Monika A.

Monika A. programista

Temat: O smokach i innych potworach

Jan Brzechwa

Smok


Na Wawelu, proszę pana,
Mieszkał smok, co zawsze z rana
Zjadał prosię lub barana.

Przy obiedzie smok połykał
Cztery kury lub indyka,
Nadto krowę albo byka.

Nagle raz, przy Wielkim Piątku,
Krzyknął: Coś tu nie w porządku!
Poczuł wielki ból w żołądku,

Potem spuchła mu wątroba,
Dwa migdały, płuca oba,
Jak choroba, to choroba!
Smok pomyślał: Proszę, proszę,
Nie mam zdrowia za dwa grosze,
Czas już zostać mi jaroszem.

I smok biedny od tej pory,
By oczyścić krew i pory,
Jadał marchew, jadał pory,

Groch, selery i kapustę,
Wszystko z wody i nietłuste,
Żeby kiszki były puste.

Tak za roczkiem mijał roczek,
Smok nasz stał się jak wymoczek,
Wprost nie smok, lecz zwykły smoczek.

Odtąd każda mądra niania
Dziecku daje go do ssania.


Edit: W sieci można znaleźć informację, że wiersz jest autorstwa Tuwima. Będę wdzięczna jeśli ktoś z Was rozwieje moje wątpliwości w tej kwestii :)
Monika M. edytował(a) ten post dnia 07.12.09 o godzinie 10:52
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: O smokach i innych potworach

Michał Zabłocki


Piękna złotowłosa królewna w niebieskich spodenkach



Piękna złotowłosa królewna w niebieskich spodenkach
Pobiegła wdzięcznie w kierunku zamkowej wieży
Nie pamiętała a może nawet i nie wiedziała
Że tuż obok w jaskini przyczaił się smok
Do jaskini smoka prowadził labirynt korytarzy
Do których należało wykupić w tym wypadku ulgowy bilet
Tak czy owak królewna nie była zainteresowana smokiem
Jej uwagę przykuła zamknięta na cztery spusty wieża
W której niestety już od dawna nikogo nie zamykano
Nawet za bardzo wysoką opłatą bez jakiejkolwiek zniżki
Królewna uchwyciła się spodni króla
I z zastanawiającą determinacją powiedziała wskazując na wieżę
Tata tam
Król zamyślił się po czym wyciągnął kartkę i ołówek
Nie wolno mi cię tutaj zostawić
Ale możemy wziąć ze sobą wieżę


23 lipca 2009 Zofia M. edytował(a) ten post dnia 07.12.09 o godzinie 15:19
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: O smokach i innych potworach

Michael Ondaatje

King Kong spotyka Wallace’a Stevensa


Weźmy na przykład te dwie fotografie –
Wallace Stevens i King Kong
(Czy to ma znaczenie, że pisząc te słowa, jem banany?)

Stevens – dostojny, łagodny, siwe przycięte włosy,
krawat w paski. Istny biznesmen, gdyby nie
te ciemne, grube dłonie, ten nagi mózg,
ta myśl w nim tkwiąca.

Kong słania się na nogach,
znów zagubiony na nowojorskich ulicach,
u jego stóp – ikra rozeźlonych samochodów.
Umysł nieobecny.
Palce plastykowe, elektryczność pod skórą.
Jest do dyspozycji Metro-Goldwyn-Mayer.

Tymczasem W. S. w garniturze
myśli o chaosie, myśli o płotach.
W głowie – nasienie świeżego bólu,
egzorcyzmy,
ryk zamkniętej krwi.

Dłonie spływają z marynarki,
pozują w cieniu mordercy.

tłum. Jerzy Jarniewicz

w wersji oryginalnej pt. „King Kong meets Wallace Stevens”
w temacie Poezja anglojęzyczna



Obrazek
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.12.09 o godzinie 15:44
Monika A.

