Temat: Twórczość własna- rusza do przodu :)
Nie wiem czy dobrze zrozumiałem ale powyższy tekst potraktowałem jako zaproszenie, aby w tym temacie zamieszczać opinie naszych czytelników. A skoro tak, to jedna z ostatnich jaka do mnie dotarła i dała mi kopa do kolejnej pracy nad czymś nowym:
" Szanowni Panowie Jan Jagoda i Władysław Zdanowicz,
Książka "AFGANISTAN, Relacja BOR-owika" jest - wg mnie - książką BARDZO WARTOŚCIOWĄ.
Jest książką, która z pewnością otworzy oczy wielu facetom, którzy NIE MAJĄ ZIELONEGO POJĘCIA O AFGANISTANIE, NIE MAJĄ ZIELONEGO POJĘCIA, CO TAM ROBIĄ NASI "ZIELONI" I NIE MAJĄ POJĘCIA, CO TO JEST OCHRONA OBIEKTÓW I LUDZI.
Po pierwsze - bardzo właśnie dobrze, że książka jest napisana żywym, bardzo dowcipnym językiem. Takich opisów nie można opisywać w napuszonym języku. Ja w związku z tym całą książkę dosłownie przeczytałem jednym tchem. A ludzie, którzy są ZE WSZYSTKIEGO NIEZADOWOLENI, niech sobie myślą co chcą.
Po drugie - moje widzenie dziennikarzy z prasy, radia i TV POKRYWA SIĘ CAŁKOWICIE z opisanymi przez Panów, czy przez Pana "Janka Jagodę" /rozumiem doskonale, że musiał Pan użyć pseudonimu; takie są reguły gry na całym świecie/. Ludziom z mediów poprzewracało się w głowach całkowicie. Rodzajowi żeńskiemu i męskiemu. Wbili sobie do głowy, że są IV władzą w kraju. Zaczęło się wszystko od Waldemara W., zresztą późniejszego szefa TVP /jedno wielkie nieszczęście, które trwa do dzisiaj !!!/ jakieś 15 lat temu. Potem doszła pyskata Olejnik i ... oboje dali fatalny wzór dla innych dziennikarzy. Prawie wszyscy są aroganccy, przemądrzali, niegrzeczni, w wywiadach - nie wiadomo dlaczego - pozwalają sobie na lekceważenie rozmówcy, z wywiadów radiowych i TV robią sobie własne pokazówki / w liczbie mnogiej od "show"/, nie zadają normalnych pytań tylko najpierw wygłaszają własne poglądy albo wręcz nachalne oskarżenia partnera /i Ty się broń/ i zmuszają biednych rozmówców do odnoszenia się do tego, co oni myślą. Rozmówcy nie mają wiele szansy, żeby przedstawić swoje poglądy na coś. A - niestety - nie mają odwagi, ZE ZROZUMIAŁYCH POWODÓW, żeby równie impertynencko im "odwalić".
Oddzielną kwestią są "wiadomości" z kraju i ze świata, obojętnie czy w mediach prasowych, w radio czy TV. Podzielam W CAŁOŚCI Pana poglądy i wystarczy, że powtórzę Pana słowa ze str. 224: "...przedstawiciele mediów są gotowi na wszystko, aby tylko dobrze sprzedać swój produkt, dlatego pokazują nam spektakl, do którego potrzeba aktorów i krwi". Nic dodać, nic odjąć.
Po trzecie - gratuluję grzecznego, bo grzecznego, bo nie można inaczej, opisania NANGAR KHEL. A już ten "mecz" majora z dziennikarzami na stronach 200 - 207 to jest MISTRZOSTWO ŚWIATA.
SZLAK MNIE TRAFIAŁ od słuchania i oglądania jakiś czas temu JAKIEJŚ ZUPEŁNIE NIEPOWAŻNEJ DZIECINADY ludzi "prokuratorskich" w mundurach w/s NANGAR KHEL. MAKABRA !!! Zbłaźnił się też ZUPEŁNIE ówczesny Minister Obrony Narodowej, który ze 100 różnych powodów nie powinien być ŻADNYM ministrem, a już z pewnością nie Ministrem Obrony Narodowej. Gadał BZDURY BEZ SENSU i to przed rozeznaniem sprawy. Według obowiązującej wówczas mody postępowania ministra "niesprawiedliwości" Ziobro. Typowy facet wzrostu Napoleona i ówczesnych jego szefów politycznych.
Po czwarte - kapitalne były opisy facetów z MSZ, tak zwanych "dyplomatów". Cholernie prawdziwe - rzeczywiste. To jest zresztą temat sam w sobie. Można napisać wiele książek na ich temat. To są MEGALOMANI z nosami noszonymi tak wysoko, że w Warszawie trzeba druty tramwajowe podnosić, żeby swoimi nosami nie zawadzili. Znałem ich setki w moich latach zawodowych.
A teraz kilka słów o mnie - skąd ja to wszystko wiem.
Mam teraz 74 lata. Ale "na dobrym chodzie". Skończyłem 3 lata Wieczorowej Szkoły Inżynieryjnej i Wydział Handlu Zagranicznego SGPiS. Znam od lat BIEGLE język angielski, niemiecki i rosyjski. Doktorat z "Nowoczesne metody finansowania inwestycji w świecie" zrobiłem na Uniwersytecie Amerykańskim w Bejrucie /tak, tak !!!/ W latach 1962 - 1969 przepracowałem na Bliskim Wschodzie, od Libii z zachodniej strony do Iranu ze wschodniej strony, z siedzibą w Bejrucie od sierpnia 1965 roku do czerwca 1969 roku. Sprzedawałem nasze maszyny budowlane - jako POLIMEX-CEKOP. Już do 1965 roku poznałem około 1.500 słów arabskich z książki "Phonetic Arabic", nauczyłem się liczyć i nielicho kląć po arabsku. W Libanie szło mi tak dobrze, że ówczesny Ambasador dorwał mnie we wrześniu 1965 roku i "dał propozycję nie do odrzucenia" - żebym został trzecim po wojnie Attache Handlowym. Dumny i blady - zgodziłem się. Miałem wtedy 29 lat.
Cały mój żywot zawodowy za granicą /a łącznie ponad 20 lat przeżyłem poza Polską/ opisałem w 2007 roku w mojej książce "70 LAT MINĘŁO ... wspomnienia z mojego żywota zawodowego za granicą" /poza 9 innymi książkami na tematy zawodowe, w języku polskim i angielskim, napisanymi w poprzednich latach/.
W Afganistanie ZE ZROZUMIAŁYCH POWODÓW nigdy nie byłem. Ani wtedy ani potem. Tam prawie spośród cudzoziemców NIGDY NIKT NIC nie budował /z pomocą maszyn budowlanych/, tylko burzył i niszczył !!! Ale znając BARDZO DOBRZE Iran z zachodniej strony i Pakistan ze wschodniej strony /objechałem oba te kraje DOKŁADNIE/, wyobrażam sobie, co to jet Afganistan. Tym bardziej, że z lektury książek znam BARDZO DOBRZE historię Afganistanu.
No to tyle na ten moment.
Gratuluję jeszcze raz napisania książki.
I ściskam graby z całej siły.
władysław Zdanowicz edytował(a) ten post dnia 29.08.10 o godzinie 21:39