Joanna Moś

Joanna Moś Freelancer:
Tłumaczenia,
Lokalizacja, Edycja
tekstów, HR

Temat: Downshifting

Czy spotkaliście sie już z tym pojeciem, oznaczajacym nowy styl zycia antykarierowiczów przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych?

DOWNSHIFTING = 'wrzucanie niższego biegu'

W praktyce jest to np. zmiana pracy z tzw. 'lepszej' (wyższe stanowisko, pieniadze) na 'gorszą' (niskie/nieregularne zarobki, maly prestiż) jako świadomy wybór w celu uzyskania lepszej równowagi na poziomie work-life, wiekszego samorozwoju, duchowości, prawdziwej pasji, czasu dla rodziny, itp.

Jasne, że w Polsce taka "radykalna" dycyzja łączy sie z większym ryzykiem niż w Stanach i innych krajach wysokorozwinietych.

Co o tym sądzicie? A moze chodziło Wam kiedys coś takiego po głowie? Jakie minusy oprócz finansowych Wam sie nasuwają?

Dodatek dla zainteresowanych:

Improving your work-life equation:
While countless articles have been written on the importance of ensuring harmony in one's daily routine, we too often neglect the message. The consequence, which we all know, is that we end up neglecting elements of life that are genuinely important to us. Not only is this topic popular within the media, but some corporations even try to ensure that their employees are maintaining a healthy balance between work and personal time by offering creative outlets such as extracurricular activities sponsored by the company or incorporating a 10% personal growth objective into employees' annual performance review.
As much as the work-life balance topic is communicated, sometimes it helps to be reminded of the tips you can follow to achieve a happier balance.
1. Spend time organizing your work load at the beginning or end of each day. Make a schedule and stick to it. Trust yourself; there is no reason to do more than what you've brainstormed and have written down that needs to be accomplished that day. Tools such as the Outlook calendar can also help you manage your time better.
2. Remember that in life you are defined by who you are in the office and who you are outside of it.
3. Set an example to your colleagues by going home on time. Don't be at work just to show that you are there. One of the benefits of mobility technology is that productivity doesn't always equal time spent in the office.
4. Take advantage of any Flex-time your company offers and realize that at companies, about 80% of the workforce takes advantage of this option.
5. Learn to say "no."
6. Remember to delegate.
7. Maintain boundaries between home and work.
8. Protect your private time and make sure you plan fun and relaxing activities with friends and family. Schedule these activities as you would work appointments.
9. Use technology to your advantage. Use wireless and mobile technology such as HP business notebooks to help you get things done when it suits you -- then switch off and relax.
10. Make sure you have time every week to reflect on life away from work and relax to feel refreshed.

konto usunięte

Temat: Downshifting

Tak byloby wspaniale miec komfort pracowac i sie utrzymac z pol etatu a reszte czasu poswiecic rodzinie, sobie i oczywiscie swoim pasja................
i kiedys tak bedzie ale kiedy?
Małgorzata K.

Małgorzata K. Doradca Zawodowy /
Pośrednik Pracy /
Lektor
j.angielskiego

Temat: Downshifting

ja tak zrobiłam :) zamieniłam pracę na wyższym szczeblu i za większe pieniądze na pracę "szeregowca" za mniejsze. Wszyscy się pukali po głowie - ale tego chciałam i nie żałuję. Jestem bliżej tego co lubię, a przy okazji mam więcej spokoju...
Monika S.

Monika S. Marketing

Temat: Downshifting

ja też. Dyrektora w branzy kosmetyków luksusowych zamieniłam na agenta nieruchomości. Mam dużo czasu na swoje nader liczne zainteresowania i podróże, więcej spokoju i wspaniałe znajomości. A pieniędzy wcale nie mniej :)
Rafał Zatorski

Rafał Zatorski Senior Product
Manager - Cash
Management (Business
Cards)

Temat: Downshifting

a co zrobić, jak zmiana na "spokojniejszą" pracę nie wystarczy, bo po głowie chodzi wyjazd gdzieś w ciepłe miejsce pod palemkę i beztroskie życie południowca? Rzucić wszystko, olać, zostawić bliskich, bo przecież nie wezmę ich ze sobą? Nie zechcą, będą się pukać w głowę. Być egoistą? W końcu nie żyjemy tylko i wyłącznie dla siebie... Mam nadzieję, że się mylę, ale według mnie nie da się :-((
Przeżył ktoś z Was coś takiego?