Monika A. programista

Temat: O smokach i innych potworach

Zbigniew Herbert

Potwór Pana Cogito


1

Szczęśliwy święty Jerzy
z rycerskiego siodła
mógł dokładnie ocenić
siłę i ruchy smoka

pierwsza zasada strategii
trafna ocena wroga

Pan Cogito
jest w gorszym położeniu

siedzi w niskim
siodle doliny
zasnutej gęstą mgłą

przez mgłę nie sposób dostrzec
oczu pałających
łakomych pazurów
paszczy

przez mgłę
widać tylko
migotanie nicości

potwór Pana Cogito
pozbawiony jest wymiarów

trudno go opisać
wymyka się definicjom

jest jak ogromna depresja
rozciągnięta nad krajem

nie da się przebić
piórem
argumentem
włócznią

gdyby nie duszny ciężar
i śmierć którą zsyła
można by sądzić
że jest majakiem
chorobą wyobraźni

ale on jest
jest na pewno

jak czad wypełnia szczelnie
domy świątynie bazary

zatruwa studnie
niszczy budowle umysłu
pokrywa pleśnią chleb

dowodem istnienia potwora
są jego ofiary

jest dowód nie wprost
ale wystarczający

2

rozsądni mówią
że można współżyć
z potworem

należy tylko unikać
gwałtownych ruchów
gwałtownej mowy

w przypadku zagrożenia
przyjąć formę
kamienia albo liścia

słuchać mądrej Natury
która zaleca mimetyzm

oddychać płytko
udawać że nas nie ma

Pan Cogito jednak
nie lubi życia na niby

chciałby walczyć
z potworem
na ubitej ziemi

wychodzi tedy o świcie
na senne przedmieście
przezornie zaopatrzony
w długi ostry przedmiot

nawołuje potwora
po pustych ulicach

obraża potwora
prowokuje potwora

jak zuchwały harcownik
armii której nie ma

woła -
wyjdź podły tchórzu

przez mgłę
widać tylko
ogromny pysk nicości

Pan Cogito chce stanąć
do nierównej walki

powinno to nastąpić
możliwie szybko

zanim nadejdzie
powalenie bezwładem
zwyczajna śmierć bez glorii
uduszenie bezkształtemMonika M. edytował(a) ten post dnia 15.12.09 o godzinie 08:27
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: O smokach i innych potworach

Jacek Kaczmarski

Przyczynek do legendy o świętym Jerzym


Beacie Biegańskiej

Zabił święty Jerzy smoka
W płaszcz z atłasu wytarł miecz.
Czarna zdobi go posoka:
Smocza śmierć - rycerska rzecz.
Odrąbanym skrzydłem gadzim
Mąż opędza się od much;
Dowód tryumfu w sakwę wsadził:
Komplet świeżych smoczych kłów.

Święty Jerzy! Święty Jerzy!
Smok bezzębną paszczę szczerzy,
Chociaż już się nic mu nie śni -
Zabić gada los ci każe,
Żebyś trafił na ołtarze,
Ale to nie koniec pieśni!

Zasłużoną karmił sławą
Smokobójcę wdzięczny lud
I podziwiał sakwę krwawą,
Z której snuł się smoczy smród.
Rycerz pocił się w purpurach
Wśród koronowanych głów
I nie było trubadura,
Co nie śpiewałby tych słów:

Święty Jerzy! Święty Jerzy!
Gadzi zewłok w prochu leży,
Dla robactwa żer i pleśni.
Zabić smoka los ci kazał
Byś się znalazł na ołtarzach,
Ale to nie koniec pieśni!

Wszędzie swą postawił stopę,
Wszędzie dowiózł gadzi swąd.
Pokrył świat swym świętym tropem
Aż posiwiał, schudł i zwiądł.
A z rozprutej sakwy ronił
Krok po kroku kieł za kłem
I odrastał smoczy pomiot
Z tryumfu dobra drwiąc nad złem.

