę osób, które mogą przyjść na taki koncert. W odpowiedzi słyszy, że jakieś 10-15 PLN to max, co można dostać za bilety, bo więcej ludzie nie zapłacą za obejrzenie zespołu „z 3 ligi rozpoznawalności”. Z kolei manager klubu z góry zapewnia, że tak 100-150 osób przyjdzie pewnie, bo tyle zwykle przychodzi na podobne wydarzenia. Po szybkiej kalkulacji wychodzi, że 2000 PLN to górna półka tego, na co można liczyć w takim przypadku. Od tego należy odliczyć koszty biletów, plakatów, paliwa (szczęściem zespół jest z tego samego miasta) i mamy zarobek na czysto. Tak więc pierwszy koncert dochodzi do skutku! W piękny sobotni wieczór w klubie pojawia się jakieś 150 osób (z czego połowa chciała wejść za free, bo „znają właściciela / managera / barmana / ochroniarza”). Zysk z biletów wyniósł 2250 PLN- po odjęciu kosztów zostało 2000 PLN. Jacek wynegocjował z zespołem kontrakt gwarantujący mu 15% wpływów od występów, więc skasował całe 300 PLN. Po podsumowaniu ilości czasu potrzebnego do zorganizowania tego koncertu i w przeliczeniu na stawkę godzinową nie wyszło nawet 5 PLN/h, ale to przecież dopiero początek- najważniejsze, że się ruszyło!
Maciej B. edytował(a) ten post dnia 13.07.12 o godzinie 13:25