Pozdr
Wojciech B.

Wojciech B. Wolny, szukający

Temat: Downshifting

Sama idea jest oczywiście fantastyczna. Sam często myślę o tym (abstrahując w tej chwili od tego, czy lubię to co robię, czy też nie), jak strasznym "zjadaczem czasu" jest moja praca i jak praktycznie nie mogę (albo ledwie mogę) rozwijać zainteresowań, pasji, bo kiedy wracam do domu, to jestem po pierwsze masakrycznie zmęczony, a po drugie w NAJLEPSZYM razie jest już 18:30 i praktycznie niewiele można już zrobić. Poza tym pieniądze są w życiu ważne, może nawet bardzo, ale na pewno nie na tyle ważne, by dla nich marnować swe pasje i zainteresowania, a także tracić zdrowie.

Jest jednak i druga strona medalu, i rzeczywiście w Polsce jest to szczególnie trudne. Otóż taki downshifting, o ile w ogóle jest możliwy, oznacza zazwyczaj, że otrzymujemy tylko jedno: święty spokój przy naprawdę kiepskiej płacy albo dające wyżyć zarobki przy harówie. Poza tym wszystko zależy od tego, z jakiego poziomu (w sensie zarówno stanowiska, jak i obecnego wynagrodzenia) robimy taki downshifting. Jeśli zarabiamy kilkakrotnie czy tym bardziej kilkunastokrotnie powyżej średniej krajowej i/lub jesteśmy na przykład dyrektorem zarządzającym, to łatwo objąć niższe stanowisko i wciąż jeszcze nieźle zarabiać, mając więcej czasu i/lub mniej odpowiedzialności. Tak samo nie powinno sprawić aż takiej różnicy (chyba, że ktoś ma Bóg wie jak wysokie wymagania lub potrzeby), czy zarabiamy ośmiokrotność średniej krajowej, czy tylko czterokrotność. A i to tylko i wyłącznie, gdy na utrzymaniu mamy tylko siebie, względnie gdy w rodzinie jest ktoś, kto do tzw. "życia" dokłada porównywalną kwotę, co my.

Natomiast znacznie gorzej jest, jeśli zajmujemy mniej eksponowane stanowisko i/lub zarabiamy o wiele mniejsze pieniądze. Wówczas jaki downshifting jest możliwy? Ja na przykład tak mam, że moje stanowisko w firmie nie jest szczególnie wysokie. Jednocześnie jednak praca pożera cały mój czas, energię, siły i zdrowie. Z przyjemnością dokonałbym takiego downshiftu, tyle tylko, że przy spłacanych kredytach, wydatnej pomocy finansowej matce i chęci wynajęcia mieszkania (bo o kupnie to mogę sobie tylko pomarzyć), a także pasji (nie dającej się wykorzenić) podróżowania downshifting oznaczałby niemożność tego wszystkiego - po prostu miałbym może więcej czasu, ale nie utrzymałbym się.

konto usunięte

Temat: Downshifting

cały czas o tym myślę

znam przypadek nauczyciela akademickiego z polski co miał dość

i mieszka teraz w nepalu w małej wiosce i uczy dzieci jęz angielskiego.

pracuje 3 do 4 godzin dziennie ale zarabia ledwie na miskę ryżu

ale jakie ma widoki z okna ...

konto usunięte

Temat: Downshifting

tylko że u niego na decyzje wpłynęły sprawy rodzinne

konto usunięte

Temat: Downshifting

ja z kolei coraz częściej myślę o przekwalifikowaniu się i zostaniu kucharzem. to jest akurat to, co lubię robić, a kumpel u którego pracowałem po powrocie do polski ciagle powtarzał, że jak sie biorę za gotowanie czegoś, to zabieram się za to jak za małe dziełko.

a obecna praca.. masa stresu a czasu dla rodziny brak :/

konto usunięte

Temat: Downshifting

Mnie się wydaje, że każdy ma jakiś talent, coś co lubi robić (może nie zawsze jest to odkryte). A jeśli już się człowiek weźmie za to, co kocha, to prawie niemożliwe, żeby się z tego nie utrzymał.

konto usunięte

Temat: Downshifting

tu bym polemizował... koleżanka nie wyobraża sobie innej przyszłości niż uczenie polskiego. w szkole, zeby nie bylo wątpliwości.

dochody polskich nauczycieli nie są tajemnicą.

owszem, mozna się utrzymać z tego, co się kocha, ale trzeba umieć to przekuć na pieniądze. i owszem - można. tylko, że w jej przypadku jakoś tego nie widzę.

konto usunięte

Temat: Downshifting

Moja koleżanka uczy w szkole. Polskiego. Szkoła jest prywatna, płacą nieźle :-)
Wojciech B.