Święty Jerzy! Święty Jerzy!
Święty sen ci się należy,
Wymęczyli cię współcześni!
Bo uprawiać smokobicie
Łatwiej, niźli walczyć z życiem,
Ale to nie koniec pieśni!

Umarł rycerz, a w Kościele
Rozprawiano parę lat,
Jak podzielić jego szkielet,
Bo relikwii żąda świat.
Smoków się wyraja mrowie,
Za to świętych nigdy dość!
Sprawiedliwie! - ktoś podpowie:
Mit za mit! I kość za kość!

Święty Jerzy! Święty Jerzy!
Liczą kości buchalterzy
Ile w nich się wiary zmieści -
Niepisany sen twym szczątkom,
Musisz zacząć od początku
I nie będzie końca pieśni...

15.8.1997

"Przyczynek do legendy o świętym Jerzym", muzyka i wykonanie: Jacek Kaczmarski

http://www.youtube.com/watch?v=Cb14EgyAyr8Zofia M. edytował(a) ten post dnia 08.12.09 o godzinie 15:10

Temat: O smokach i innych potworach

Janina Porazińska

SZEWCZYK DRATEWKA I SMOK WAWELSKI - HISTORIA PRAWDZIWA

Żył dawno w Krakowie głupi jak marchewka,
Gość pewien dość młody, czyli Szewc Dratewka.
Prowadził się skromnie, a w ciężkiej harówie
Poświęcił się szewstwu - wyrabiał obuwie.
I każdy, kto miał problem - duży czy też mały
Przychodził do Dratewki po nowe sandały.
Widział to młodzian i widziała dziewka,
Że igłę i dratwę miał Szewczyk Dratewka,
I, że on to potrafił jak mało który
Użyć do obuwia odpowiedniej skóry.
I wchłonęła by go pewnie ówczesna epoka,
Gdyby nie pragnął obuwia ze smoka.

W myśl starej zasady, każdy się z tym zgodzi,
Że szewc przeważnie bez butów wciąż chodzi,
Dratewka dla reguły tejże potwierdzenia,
Lubił się poruszać nawet bez odzienia.
Biegał po Krakowie, jak zboczeniec mały,
A kiedy niewiasty oczy zasłaniały,
Siusiaka w rączkę chwytał i szybkimi ruchy
Damy o wstyd przyprawiał za pomocą gruchy.
I choć wszyscy myśleli, że Szewczyk ma joba,
Tenże dobrze wiedział, że się to podoba.
I często się zdarzało, że u grodu bramy
Pruł jak popadło najładniejsze Damy
Co niby oburzone na szewskie nawyki
Sprawiały sobie następne trzewiki.
A, że za swe usługi opłaty były duże,
Szewczyk je pobierał przeważnie w naturze.

Lecz pewnego razu nastrój tenże sielski
Przerwał brutalnie straszny smok wawelski,
Co, jak nazwa wskazuje, mieszkał na Wawelu
Wychodził z pieczary i wyglądał celu.
I strasznie zagrożony stał się stan niewieści.
Smok już porwał dziewic ponad sto trzydzieści.
(Podanie takiej liczby dość mnie zaskoczyło,
Dziewic tylu w kraju z pewnością nie było).
Straszny to był potwór. Morda jak kopara,
A w niej oprócz zębów łatwopalna siara,
Którą lubił czasami rozjarzyć
I od czasu do czasu klientów przeprażyć.
Dobrze się bawił, kiedy Słowianina
Mógł bez problemu zrobić na Murzyna.
Ze śmiechu zaś padał i rył wniebogłosy.
Gdy niewiastom na nogach mógł wypalić włosy.
(Ponobnież od włosów na nogach ilości
Kobiet zależy stopień namiętności).
Ponieważ jednak smok jest zawsze smokiem,
Ze smoczej natury strasznym był chłopokiem.
Ślipia miał przekrwione i że znał hipnozę,
U ofiar wywoływał panikę i zgrozę.
Bo przywlókł bydlak ze sobą dość sprośne maniery,
Ryj miał w prawdzie jeden, lecz pisiole cztery.
I w tej swojej smoczej, gadziej wręcz jurności
Kobiety pożądał w niezwykłej ilości.
To zaś wystarczyło, by kwiat rycerskości,
Słynny skądinąd ze swej męskości,
Wkurwić do granic samej możliwości.
Bo powiedzcie mi szczerze, kto z Was do cholery
wykona jednym rzutem numery aż cztery?

