Temat: Pożądanie, fantazje erotyczne
Randall Jarrell
Mężczyzna spotyka na ulicy kobietę
Pod postrzępionymi liśćmi cienia
Starego złotowłosu,
Co żyje z natury niezmienny
Dłużej niż wszystkie inne drzewa,
Podążam za kobietą. Szorstkie złoto jej włosów
Wysnute z blasku, w którym żegluje.
Płacono dobrze tym, co ze słodkiego szampana
Tkały jej drugą skórę; spowija i odsłania
Jej długie nogi, jej rozkoszne biodra,
Gdy idzie lekko w szpalerze patrzących.
Cień drzewa zwanego włoskim złotowłosem,
O którym nikt nie wie z pewnością,
Czy i w dzikim stanie rośnie, skrapia jej jasne
Lub prawie jasne włosy,
Upięte z tyłu; wysoka, lub prawie wysoka,
Idzie przez deszczem obmyte powietrze.
Jasna, zgrabna, na wysokich obcasach,
Jest dla nas, mężczyzn, zjawiskiem... Mogę ją nazwać,
Tak jak nie mógłby Swann, kobietą w moim guście,
I czując ciepło, swojskość, zaskoczenie,
Idę za nowym dowodem mojego wyboru,
Pamiętając, jak u Lorenza świeżo wyklute
Gąsięta strząsnęły resztki skorupek
I zerkając na niego wiedziały, ze jest ich matką.
Gęgając, ta mała gromadka szła za nim wszędzie,
Gdy napotkały gęś, ich matkę,
Strwożone przybiegły do niego.
Jest we mnie odciśnięta
Ta postać, do której biegnę, dziwna,
Zapierająca dech sylwetka, i ona szepcze:
„Jestem twoja, bądź mój!”
Idę za tym nowym istnieniem,
Jednak jakoś znanym, za tą młodą, dojrzałą jakoś postacią,
I jestem przez chwilę młodszy, i młodsze jest stulecie.
Dziarski Strauss, któremu wąs siwieć zaczyna,
Krzyczy do muzyków: „Głośniej,
Głośniej! Wciąż słyszę madame Schumann-Heink.”
Potem już zmizerniały, łysiejący, stary,
Nakazuje ze starczą radością, aby dyrygowali
Elektrą jak
Snem Nocy Letniej - jak muzyką czarodziejską;
Proust, umierając, przełyka mrożone piwo
I zmienia w korekcie śmierć Bergotte'a
Zgodnie ze swym doświadczeniem. Greta Garbo,
Komisarz w Paryżu, słucha uważnie opowieści o tym,
Jak się spotkali McGillicuddy i McGillivray.
Co powiedział McGillicuddy do tamtego czy odwrotnie,
Garbo stwierdza z powagą: „Oby to spotkanie
Nie miało nigdy miejsca.”
Idę za tą kobietą i wspominam:
Zanim przybyłem tutaj, zbudziła mnie w lesie
O brzasku piosenka
Ptaki głoszą dzień,
Zawsze nią ptaki dzień rozpoczynają.
Jak każdy, i ja chciałem: „Niech dzień innym będzie”,
Ptaki chciały jak ptaki, coraz głośniej,
Donośnie, mocno i z uporem:
„Oby ten dzień był taki sam!”
Odwróć się do mnie,
Popatrz mi w oczy, powiedz: „Jestem twoja,
Bądź mój”
Ta myśl się spełni. Jednak
Gdy twój wzrok spotka się z moim wzrokiem,
Zyskają moje nieważkie marzenia
Ciężar istoty ludzkiej - skrzywdzę ją lub obronię.
Będziemy dobrzy dla siebie wzajemnie
Albo zapłacze, kiedy się rozeźlę,
Ze nie lubi Elektry, lub zacznę od Prousta.
Życzenie spełnione jest życiem. Oto moje życie.
Gdy się odwrócisz, muśnij oczyma moje oczy
I wyjaw spojrzeniem, co przemknie
Tak świetliście jak cień liścia, jak ptasie skrzydło,
Że nie ma na świecie takiego drugiego jak ja,
Ze gdyby tylko... Gdyby tylko... To wystarczy.
Lecz dość już udawałem: ruszam szybciej,
Podchodzę blisko i czubkiem palca dotykam
Jej szyi, tam gdzie granica jasnych włosów,
I sukni w kolorze szampana.
Muskam ją w chwili, gdy cień złotowłosu
Też ją muska... Bo przecież w końcu
To jest moja żona
Idąca do parku w nowej sukni od Bergdorfa.
Krzyknęła, całujemy się i ruszamy pod rękę
W słoneczne światło, dla Nowego Jorku zbyt piękne,
Światło naszego własnego domu w lesie.
Jednak potrzebne ono tym biedakom. Nie musimy
Staczać bojów o Prousta, rozważać o Straussie.
Od pierwszej krzywdy i pomocy minęło już tyle lat.
I po tylu odmianach, po tylu radościach
Nasze pierwsze szalone wspólne objawienie
Jest ciepłą zgodą. Już nie odróżniamy
Naszego życia od pragnień naszych.
Ten dzień rozpocząłem naprawdę
Nie z pragnieniem ludzkim: „Oby był inny”
Lecz z ptasią nadzieją: „Oby ten dzień
Był dniem tym samym, dniem mojego życia.”
tłum. Michał Sprusiński
wersja oryginalna pt. „A Man Meets a Woman
in the Street” w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.09.11 o godzinie 12:36