Wojciech B. Wolny, szukający

Temat: Downshifting

Rubi Birden:
Mnie się wydaje, że każdy ma jakiś talent, coś co lubi robić (może nie zawsze jest to odkryte). A jeśli już się człowiek weźmie za to, co kocha, to prawie niemożliwe, żeby się z tego nie utrzymał.
A ja chciałbym utrzymać się z podróżowania. Książki, artykuły, audycje - te rzeczy. Idea pewnie dobra, ale... Książkę napisałem (przynajmniej powiedziano mi, że się na książkę nada), ale "to się nie sprzeda". Artykuły napisałem, ale... było, minęło, nikt już o tym nie pamięta. Etc. etc.
Dorota Magdalena S.

Dorota Magdalena S. psycholog, filolog
rosyjski

Temat: Downshifting

Wojciech Bobilewicz:
Rubi Birden:
Mnie się wydaje, że każdy ma jakiś talent, coś co lubi robić (może nie zawsze jest to odkryte). A jeśli już się człowiek weźmie za to, co kocha, to prawie niemożliwe, żeby się z tego nie utrzymał.
A ja chciałbym utrzymać się z podróżowania. Książki, artykuły, audycje - te rzeczy. Idea pewnie dobra, ale... Książkę napisałem (przynajmniej powiedziano mi, że się na książkę nada), ale "to się nie sprzeda". Artykuły napisałem, ale... było, minęło, nikt już o tym nie pamięta. Etc. etc.
Też mi sie marzyło swego czsu utrzymywanie sie z podróżowania...ale marzenia...;);( widac nie kazdy może być Tonym Halikiem...choć mam koleżankę po romanistyce, które wyjechała do Francji i długo Przekrój drukował jej reportaże...czyli jednak może to po prostu kwestia szczęścia...ja po prostu nigdy nie spróbowałam...

konto usunięte

Temat: Downshifting

szczęścia po części też, ale wydaje mi się, że przede wszystkim uporu, wiary we własną "siłę sprawczą" i pracy nad swoim talentem w proporcjach 9:1 (9 porcji pracy na 1 porcję talentu)

konto usunięte

Temat: Downshifting

1. talent
2. wiara że się uda
3. ciężka praca, samozaparcie i wierność marzeniom

Jeśli ktoś pisze książkę i usłyszawszy "to się nie sprzeda" odwiesza marzenia na kołek, to znaczy, że tak naprawdę wcale tego na 100% nie pragnął! Żeby w życiu odnieść sukces, trzeba wiedzieć, czego się chce i dążyć do tego wytrwale.

Ile wydawnictw odrzuciło "Przeminęło z wiatrem"? 32! Trzydziestu dwóch wydawców powiedziało Margaret Mitchell, żeby sobie poszła w diabły. Ale ona poszła do trzydziestego trzeciego, który powiedział "tak". (nota bene - musieli sobie ci poprzedni nieźle pluć w brodę...)TO jest wierność marzeniu. TO jest upór i walka o to, w co się wierzy. I tylko taka postawa ma sens.
Wojciech B.

Wojciech B. Wolny, szukający

Temat: Downshifting

Rubi Birden:
1. talent
2. wiara że się uda
3. ciężka praca, samozaparcie i wierność marzeniom

Jeśli ktoś pisze książkę i usłyszawszy "to się nie sprzeda" odwiesza marzenia na kołek, to znaczy, że tak naprawdę wcale tego na 100% nie pragnął! Żeby w życiu odnieść sukces, trzeba wiedzieć, czego się chce i dążyć do tego wytrwale.