Takim więc sposobem Kraków nasz spokojny,
Znalazł się nagle w stanie smoczej wojny.
I chociaż to śmieszne, to jednak niestety,
Trzeba czasem walczyć o własne kobiety.
I prawie natychmiast, już z samego rańca
Król do ludności wysyła posłańca,
Co papirus ze sobą bardzo ciężki taszczy,
I od rogu ulicy do ludności wrzeszczy:
Słuchajcie co wam powiem!
W tę okropną datę
Ruszamy jutro na smoczą krucjatę!
Kto młody i zdrowy, niech sił swych nie skąpi,
I do zbrojnych oddziałów niechaj zaraz wstąpi!
Takie jest bowiem Króla polecenie,
Na jutro zwołujemy bojowe ruszenie!
Wszyscy natychmiast zabezpieczcie żony,
Kochanki, panienki i stare matrony,
Bo wróg działa chytrze i w niegodziwości,
Groźny jest bardzo w swej niemoralności!
Oto jest dla was dziejowe wyzwanie!
Walczmy o swe panie zacni Krakowianie!
Posłaniec się zająknął trochę na początku,
Szybko jednak wrócił do swojego wątku:
Kto się zaś przyczyni do smoka zagłady
Król natychmiast o to przyjmuje zakłady!
I tłum jakoś nagle na bogactwo łasy,
Na tak dziwny hazard nie żałował kasy.
Posłaniec jeszcze dodał, że król zasmucony,
Zwycięzcy obiecał odlew swej korony.
Największą zaś nagrodą, przepis był to pewny,
Miała być proteza młodziutkiej królewny.

Smok tymczasem rozeźlony
Był gotowy do obrony.
Całą wielką tę nagonkę
Chciał przerobić na wędzonkę.
I podsmażyć pragnął gości.
Słusznych bronił wszak wartości,
Bo choć chciał się przypodobać,
Nikt go nie chciał tolerować.
Wielkim on był niegodziwcem,
Lecz wiedział i o tem - nie wezmą go żywcem.
Wprawdzie oddawał się sprośnym uciechom,
To z całą pewnością nie odda się klechom,
Co zasłoniwszy się całą sługów chmarą,
Sami dla siebie zepsucia są miarą.
Chociaż był gadem, znał prawdę prastarą
Smok nie został nigdy obłudy ofiarą.
Gdy o smoku wspomnisz, młodyś czy sędziwy,
Pomyśl - zły był, fakt to, lecz w całości prawdziwy.