Ile wydawnictw odrzuciło "Przeminęło z wiatrem"? 32! Trzydziestu dwóch wydawców powiedziało Margaret Mitchell, żeby sobie poszła w diabły. Ale ona poszła do trzydziestego trzeciego, który powiedział "tak". (nota bene - musieli sobie ci poprzedni nieźle pluć w brodę...)TO jest wierność marzeniu. TO jest upór i walka o to, w co się wierzy. I tylko taka postawa ma sens.
No tak, tylko że moja "książka" to nie jest "Przeminęło z wiatrem". To po pierwsze. Po drugie jak słyszę, że owszem, moje jest ciekawe, nawet bardzo ciekawe, ale oni muszą najpierw sprzedać poradniki ekonomiczne, żeby zarobić (i tak już sprzedają od dwóch lat), albo też słyszę, że "my nie zajmujemy się tego typu działalnością/profilem", albo kiedy słyszę, że "Etiopia (bo o tym właśnie jest "książka") nie jest wystarczająco popularnym kierunkiem i nie zdecydujemy się tego wydać" etc. etc. etc., to naprawdę ręce i nogi się uginają.

Ponadto, żeby mieć ten upór do walki, trzeba mieć na tę walkę czas i energię. Kiedy i skąd mam ją mieć? Najpierw o 6:30 pobudka, pospiech i do ogłupiającej roboty, w domu najwcześniej przed 19:00 i już ponad 12 godzin wyrwanych z życiorysu (w pracy bardzo rzadko mam czas, żeby załatwić coś swojego, a to, że ostatnio częściej udzielam się na GL zawdzięczam wyłącznie temu, że przez kilka dni szefostwa nie ma/nie było w biurze). Potem zaś tłumaczę książki. Tłumaczę je z nadzieją, że zostaną wydane. Jedna została wydana. Ponieważ - i znowu - żaden wydawca ze znanych mi (i zajmujących się tego typu tematyką) nie był zainteresowany, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i wydać ją własnym sumptem. W końcu mi się to udało. Starałem się też jakoś (na miarę swych możliwości) nagłośnić sprawę. Łącznie książka sprzedała się jak dotąd w nakładzie 5 (pięciu) egzemplarzy i nieważne już, czy wydawca nieznany, czy autor nieznany, czy tłumacz nieznany, czy treść oryginału kiepska, czy treść tłumaczenia kiepska, czy też wreszcie może po prostu tematyka mało komu znana lub mało kogo interesująca. Faktem jest, że nic mi to praktycznie (poza, krótkotrwałą zresztą, satysfakcją) nie dało. Inną przetłumaczoną książkę rozesłałem wydawcom. Zgłosił się jeden i mówi (nie dokładnie tymi słowy): "Bardzo interesująca i świetnie przetłumaczona książka. Jesteśmy zainteresowani jej wydaniem" [oho, myślę sobie w tym momencie, czyżby wreszcie coś drgnęło?]... "ALE [no oczywiście, musi być ale] pan przetłumaczył z angielskiego, a oryginał był napisany po niemiecku, więc teraz musimy się zastanowić, co z tym zrobić". Zastanawiają się już czwarty miesiąc. Piszę, dzwonię - brak reakcji lub ta sama odpowiedź, że jeszcze nic nie wiadomo. Mogę więc albo czekać, albo ich olać i szukać gdzie indziej - z podobnym, jestem pewien, skutkiem.

tak czy owak nad tłumaczeniami siedzę gdzieś tak do 2-3 w nocy, także w dni powszednie, więc jestem totalnie zmęczony, niedospany i nie mam żadnej siły ani energii na żadną walkę. Ale najgorsze jest w tym wszystkim, że nie siedzę z założonymi rękami (w przypadku tych tłumaczeń, a także wielu innych jeszcze rzeczy), tylko staram się jak mogę. Robię i robię i nic z tego nie wynika.

O tak, gdybym jako pierwszy człowiek na świecie wjechał rowerem na Mt Everest i potem napisał o tym książkę, to pewnie zaraz 20 wydawnictw by się na to rzuciło. Ale może i nie, bo znam (nie osobiście) faceta z RPA, który jako pierwszy człowiek objechał Afrykę na rowerze wokół (wzdłuż wybrzeża) i też napisał o tym książkę, a ta książka (jak i on sam) poza pasjonatami roweru i ekstremalnej turystyki też nie jest nikomu znana, poza tym książkę też wydało jakieś mało znane wydawnictwo.

A jeśli chodzi o "odwieszenie marzeń na kołek": po pierwsze marzenie o wydaniu tej książki (które, nota bene, rzeczywiście nigdy nie było moim topowym priorytetem) zostało w tej chwili zastąpione przez kilka innych. Po drugie tak, talent, tak, wiara, tak praca, samozaparcie etc. Ale trzeba jeszcze niestety zejść na ziemię i wziąć pod uwagę takie mniej ciekawe i przyjemne aspekty, jak sytuacja finansowa, sytuacja zawodowa, sytuacja rodzinna etc.

Pozdrawiam Panią bardzo serdecznie i życzę wszelkich sukcesów.

konto usunięte

Temat: Downshifting

Wojciech Bobilewicz:
No tak, tylko że moja "książka" to nie jest "Przeminęło z wiatrem". To po pierwsze. Po drugie jak słyszę, że owszem, moje jest ciekawe, nawet bardzo ciekawe, ale oni muszą najpierw sprzedać poradniki ekonomiczne, żeby zarobić (i tak już sprzedają od dwóch lat), albo też słyszę, że "my nie zajmujemy się tego typu działalnością/profilem", albo kiedy słyszę, że "Etiopia (bo o tym właśnie jest "książka") nie jest wystarczająco popularnym kierunkiem i nie zdecydujemy się tego wydać" etc. etc. etc., to naprawdę ręce i nogi się uginają.

Ile jest wydawnictw w Polsce? Do ilu Pan wysłał swoją książkę? Co ma Pan na myśli pisząc, że Pańska książka "to nie jest Przeminęło z wiatrem"?
Ponadto, żeby mieć ten upór do walki, trzeba mieć na tę walkę czas i energię. Kiedy i skąd mam ją mieć? Najpierw o 6:30 pobudka, pospiech i do ogłupiającej roboty, w domu najwcześniej przed 19:00 i już ponad 12 godzin wyrwanych z życiorysu (w pracy bardzo rzadko mam czas, żeby załatwić coś swojego, a to, że ostatnio częściej udzielam się na GL zawdzięczam wyłącznie temu, że przez kilka dni szefostwa nie ma/nie było w biurze).

Jeśli ta praca, którą Pan wykonuje, Pana ogłupia, niech Pan ją zmieni na inną. I to im szybciej, tym lepiej :-)
Potem zaś tłumaczę książki. Tłumaczę je z nadzieją, że zostaną wydane. Jedna została wydana. Ponieważ - i znowu - żaden wydawca ze znanych mi (i zajmujących się tego typu tematyką) nie był zainteresowany, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i wydać ją własnym sumptem. W końcu mi się to udało. Starałem się też jakoś (na miarę swych możliwości) nagłośnić sprawę. Łącznie książka sprzedała się jak dotąd w nakładzie 5 (pięciu) egzemplarzy i nieważne już, czy wydawca nieznany, czy autor nieznany, czy tłumacz nieznany, czy treść oryginału kiepska, czy treść tłumaczenia kiepska, czy też wreszcie może po prostu tematyka mało komu znana lub mało kogo interesująca. Faktem jest, że nic mi to praktycznie (poza, krótkotrwałą zresztą, satysfakcją) nie dało. Inną przetłumaczoną książkę rozesłałem wydawcom. Zgłosił się jeden i mówi (nie dokładnie tymi słowy): "Bardzo interesująca i świetnie przetłumaczona książka. Jesteśmy zainteresowani jej wydaniem" [oho, myślę sobie w tym momencie, czyżby wreszcie coś drgnęło?]... "ALE [no oczywiście, musi być ale] pan przetłumaczył z angielskiego, a oryginał był napisany po niemiecku, więc teraz musimy się zastanowić, co z tym zrobić". Zastanawiają się już czwarty miesiąc. Piszę, dzwonię - brak reakcji lub ta sama odpowiedź, że jeszcze nic nie wiadomo. Mogę więc albo czekać, albo ich olać i szukać gdzie indziej - z podobnym, jestem pewien, skutkiem.

Proszę Pana, niestety jest ogólnie przyjęte, że nie robi się wtórnego tłumaczenia. W sumie nie dziwne, bo w którymś momencie zaczęłoby to przypominać zabawę w głuchy telefon. Trafiłam kiedyś na sztukę, która bardzo mi się spodobała, chętnie bym ją przetłumaczyła na polski. Niestety, wersja którą czytałam, była hiszpańska, ale oryginalnym językiem był portugalski. Trudno, szkoda, ale tekst będzie musiał poczekać na jakiegoś ludka, który zna portugalski.