Już pod grotę podchodzą rycerze,
Kruszą swe kopie, a szable szermierze,
Wszystko wszakże na nic, bo gadziny skóry,
Grube są i mocne jak kamienne mury.
I zamieszanie wielkie powstało w oddziałach,
Smok o jednym ryju oraz czterech pałach
Zwycięstwa był bliżej niźli inni celu,
Raz się zamachnął a udupił wielu.
I ny większe jeszcze przyprawić odrazy,
Wypuścił świntuch jeden swe zatrute gazy.
Już się tłum duzi i ze zgrozy jąka,
Bo smok puścił sobie siarczystego bąka.
Beknął przeciągle i z zadowolenia,
Patrzy jak się wszystko w pogromy zamienia.
A że teren gazem został zakażony,
Płomień we wszystkie rozprysł się strony,
I na nic by się zdały ekspolozji pomiary,
Wszystkich dokładnie wymiotło z pieczary.
I nie będzie to dziwne nawet dla tłumoka,
Że wymiotło wszystkich, ale oprócz smoka.
Zwarte zaś oddziały rycerzy, szermierzy,
Fruwały w powietrzu tak, jak się należy.
Nawet ciężkie konie i zbroje z pancerzy,
Też pofrunęły tak, jak się należy.
Nie muszę też dodawać, że jak się należy
Latały i inne przedmioty rycerzy,
Dokładniej zaś tarcze, kolczugi, maczugi,
Włócznie łuki, strzały, tudzież i sztandary,
Proporce, chorągwie, buty dwa do pary,
A co jeden już leci - to z drugim się zderzy,
Co jeszcze latało? - Któż dzisiaj zmierzy...
W każdym bądź razie na wysokość wieży.
A kto z was nie chce, to niech nie wierzy,
Lecz wszystko fruwało tak, jak się należy.
I jak już się dzieci do snu będziecie kładli,
Tych wypatrzyć możecie, co jeszcze nie spadli.

Przegrana wyprawa brzemienny dała skutek,
Bo na zamku królewskim zapanował smutek.
Już król niespokojny wzywa swych medyków,
Biologów, zoologów, tudzież botaników,
I wrzeszczy już od progu niby z głupia franta:
Kto wyhodował takiego mutanta?!
Słyszałem o potworach słynnych z upiorności,
Co strasznymi mordy połykały gości,
Lecz jak walczyć z monstrum, moje to osądy,
Które w nadmiarze ma płciowe narządy?
Na to zaś biolog się w głowę swą drapie:
Zanim smoczysko wszystkich nas wyłapie,
Trzeba by natychmiast, miast po ciemku błądzić,
Środek jajobójczy mocny dość sporządzić,
I podrzucić go trzeba świni tej następnie.
Uwaga biologa zabrzmiała posępnie,
Bo skąd wziąć rycerza, który bardzo skrycie
Wykonałby rozkaz i ocalił życie?
To przecież nic nie da - powie ktoś żałośnie,
Co się w smoku zniszczy, to zaraz odrośnie...

Już smok po pieczarze wesół swej skacze,
I w niewiastach wciąż nowych ściąga swe haracze,
A co towar wciąż świeży podda degustacji,
Oddaje z powrotem aby z sytuacji,
Dogodnej dla siebie skorzystać właściwie.
Same zaś niewiasty, nie powiem, dość chciwie
W kolejkach wystawały dość długie godziny,
By właściwie wypełnić żądania gadziny.
Kurwiły się więc córy przezacnego grodu,
Bo czego się nie robi dla dobra narodu...,
I dla dobra wnuków - wspomni to epoka,
Choćby ci potomni mieli coś ze smoka.
Słusznie się młodzieży uwagę dziś zwraca,
Jest to bowiem pierwsza tak społeczna praca.