Co do ostatniego Pańskiego zdania w tym akapicie: Henry Ford powiedział kiedyś:"Jeżeli myślisz, że coś Ci się uda to masz rację, jeżeli myślisz że Ci się nie uda to też masz rację" Wszystko zależy WYŁĄCZNIE od naszego podejścia. To co osiągamy w życiu zależy tak naprawdę tylko od nas.

tak czy owak nad tłumaczeniami siedzę gdzieś tak do 2-3 w nocy, także w dni powszednie, więc jestem totalnie zmęczony, niedospany i nie mam żadnej siły ani energii na żadną walkę. Ale najgorsze jest w tym wszystkim, że nie siedzę z założonymi rękami (w przypadku tych tłumaczeń, a także wielu innych jeszcze rzeczy), tylko staram się jak mogę. Robię i robię i nic z tego nie wynika.

Z takim podejściem lepiej nic nie robić. Szczerze.

Zna Pan zasadę 20%-80% (tzw. zasadę Pareto)?

O tak, gdybym jako pierwszy człowiek na świecie wjechał rowerem na Mt Everest i potem napisał o tym książkę, to pewnie zaraz 20 wydawnictw by się na to rzuciło. Ale może i nie, bo znam (nie osobiście) faceta z RPA, który jako pierwszy człowiek objechał Afrykę na rowerze wokół (wzdłuż wybrzeża) i też napisał o tym książkę, a ta książka (jak i on sam) poza pasjonatami roweru i ekstremalnej turystyki też nie jest nikomu znana, poza tym książkę też wydało jakieś mało znane wydawnictwo.

Szczerze mówiąc niewiele mnie obchodzi objechanie rowerem Afryki. Objechanie samo w sobie to ogromny wysiłek, zgadzam się. Opisanie tego, hm... To zależy co i jak autor chciał przekazać czytelnikom. Jeśli opisał kolejne etapy podróży w stylu: "Wstaję, wsiadam na rower, jadę, zatrzymuję się na noc, śpię. Wstaję, wsiadam na rower, jadę, zatrzymuję się na noc, śpię, itd" , to nadal mnie to nie obchodzi. Jeśli zaś poznał w podróży ciekawych ludzi, doświadczył czegoś niecodziennego i potrafi o tym opowiedzieć - bardzo chętnie przeczytałabym.
A jeśli chodzi o "odwieszenie marzeń na kołek": po pierwsze marzenie o wydaniu tej książki (które, nota bene, rzeczywiście nigdy nie było moim topowym priorytetem) zostało w tej chwili zastąpione przez kilka innych.

To Pan decyduje, czego Pan chce. Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka.
Po drugie tak, talent, tak, wiara, tak praca, samozaparcie etc. Ale trzeba jeszcze niestety zejść na ziemię i wziąć pod uwagę takie mniej ciekawe i przyjemne aspekty, jak sytuacja finansowa, sytuacja zawodowa, sytuacja rodzinna etc.

Ile Pan zna osób, które umarły z głodu?
Pozdrawiam Panią bardzo serdecznie i życzę wszelkich sukcesów.

Nie przychodzimy na ten świat po to, żeby się tu pomęczyć, pomęczyć i umrzeć. Ale wszystko zależy od naszej wiary. Do nas należy wybór czy chcemy być szczęśliwi, czy chcemy cierpieć.

Ja również pozdrawiam i życzę Panu więcej wiary w marzenia. I w siebie :-)
Wojciech B.

Wojciech B. Wolny, szukający

Temat: Downshifting

Rubi Birden:
Po drugie tak, talent, tak, wiara, tak praca, samozaparcie etc. Ale trzeba jeszcze niestety zejść na ziemię i wziąć pod uwagę takie mniej ciekawe i przyjemne aspekty, jak sytuacja finansowa, sytuacja zawodowa, sytuacja rodzinna etc.

Ile Pan zna osób, które umarły z głodu?

Nie rozumiem tego ostatniego pytania. Żadnej. I jestem pewien, że osoby te nie marzyły przed śmiercią o tym, by być szczęśliwymi i przekuwać marzenia na dokonania i sukcesy, ale żeby napchać żołądek.