Smok z racji dziejowej i poważnej roli,
Towar zwykł przeglądać z namysłem, powoli
I każdą partię niewiast dobrze przesortował,
Nim się na cokolwiek zdecydował.
Oddzielnie zwykł ustawiać stateczne kobiety,
Oddzielnie zaś trzpiotki, oddzielnie kokiety,
Oddzielnie brunetki, odmiennie blondyny,
Inaczej grupował nieletnie dziewczyny.
Sortował je różnie: na niedopieszczone,
Na ciche, spokojne, bardzo wygłodzone,
Na namiętne, oziębłe, rozpustne po brzegi,
A wszystko ustawione w równiutkie szeregi.
I po tak żmudnej i nudnej wizytacji,
Przydzielał je różnie według numeracji
Swych czterech pisiolów, co jak gilotyna,
Rżnęły i rąbały, jak sprawna maszyna.
I stoczyłby się nasz naród w otchłań kurewską,
Gdyby nie Dratewka, co w pasję wpadł szewską
Dosyć miał już Szewczyk płciowej abstynencji,
Bo nie lubił strasznie takiej konkurencji,
C to z gościa zacnego stroi głuptasa,
Oj, nie lubił Dratwa chwytów niżej pasa.
Pozbierał on wtedy swe liczne przybory,
I poszedł w odwiedziny do gadziej zmory.
Gdy był już dość blisko smoka wielkiej nory
Wszelkie i ostrożne zachował pozory.
Wychodź mięczaku! Smoczy ty tępolu!
Stań se mną do walki na otwartym polu!
I gdy obnażył swego pisiola,
Ujrzał przed sobą wielkiego potwora,
Co się z Dratwy nabijał, że aż tak się trudzi.
Z czym ty chcesz chłopcze startować do ludzi?
Lecz że jako Szewczyk sprytną miał naturę,
Bezbłędną wykonał akupunkturę:
Wyjął swe grube szewskie iglaki,
I w smocze z wprawą powbijał siusiaki,
Już smok się tarza, już z bólu wyje,
I przerażenia swego przed szewcem nie kryje,
Od tak bolesnej czynu szewca dawki,
Przez bydlę przechodzą konwulsyjne drgawki.
Aż z bólu pozwijane no i z wielkiej trwogi,
Ścieli się ścierwo u pogromcy nogi.
Wiedział wszakże Szewczyk, to nie koniec walki,
Bo wkrótce potwór od nadmiaru siarki
Nadął się okropnie jak chmura gradowa.
I wybuchły zwłoki niczym broń jądrowa.
Jeszcze tylko Szewczyk zebrał smoka flety,
Zasmucone bardzo uwolnił kobiety
I zachwycony ze sprawy takiego układu
Puścił się pędem do swego zakładu.

Szewczyk nie przyjął żadnej nagrody,
Bo miał ku temu swe własne powody.
Że smok przez niego został zakłuty,
Koncesję otrzymał na kowbojskie buty.
I cuda wyrabiał jak szewc mało który,
Z rozrzuconych po mieście resztek smoczej skóry.
A będąc w Krakowie, miły czytelniku,
Przyjrzyj się dokładnie co w dużym słoiku
Zamknęli dla potomnych ludzie króla dworu...,
By naród nie stracił poczucia humoru.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: O smokach i innych potworach

Lawrence Raab

Nagłe zjawienie się potwora w oknie


Tak, jego twarz jest tak straszna,
że nie można się odwrócić.
Tylko ta cienka szyba między nami i nim,
zapocona jego oddechem.
Za nim ciemna mazanina drzew
w ogrodzie, gdzie chodziliśmy
jeszcze godzinę temu, kiedy przyszła burza,
patrząc, jak woda kapie z sękatych gałęzi,
ostrożnie omijając opadłe owoce.
W każdej chwili może wsadzić pięść
wprost przez szybę. A po naszej stronie
możemy coś schwycić, na przykład
nóż do otwierania listów albo nawet
spróbować, bardzo powoli,
wysunąć rewolwer z szuflady biurka,
przy którym siedzimy, pisząc
list właśnie leżący przed nami.
Nic takiego się nie stanie.
I nie dlatego, że żal go albo że w jego twarzy
pełnej blizn, odgadujemy jakąś bezbronność,
co w naszej twarzy zwykle oznacza współczucie.
Nie dowiemy się nigdy, czego chciał,
co mógłby zrobić, bo sam, z własnej woli,
odwrócił się. A ponieważ
nasze życie jest takie, ze nie ma w nim
miejsca na różne potwory,
bierzemy się w garść i powracamy
do listu o burzy, która zgięła
jabłonie tak nisko, że niemal do ziemi,
i zepsuła owocobranie.

tłum. Czesław Miłosz

w wersji oryginalnej pt. „The Sudden Appearance of a Monster
at a Window” w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 01.01.11 o godzinie 07:04
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: O smokach i innych potworach