Ja mówię nie o sytuacji osoby umierającej z głodu, tylko siebie, czyli kogoś kto naturalnie ma dach nad głową, coś do jedzenia i coś, w co się może ubrać. Jeśli to już sukces - fajnie, odniosłem sukces. ;-))) Mam jednak wrażenie, że nie o to tu chodzi i że nie o to Pani chodziło. Tak więc mówię z pozycji osoby, która ma taką a nie inną sytuację rodzinną, finansową i zawodową. I myślę, że nie ma tu czasu i miejsca (no i nie to forum) na opisywanie szczegółów. Myślę też, że najpierw trzeba znać dokładnie położenie danej osoby, by móc określić czy/na ile osoba taka stwarza sobie sama przeszkody lub jedynie narzeka, a na ile przeszkody takie są jak najzupełniej realne, a ich usunięcie lub ominięcie mogłoby spowodować, że ktoś byłby skrzywdzony lub zraniony.

konto usunięte

Temat: Downshifting

Wojciech Bobilewicz:
Rubi Birden:
Po drugie tak, talent, tak, wiara, tak praca, samozaparcie etc. Ale trzeba jeszcze niestety zejść na ziemię i wziąć pod uwagę takie mniej ciekawe i przyjemne aspekty, jak sytuacja finansowa, sytuacja zawodowa, sytuacja rodzinna etc.

Ile Pan zna osób, które umarły z głodu?

Nie rozumiem tego ostatniego pytania. Żadnej. I jestem pewien, że osoby te nie marzyły przed śmiercią o tym, by być szczęśliwymi i przekuwać marzenia na dokonania i sukcesy, ale żeby napchać żołądek.

Ja mówię nie o sytuacji osoby umierającej z głodu, tylko siebie, czyli kogoś kto naturalnie ma dach nad głową, coś do jedzenia i coś, w co się może ubrać. Jeśli to już sukces - fajnie, odniosłem sukces. ;-))) Mam jednak wrażenie, że nie o to tu chodzi i że nie o to Pani chodziło.

Chodziło mi o to, że czasem wydaje nam się, że potrzebujemy więcej niż naprawdę potrzebujemy. I że czasem warto coś poświęcić na okres przejściowy, żeby później było lepiej.
Tak więc mówię z pozycji osoby, która ma taką a nie inną sytuację rodzinną, finansową i zawodową. I myślę, że nie ma tu czasu i miejsca (no i nie to forum) na opisywanie szczegółów. Myślę też, że najpierw trzeba znać dokładnie położenie danej osoby, by móc określić czy/na ile osoba taka stwarza sobie sama przeszkody lub jedynie narzeka, a na ile przeszkody takie są jak najzupełniej realne, a ich usunięcie lub ominięcie mogłoby spowodować, że ktoś byłby skrzywdzony lub zraniony.

To, co Pan pisze, to oczywiście wszystko prawda. I ma Pan rację. Absolutną. Nie może Pan osiągnąć sukcesu, bo świat sprzysiągł się przeciwko Panu. Ma Pan niesatysfakcjonującą pracę, obciążenia finansowe, zobowiązania wobec ludzi, za mało czasu, a oprócz tego ludzie nie doceniają tego, co Pan robi. I pewnie już do końca życia będzie Pan robił to, czego Pan nie znosi, zanim dojedzie Pan do emerytury będzie Pan zrzędliwym, sfrustrowanym, obrażonym na cały świat facetem. I jeszcze będzie Pan siedział w kącie i miał za złe, bo przecież się Pan poświęcił, a ludzie są tacy niewdzięczni... Ale przecież takie jest życie. Wszyscy tak żyją. Nie?

Proszę Pana, ja te wszystkie powody znam. Sama bardzo długo używałam ich jako świetnej wymówki. Zawsze coś było przeciwko mnie, zawsze "martwiłam się" o innych. Zawsze znalazłam jakiś powód, dla którego nie mogłam robić tego, co kocham. Były ich tysiące, naprawdę. Teraz wiem, że to był tylko strach. Strach przed tym, że mi się nie uda, strach przed tym, że się uda (paradoks, prawda?)

Ja Panu nie powiem, że powinien Pan zrobić to czy tamto. Ja Panu nie powiem, co jest słuszne. Ja Panu powiem jedną rzecz: MAMY TYLKO JEDNO ŻYCIE. A jak Pan przeżyje swoje? Pańska sprawa :)

A i jeszcze coś: nie można dać komuś czegoś, czego się nie ma.Rubi Birden edytował(a) ten post dnia 09.01.08 o godzinie 13:30

Następna dyskusja:

Downshifting w praktyce




Wyślij zaproszenie do