Hans Magnus Elzensberger

odpowiedź bajkowego stwora


smok poślubił różę,
żeby cię spłodzić.
żyjesz gdzieś, to jest,
gdzie pazur kiełkuje w marcu,
żeby zakwitnąć,
gdzie październikowy grzmot łagodnieje
i staje się zapachem. wołaj!
chcę przyjść do ciebie,
powiedz mi dokąd,
żebyśmy mogli pytać się
i kochać nawzajem,
radości bez lęku,
i być dobrym? –

być dobrym nie ma nigdzie!

z tomu „Landessprache”, 1960

tłum. Jacek St. Buras

wersja oryginalna pt. „antwort des fabelwesens”
w temacie A może w języku Goethego?
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: O smokach i innych potworach

Henri Michaux*

Smok


Wyszedł ze mnie smok. Stu ogonami ognia i nerwów.
Ile trudu sobie zadałem, by zmusić go do wzniesienia się w górę, popędzając go batem nad sobą! Dołem zamknięty byłem w stalowy, więżący mnie uchwyt. Ale upór mój i wściekłość były tak wielkie, że wreszcie okowy niemiłosiernej kaźni rozwarły się pod naciskiem gwałtownych ruchów kołowych.
Wszystko właśnie szło jak najgorzej, a był to wrzesień (1938), wtorek – i z tego powodu musiałem przybrać równie niezwykłą postać. Tak to wypowiedziałem bitwę sam, kiedy Europa jeszcze się wahała, i wyruszyłem jako smok przeciw złym siłom, przeciw paraliżowi szerzącemu się pod wpływem wydarzeń, ponad głosami oceanu przeciętności, której potężne siły objawiły się nagle
i w sposób uderzająco zawrotny.

tłum. Julia Hartwig

*notka o autorze, jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie W języku Baudelaire’a
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 25.11.10 o godzinie 09:16
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: O smokach i innych potworach

Harry Martinson

Olbrzym


Siedzi w prastarej kamiennej bramie i dłubie sobie w zębach.
Dopiero co zjadł kilku ludzi.
Wokół niego krocie zwyczajnych zjadaczy chleba
obsiadających każdy występ muru,
lecz większość z nich spoczywa w jego żołądku.
Bębni sobie po brzuchu i ogłasza wojnę.
Głaszcze się po brzuchu i zwiastuje pokój, jest syty.
Wokół niego fruwają ptaki,
jego orły napastnicze, jego sepy zwiadowcze.
Miasto traktowane jest jak pieczeń, albo jak padlina wystawiana na przynętę.
Kiedy jakieś miasto kruszeje, wówczas kładzie na nim łapę.

Chętnie mówi o przyszłości.
Będzie wspaniała i potężna.
Będzie rozrastać się i obrastać w wielkie miasta.
Każde takie miasto z czasem skruszeje,
stając się smakowitym kąskiem dla jego syna.

z tomu „Vagnen”, 1960

tłum. ze szwedzkiego Janusz B. Roszkowski

wersja oryginalna pt. „Jätten” w temacie Poezja skandynawska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 30.10.11 o godzinie 15:29
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: O smokach i innych potworach

Ilse Tielsch
        
        
Golem


Była ponura
noc gdy stworzyliśmy golema
ale jak ciemne było niebo
nie zauważył nikt
Sprawiedliwi spali
kochający kochali jak zawsze
z zamkniętymi oczyma
podczas gdy ziemia i ogień mieszały się
a woda sycząc
wyparowywała

On sam
już oddychając
spojrzał do góry w przerażającą
otchłań
rozważył swoje możliwości
i domyślił się
ich skali

z tomu „Dorn im Fleisch. Ausgewählte Gedichte/
Cierń w ciele. Wiersze wybrane”, 2010

tłum. Ariel Ferensztajn



Obrazek


wersja oryginalna pt. „Der Golem”
w temacie A może w języku Goethego?

Następna dyskusja:

Recenzje o publikacjach - n...




Wyślij zaproszenie do